-Muszę już iść, Eleanor czeka... -Louis wstał z miejsca.
-Ja też, za dwie godziny mam samolot do Dublina. Nie obrazisz się, jak już pójdziemy? -Niall także podniósł zadek, zwracając się do Hazzy.
-Nie, jasne że nie. Idźcie już, wystarczająco długo tu siedzieliście. -odpowiedział mu uśmiechem.
-Zawiozę cię na lotnisko. -Liam, ty też? Zaczęłam obawiać się sam na sam z Harrym, na szczęście został Zayn, który na razie nigdzie się nie wybierał.
-Odprowadzę was na dół. -no tak, przecież musiał.
-Pa Hazziątko, trzymaj się. Pamiętaj, że cię kocham! -Louis krzyknął, posyłając mu buziaki, po czym razem z resztą opuścił salę.
-Mam pytanie... -zaczął niepewnie. -Mów. -ciepło się uśmiechnęłam.
-To prawda, że siedziałaś tutaj cały tydzień? -znów mogłam ujrzeć te cudowne iskierki w jego oczach. Tylko szerzej się uśmiechnęłam, twierdząco kiwając głową -Dlaczego?
-Bo... -przeciągnęłam, po czym uniósł brwi. Stwierdzam, że teraz, albo nigdy. Muszę to w końcu z siebie wydusić. Podążyłam więc na krzesło, stojące obok łóżka, patrząc Harremu głęboko w paczadła -Bo mi na tobie zależy i zdecydowanie nie wybaczyłabym sobie, jeśli coś by ci się stało. Wiem, że powinnam wtedy z tobą pogadać i od razu powiedzieć, co leży mi na sercu. Bałam się... przepraszam. -uff. To tyle ode mnie. W końcu będę mogła spokojnie spojrzeć w lustro.
-Nie masz za co przepraszać, to ja powinienem coś z tym zrobić. -uśmiechnął się, zmieniając pozycję na siedzącą.
-Połóż się. -wstałam, nachylając się nad nim.
-A jak nie, to co? -zapytał z dziecięcym uśmieszkiem, przybliżając się do mnie. Dzieliły nas już teraz tylko centymetry, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, poczułam motylki w brzuchu.
-To wyjdziesz stąd jeszcze później, a ja nie mam zamiaru umawiać się na randki w szpitalu. -odpowiedziałam z tym samym uśmiechem na ustach, jeszcze bardziej się do niego zbliżając.
-Harry! -usłyszałam wchodzącego do sali Zayna, więc momentalnie podskoczyłam, oddalając się od Hazzy. -Ymm, to ja może wrócę później... -stwierdził speszony, znów wychodząc.
-Szybko nie wróci, speszył się chłopak. -puścił mi oczko, głośno się śmiejąc.
-Ale chyba nie powinien, prawda? -uniosłam brwi.
-Tego już nie wiem. -bezradnie rozłożył ręce.
-Pójdę po niego. -uznałam jednak.
*
Zayn przed chwilą pojechał do domu, tym samym znów zostawiając mnie samą z Harrym. W sumie już teraz, kiedy powiedziałam mu, co myślę, mi to nie przeszkadzało. Po odprowadzeniu Zayna, znów wróciłam do sali, w której leżał śpiący już Harry. Weszłam więc w głąb, biorąc tylko swoje rzeczy. Zostawiłam Loczkowi kartkę na jego stoliku nocnym, na której napisałam, że przyjdę z samego rana. Potem ucałowałam jego czoło, na którym ułożyło się kilka loczków i wyszłam z sali.
W domu czekała już na mnie Lilly, wypytująca o każdy szczegół zdrowia Harrego. Po opowiedzeniu jej już chyba wszystkiego, udałam się na górę, gdzie po szybkim prysznicu wskoczyłam do łóżka. Ustawiłam jeszcze tylko alarm na 7.30 (tak, na 7.30 w sobotę...) i zasnęłam otulając się ciepłą kołderką.
'Czy ja czułem twoje usta na moim czole, czy tylko mi się wydawało? Przepraszam, musiałem :P xx' -treść sms'a, który właśnie mnie obudził. Mimowolnie się uśmiechnęłam, widząc jednak, że Harry to pierwsze, co spotyka mnie rano. Od razu odpisałam:
'Nie spałeś? :O xx'. Zaraz po tym spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 9.20. No no, pospałam troszkę, tylko gdzie podział się mój budzik? Albo go nie słyszałam, co w sumie jest prawdopodobne, albo Lilly go wyłączyła. Stawiam jednak na tą pierwszą opcję. Wstałam szybko z łóżka, bo w sumie obiecałam Hazzie, że będę z samego rana, a tu niespodzianka. Pobudka o dwie godziny za późno.
