niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc

Chciałabym życzyć Wam radosnych świąt Wielkiej Nocy. Pewnie wszyscy już jesteście po śniadaniu, co i tak nie zmienia faktu, że powiem (napiszę xd) WESOŁEGO JAJKA!
Znajdźcie w koszyku także dużo słodyczy, pieniędzy, czy czego tam jeszcze chcecie.
Jutro postarajcie się nie utonąć. Oblejcie wszystkich, którym się należy.
Życzę Wam także dużo szczęścia, które potrzebne jest każdemu. Dużo miłości, uśmiechu na twarzy i spełnienia nawet najskrytszych marzeń. Mam nadzieję, że wytrzymamy ze sobą do końca tego opowiadania, a może i nawet dłużej.
Dziękuję także za wszystkie komentarze, które do tej pory od Was otrzymałam, bo to niesamowita motywacja. Jesteście najlepszymi czytelnikami o jakich mogłabym zapytać. Jeszcze raz dziękuję.


P.S. Następny rozdział powinien pojawić się między wtorkiem a czwartkiem. Do napisania! Xxx

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 29: 'Harry ogłasza koniec kariery'


Dni mijały jak szalone. Każdy jednak wyglądał tak samo. Cztery ściany i łóżko w ich centrum. Mój pokój. Jedyne pomieszczenie, w którym czułam się bezpieczna i z którego nie chciałam wychodzić. Nie czułam nawet takiej potrzeby. Dokładnie trzy miesiące temu pożegnałam się z Harrym na lotnisku i dokładnie od trzech miesięcy moje serce jest rozerwane na kilkadziesiąt małych kawałków, których nikt nie jest w stanie posklejać. Od tego czasu różne osoby zaczęły pojawiać się w moim życiu, ale tak samo szybko z niego znikały. Znikały z jednego powodu. Zawsze starałam się dostrzec w nich chodź cień cudownych loczków, czy zielonych oczu. Niestety, w każdym przypadku kończyło się tak samo.
Lilly stara się dzwonić codziennie. Chłopcy natomiast przestali po dwóch tygodniach. Co jakiś czas pojawi się od nich pojedyncza wiadomość, ale to już nie to samo. Tracąc Harrego, straciłam także ich.

