sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 24: 'Moja mama jest poważnie chora'


-Wrócimy do Londynu jutro, dobrze? -zapytał, siadając obok. 
-Dlaczego? Przecież dzisiaj jest poniedziałek, zrobiłeś testy, więc chyba nie musimy tu zostawać... 
-Sophie wiem. Jutro będą wyniki, dlatego chcę poczekać. Odbiorę je osobiście i zaraz potem wrócimy, dobrze? 
-Nie, jasne. Nie mam z tym problemu, jeśli tak to odebrałeś -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Dzięki. -odwzajemnił uśmiech i przytulił mnie do siebie. 
-Dzwoniłeś do chłopców? 
-Nie. Mogłabyś to dla mnie zrobić? 
-Harry, a co to za różnica? I tak będziemy musieli im powiedzieć. 
-Wiem, ale jeszcze nie teraz. Poczekajmy na te cholerne wyniki. Chcę mieć pewność. 
-W sensie chcesz, żebym to ja ich okłamała, tak? 
-Nie Sophie, jasne, że nie -odkleił mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. 
-W takim razie sam do nich zadzwoń -wstałam z jego łóżka. 
-Sophie... 
-Będę na dole Harry -wyszłam z pokoju. Wiem, że jakby zostawiam go samego z problemami, ale nie mam zamiaru okłamywać naszych przyjaciół tylko dlatego, że Harry myśli, że 'tak będzie lepiej'. Oni zasługują na szczerość, niestety mój chłopak jeszcze tego nie zrozumiał. 
-Zjesz coś? -zapytała Anne, kiedy tylko weszła do kuchni. 
-Nie, dziękuję -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Coś się stało? 
-Nie, to nic takiego -wciąż nie przestawałam wymuszać uśmiechu. 
-Sophie -groźnie na mnie spojrzała. -Zamierzam traktować cię jak moją córkę i to powoli skutkuje, bo widzę kiedy kłamiesz -zaśmiałam się pod nosem.
-Wiem, przed panią nie da się nic ukryć. 
-No właśnie, więc mów -siadła bliżej, lekko się uśmiechając. 
-Nie, nie chcę po prostu podważać decyzji Harrego. Przepraszam, ale raczej zostawiłabym to między nami -spojrzałam na nią przepraszająco. 
-Kochanie nie przejmuj się. Kiedy tylko ta cała sprawa z Charlotte się wyjaśni, wszystko wróci do normy, obiecuję. Harry ma ciebie i bez względu na wyniki testów wiem, że sobie poradzicie. Jeśli kochasz go tak samo, jak on kocha ciebie, to nie mam co do tego żadnych wątpliwości -chwyciła moją rękę i ciepło się uśmiechnęła. 
-Nawet pani nie wie, jak bardzo -uśmiechnęłam się pod nosem. 
-Sophie, pozwolisz na chwilę? -usłyszałam głos Hazzy. Odwróciłam się i zauważyłam go, wsadzającego głowę przez próg do kuchni. 
-Tak, już idę -posłałam mu uśmiech. -Dziękuję. -szepnęłam na ucho Anne, po czym ta tylko się uśmiechnęła. 
-Przepraszam -przyciągnął mnie do siebie, wbijając swój wzrok w moje brązowe tęczówki. 
-Rozumiem cię. Powinnam cię wspierać, a tym czasem jedyne co robię, to krytykowanie. To ja przepraszam.
-Żartujesz? Wspierasz mnie. To, że tu jesteś i ze mną wytrzymujesz, to wsparcie. Nie potrzebuję nic innego.
-Kocham cię Harry i pamiętaj o tym, nieważne, jak głupio będę się zachowywała, okej? 
-Okej -zaśmiał się i mocno mnie przytulił. 
*

-Mamo, wychodzimy! -Harry krzyknął, kiedy zbieraliśmy się do opuszczenia domu. 
-Za ile wrócicie? Zrobię kolację -zjawiła się koło nas, szeroko uśmiechając. 
-Za jakąś godzinę? Nie wiem, dam ci jeszcze znać -pocałował ją w policzek, po czym chwycił mnie za rękę. 
-Jasne, bawcie się dobrze.

Chodziliśmy wciąż zaśnieżonymi chodnikami Holmes Chapel, tylko trzymając się za ręce. Znowu nie potrzebne były słowa. Harry zaprowadził mnie chyba w każdy zakątek swojego dzieciństwa, opowiadając co w danym miejscu przeskrobał. Zatrzymaliśmy się też w jednym, specjalnym dla niego miejscu. Powiedział, że to właśnie tam przeżył swój pierwszy pocałunek, z dziewczyną, która później okazała się być jego kuzynką. Jako że chciał zapomnieć o tym dziwnym zdarzeniu, stanęliśmy dokładnie, gdzie kazał Harry i po prostu zaczęliśmy się całować. Co z tego, że znowu miałam śnieg w każdym zakamarku swojego ciała, bo Styles rzucał nim we mnie, kiedy tylko miał ochotę? Co z tego? Byłam z nim, z tym, który od samego początku zawrócił mi w głowie. Z tym, którego jedno spojrzenie wystarczy, żeby doprowadzić mnie do szaleństwa. Z tym, którego kocham z dnia na dzień coraz bardziej. 