'Nie, właściwie to tak. Sam nie wiem, coś w rodzaju hibernacji. Odwiedzisz mnie? :) xx' -mój telefon znów zawibrował. Odpowiedziałam, że jak tylko się ogarnę, to do niego przyjadę. Zeszłam więc na dół, spotykając tam Lil.
-Cześć. -powiedziałam uśmiechnięta.
-Hej. -odpowiedziała z buzią pełną naleśnika -Te są twoje. -podsunęła mi talerz.
-Dziękuję. -ciepło się uśmiechnęłam, zajmując miejsce koło niej.
-Jedziesz do Harrego? -zapytała, kiedy razem pozmywałyśmy naczynia.
-Tak. Chcesz jechać ze mną?
-Nie, prawie go nie znam. Nie powinnam.
-Daj spokój, możesz ze mną jechać. -odpowiedziałam uśmiechnięta.
-Nie, zobaczymy się popołudniu. -uśmiechnęła się, pewnie nie chcąc robić problemu.
-Jak wolisz...
-A nie idziesz do Milkshake City?
-Jezu na śmierć o tym zapomniałam! -wydarłam się, aż podskakując.
-Jak to?
-Normalnie, zapomniałam. -odpowiedziałam zdenerwowana, wsuwając na nogi białe trampki -Muszę już iść. Pogadam z Markiem...
-Jasne, trzymaj się. -uśmiechnęła się, po czym ucałowała mój policzek na pożegnanie.
Czym prędzej najpierw poprosiłam taksówkarza o zawiezienie mnie do Milkshake City, gdzie załatwiłam z Markiem chwilową przerwę w pracy. Powiedział, że dadzą sobie radę beze mnie, ale jeśli tylko będę chciała wrócić, to mam dać mu znać. Potem mężczyzna zawiózł mnie pod mury szpitala. Nie było tam już takich tłumów, jak w zeszłym tygodniu, ale fani cały czas dawali o sobie znać. Ochroniarz wpuścił mnie, po tym, jak pokazałam mu się na oczy. Potem pozostał mi tylko wjazd na górę windą. Na szpitalnym korytarzu spotkałam wychodzącą już Gemmę i towarzyszącego jej Louisa.
-Hej. -rzuciłam jako pierwsza.
-Cześć. -ciepło się uśmiechnęła. Louis tylko kiwnął głową na powitanie.
-Jedziesz już? -zapytałam zdziwiona.
-Tak, muszę wracać na uczelnię, a za chwilę mam pociąg.
-Jasne, rozumiem. Ja pójdę do Harrego. -uśmiechnęłam się.
-Idź, już nie może się doczekać. -zobaczyłam na jej twarzy ten sam cwaniacki uśmiech, który spotykam u Harrego. To dziedziczne.
-Jakie poczucie humoru, haha. -powiedziałam ironicznie -Do zobaczenia. -dodałam, ciepło się uśmiechając, po czym pomachałam jej na pożegnanie.
-Pa. -odpowiedziała, odwzajemniając mój gest.
Podążyłam do sali Hazzy, lekko stukając w drzwi, po czym weszłam do środka.
-O, kogo ja widzę! -zaśmiał się, odrywając wzrok od telewizora.
-Sophie we własnej osobie! -rozłożyłam ręce, teatralnie nimi wymachując. Po chwili jednak przestałam robić z siebie głupka i podeszłam do niego, by pocałować w policzek.
-Tęskniłem za tobą. -spojrzał mi w oczy, chwytając mnie za rękę. Patrzyłam sekundkę w jego cudowne zielone tęczówki, po czym szeroko się uśmiechnęłam.
-Ja też Harry. -odwzajemnił mój uśmiech.
*
Poniedziałek. Znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Znów pobudka o 6.30, ogarnięcie siebie w kilka minut, szybkie śniadanie i droga do szkoły. Mimo, że przez ostatni tydzień spałam mniej niż całą dzisiejszą noc, to chyba dopiero uświadamiam sobie jaki to był błąd. Ale przecież nie zawalę szkoły, dlatego punktualnie się w niej zjawiłam.
-Panna Olsen, miło panią widzieć. -moja nauczycielka od angielskiego widocznie się za mną stęskniła.
-Nawzajem. -odrzekłam z równie ciepłym uśmiechem na ustach.
-Zajmij miejsce, przejdziemy do zajęć. -przytaknęła, po czym udała się do swojego biurka.
Skończyłam zajęcia o 14, musząc jeszcze zahaczyć o gabinet nauczyciela śpiewu, który wyraźnie nie był zadowolony z mojej nieobecności.
-Przykro mi, ale cała klasa zdała już swoje solówki, nie będę na panią czekał. Przejdźmy do tego teraz.
-Teraz? -zapytałam zdziwiona.
-Coś nie tak?
-Panie profesorze, ja nawet nie dostałam tekstu.