Po zjedzeniu śniadania przygotowanego przez moją mamę, znów wróciłam do siebie i włączyłam komputer. Nie robiłam tego od bardzo dawna, bo zawsze trafiałam na zdjęcie chłopców. Widząc Harrego miałam jeszcze większą ochotę się rozpłakać i jak najszybciej wsiąść w najbliższy samolot do Londynu.
'Harry Styles zdecydował! Od przyszłego tygodnia One Direction będzie składać się z czerech członków!' -miałam rację. Gdzie nie spojrzę, tylko chłopcy. Tylko co to za artykuł?
'Harry Styles decyduje się na odejście z zespołu. W ostatnim wywiadzie przyznaje, że tęskni za normalnym życiem i dłużej nie chce ciągnąć swojej sławy. Jak donosi bliska osoba Stylesa, na jego decyzję duży wpływ miało ostatnie rozstanie. Przypomnijmy, że chłopak nie spotyka się już z Sophie Olsen. *Tutaj nasze wspólne zdjęcie* Harry ogłasza koniec kariery na przyszłą sobotę, czyli ostatni koncert One Direction z trasy koncertowej po Europie'.
Harry odchodzi? Tylko dlaczego dowiaduję się tego z internetu? Dlaczego żadne z nich mi nie powiedziało?
Czym prędzej wybrałam numer do Lilly. Odebrała po kilku wiecznie ciągnących się sygnałach.
-Lilly, co to za cyrk?
-O czym ty mówisz? -zapytała zaspana.
-Nie żartuj. Harry odchodzi z zespołu. To prawda?
-Sophie poczekaj, to nie tak.
-A jak? Będę się teraz dowiadywać, co u was z internetu? To nie fair. Sądzisz, że nie należy mi się już ani odrobina szczerości?
-Sophie, Harry nie chciał, żeby tobie o tym powiedzieć. Obie dobrze wiemy, dlaczego chce odejść. Od waszego rozstania nie wychodzi ze swojego pokoju, a widzę go tylko na scenie. Ani razu nie miał w ustach alkoholu i sama wiesz dlaczego. Odejście z zespołu to tylko i wyłącznie jego decyzja i żadne z nas nie miało na nią wpływu. Właściwie... -zatrzymała na chwilę. -Właściwie nie. Ty miałaś i nadal masz na to wpływ.
-Sugerujesz coś? -uniosłam brwi, wiedząc, że i tak nie zobaczy tego gestu.
-Tak. Przyjedź tu do jasnej cholery i przemów mu do rozsądku! On cię kocha, ty kochasz jego i nawet jeśli pamiętasz to, co się stało, to wiesz, że Harry nigdy więcej nie popełni tego błędu.
-Lilly, ja nie chcę...
-Chcesz Sophie i przestań się oszukiwać -przerwała mi. -Czekam w domu.
-Cześć -nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tej rozmowy. Nie chciałam słuchać prawdy, która bolała. Lilly miała rację.
*
Kolejny dzień spędzony w domu i jeszcze większy mętlik w mojej głowie. Ostatnia rozmowa z Lilly dała mi jednak do myślenia. Chcę spróbować jeszcze raz. Kocham Harrego i nie mogę oszukiwać się, że jest inaczej. Nawet jeśli minęło kilka miesięcy, to i tak nie jestem w stanie o nim zapomnieć. Nadal jest dla mnie najważniejszy i nadal mi na nim zależy. Nie chciałam zostawać w Polsce, bo tylko się tutaj dusiłam. Myśli rozrywały całą moją głowę, a jedyne, co wiem na sto procent, to to, że go kocham. 
Równo o osiemnastej wylądowałam na lotnisku Heathrow, z którego czekała mnie piętnasto-minutowa podróż do domu.
Nie tylko zastałam tam chłopców i Lilly, ale chyba także cały Londyn. Wielka biba. Na tyle wielka, że nikt nie zorientował się, że weszłam. Bez robienia większej sensacji, udałam się na górę, gdzie nie było nikogo. Ciemny korytarz i zero żywej duszy. To było trochę przerażające, dopóki nie zobaczyłam łuny światła spod drzwi do naszego pokoju. Właśnie taką miałam nadzieję. Chciałam, żeby Harry znalazł się nie gdzie indziej, tylko w naszym małym królestwie.
-Louis, mówiłem, że nikt nie ma tu wchodzić! -wydarł się, kiedy tylko weszłam. Uśmiechnęłam się pod nosem i znów przestudiowałam każdy jego lok po kolei. Był idealny. Leżał do mnie tyłem, nie wiedząc, że osoba, która zakłóca jego spokój to ja.
-Louis nie wie, że tu jestem -momentalnie się odwrócił, spadając z łóżka. Zaczęłam się z niego śmiać.
-Wróciłaś? -podniósł swoje zwłoki z podłogi i otrzepując spodnie, podszedł bliżej. Znowu zatopiłam się w jego zielonych tęczówkach i nic nie mówiąc, po prostu go przytuliłam. Nie chciałam puszczać. Nigdy.
-Przepraszam, nie wychodzi mi udawanie, że mi na tobie nie zależy -odsunęłam go od siebie. Szeroko się uśmiechnął i w końcu wlepił swoje usta w moje. Cudowne motylki w brzuchu powróciły i znowu czułam się bezpiecznie.
-Przepraszam -wyszeptał, znów wbijając we mnie swój wzrok. -Za wszystko -jego głos zaczął się trząść. -Nie zasłużyłaś na to, nawet w najmniejszym stopniu. Przepraszam Sophie -zaczął płakać. Nie wstydził się swoich łez, wręcz przeciwnie, nie chciał ich ukrywać.
-Nie płacz głuptasie -uśmiechnęłam się, mocno go ściskając.
*
-Nie chcesz do nich zejść? 
-Nie. Za dużo tam ludzi. Po drugie tutaj jest przyjemniej -uśmiechnęłam się, podnosząc na niego wzrok. 
-Skoro tak... to zostaniesz? -uniósł brwi, słodko się uśmiechając. Tylko lekko pokiwałam głową, odwzajemniając jego uśmiech. 
-Harry... -zaczęłam niepewnie. 
-Hm? -'zapytał', bawiąc się jednym z kosmyków moich włosów. 
-To prawda, że chcesz odejść? Wiesz, z zespołu. 
-Tak, podjąłem decyzję. Nie chcę ranić ani ciebie ani reszty dookoła. 
-Ale chcesz robić to, co kochasz. Nie możesz odejść. 
-Przede wszystkim, chcę być z osobą, którą kocham -pocałował mnie w głowę. -Pośpiewać zawsze mogę pod prysznicem. 