*
Do wyjścia z parku została nam tylko jedna alejka. Nie przemknęliśmy jej jednak tak szybko, jakby się to mogło zdawać. Uwagę nie tylko moją, ale także Harrego zwróciła płacząca na ławce dziewczyna. To ja zdobyłam się na odwagę podejść bliżej, ale z czasem, gdy ujrzałam jej twarz, zaczęłam żałować swojej decyzji. 
-Charlotte? -zapytał Harry, na co dziewczyna tylko podniosła wzrok. 
-Harry, przepraszam. Jestem najżałośniejszą osobą, którą spotkałeś w całym swoim życiu -wstała z ławki i zaczęła mówić przez łzy, które powoli oblewały jej czerwone od zimna policzki. 
-Powiesz, o co chodzi? -zapytał arogancko, na co tylko kopnęłam go w nogę. 
-Charlotte, wiem, że się nie znamy, ale chyba powinnaś wytłumaczyć, o co chodzi -podeszłam bliżej i pogłaskałam ją po ramieniu. Dziewczyna od razu skierowała wzrok na mnie i lekko uniosła kąciki ust ku górze. 
-Jestem beznadziejna, wiem. 
-Nie, z pewnością nie -uśmiechnęłam się. -Powiedz, co miałaś na myśli. 
-Okłamałam was -spuściła głowę. -Harry okłamałam cię. 
-Chodzi o to dziecko, prawda? -zapytał, tym razem już na spokojnie. 
-Tak, w zasadzie nie, bo nie ma żadnego dziecka. Miałam nadzieję, że dasz się na to nabrać i zdobędę od ciebie jakieś pieniądze. Przepraszam, to idiotyczne, wiem -z powrotem usiadła na ławce i schowała twarz w dłonie. 
-Charlotte, po co to... 
-Moja mama jest poważnie chora -przerwała mu. -Jeśli do końca miesiąca nie zdecydujemy się na operację w Szwajcarii to... Sam dobrze wiesz, co się wtedy stanie. 
-Nie mogłaś po prostu powiedzieć? Wiesz, że bym ci pomógł. Pomogę ci. 
-Nie Harry, nie chcę twojej pomocy. Wystarczająco cię zraniłam. Was zraniłam -podniosła wzrok na mnie. -Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. 
-Nie dam ich tobie Lot, dam je twojej mamie. Jestem jej winien za wybicie szyby i za zalanie kuchni w czasie pieczenia z tobą ciastek -zaśmiał się. 
-Musisz przyznać, że były niezłe -odpowiedziała mu, ocierając łzy. Tylko się uśmiechnęłam, widząc, że ona przestała płakać, a Harry potrafił zatroszczyć się o nią, mimo tego, jak bardzo go skrzywdziła. 
-Tak. Chodź, odprowadzimy cię do domu -wstał z ławki, wyciągając ku niej rękę.
-Nie Harry, zajmijcie się sobą. Przepraszam was za to, co zrobiłam. Sophie ciebie też przepraszam.
-Nie Charlotte, mnie nie masz za co. To Harremu należą się przeprosiny.
-Wiem, i tak przepraszam was obu, to był jeden wielki absurd, który nigdy nie miał prawa bytu. Jeszcze raz przepraszam. Idźcie już, nacieszcie się sobą -uśmiechnęła się.
-Na razie Charlotte -lekko odwzajemniłam jej uśmiech, machając. Harry nie powiedział nic, natomiast tylko kiwnął głową na pożegnanie.

-Co się właśnie stało? -zapytałam zdezorientowana, bokiem spoglądając na Harrego.
-Właśnie dowiedzieliśmy się, że nie ma żadnego dziecka i że możemy wrócić do spokojnego życia razem kochanie -uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę, na chwilę przystając. -Rozumiesz to? Nie ma żadnego dziecka, a ja nie będę żadnym ojcem! W sensie no nie teraz, bo kiedyś tam z kimś tam, a dokładniej z tobą, wtedy tak. Ale nie teraz, nie z nią i w ogóle życie jest piękne! -zaczął się wydzierać, po czym wziął mnie na ręce i po wykonaniu kilku piruetów, razem wylądowaliśmy w śniegu.
-Styles jutro będę miała zapalenie płuc, jestem tego pewna -powiedziałam, zdejmując biały puch ze swojej twarzy. Kiedy w końcu byłam w stanie otworzyć swoje oczy, ujrzałam uśmiechającego się Hazzę. - A z resztą, co mi tam -rzuciłam się na niego i zaczęłam całować.
-Kocham cię, wiesz? -oderwał swoje usta od moich i spojrzał głęboko w oczy. Znowu tańczyły w nich iskierki i znowu widziałam w nich roześmianego Harrego. Mojego roześmianego Harrego.
-Ja ciebie też Harry, ja ciebie też -szeroko się uśmiechnęłam, znów złączając nasze wargi.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 23: 'I'll never let you go. Never.'


Zajęliśmy wyznaczone miejsca na pięknie przystrojonej sali. Okrągłe, 6-cio osobowe stoliki i białe krzesła. Do tego kwiaty, w takim samym kolorze, którymi ozdobione było całe pomieszczenie. Moimi sąsiadami byli znowu Gemma i Harry, natomiast stolik zajęty był także przez Anne, Roba i Liama (chłopaka Gem). 
Po poczęstunku większość z nas ruszyła na parkiet. Wywijałam z Hazzą jakieś piruety, dopóki nie nadszedł wolniejszy kawałek. Chłopak zarzucił swoje ręce na mojej talii, moje natomiast spoczęły na jego szyi. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, tylko patrząc w swoje tęczówki. Znów wróciły czasy, gdzie nie potrzebowaliśmy słów. Znów rozumieliśmy się bez niczego. Znów potrafiłam być godzinami zahipnotyzowana przez jego zielone oczy i znów nie miałam z tym najmniejszego problemu. 