-W takim razie zaśpiewaj to, co ci pasuje. Musisz zaliczyć śpiew z przepony. Chcę się upewnić, że nie rozmawiam na zajęciach z byle kim. -w mojej głowie pojawiło się coś na wzór 'WTF?'. Nie chcąc jednak robić sobie większych problemów, zaczęłam śpiewać piosenkę, która akurat siedziała mi w głowie:
stones taught me to fly
love taught me to lie
life taught me to die
so it’s not hard to fall
when you float like a cannonball
-W końcu ktoś, kto robi to sam z siebie. -odetchnął z ulgą, kiedy skończyłam.
-Słucham? -zapytałam, nie wiedząc, o co chodzi.
-Nie ważne. -ciepło się uśmiechnął. No właśnie ciepło się uśmiechnął, to jeszcze nigdy się nie zdarzyło... -Zaliczyła pani śpiew. Jutro widzimy się na zajęciach. Proszę zgłosić się do mojego gabinetu z samego rana, wręczę pani solówkę na przyszłotygodniowy koncert.
-Mamy koncert w przyszłym tygodniu?
-Tak, jutro podam szczegóły. Zapraszam rano. -znów się uśmiechnął.
-Tak, oczywiście. Dziękuję. -odpowiedziałam i zdezorientowana wyszłam z sali.
Wyciągnęłam z torebki telefon, kierując się do wyjścia. Na ekranie zobaczyłam 2 nieodebrane połączenia od Hazzy i wiadomość od Lilly. Postanowiłam najpierw załatwić 'to drugie'.
'Nie czekaj na mnie, jestem u Ash :) xx'
Wiadomość od Lilly i tak mnie nie zdziwiła, bo wspomniała wczoraj, że idzie do naszej koleżanki. Zadzwoniłam więc do Harrego.
-No w końcu. Czemu nie odbierasz? -usłyszałam, gdy tylko umilkł dźwięk oczekiwania.
-Cześć, też miło cię słyszeć. -odpowiedziałam, wywracając oczami.
-Martwiłem się, mogłaś odebrać.
-Musiałam jeszcze coś załatwić w szkole, przepraszam. Chcesz, żebym przyjechała?
-Chcę i to bardzo, ale jak nie możesz, to nie musisz. Ucz się.
-I tak wiesz, że nie będę się uczyć. -uśmiechnęłam się pod nosem -Wpadnę na chwilę. Właśnie wyszłam ze szkoły, więc za jakieś piętnaście minut powinnam u ciebie być.
-Dzięki. W takim razie czekam, paaaaaaaaaaa!
-Paaaaaaaaa! -też przeciągnęłam, po czym rozłączyłam się, chowając telefon.
Po przejściu kilkunastu ulic Londynu, w końcu znalazłam się pod szpitalem.
-Sophie, mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? -zapytała obca mi dziewczyna.
-Dlaczego? -zapytałam zdziwiona.
-Jak to dlaczego, przyjaźnisz się z One Direction.
-Nie, przepraszam. Zdecydowanie jestem ostatnią osobą, która powinna robić sobie zdjęcia z innymi. -uśmiechnęłam się, powoli chcąc się oddalić.
-Tak, rozumiem. Może ty nam chociaż powiesz, jak czuje się Harry?
-Lepiej. Coraz lepiej. Przepraszam was, ale muszę już iść. -odpowiedziałam, tym razem już się oddalając.
-Do zobaczenia! -krzyknęła dziewczyna, machając mi. Tylko odwróciłam głowę, posyłając jej ciepły uśmiech.
_________________________________________________________
Obiecałam, że jeśli będzie 10 komentarzy to dodam. Robię to, bo nie lubię łamać obietnic. Mimo tego wiem, że większość komentarzy została dodana przez jedną osobę. Kochani to widać...
Jeśli na serio zależy Wam na nowych to szepnijcie na ucho swoim znajomym, niech tutaj wpadną i skomentują.
Trochę gorzkiej prawdy, a teraz zapraszam do czytania. Od tej chwili nie robię żadnych wyjątków i rozdziały będą pojawiać się tak, jak to będzie zaplanowane. Mam nadzieję, że nie macie mi niczego za złe.
Kocham każdego z Was i nie zapominajcie o tym.
Love x
_________________________________________________________
Obiecałam, że jeśli będzie 10 komentarzy to dodam. Robię to, bo nie lubię łamać obietnic. Mimo tego wiem, że większość komentarzy została dodana przez jedną osobę. Kochani to widać...
Jeśli na serio zależy Wam na nowych to szepnijcie na ucho swoim znajomym, niech tutaj wpadną i skomentują.
Trochę gorzkiej prawdy, a teraz zapraszam do czytania. Od tej chwili nie robię żadnych wyjątków i rozdziały będą pojawiać się tak, jak to będzie zaplanowane. Mam nadzieję, że nie macie mi niczego za złe.
Kocham każdego z Was i nie zapominajcie o tym.
Love x