-Nie Harry. Nie próbuj się oszukiwać. Mnie z pewnością nie dasz rady. Bycie na scenie i śpiewanie dla tysięcy ludzi to to, co chcesz robić w życiu. Trafiła ci się szansa, jaką dostaje niewielu, dlatego nie daj tak łatwo temu odejść. One Direction bez ciebie to już nie One Direction. Wiem, że to po części moja wina, że nie chcesz już dalej grać, dlatego zrób to dla mnie i odwołaj to całe odejście. Oboje dobrze wiemy, że będziesz żałować. 
-Sophie, boję się, że to wszystko może wrócić. Nie chcę znowu cię stracić, dlatego jeśli mam wybierać między występami, pieniędzmi, sławą a tobą, to zawsze wybiorę ciebie. 
-Harry, nikt nie karze ci wybierać -głośno westchnęłam. 
-Co nie zmienia faktu, że cały czas ktoś cię rani, tylko dlatego, że ze mną... Właściwie, czy ty ze mną jesteś? 
-Właściwie to nie, bo o to nie zapytałeś -wystawiłam mu język. 
-Okej -wzdrygnął ramionami. 
-Dzięki -wywróciłam oczami, tym samym odwracając się do niego tyłkiem. 
-Sophie za kilka... dziesiąt lat i tak musiałbym odejść. Wyobrażasz sobie starego dziadka z laską śpiewającego 'tonight let's get some...'? 
-Za kilkadziesiąt lat to ty będziesz to opowiadał wnukom. Każdy ma prawo spełniać swoje marzenia. Ty chcesz śpiewać, więc tego nie marnuj -znów się do niego odwróciłam. 
-A ty co chcesz robić? -zapytał, głęboko patrząc mi w oczy. 
-Harry ja tak naprawdę nigdy ci nie mówiłam, ale pisałam trochę tekstów... 
-Wiem, nie jestem idiotą -zaśmiał się.
-Czytałeś je? -uniosłam brwi. 
-Nie. 
-Dobra, to była jedna sprawa -wywróciłam oczami. - Druga jest taka, że jeden z nich jest na waszym albumie... 
-Co?! -wydarł się. 
-Patelnia? 
-Nie, nie -machnął ręką. -Jaka piosenka? Zaraz, przecież pisaliśmy większość tekstów sami. Jak to? 
-Wasi managerowie szukali jakiś tekstów, więc wysłałam im swoje. To było w maju zeszłego roku, więc jeszcze się nie znaliśmy. Nieładnie to tak śpiewać coś, nie znając autora -pogroziłam mu palcem. 
-Dobra, dobra, to nieważne. Co napisałaś? 
-Nie powiem ci -uparłam się.
-Wiesz, że wystarczy jeden mój telefon i sam się dowiem? To jak? -poruszył brwiami.
-Zero komentarza na ten temat. Obiecujesz? -uniosłam brwi.
-Obiecuję -nasze dwa małe palce się splotły, co miało być znakiem obietnicy.
-Irresistible -odpowiedziałam, najszybciej jak tylko umiałam i zamykając oczy, rzuciłam się na poduszkę.
-I find your lips so kissable and your kiss unmissable -usłyszałam jego szept. 
-Tak Harry, widzę, że znasz słowa do swoich własnych piosenek -otworzyłam oczy, by nimi wywrócić, co jednak się nie stało, bo twarz Harrego i moją dzieliło zaledwie kilka centymetrów. 
-To serio twoja sprawka? -niepewnie pokiwałam głową. -Dlaczego nie powiedziałaś? I dlaczego ja nic nie wiedziałem? 
-Po co ci ta wiedza? Dostałeś piosenkę do zaśpiewania i to powinno ci wystarczyć -'zepchnęłam' go z siebie, przewracając na drugi koniec łóżka, w wyniku czego teraz to ja 'byłam na górze'. 
-Gdybym wiedział, że to ty ją napisałaś, spojrzałbym na to zupełnie inaczej. 
-Po pierwsze: jeśli coś jest dobre, to nieważne, od kogo pochodzi. Po drugie: nie wiedziałeś o moim istnieniu, kiedy dostałeś piosenkę. I w końcu po trzecie: Nie miałeś komentować -uniosłam jedną brew. 
-No dobra -wywrócił oczami. -Ale czemu mi nie powiedziałaś? 
-Ale kurde po co miałam to robić? 
-Bo bym kurde tego nie zaśpiewał. 
-Bo? 
-Bo to twoje. 
-No i co z tego? Gdybym nie wysłała tego do waszego managera, to nadal leżałoby w szufladzie z resztą tekstów. Tak przynajmniej wy macie co śpiewać. Wracamy do tematu; nie odchodzisz z zespołu, nawet jeśli własnoręcznie miałabym cię wrzucać na scenę każdego dnia. 
-Sophie -głośno westchnął. 
-Harry -zmroziłam go wzrokiem. 
-Harry, otwórz drzwi! -Louis zaczął się dobijać. Harry wcześniej zakluczył drzwi, co by to nikt nam nie przeszkodził, więc Boo nie miał jak wejść. -Podobno jakaś dobra dupa przyszła tu, żeby się z tobą zabawić, otwieraj! -wybuchłam niepohamowanym śmiechem, jednocześnie widząc, że Harry robi to samo. 
-Poczekaj, rozegramy to inaczej -szepnął do mnie i zdjął swoją koszulkę. -Wejdź pod kołdrę. -wskazał palcem na łóżko, nie przestając się chichrać. 
-Harry, ty idioto! Dobrze, że nie zdjąłeś niczego więcej!-zaczął się drzeć, kiedy tylko drzwi się otworzyły. -Sophie, nie pamiętasz?! Już o niej zapomniałeś?! -zaczęłam śmiać się pod kołdrą, jednocześnie ciesząc się z tego, że oni nadal o mnie pamiętali. Louis nie dałby Harremu znowu popełnić tego błędu, co nie oznacza oczywiście, że Harry sam by to zrobił. -Kim jesteś? -jednym ruchem zrzucił pościel z łóżka. 
-Surprise? -zaczęłam niepewnie z lekkim uśmiechem na ustach. 
-Sophie? -stanął jak wryty. 
-Louis? 
-Sophie? -powtórzył pytanie. 
-Louis? -też zaczęłam się w to bawić. 
-Harry? -Styles wygiął usta w podkówkę. -O mnie zapomnieliście. 
-Wróciłaś? -Louis go zignorował i nie przestawał dziwnie na mnie patrzeć. 
-Mam jechać z powrotem do Polski? -zapytałam niepewnie, bo zaczęło mnie irytować jego zachowanie. 
-Nie! -wrzasnął, wracając do rzeczywistości. 
-No to o co chodzi? -zaśmiałam się. 
-Tęskniłem za tobą! -wydarł się, wskakując na łóżko i mocno mnie ściskając. Na tyle mocno, że zaczynało mi brakować powietrza i czułam łamanie każdego żebra po kolei. Mimo tego byłam szczęśliwa. Odzyskałam najcudowniejszego chłopaka na ziemi, a razem z nim najlepszych przyjaciół, o jakich kiedykolwiek mogłabym zapytać. 