Wróciłam do stolika, zajmując miejsce koło Anne. Reszty nie było, bo bawili się z młodą parą. Hazza natomiast został zatrzymany przez niezliczoną ilość swoich ciotek. Nie ma się czemu dziwić, pewnie się stęskniły. 
-Tak sobie na was patrzyłam... -zaczęła. -Cudnie razem wyglądacie -westchnęła, na co tylko szeroko się uśmiechnęłam. 
-Pani zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Wiem, że Harry też go nie ignoruje. Dziękuję. 
-Dobrze, że wywaliłam go z domu w Sylwestra, co? -zaśmiała się pod nosem. -Harry to dobry chłopak, tylko czasem za bardzo się angażuje. Musisz po prostu się przyzwyczaić. A jego zazdrość jest tylko dowodem na to, jak bardzo cię kocha -chyba zaczęłam się rumienić. Na szczęście w porę pojawił się Styles. 
-O czym rozmawiacie? -uśmiechnął się, popijając swojego drinka. 
-O tobie kochanie -odpowiedziała Anne, puszczając mi oczko. 
-Mam nadzieję, że nie dowiedziałaś się niczego, co mogłoby zaszkodzić naszemu związkowi -spojrzał na mnie tym dziwnym wzrokiem, na który tylko odpowiedziałam śmiechem. 
-Nie, jasne, że nie. 
-To dobrze -pocałował mnie w policzek. 
-Harry? -usłyszeliśmy nad sobą. Harry natomiast zdjął swoją rękę z mojego ramienia i razem ze mną przeniósł wzrok na niewysoką brunetkę, stojącą nad nami. 
-Charlotte? -zapytał zdziwiony. -Co ty tutaj robisz? 
-Jakbyś zapomniał, moja mama przyjaźni się z Mel. Moglibyśmy porozmawiać? 
-Charlotte, chyba nie mamy o czym rozmawiać -odpowiedział stanowczo. 
-Oj nie byłabym taka pewna -przymrużyła oczy, lekko wyśmiewając Harrego. 
-Poczekaj chwilę, szybko to załatwię -szepnął mi na ucho, po czym lekko musnął moje usta. 
-Nie przejmuj się nią -usłyszałam Anne, kiedy tylko oboje oddalili się od naszego stolika. 
-Kto to tak właściwie? -zapytałam. 
-Charlotte. Kiedyś przyjaźniła się z Harrym, potem coś się stało i nagle ich kontakty się zerwały. Nie chciał nic mówić, więc nie pytałam... 
-Rozumiem, niech się pani nie przejmuje - posłałam jej niepewny uśmiech. 

-Która godzina? -spojrzałam na zegarek.
-Dochodzi północ.
-Rozmawia z nią już jakieś dziesięć minut. Może pójdę sprawdzić, co się stało? 
-Nie -sprzeciwiłam się. -Niech pani zostanie. Ja pójdę -niepewnie wstałam z krzesła, kierując się do wyjścia. Odebrałam swój płaszcz i ruszyłam na zewnątrz. Harry siedział na jednej z ławek, trzymając twarz w dłoniach. Bez namysłu przyspieszyłam kroku i sekundę później byłam już przy nim. 
-Harry, co się stało? -położyłam mu rękę na plecach i zaczęłam je gładzić. 
-Sophie, możemy jechać już do domu? -ominął temat, w końcu podnosząc wzrok. Coś się stało, coś musiało się stać, bo w jego oczach nie było ani jednej iskierki. Za to jedno z tych smutnych spojrzeń, których nienawidzę. 
-Harry to nieładnie tak wyjść bez słowa. Pożegnajmy się chociaż. 
-Jasne, chodź -czym prędzej wstał z miejsca i ruszyliśmy z powrotem na salę. 

Po pożegnaniu większości gości i wkręceniu im kitu, że Harry się źle poczuł, mogliśmy udać się do jego domu. Anne oczywiście nie uwierzyła. Moim skromnym zdaniem każda matka wie, kiedy jej dziecko kłamie. Taksówkarz podwiózł nas pod dom Stylesów i po zapłaceniu mu należnej sumy, właśnie tam się udaliśmy. 
-Harry, wiesz, że mnie nie okłamiesz, prawda? -spojrzałam na niego, kiedy tylko przekroczyliśmy próg jego pokoju. 
-Nie chcę cię okłamywać -spuścił wzrok. 
-To powiedz, co się stało -odpowiedziałam delikatnym tonem, zajmując miejsce koło niego. -Chodzi o Charlotte, tak? 
-Tak -odpowiedział niepewnie. -Niedawno urodziła córkę i chodzi o to, że... że to może być wiesz... -przez moją głowę przeszła jedna myśl, ale przecież to nie może być prawda, nie? -To najprawdopodobniej jest moje dziecko -znowu to zrobił, znowu odpowiedział na pytanie zadane w moich myślach, tylko czy ja na pewno chciałam to usłyszeć? 
-Ha.. Ha.. Harry -zaczęłam się jąkać. -Jak to twoje dziecko? 
-No bo my tak jakby byliśmy razem i pewnej nocy.. To właściwie stało się tak szybko. Rozumiesz, byliśmy sami w domu i...