____________
Hejka,
mam nadzieję, że rozdział zaspokoił Wasze wymagania. Jeśli tak, to liczę na mały komentarz pod spodem. 
Przepraszam także, że nie dodałam wcześniej, ale jak się pewnie domyślacie, mam w domu niezły zapierdziel przed Wielkanocą. 
Szukajcie mnie na twitterze: @officialmaartaa :)
To tyle ode mnie, dzięki za wszystko xx 

P.S. Jeśli chcecie, żebym zajrzała na Wasze blogi, proszę piszcie tu. 

poniedziałek, 25 marca 2013

SPAM

Hej, 
widziałam, że wielu z Was chciało, bym odwiedziła ich blogi, nie dopisując żadnego komentarza odnośnie tego mojego. Od razu mówię, że nie mam nikomu tego za złe :) 
Jeśli chcecie, bym zajrzała do Waszych opowiadań, zostawcie komentarz bezpośrednio pod tym postem i obiecuję, że postaram się do każdego wpaść :)
Jeszcze raz dzięki za wszystko, do napisania :) x 

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 28: 'Zobaczymy się jeszcze kiedyś?'


-Pasażerowie lotu 144...
-Muszę iść... -oderwałam się od niego, ostatni raz topiąc w zielonych tęczówkach.
-Kocham cię Sophie -nie odpowiedziałam. Co miałam w tej sytuacji powiedzieć? Mętlik w głowie nie miał prawa przybrać postaci słów, które mogłabym wypowiedzieć. Moje uczucia do niego nie wygasły, wręcz przeciwnie, tylko się o nich upewniłam. Po prostu jedyne, co mnie ogarniało to strach. Strach, że wszystko może się powtórzyć. -Obiecaj, że nie zapomnisz tego, co między nami było.
-Harry, jak mogłabym zapomnieć? -niepewnie się uśmiechnęłam, gładząc jego policzek moją dłonią. -Dziękuję za każdy moment z tobą spędzony.
-Kocham cię Sophie.
-Ja też cię kocham, też cholernie cię kocham. Nigdy nie czułam do nikogo niczego takiego i nigdy nie chcę czuć, bo chcę, żebyś to ty został w moim życiu. Dziękuję Bogu za to, że cię spotkałam, bo jesteś najlepszym, co kiedykolwiek mogło mnie spotkać w tym pieprzonym gównie zwanym życiem -wiem, że nic nie rozumiał. Nie miał rozumieć.
-Pewnie chciałbym zrozumieć, co powiedziałaś -zaśmiał się. Czyta mi w myślach. Wie o mnie więcej, niż ktokolwiek inny. Potrafi wyczytać z moich oczu dokładnie tyle, ile ja z jego. -Zadzwoń, jak dolecisz -ostatni raz pocałował mój policzek. -Zobaczymy się jeszcze kiedyś?
-Nie wiem Harry, ja naprawdę nie wiem -spojrzałam na niego bezradnie. Palce naszych dłoni powoli zaczęły się rozłączać. Traciłam go, wiedziałam to. Zaczęłam podążać w stronę terminalu, wiedząc, że nadal tam stoi. Nie chciałam się jednak odwracać, nie chciałam czuć jeszcze większego bólu. Straciłam Harrego. Straciłam mojego prywatnego anioła stróża. Straciłam mój prywatny ideał. Straciłam miłość, której podobno nikt nie był w stanie rozerwać.
*
Każdy dzień równał się z nową plotką. Nowe spekulacje na temat tego, dlaczego zakończyłam związek z Harrym. Nowe zdjęcia z imprezy w klubie i widok tego, z którym chciałam spędzić resztę życia z długowłosą blondynką. Muszę przyznać, figurę miała niezłą. Zdecydowanie lepszą od mojej. Ale czy to aby na pewno był powód do tego, żeby mnie zdradzić? Dlaczego musiał mnie zawieść? Dlaczego trafiło właśnie na mnie? Spędziłam z nim kilka najlepszych miesięcy swojego życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze dużo przede mną. Spójrzmy prawdzie w oczy, mam dopiero osiemnaście lat. Jak to mówią, 'jestem młoda, muszę się wyszaleć'. Czyli Harrego też mam usprawiedliwić młodością? Nie, to nie byłoby słuszne. Wiem, że wielu powiedziałoby, że jeden zawód miłosny nic nie znaczy. 'Przeżyję jeszcze wiele szalonych miłości'. Tylko czy ja aby na pewno tego chcę? Zawsze odstawałam od innych. Nie chodziłam na imprezy, wolałam spodnie od spódniczek, zadawałam się z kolegami zamiast bawić się lalkami z dziewczynkami. I w tym przypadku pewnie większość próbowałaby zapomnieć i ruszyć dalej. Problem tkwi jednak w tym, że ja nie chcę zapomnieć. Ani tego co dobre, ani nawet tego co złe. Chcę wrócić do tego, co między nami było, tylko boję się, że Harry znów mógłby mnie zranić.
Wykorzystuję każdą część mojego ciała, aby tylko o nim nie myśleć, aby nie chwycić telefonu i nie zadzwonić. Cholernie chciałabym teraz wsiąść do samolotu i jak najszybciej znaleźć się w Londynie. Tyle, że jednocześnie jakaś mała komórka, schowana gdzieś na samym końcu mojego mózgu mówi, że to jednak niewłaściwe.  
Wiem, że mimo tego, że już po północy, on siedzi w swoim pokoju, patrząc na milion światełek oświetlających Londyn. Wiem, że jest zmęczony po koncercie, a mimo to odpręża się właśnie tym widokiem. Co jeszcze wiem? Wiem, że o mnie myśli. Nie wiem, czy tak intensywnie jak ja o nim, ale wiem, że tak jest. Tylko dlaczego zachowuję się tak, jakby to wszystko było moją winą? Cały czas czuję, że powinnam być teraz koło niego, z nim. Chciałabym, cholernie bym chciała, ale coś mi na to nie pozwala. Jeszcze nie wiem, co to jest, ale prawda jest taka, że chciałabym się tego pozbyć. Wyrzucić, gdzie pieprz rośnie, tyle że nie mogę, bo moja pieprzona duma mi na to nie pozwala.
Nagle dźwięk telefonu, który przerywa moje rozmyślenia. Jest pierwsza w nocy, na serio ktokolwiek chciałby ze mną teraz gadać? Nie muszę zapalać lampki na stoliku nocnym, by sięgnąć po telefon, bo wystarczy światło księżyca, wpadające przez okno do mojego pokoju. Spoglądam na wyświetlacz. Harry. 'Odebrać, czy nie?' - cały czas myślę. Jeden sygnał, drugi, trzeci... 
-Słucham? -odebrałam jednak, ciągle bojąc się tego, co usłyszę po drugiej stronie. 
-Nie śpisz? -znów cudowna chrypka, która została jeszcze uwydatniona poprzez jego zaspanie. 
-Nie. Właściwie, dlaczego dzwonisz w środku nocy? 
-Ja... Przepraszam, chciałem po prostu usłyszeć twój głos. 
-Harry... -chciałam go spławić, jednocześnie nie chcąc. To ja jestem przecież autorką słów: 'jesteś przyjacielem, to się nie zmieni. Możesz pisać, bla bla bla'. 
-Jesteś tam jeszcze? -zapytał, przerywając mój monolog w myślach. 
-Tak, jestem po prostu trochę zmęczona... 
-Będziesz miała coś przeciwko, jeśli zadzwonię rano? 
-Harry, oczekujesz czegoś ode mnie? -usiadłam na łóżku, po czym wstałam i podeszłam do okna. 
-Nie, chcę tylko pogadać. Nie chcesz nawet ze mną porozmawiać? 
-To nie tak. Nie próbuj niczego. Dzwonienia w środku nocy, mówienia w każdym wywiadzie, że ci na mnie zależy. Harry ja to wszystko widzę. Niestety potrzeba trochę czasu. 
-Przynajmniej patrzymy na to samo niebo -podniosłam wzrok na księżyc. -Chcę cię odzyskać, to naprawdę tak wiele? 
-Dla mnie tak Harry. Dla mnie na razie za wiele. I proszę cię, nie nazywaj mnie egoistką. Po prostu zdecydowałam, że zostanę tu gdzie jestem. Przynajmniej do egzaminów. Potem przyjadę, żeby wszystko pozaliczać. Przepraszam, ale nie będę robiła niczego przeciw sobie, a związanie się z tobą takie właśnie by było. Nie jestem w stanie. Przepraszam... -skłamałam. Potrafiłam go okłamać. Dlaczego taka jestem? 
-Dziękuję, że jesteś szczera. Nie będę przeszkadzał. Trzymaj się, pa Sophie. 
-Cześć Harry -odpowiedziałam nieco milej, rzucając telefon na łóżko. Potem wylądowałam na tym samym miejscu, męcząc się z zaśnięciem do czwartej nad ranem. Cały czas myślałam. Intensywnie. Jechać do Londynu, czy zostać w Polsce? 
W końcu jednak zdecydowałam... Zostaję. Jeśli moje uczucie do Harrego jest prawdziwe, a co ważniejsze, jeśli jego uczucie do mnie jest prawdziwe, to za kilka tygodni cały czas będzie chciał ze mną być. Na razie nie jestem w stanie dać mu tego, co mogłam jeszcze miesiąc temu. Na razie potrzebuję zapewnienia, że jestem bezpieczna, że nic mnie nie rani i nie wyżera od środka. Mimo tego, że w Polsce dosłownie się duszę, wiem, że nic nie jest w stanie mnie tu złamać. Wiem, że mam tutaj za sobą rodziców. Tak musi na razie zostać. 

___________
Hejo! 
Przepraszam, że tak długo czekaliście i przepraszam za długość rozdziału. Chciałabym tylko usprawiedliwić się chwilowym pobytem w szpitalu... Od przyszłego tygodnia wszystko jednak wróci do normy i będzie okej. 
Inspiracją do rozdziału była po części piosenka Taylor Swift - I Almost Do, dlatego mogą Wam się kojarzyć słowa. 
Jak zwykle, 20 komentarzy przyspiesza kolejny :) 
Życzcie mi powrotu do zdrowia i do napisania! :) x 

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 27: 'To koniec, prawda?'


Nie wróciłam do Londynu, nawet nie miałam takiego zamiaru. Za to codziennie wylewałam jeszcze większą ilość łez, wszędzie, gdzie się tylko da. Nie obchodziły mnie tony nieodebranych połączeń na moim telefonie. Nieważne, kto był ich nadawcą. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Ani z mamą, ani z tatą, ani z Lilly, tym bardziej z Harrym.
-Sophie... -moja mama weszła do pokoju, gdzie znalazła mnie, siedzącą na łóżku. -Masz gościa...
-Kogo? -zapytałam obojętnie. Ostatnimi czasy żadne uczucia nie były u mnie widoczne.
-Zostawię was samych -posłała mi na zachętę ciepłe spojrzenie i po chwili oddaliła się. Oddaliła się, by zrobić miejsce komuś innemu.
-Sophie jestem idiotą, palantem, dupkiem, nazwij mnie jak tylko chcesz -podszedł bliżej. -Powinienem myśleć, a nie pić. Powinienem pamiętać, że ty czekasz na mnie, a ja zachowałem się jak ostatni idiota. Wiem, że nie mogę cofnąć czasu, ale jeśli bym mógł, to na pewno teraz bym to zrobił.
-I co, nie poszedłbyś do łóżka z pierwszą lepszą dziwką? Harry jesteś żałosny. Oskarżyłeś mnie o zdradę z twoim najlepszym przyjacielem, chociaż wiedziałeś, że nigdy nie byłoby to możliwe. Ja tobie ufałam i się na tym zawiodłam. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jesteś zdolny do zdrady.
-Sophie, dobrze wiesz, że nie jestem. Nie zdradziłem cię. Opamiętałem się w odpowiednim momencie. Chcieliśmy na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, dlatego poszliśmy do tego cholernego klubu. Nie wiem, co się ze mną stało, nie wiem, co takiego wypiłem, ale nigdy więcej nie wezmę do ust alkoholu. Sam się sobą brzydzę. Nigdy nie chciałem cię zranić. Przepraszam.
-Jedno przepraszam nie jest w stanie nic zmienić-spuściłam głowę. -Harry, nie uważasz, że jest trochę za późno?
-Co mam teraz zrobić? -zapytał bezradnie, siadając na moim łóżku.
-Wrócić do chłopców -odpowiedziałam, wciąż nie patrząc w jego oczy. -Beze mnie -dodałam oschle.
-W tym właśnie tkwi problem. Ja nie chcę bez ciebie.
-To nie jest koncert życzeń. Nie możemy mieć wszystkiego -podniosłam głos.
-Nie chcę wszystkiego. Chcę cię odzyskać. Pamiętasz, jak nie kazałaś mi pozwolić ci odejść? Nie chcę złamać tej obietnicy. Nie pozwolę ci odejść, bo cię kocham.
-Nie łamiesz obietnicy. Nie pozwalasz mi odejść, ale ja nie jestem w stanie tak po prostu po tym wszystkim zapomnieć i odwzajemniać twoich uczuć.
-To koniec, prawda?
-Końce zawsze oznaczają początek czegoś nowego -podniosłam wzrok, by zobaczyć jego zaszklone, zielone tęczówki. Widziałam w nich smutek, bo to oczywiste. Najgorsze jednak było to, że właśnie w tej chwili chciałam im ulec, właśnie teraz chciałam się na niego rzucić i składać niezliczone ilości pocałunków na jego ustach. Ale właśnie teraz też zrozumiałam, że nie byłam dla niego tak ważna jak sądziłam, jeśli gotów był mnie zdradzić. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Chciałam być silna, ale nie potrafiłam. Chciałam rzucić mu się w ramiona, jednocześnie nie chcąc. Chciałam znów go mieć przy sobie, nie wiedząc, czy to słuszne. -Harry, idź już -znowu spuściłam wzrok.
-Tak, pójdę -wstał i zaczął podążać do drzwi -Nie, właściwie poczekaj -odwrócił się. Podniosłam wzrok, choć wiedziałam, że nie powinnam. -Pozwól mi cię pocałować. Ten ostatni raz. Potem zniknę z twojego życia.
-Harry, ja nie... Nie -przecząco pokiwałam głową, spuszczając wzrok.
-Kocham cię Sophie. Nie zapomnij o tym -zacisnął powieki i wyszedł z mojego pokoju. Chciałam w tym momencie rzucić się na łóżko i wypłakać tyle łez, ile tylko możliwe. Nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie. Siedziałam cały czas w tym samym miejscu, próbując zdać sobie sprawę z tego, że straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk zamykania frontowych drzwi, co oznaczało jedno: Harry wyszedł i nie wróci.
-Wszystko w porządku? -tata wszedł do pokoju, wcześniej lekko stukając w drzwi.
-Nie -odpowiedziałam nadal nie podnosząc wzroku.
-Sophie, nie jestem dobry w takich rozmowach, a mama już się położyła. Harry chciał tylko, żeby ci to przekazać -podał mi kopertę. Niepewnie ją chwyciłam. -Zostawię cię samą.
-Tato... -zaczęłam, przed jego wyjściem, -dziękuję -lekko się uśmiechnęłam.
-Nie masz za co kochanie -odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł, zamykając drzwi. Znów niepewnie spojrzałam na kopertę, nie wiedząc, co się w niej znajduje. Uchyliłam kawałek papieru, po czym zdecydowałam się jednak, na ujrzenie całości. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie biletu do Londynu. Lot za trzy godziny i dopisek od Harrego:
'Kocham Cię i wiem, że nawet jeśli nie chcesz tego powiedzieć, to Ty też mnie kochasz. Wróć ze mną do Londynu. Nie zrobię nic, czego nie chciałabyś, żebym zrobił. Czekam na lotnisku. Harry .x'
W moich oczach znowu uformowały się łzy i znowu ani jedna nie chciała kapnąć na dół.
*
-Nie możemy jechać szybciej?! -zaczęłam się wydzierać. -Mam pół godziny! 
-Sophie, robię co mogę -tata też zaczął się denerwować.
-Cholera! -krzyknęłam i zakładając ręce na piersiach mocniej wbiłam się w fotel. -Dobra, to nie ma sensu, szybciej będę tam na pieszo.
-Zależy ci na nim, co? -zapytał łagodnym głosem. Nie odpowiedziałam nic. -Przez park będzie szybciej -tym razem jako odpowiedź posłałam mu uśmiech.
-Dzięki za wszystko. Zadzwonię, jak będę na miejscu.
-Trzymaj się -odwzajemnił mój uśmiech. Pospiesznie wysiadłam z samochodu i wyciągając małą torbę, w której były spakowane moje rzeczy, udałam się na lotnisko. Według moich obliczeń droga powinna zająć dwadzieścia minut. Jako, że tempo mojego poruszania się to z pewnością nie spacerek, doszłam tam już po niecałych piętnastu. Przemknęłam przez wszystko, co stanęło mi na drodze, by znaleźć się w samolocie równo z ogłoszeniem stewardesy: 'Proszę zapiąć pasy'.
-Przyszłaś? -zapytał zdziwiony wstając z miejsca.
-Harry, to nie...
-Proszę usiąść i zapiąć pasy, za chwilę startujemy -przerwała mi stewardesa.
-Tak, oczywiście -odpowiedziałam pospiesznie i zajęłam wyznaczone miejsce.
-Sophie przyszłaś. To znaczy, że...
-Nie Harry -spojrzałam na niego, by po chwili snów spuścić wzrok. -To nic między nami nie zmienia. Czego ty tak właściwie ode mnie oczekujesz? Sądzisz, że przyjdziesz, przeprosisz i wszystko będzie okej? Nie Harry, na to potrzeba czasu.
-Wcale tego od ciebie nie oczekuję. Rozumiem, że potrzebujesz czasu. Ja poczekam. Tydzień, miesiąc, rok, ale poczekam. Nie jestem w stanie stracić kogoś tak ważnego -uniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w moje oczy. Znów chciał mnie nimi zahipnotyzować. Znów chciał, żebym uległa. Ja natomiast nie byłam w stanie. Nie chciałam być w stanie tego zrobić. Kocham go, jak nikogo innego, ale to niełatwe kochać i jednocześnie mieć świadomość tego, co stało się tak niedawno.
-Harry... -oderwałam swoją twarz od jego ręki, - nie lecę do Londynu ze względu na ciebie. Chcę pożegnać się z resztą. Zostaję w Polsce.
-Jak to zostajesz w Polsce?! -podniósł głos.
-Tak będzie lepiej Harry -odpowiedziałam łagodnie, chwytając jego rękę.
*
-Kiedy się zobaczymy? -zapytała, ocierając łzy z policzków. 
-Lilly, nie płacz. Proszę cię, nie utrudniaj mi tego -odpowiedziałam, mocno ją przytulając. 
-Pamiętaj, że możesz dzwonić kiedy tylko chcesz. Zawsze możesz na mnie liczyć. 
-Wiem kochanie, ty na mnie też -uśmiechnęłam się przez łzy. 
-Nie odpędzisz się od nas. Znajdę cię nawet na jakimś zadupiu w tej zasranej Polsce, jak się stęsknię. Pamiętaj o tym -Tomlinson zagroził mi palcem i mocno ścisnął. 
-Będę tęsknić -Niall 'wyrwał' mnie z rąk Louisa i objął swoimi ramionami. 
-Ja też Niall -odpowiedziałam, kiedy to z moich oczu zaczęło kapać coraz więcej łez. 
-Dzięki za wszystko -usłyszałam szept Liama, po moim uścisku z Niallem. 
-Nie musisz mi dziękować. 
-Muszę. Gdyby nie ty, na pewno nie poszedłbym do Danielle. 
-Zrobiłbyś to Liam. Jak nie teraz to później. Z miłości jest się w stanie zrobić wszystko -uśmiechnęłam się, ściskając go. 
-Ja biorę stronę Louisa. Nieważne, gdzie będziesz, my i tak cię znajdziemy -Zayn poruszył brwiami i rozłożył ramiona, czekając bym się w nich znalazła. 
-Pożegnałaś się z Harrym? -zapytała Lilly.
-Nie -odpowiedział za mnie, schodząc po schodach. -Pożegnamy się na lotnisku. 
-Co? -zapytałam zdziwiona. 
-Zawiozę cię. 
-Nie Harry -sprzeciwiłam się. -Zamówiłam taksówkę. 
-Nie przyjedzie. Ubieraj się -podał mi kurtkę. W co ten chłopak pogrywa? 
*
-To koniec, prawda? -zapytał, głośno wzdychając. 
-Harry, będąc moim chłopakiem, byłeś jednocześnie przyjacielem. To się nie zmieni. Nadal możesz dzwonić, pisać. Nie chcę tracić z tobą kontaktu. Naprawdę nie chcę, to dla mnie jak na razie po prostu za wiele. 
-Sophie rozumiem. Przepraszam za wszystko. Nie tylko za to, co stało się ostatnio. Przepraszam za każdą sytuację, która cię zraniła. Przepraszam. -pierwsze słowo po polsku, jakie kiedykolwiek usłyszałam z jego ust (no może poza 'bigos', ale kto by to pamiętał). Z moich oczu kapnęło kilka łez, nawet jeśli nie chciałam płakać -Nie płacz. Nie jestem tego wart -mocno mnie przytulił. Zaciągnęłam się jego perfumami najmocniej, jak tylko potrafiłam, zdając sobie sprawę z tego, że przez długi, bardzo długi czas już ich nie poczuję. O ile jeszcze kiedykolwiek będę mogła je poczuć. 
-Pasażerowie lotu 144...