-Harry, wiem, jak powstają dzieci, oszczędź sobie. 
-Sophie, możesz być zła, tylko ja właściwie nie wiem, za co. Przecież cię nie zdradziłem. To było długo przed tym, jak cię poznałem - chwycił moją rękę. 
-Harry wiem, nie mam prawa być na ciebie zła. Tylko to dziwne... 
-Wiem, ale ja nadal nie jestem pewien, czy to moje dziecko. Zrobię testy i dopiero po ich dostaniu, zaczniemy się martwić. 
-Dlaczego miałaby cię okłamać? Przecież to nie ma sensu -mój głos zaczął się trząść, ale byłam silna. Z moich oczu nie mogła w tym momencie wypłynąć ani jedna łza. 
-Przepraszam -jedyne, co wyszeptał. Spojrzałam na jego tęczówki, które w tej chwili się zaszkliły. Po chwili zaczęły z nich kapać też pierwsze łzy. Smutno uśmiechnęłam się pod nosem i przytuliłam go do siebie najmocniej, jak tylko potrafiłam. -Dlaczego? -wyswobodził się z mojego uścisku i wstał. -Dlaczego jak wszystko się układa, zawsze coś musi to popsuć?! Dlaczego?! -zaczął krzyczeć, jakbym nie wiadomo jaką krzywdę mu wyrządziła. 
-Dlaczego krzyczysz?! Bo w twoim idealnie zaplanowanym życiu nie ma prawa wystąpić taki błąd?! -nie wiem dlaczego, ale też zaczęłam krzyczeć. Targały mną najróżniejsze emocje. Z jednej strony wiedziałam, że Harry mnie nie zdradził, ale z drugiej właśnie tak się czułam. Przeprosił, chociaż nie miał za co, a ja i tak krzyczę. Boże, jaka ja jestem beznadziejna. 
-Sophie -odpowiedział swoim stanowczym tonem, podchodząc bliżej. Jego wzrok był na mnie tak skupiony, jakbym za chwilę miała od niego oberwać. -Co ty do jasnej cholery masz z tymi ideałami? Mojego życia nikt nie zaplanował i ono wcale nie jest idealne. Nic nie jest idealne. 
-Skąd wiesz? -spojrzałam na niego ze łzami w oczach. -Skąd wiesz? -powtórzyłam pytanie. -Moim zdaniem nasza miłość jest idealna. A to, że kilka razy się sprzeczaliśmy, to właśnie nadaje jej perfekcyjności. Właśnie to, że nie jest idealna, automatycznie taką ją czyni -chyba go zatkało, bo nic nie odpowiedział. -Nieważne, zapomnij -machnęłam dłonią, udając się na dół. 
-Zaczekaj -zdążył chwycić moją rękę. -Zapomniałem -przysunął mnie do siebie i nie pozwolił odejść, mocno trzymając mnie w talii. -Jeszcze coś jest idealne -uśmiechnął się. -Ty jesteś. I nie obchodzi mnie to, że nienawidzisz swoich wiecznie kręcących się włosów, swoich ud, swoich dołeczków w policzkach i tych dwóch piegów na twoim nosie, ale one są idealne. Nie dam znowu ci odejść, jasne? Następnym razem jak zacznę krzyczeć, to po prostu weź patelnię i walnij w moją głowę najmocniej, jak tylko potrafisz. Jestem idiotą, bo nie zdaję sobie sprawy z tego, jak często cię ranię. 
-Harry...
-Nie, poczekaj -przerwał mi. -Kocham cię i nie zapominaj o tym. Chodzi po prostu o to, że chcę być szczęśliwy, a kiedy już jestem to coś musi temu przeszkodzić. Nie chcę, żeby już zawsze tak było. Obiecaj mi jedno. 
-Harry, wiesz, że obiecuję. 
-Obiecaj, że nieważne, co będzie się działo, ty zawsze tu będziesz. 
-Będę Harry, będę -lekko się uśmiechnęłam. Harry mocno mnie ścisnął, sytuując swoją twarz gdzieś głęboko w moich włosach. Jednocześnie czułam jego ciepłe dłonie, gładzące mnie po głowie. To było tak cudowne uczucie, że najchętniej nigdy bym go nie puszczała -Harry, never let me go. I don't want to be without you -zaczęłam płakać. 
-I'll never let you go. Never -jeszcze mocniej wtulił się w moje włosy. Ja nie pozostawałam mu dłużna i bardziej zacisnęłam ręce w jego pasie. 
*
-Spałeś w ogóle? -zapytałam, czując, że gładzi moje włosy swoimi palcami. 
-Nie -odpowiedział obojętnie. 
-Harry, wiesz, że to nie pomoże. A twoje zamartwianie się z pewnością nie prowadzi do niczego dobrego. 
-Sophie, czy ty nie rozumiesz, że ja mogę być ojcem tego cholernego dziecka? 
-Nie mów tak. Ono nie jest niczemu winne.
-Przepraszam. Z drugiej strony jednak to dziwne. Dlaczego dopiero teraz powiedziała mi, że w ogóle urodziła dziecko? Jeśli na prawdę jestem tym ojcem, to czemu nie przyznała się na początku ciąży? 
-Harry ty mi się pytasz? Ja nie wiem. Nie jestem nią, nawet jej nie znam -wzdrygnęłam ramionami. -Możemy porozmawiać o tym dopiero, kiedy dostaniesz wyniki testów? 