__________________________________________
Cześć !
Bardzo Was przepraszam, że rozdział pojawiał się dopiero dzisiaj, a nie wczoraj, tak jak obiecałam mojej nowej czytelniczce z twittera. Jednak nie miałam dostępu do komputera, na którym mam zapisanie kolejne rozdziały.
Bardzo dziękuję za te 17 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i przypominam, że 20 komentarzy przybliża Was do nowego rozdziału. Dla Was to tylko chwilka, a dla mnie ma to znaczenie. :) 

Jeśli mam dodać kogoś do informowanych na twitterze to zostawcie nazwę na dole lub piszcie na @OfficialMaartaa :) 
Dzięki za wszystko xx

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 26: 'Po cholerę dzwonisz tak wcześnie?'


Zrobiłyśmy sobie z Lilly mały maraton filmowy. Po kilku dobrych godzinach picia coli i wpychania w siebie popcornu, po prostu zasnęłyśmy na kanapie.
Rano, a właściwie w południe obudził mnie dźwięk telefonu. Niechętnie podniosłam rękę i po niego sięgnęłam. Dziwiło mnie tylko to, że nigdzie nie było Lilly. Na ekranie wyświetliła się uśmiechnięta buźka Harrego, więc chyba wiadomo, kto dzwonił.
-Cześć -powiedziałam, akceptując połączenie i od razu się uśmiechając.
-Co ty śpisz?
-Nie, powieki oglądam -wywróciłam oczami.
-Dzwoniłem do ciebie wczoraj, ale nie odebrałaś. Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku. Oglądałyśmy kilka filmów i po jakimś czasie zasnęłyśmy. Nie słyszałam telefonu, przepraszam.
-Nie masz za co. Tęsknisz chociaż trochę?
-Bardzo trochę -zasmuciłam się. -Kocham cię, wiesz?
-Wiem. Połowa świata mnie kocha -pewnie zaczął ruszać brwiami. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem, tym samym chyba powoli zaczynając zapominać, co to powietrze. -Czemu się śmiejesz? To prawda przecież -też zaczął się śmiać.
-Jesteś bardzo skromny Styles.
-Wiem, za to mnie kochasz.
-Dokładnie.
-Co robisz?
-Siedzę na kanapie i czekam na twoje naleśniki. Zrobisz?
-Jasne, z czym chcesz?
-Z buziakiem i jednym, małym 'kocham cię' -znowu posmutniałam.
-Mwah -cmoknął do telefonu. -Kocham cię. Naleśniki za dziesięć minut?
-Wyślesz pocztą?
-Nie no co ty -zaśmiał się. -Poproszę Lilly.
-Wiesz, że to nie to samo.
-Sophie, przepraszam, ale muszę już iść. Chłopcy mnie wołają.
-Jasne, rozumiem. Uważaj na siebie.
-Co mogłoby mi się stać?
-Nie wiem, po prostu uważaj.
-Będę -znowu się zaśmiał. -Ty też. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Pa.
-Pa -odpowiedziałam i rozłączyłam się. Głośno westchnęłam i z powrotem rzuciłam się na kanapę. Nie trwało to jednak długo, bo po schodach zeszła Lilly.
-O! Wstałaś już?
-Tak, Harry zadzwonił. Tęsknię za nim.
-Spokojnie, jeszcze tydzień -ciepło się uśmiechnęła. -Chcesz iść na zakupy, tak na pocieszenie?
-Jasne -zaśmiałam się. -Ale najpierw śniadanie.
-Idź się ubrać. Ja zrobię -znowu ciepło się uśmiechnęła.
-Dzięki, jesteś najlepsza -wstałam i dałam jej buziaka w policzek.