-Wiem, przepraszam. 
-Skończ mnie przepraszać -zaśmiałam się. -Będzie dobrze, musi być dobrze -podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. -Nawet jeśli to twoje dziecko, to jakoś przez to przejdziemy. Razem, jasne? -nie odpowiedział. Nie musiał. Wiedziałam, że zrobiło mu się lżej na sercu. W zamian mocniej mnie do siebie przyciągnął i lekko pocałował w głowę. 
-Mogę wejść? -usłyszeliśmy lekkie stukanie do drzwi, po czym Anne weszła do pokoju.
-Tak, jasne -odpowiedział Harry.
-Powiecie mi, co się wczoraj stało? Tak nagle wyszliście... -usiadła na skrawku łóżka. Nie wiedziałam, co zamierza Harry, dlatego automatycznie na niego spojrzałam. Na razie nie odpowiadał, a w zamian spuścił wzrok i zaczął nerwowo bawić się swoimi rękoma. -Harry wiesz, że postaram się ci pomóc, tylko powiedz, co się stało.
-Zejdę na dół -zdjęłam z siebie pościel i wstałam z łóżka. Nie chciałam, żeby Harry czuł się jeszcze bardziej niezręcznie podczas rozmowy ze swoją mamą, dlatego opuściłam pokój, schodząc do kuchni. 
-Też przyszłaś leczyć kaca? -zapytała Gemma, siedząca przy stole. Zaśmiałam się pod nosem i przecząco pokiwałam głową. -Nie było tyle pić.
-Było myśleć Gem -poklepałam ją po ramieniu. -Gdzie Liam?
-Leży w łóżku, stwierdziłam zgon kompletny.
-Kawy mu zrób chociaż.
-Już to zrobiłam kochanie -puściła mi oczko. -Pójdę zobaczyć, co u niego.
-Jasne -posłałam jej ciepły uśmiech i zajęłam jedno z krzeseł. Na stole stały szklanki i sok pomarańczowy w dzbanku, więc poczęstowałam się, co w sumie nie miało żadnego sensu, bo siedziałam i gapiłam się na napój w szkle. 
-Co tak siedzisz? -usłyszałam głos Anne i poczułam jej rękę na ramieniu. -Nie martw się, będzie dobrze -ciepło się uśmiechnęła, siadając obok.
-To samo mu powiedziałam, ale chyba nie wierzy...
-Charlotte zawsze chciała tylko pieniędzy Harrego. I w tym przypadku pewnie nie jest inaczej. Poczekajcie po prostu do tych testów.
-Dziękuję. -niepewnie się uśmiechnęłam.

_________________
Przepraszam, że tak późno, ale jak pewnie zdążyliście zauważyć, ostatnio zaszła mała pomyłka i zamiast kliknąć 'zapisz', kliknęłam 'opublikuj'. Także jeszcze raz przepraszam za pomyłkę z mojej strony :) 
Jeśli chodzi o rozdział to podoba mi się średnio na jeża, ale chyba nie jest taki zły. 
Przypominam, że 15 komentarzy zbliża Was do następnego rozdziału :) Po prawej stronie jest ankieta i do tej pory 43 osoby zdeklarowały się, że czytają opowiadanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy ma konto w bloggerze, ale znając Wasze możliwości na pewno nie będzie z tym problemu :)
Dajcie mi znać w komentarzu, czy chcecie, bym poprawiła coś w stylu pisania. Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne :) 
Dzięki za wszystko. Marta .xx

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 22: 'Też tu jestem, heloooł'


-Dobrej zabawy, nie mam zamiaru nawet stawiać nogi na tym lodzie. -Niall założył ręce na klatce piersiowej. 
-Daj spokój, chodź. -pociągnęłam go. 
-Sophie. -upomniał mnie swoim stanowczym tonem, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku.
-Rób co chcesz. -rzuciłam oschle, stawiając jedną z łyżew na tafli. Po chwili dołączyła też reszta. Niall natomiast usiadł na jednym z krzesełek i przegryzając co jakiś czas batonika, grzebał w telefonie.
-Ścigamy się! -wydarł się Louis, czym zwrócił na siebie uwagę chyba wszystkich ludzi.
-Nie. -odpowiedziałam zdecydowanie.
-Jak to nie? -uniósł brwi, podjeżdżając do mnie.
-Po prostu, prędzej wszystkich pozabijasz.
-Ja? Pff, nie.
-Louis, sam dobrze wiesz, że Sophie ma rację. -zjawił się Liam.
-Ja tam wchodzę. -Zayn bad boy musi wtrącić swoje dwa grosze.
-Nie mieszajcie mnie do tego. -wycofałam się, unosząc ręce.
-Okej Zayn. W takim razie jedziemy... -zaczął Louis, reszty nie słyszałam, bo już dawno się od nich oddaliłam.
-Co tak sama jeździsz? -usłyszałam głos Hazzy.
-Louis ściga się z Zaynem, Liam ich pilnuje, a Lilly chyba zaginęła w akcji. -wzdrygnęłam ramionami.
-Ale jest Harry. -szeroko się uśmiechnął, chwytając moją rękę.
-I to mi na razie wystarczy. -odwzajemniłam jego uśmiech.
-Lilly! -usłyszałam krzyk Nialla, który znalazł się na lodowisku bez łyżew, co wyglądało komicznie, kiedy jego zadek wylądował na tafli. Jak się okazało wbiegł tutaj, żeby ratować Lilly, która leżała bez ruchu.
-Lilly! -zaczęłam wołać przerażona, po czym puszczając rękę Hazzy, udałam się do niej. Na miejscu znalazł się już Niall, próbujący ją ocucić.
-Lilly, obudź się kurde. -Niall zaczął trząść ją za ramiona.
-Niall poczekaj. -chwyciłam go za ramię -Harry, weź Lilly z tafli, okej?
-Jasne. -czym prędzej schylił się, biorąc ją na ręce.
-Chodź. -zwróciłam się do Nialla, podając mu dłoń. Chłopak ją chwycił, po czym jakoś razem doczłapaliśmy się 'na ląd'. Czekał tam już Harry wraz z Lilly, która na szczęście odzyskała przytomność.
-Lilly, co ty robisz?! -wydarłam się, podchodząc bliżej -Chcesz, żebym na zawał padła?!
-Uspokój się, a przede wszystkim nie krzycz. -zmrużyła oczy, chwytając się za głowę.
-Chodź, jedziemy do szpitala. -Niall wyciągnął do niej rękę.
-Niall nic mi nie jest. -niepewnie na niego spojrzała, przecież jeszcze kilka godzin temu nieźle się pokłócili.
-Boli cię głowa, prawda? -uniósł brwi.
-To nic takiego, zaraz przejdzie.
-Jedziemy do szpitala Lilly. -odpowiedział jej stanowczo. Widać było, że się martwi. Zależy mu na niej i każdy to widzi.
-Niall ja...
-Lilly, chodź. -sam chwycił ją za rękę, po czym wstała.

W szpitalu okazało się, że Lilly ma kilka siniaków i lekkie wstrząśnienie mózgu. Nic dziwnego, skoro walnęła łbem o lód. Chłopcy zabrali ją do domu, natomiast Harry i ja ruszyliśmy na pieszo. Po drodze znalazł się park, więc postanowiliśmy chwilę porzucać się śnieżkami. Wylądowaliśmy też kilka razy w białym puchu, który dostał się nawet pod moją bluzkę. Nie obchodziło mnie jednak nieprzyjemne uczucie dreszczy, które wywoływał, bo znowu czułam, że mam przy sobie Hazzę. Chłopak oddał mi nawet swoje rękawiczki, kiedy zauważył, że moje są całe mokre i obejmując w talii, czym prędzej znów ruszyliśmy w stronę domu. Czekali tam już wszyscy, opiekując się leżącą na kanapie Lilly.
-Idź się przebrać, zrobię czekolady. -uśmiechnął się. Wykonałam jego polecenie i weszłam do łazienki, wziąć gorący prysznic. Wyszłam spod niego, udając się do pokoju. Na łóżku siedział Harry, trzymając w ręce kubek. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, od razu na mnie spojrzał i przez kilka chwil nie przestawał.
-Co? -zapytałam zdziwiona. Harry natomiast wskazał na mnie palcem -A no tak. -zaśmiałam się pod nosem, kiedy spostrzegłam, że jestem w samym ręczniku -Jesteśmy kwita.
-Z pewnością jesteśmy kwita? -uniósł brwi, podając mi gorącą czekoladę.
-Co masz na myśli? -usiadłam obok, spoglądając na niego -Mam ci zrobić czekoladę?
-Czy ja wiem... Nie pogardzę jeśli byś za nią podziękowała.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się.
-Znasz inny sposób? -poruszył brwiami. 
-Bardzo dziękuję?
-Bardzo proszę. -zaśmiał się, wywracając oczami.
*
-Louis, wrócimy w poniedziałek, uspokój się. -Harry próbował jakoś pocieszyć płaczącego Boo. 
-Jasne, zadzwoń jak dojedziecie. -skończył szlochać i ścisnął też mnie -Nie pozwól mu się upić na tym weselu. 
-Jasne. -zaśmiałam się -Trzymajcie się. -pokiwałam reszcie, z którą zdążyliśmy już się pożegnać. 
-Wy też. -Liam się uśmiechnął -Dobrej zabawy. 
-Dzięki. -posłałam mu ciepły uśmiech. 
-Jedziemy? -zapytał Harry. 
-Tak, jasne. Do poniedziałku. -pomachałam im jeszcze raz. Harry oczywiście otworzył drzwi od samochodu, gdzie już po chwili znaleźliśmy się oboje. 
Zasnęłam, nawet nie wiem kiedy. Harry obudził mnie dopiero, kiedy znaleźliśmy się w Holmes Chapel. 
-Czemu mnie nie obudziłeś? -spojrzałam na niego, przyzwyczajając oczy do światła. 
-Po co miałem to robić? -zapytał zdziwiony, otwierając drzwi. 
-Żeby ci się nie nudziło. To niebezpieczne. 
-Daj spokój. -wywrócił oczami, wychodząc z samochodu. Po zapięciu mojego płaszcza zrobiłam to samo -Słodko spałaś. -puścił mi oczko, na co odpowiedziałam tylko chichotem. 
-Kochany jesteś. -szepnęłam mu na ucho, kiedy wyciągał walizkę z bagażnika. 
-Sophie, Harry już jesteście? -Anne powitała nas w progu, szeroko się uśmiechając. 
-Dzień dobry pani. -od razu odpowiedziałam, odwzajemniając gest. 
-Dzień dobry kochanie. -ścisnęła mnie. 
-Sophie! -usłyszałam Gemmę zbiegającą po schodach. 