Tak, jak obiecała Lilly, udałyśmy się na zakupy. Jak zwykle, plany na wielkie opróżnienie sklepów, tymczasem nic ciekawego nie rzuciło nam się w oczy. Zniechęcone udałyśmy się do pobliskiej kawiarni i rozmawiałyśmy, dopóki nie przeszkodził nam mój telefon.
-Słucham? -odebrałam, po sprawdzeniu na ekranie połączenia od taty.
-Sophie, dasz radę przyjechać do Polski? -zapytał zdenerwowany.
-Co się stało?
-Kochanie mama jest w szpitalu. Kilka dni temu gorzej się poczuła, ale dopiero teraz, jak straciła przytomność, przywieźli ją tutaj. Nie wiem, co się dzieje... Proszę przyjedź -nigdy nie widziałam mojego ojca w takim stanie. Był bezradny. Nie wiedział, co zrobić, a jego głos zaczął się trząść.
-Jasne, za chwilę zarezerwuję lot. Co dokładnie się stało?
-Sophie nie wiem. Nic nie chcą na razie powiedzieć.
-Tato nie płacz. Przyjadę najszybciej, jak się tylko da. Wszystko będzie dobrze.
-Dziękuję kochanie. Muszę kończyć, idzie lekarz.
-Jasne, pa tato -rozłączyłam się. -Musimy iść -wstałam, nawet nie zważając na to, że z mojego kubka nie ubyło ani trochę kawy.
-Co się stało? -zapytała zdezorientowana.
-Mama jest w szpitalu, nie wiem co się dzieje -odpowiedziałam zdenerwowana, czując, że zaczyna trząść mi się głos.
-Spokojnie, będzie dobrze -przytuliła mnie.
Chwilę później znalazłyśmy się w domu, gdzie od razu zarezerwowałam bilety na lot. Lilly nie leci ze mną do Polski, bo miejsce w samolocie było jedno. Jakby czekało specjalnie na mnie. Wykonałam jeszcze szybki telefon do Hazzy i poinformowałam go o moim wyjeździe.
*
Minuta za minutą mijała, a ja nadal nie wiedziałam, co dzieje się z moją mamą. Lekarze przywrócili jej przytomność i mogłyśmy normalnie porozmawiać. To jednak nie zmienia faktu, że każda pielęgniarka obchodzi się z mamą jak z jajkiem, uważając nawet na wbite w jej żyły igły. Czekamy na wyniki wszystkich badań, bo tak należy zrobić. To powoli zabija mnie od środka. Minął dokładnie tydzień od czasu, kiedy jestem w Polsce. To dziś miałam spotkać się z Harrym. Tak niestety się nie stało. Ale Harry da sobie radę. Tęsknię, ale zdrowie mojej mamy jest w tej chwili ważniejsze. 
-Panie Tomaszu, mogę pana prosić do mnie do gabinetu? -zapytał lekarz, zjawiając się w drzwiach. 
-Tak, oczywiście, już idę -odpowiedział pospiesznie mój tata, podążając za nim. 
-Kochanie dzisiaj miałaś jechać do Harrego, prawda? -zapytała, na co tylko przytaknęłam. -Jedź, ja dam sobie radę. 
-Mamo -odpowiedziałam stanowczym tonem, -dowiem się, że wszystko jest w porządku, wtedy będę mogła jechać. 
-Jesteś kochana -lekko się uśmiechnęła. 
*
Moja mama mogła wyjść ze szpitala, co jednak nie zmieniło faktu, że nadal zostałam w domu. Lekarze powiedzieli, że wyniki badań nie były złe, a jej gorsze chwile były spowodowane stresem i przemęczeniem. Dostała jakieś środki wzmacniające i milion pięćset sto dziewięćset innych tabletek. 
-Wracasz do Anglii? -zapytała Lilly, podczas naszej wspólnej konferencji na skype. Była z chłopcami, więc widziałam wszystkich. 
-W poniedziałek -odpowiedziałam. -Jak się macie? 
-Louis się trochę rozchorował -Liam poklepał go po ramieniu. 
-Ale idziemy do klubu, więc za chwilę wyzdrowieje -Zayn poruszył brwiami, na co tylko się zaśmiałam. 
-A Harry za tobą tęskni -pojawił się Niall. 
-Ja za nim też -spojrzałam właśnie na niego. 
-On za tobą mocniej -uśmiechnął się. -Zobaczymy się w poniedziałek? 
-Mam lot do Londynu. Wy będziecie w Glasgow, więc... 
-Ale we wtorek wieczorem będziemy już w Manchesterze. Wsiadasz w pociąg i przyjeżdżasz -spojrzał groźnie do kamerki. 
-Przyjadę -uśmiechnęłam się. -Idźcie już na tą imprezę -powiedziałam w końcu. Jasne, że jak najdłużej chciałam z nimi pogadać, ale wszyscy byli gotowi do wyjścia i czekali tylko na zakończenie tej rozmowy. 
-Pogadamy jutro -odpowiedział Lou. 
-Trzymaj się -pokiwała mi Lilly, po czym reszta zrobiła to samo. 
-Kocham cię -ostatnie słowa, które usłyszałam przed rozłączeniem połączenia. Dowodzący całą rozmową Louis, nawet nie pozwolił mi odpowiedzieć. 

Spędziłam trochę czasu z rodzicami, czego przez ostatnie kilka miesięcy mi brakowało. Tęskniłam za naszymi rozmowami. Zawsze byłam z nimi w stu procentach szczera. Z resztą nasze kontakty nigdy nie były w żaden sposób ograniczone.
Później wzięłam też szybką kąpiel i po tej czynności wygodnie ułożyłam się w łóżku.
*
-Sophie, nie czytaj tego, co pojawiło się dzisiaj w internecie, to same bzdury -pierwsze, co usłyszałam, kiedy tylko akceptowałam połączenie. 
-Lilly kurde, u was jest siódma rano, po cholerę dzwonisz tak wcześnie? 
-Sophie, po prostu nie czytaj. 
-Czego? -zapytałam, wywracając oczami. 
-Poczekaj, ktoś puka do drzwi. 
-Czekam. 
-Rozmawiasz z Sophie? -usłyszałam zdenerwowanego Harrego. -Daj mi ją. 
-Nie Harry, wyjdź stąd! 
-Lilly! Daj mi ten telefon, chyba muszę wszystko wyjaśnić! -głośno westchnęłam. 
-Zadzwońcie, jak skończycie się kłócić -nie czekałam na ich reakcję, tylko się rozłączyłam. Cały czas jednak ciekawiła mnie sprawa, o której na początku zaczęła mówić Lil. Oczywiście nie wytrzymałam i wykorzystałam internet w telefonie, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Nie powinnam jednak chcieć się tego dowiadywać. Zdecydowanie nie powinnam. Rzuciłam tym cholernym telefonem, gdzie popadło i zaczęłam wylewać hektolitry łez w poduszkę.
__________________________________________

Hejo! 
Przepraszam, że nie dodaję zbyt często, po prostu nie widzę, żeby komentarze od Was pojawiały się w dużych ilościach :( Jak już wspominałam, magiczna liczba 15 przyspiesza nowy rozdział. 
Końcówka jest nieco dziwna i nie dowiecie się, o co chodzi, jeśli nie poczekacie do następnego... 
Jeśli mam dodać kogoś do informowanych na twitterze to zostawcie nazwę na dole lub piszcie na @OfficialMaartaa :) 
Dzięki za wszystko xx

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 25: 'Zobaczycie się za tydzień'


-Mamo! -Harry zaczął biegać po domu, jakby wrócił z piątką z pierwszej klasy podstawówki. -Mamo! 
-Uspokój się -zaśmiałam się pod nosem. 
-Coś się stało? -zjawił się Rob. 
-Gdzie mama? 
-Czemu tak krzyczysz? -przyszła Anne. 
-Uff, więc tak -wziął głęboki wdech. -Spotkaliśmy Charlotte i chwilę porozmawialiśmy... 
-Harry, po co? Pewnie jeszcze bardziej was zdenerwowała. 
-Właśnie nie! Mamo nie ma żadnego dziecka! Ona nigdy nie była w ciąży! Nie będę żadnym ojcem! -zaczął skakać po kanapie. Jego mama, z resztą tak samo jak Rob i ja mieliśmy z niego niezłą polewkę. 
-Masz na myśli to, że NA RAZIE nie będziesz ojcem, tak? -Rob spojrzał na niego pytająco. -Twoja mama niedługo zacznie domagać się wnuków -Anne kopnęła go w kostkę. -No co, powiedz, że nie mam racji. 
-W zasadzie... -odpowiedziała niepewnie. 
-Dobra, skończcie tą szopkę -w końcu zszedł na ziemię. -Na dzieci też przyjdzie czas, na razie mogę się nią trochę nacieszyć? -podszedł do mnie i pocałował w policzek. To była jednak cisza przed burzą, bo chwilę później znalazłam się na jego ramionach, słysząc przy tym głośne śmiechy Anne i Roba. 
-Puść mnie w końcu! 
-Nie! 
-Styles! 
-Pa mamo, pa Rob -pomachał im, nadal trzymając mnie na swoich rękach. Wywróciłam tylko oczami, zdając sobie sprawę z tego, że jednak mi to nie przeszkadza. Harry najpierw wniósł mnie po schodach, a potem razem znaleźliśmy się w jego pokoju. 
-I co teraz zamierzasz Styles? -zapytałam, kiedy wylądowałam na łóżku i zobaczyłam jego uśmiechniętą buźkę tylko kilka centymetrów nad moją. 
-Nic nowego. Trochę cię pocałować -dostałam jednego szybkiego cmoka w usta. -Potem jeszcze trochę -i jeszcze jeden. -Potem ewentualnie spędzić z tobą resztę mojego życia. Chyba nic poza tym -zaśmiał się.
-Ambitne plany panie Styles -zrobiłam minę uznania. -Jesteś pewien, że tak długo ze mną wytrzymasz?
-Wątpisz w to? -uniósł brwi.
-Nie wiem... Ty mi powiedz.
-Więc... jeśli mam być szczery: czasem mnie wkurzasz.
-Ej! -walnęłam go.
-No co? -zaśmiał się. -Żartowałem tyko. Jesteś słodka, wspaniała, kochana, zabawna, urocza...
-Zamknij się -przerwałam mu, składając pocałunek na jego cudownych, miękkich wargach.
*
-Dzień dobry -usłyszeliśmy uśmiechniętą Anne, kiedy tylko zeszliśmy na śniadanie. 
-Dzień dobry -odpowiedziałam pospiesznie z uśmiechem na ustach. 
-Co zjecie? -zapytała, wstając z miejsca.
-Siedź, ja zrobię -Harry puścił moją rękę i otworzył lodówkę.
-To kiedy wracacie do Londynu? -zapytała Anne, znów zajmując swoje miejsce. Usiadłam naprzeciw niej.
-Dzisiaj. Harry chce jeszcze zdążyć przed wyjazdem Zayna, więc za jakąś godzinę pojedziemy... -odpowiedziałam, spoglądając na nią.
-A gdzie jedzie Zayn? -zapytała zdezorientowana.
-Mamo... -Harry głośno westchnął. -Mówiliśmy ci o tym wczoraj.
-Na serio nie zauważyłeś, że jeśli twoja mama rozmawia z Gemmą, jakie buty kupić, to raczej nie słucha twoich bzdur? -zaśmiałam się.
-Rozpracowałaś nas -otworzyła oczy ze zdziwienia. -Jak to możliwe?
-Pani myślała, że ja nie słuchałam? To znaczy... buty to chyba temat do rozmów dla każdej kobiety, więc...
-Zaraz, czyli tak na prawdę żadna z was mnie nie słuchała? -zapytał z miną smutnego pieska, zamachując się patelnią.
-Słuchałam cię -oburzyłam się.
-Mamo jestem twoim jedynym synem, dlaczego mi to robisz? -zaczął udawać, że płacze. Anne tylko zaśmiała się pod nosem i wywróciła oczami, tym samym nie pozwalając tego zobaczyć Hazzie.
-Zayn jedzie do Bradford. Chcemy go zobaczyć jeszcze dziś, bo nie wróci do swoich urodzin... Mamy dla niego mały prezent -odpowiedziałam ukradkiem spoglądając na Hazzę, którego pochłonęło pieczenie naleśników.
*
Nadszedł dwudziesty piąty stycznia, więc chłopcy muszą wyjechać w trasę. W prawdzie nie zobaczymy ich tylko przez tydzień, bo później razem z Lilly będziemy mogły na kilka dni do nich dołączyć, ale wiem, że się stęsknię.
-Harry, chodź już -Louis zaczął głośno wzdychać i ciągnąć go za rękaw. -Zobaczycie się za tydzień.
-Poczekaj chwilę! -Tomlinson posłusznie puścił go i biorąc ostatnią torbę, wyszedł z domu. -Uważaj na siebie -nie przestawał trzymać mojej ręki i lekko ucałował moje czoło.
-Ty też -uśmiechnęłam się. -I nie znajdź tam sobie żadnej innej dziewczyny przez najbliższy tydzień, bo nie wiem, co ci zrobię -zaczął się śmiać.
-Nie znajdę -odpowiedział przez śmiech, wtapiając się w moje usta.
-Musisz iść -odkleiłam się od niego.
-Wiem -spuścił głowę. -Zadzwonię jak będę na miejscu -wyszliśmy z domu. Na dworze spotkało nas nieprzyjemne zimno i dziesięcio-stopniowy mróz. Harry otworzył drzwi od czarnego wana i gotowy był do niego wsiąść.
-Pamiętaj, że cię kocham -uśmiechnęłam się. Styles rozmyślił się i znów wrócił do mnie, mocno ściskając.
-Ja ciebie też -wyszeptał mi do ucha i jeszcze raz pocałował w czoło.
Musiałam mu w końcu pozwolić wsiąść do tego samochodu, bo inaczej trwałoby to dłużej niż można pomyśleć. Wróciłam z powrotem do domu, rozsiadając się na kanapie, zaraz koło Lilly.
-Nie mówiłam nic wcześniej, ale... -zaczęła niepewnie, jednak nie kończąc.
-Ale? -uniosłam brwi i spojrzałam na nią pytająco.
-Josh wczoraj tutaj był.
-Jak to był?
-Przyszedł. Sophie kurde, wiesz, że nie do tego zmierzam.
-Dobra, mów.
-Josh tutaj przyszedł i poszarpał się z Niallem. Powiedział, że tak łatwo nie odpuści i że nigdy nie będę z Niallem -spuściła głowę.
-To twoje życie, możesz być z kim chcesz. Jeden Josh tego nie zmieni -pogłaskałam ją po ramieniu. -Gadałaś potem z Niallem?
-Tak. Powiedział tylko, że nie mam się przejmować -nie przestawała szlochać.
-Jeśli Josh go jeszcze nie odstraszył, to musi mu zależeć -zaśmiałam się. -Nie przejmuj się, jasne? -tylko spojrzała na mnie bokiem i lekko pokiwała głową.
-Dzięki -w końcu coś powiedziała i mocno mnie przytuliła.

____________________
Przepraszam, że nie dodawałam przez dłuższy czas. Jestem po prostu na wakacjach i nie mam szerokiego dostępu do Internetu. 
Co do rozdziału, mam nadzieję, że się podoba. Następny MOŻE pojawić się szybciej, jeśli dobijecie do 15 komentarzy. 
Dzięki za wszystko, do później xx