-Gem, cześć. -uśmiechnęłam się, czekając na uścisk. 
-Dzięki siostra. Też tu jestem, heloooł. -zaśmiałam się. Po chwili przyszedł także Rob, witając się z nami. Mama Hazzy poprosiła, żebyśmy razem zeszli na obiad za piętnaście minut, dlatego udaliśmy się jeszcze na górę. Zaczęłam wypakowywać z walizki te rzeczy, które będą potrzebne najbardziej, kiedy natknęłam się na fioletowe pudełko wysłane kilka dni temu przez Anne. 
-Powiesz mi w końcu, co tu jest? 
-Twój prezent. 
-Jaki prezent? Nie mam urodzin. 
-Wiem, moja mama wysłała to razem z zaproszeniem na ślub. 
-Nadal nie wiem, co tam jest Harry. -uśmiechnęłam się. 
-Sukienka, w której jutro pójdziesz. Obiecaj tylko, że tego nie otworzysz. 
-Mam sukienkę. 
-Tak, wiem, ale w niej nie pójdziesz. Zmiana planów. -podszedł bliżej. 
-Nic od was nie chcę. Mam sukienkę Harry. 
-Tak, tą, którą dostaniesz jutro. Moja mama pomyślała, że będziesz w niej cudnie wyglądać, dlatego poprosiłem, żeby ją kupiła. Jeśli chodzi o 'nic od was nie chcę', to przestań tak mówić. Jesteś moja i tylko moja. -przyciągnął mnie do siebie, sytuując swoje dłonie na mojej talii -Mogę dawać tobie tyle prezentów, ile tylko chcę, jasne? 
-Ty jesteś dla mnie najlepszym prezentem. Nic więcej od ciebie nie chcę. -spojrzałam mu w oczy -Kocham cię za to, że tu jesteś, a nie za twoje pieniądze. I nie chcę, żeby ktokolwiek tak pomyślał. 
-Chodzi ci o to, że ludzie powiedzą, że to ja kupiłem ci tą sukienkę i że jesteś ze mną tylko dla kasy, prawda? -przeniosłam wzrok na dół, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Nie trwało to jednak długo, bo Harry chwycił mój podbródek i sprawił, że znów zobaczyłam widok jego tęczówek -Nikt nie ma prawa tego mówić. Sophie oni kompletnie nic o nas nie wiedzą. Nie wiedzą, że teraz stoję tu z tobą, nie wiedzą, że nie obudziłem cię w samochodzie, nie wiedzą, że kocham twój truskawkowy szampon, nie wiedzą, że wtedy w Sylwestra powiedziałem, że cię kocham, nie wiedzą tego. Po prostu tego nie wiedzą, dlatego nie mogą powiedzieć niczego, co cię zrani. Możemy zachowywać się tak, jak gdyby ich nigdy nie było? Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny, dlatego przestań się nimi w końcu przejmować i zrozum, że cię kocham. -nie pozwolił mi się znowu odezwać, bo zaczął mnie całować. Nie były to zachłanne pocałunki, wręcz przeciwnie, był delikatny jak nigdy przedtem. Jakby starał się udowodnić mi, że nawet on nie jest w stanie mnie zranić. I to było prawdą. Harry to ideał w każdym calu, nawet jeśli nie ma ideałów. On jest. Jest moim prywatnym ideałem, którego nikomu nie oddam. 
*
Do ceremonii pozostało jeszcze tylko kilka minut, dlatego wszyscy postanowiliśmy wejść do środka. Zdążyłam poznać część rodziny Harrego, która wydawała się być równie miła jak Anne, czy Gem. Usiedliśmy razem ze Stylesem w jednej z ławek katedry i trzymając się za ręce, czekaliśmy na początek. Obok mnie miejsce zajęła Gemma i jej chłopak. Anne i Rob siedzieli natomiast gdzieś bliżej ołtarza. Kiedy zaczęły rozbrzmiewać pierwsze dźwięki organów, wszyscy wstaliśmy, widząc pannę młodą, prowadzoną przez jej ojca. Cudowna biała sukienka, do samej ziemi, połyskująca tysiącami malutkich kryształków robiła niemałe wrażenie. Melanie wyglądała cudownie. 
-Kiedyś to ja będę tam na ciebie czekał, pamiętaj. -usłyszałam szept Harrego do mojego ucha, po czym tylko lekko się uśmiechnęłam, spoglądając na niego. 

Rozdział 21: 'Dwie połówki pomarańczy'


-Przesyłka do Harrego Slylesa. -usłyszałam, otwierając drzwi -Do rąk własnych. -dodał kurier, widząc, że już zbieram się za podpisywanie. 
-Jasne. -odpowiedziałam -Harry! 
-Co?! -wydarł się z kuchni. 
-Paczka do ciebie! 
-To ją odbierz! 
-Pan poczeka minutkę. -zwróciłam się do kuriera. Chwilę później wpadłam już do kuchni -Styles paczka. -zmroziłam go wzrokiem. 
-To ją...
-Do rąk własnych. -przerwałam mu. 
-Już idę no. -odłożył zrezygnowany batonika na blat i wyszedł. Ja jako że jestem pożeraczką wszystkiego, co słodkie, od razu sięgnęłam po to, co zostawił Hazza i wsunęłam do buzi. 
-Co to? -zapytałam, kiedy zamknął drzwi. 
-Nie wiem. -pokręcił głową -Od mamy. 
-Otwórz, na co czekasz? 
-Jasne, dokończę batonika i zaraz wrócę. 
-Ekhem... 
-Jak zwykle. -rozłożył ręce, nawet zbytnio się na mnie nie wkurzając. W sumie... dobrze, mogę kraść mu jedzenie częściej. 
-No to na co czekasz? Otwórz to, jestem ciekawa. 
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła kochanie. -zrobiłam smutną minkę i oczy kota ze Shreka -No dobra. -siadł koło mnie i otworzył zaklejoną paczkę. Znajdowało się w niej dość duże, fioletowe pudło i osobne dwie koperty. Harry najpierw otworzył jedną. List. Kto w tych czasach pisze jeszcze listy? -Mama. -odpowiedział na pytanie, które zadałam sobie w myślach -Cześć Harry, bla bla bla. 
-Nie wygłupiaj się. -puknęłam go. 
-W drugiej kopercie znajduje się zaproszenie na ślub Mel. To twoja kuzynka, jeśli nie pamiętasz. Oh mamo, pamiętam. 
-Harry. Czytaj dalej. 
-Zaproś Sophie. O Sophie, zapraszam cię. 
-Dzięki. -spojrzałam na niego od boku, wywracając oczami. 
-Pudełka nie waż się otwierać przy niej. Milion wykrzykników. 
-Dzięki mamo Harrego, to pudełko najbardziej mnie interesowało. 
-Siedź cicho. -stuknął mnie ramieniem -Jeśli Sophie jest teraz z tobą to bardzo ją pozdrów i powiedz, że nie ma się czym martwić. Cieszę się, że jesteś właśnie z nią. 
-Aww. -powiedziałam pod nosem -Twoja mama jest taka słodka. 
-Nie bardziej niż ty. -uśmiechnął się -Dalej pisze instrukcję obsługi tego czegoś i że resztę mam przeczytać sam. Pójdę na górę. 
-Nie, zostań. -pociągnęłam go za rękaw -Ogarnę jeszcze trochę na jutro. 
-Okej, za chwilę przyjdę. -posłał mi uśmiech i wrócił do czytania. Swoją drogą zastanawiałam się, co może być w pudle, ale zapewnienie mamy Harrego, że nie mam się czego bać wystarczyło. Kto jak kto, ale jeśli ta kobieta mi ufa, to nie mogę mieć do niczego pretensji. Tylko na tym mi zależało, kiedy pierwszy raz poznałam Anne. Na jej zaufaniu. 
Usiadłam na łóżku, chwytając do rąk jedną z książek na nim leżących. Dziś już wyjątkowo nic mi nie wchodziło do głowy, ale wychodziłam z założenia, że jeśli wszystko umiem, to i tak nie będę miała z tym problemu jutro.
-Uczysz się jeszcze? -zapytała Lilly, wchodząc do sypialni.
-Nie, już nie. -uśmiechnęłam się, zamykając podręcznik -Wszytko w porządku? Dziwnie wyglądasz...
-Nie.. -odpowiedziała niepewnie.
-Lilly płakałaś. -wstałam z łóżka, podchodząc do niej.
-Josh do mnie dzwonił.
-Przejmujesz się nim jeszcze?
-Nie, nie o to chodzi. Powiedział, że chce do mnie wrócić, ale kiedy mu powiedziałam, że to niemożliwe i nigdy z nim nie będę, zaczął wyzywać mnie od dziwek i... -w tym miejscu przerwała swoją wypowiedź, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-I? -uniosłam brwi, Lil natomiast głośno westchnęła.
-Po pierwsze wie, gdzie teraz mieszkamy, a po drugie Niall...
-Co Niall? -zapytałam zdenerwowana.
-Widział mnie wtedy z Niallem. Sophie, ja się boje, że on mu coś zrobi... -rozpłakała się jak małe dziecko, mocno we mnie wtulając.
-Spokojnie. -powiedziałam łagodnym głosem, gładząc jej włosy. Nie siedziałyśmy tak długo, bo do pokoju zdążył wejść Harry.
-Co się stało? -zapytał zdenerwowany.
-Nic, przepraszam. -Lilly wstała z łóżka i zaczęła ocierać łzy, po czym szybko wyszła z naszego pokoju.
-A jej co?
-Długa historia...
-Ja mam czas. -uśmiechnął się, siadając koło mnie. Pewnie i tak bym nie wytrzymała, więc opowiedziałam mu w skrócie całą historię, skończywszy na tym, co przed chwilą usłyszałam od Lilly.
*
-Jak poszło?! -wydarł się Louis, który dziś nie jechał z nami pod szkołę. 
-Bułka z masłem. -odpowiedziałam, machając ręką. 
-Osobiście wolałbym kurczaka. -kto? Oczywiście, że Niall -Apropos kurczaka, kto robi dziś obiad? 
-Ja. -odpowiedziała Lilly -Muszę się czymś zająć. 
-Coś nie tak? -zapytał Niall, od razu do niej podchodząc. 
-Nie. -wymusiła uśmiech i zdjęła z siebie płaszcz. Głośno westchnęłam, nie chcąc, żeby okłamywała Nialla. On na to nie zasługuje, ale sama nie bardzo mogę nic zrobić. 

-Lilly długo no? -Zayn zaczął marudzić, podczas jakże wyczerpującego rozlegiwania się na kanapie. 
-Zamknij się. -skarciłam go -Rozmawia z Niallem, jasne? 
-Czemu podnosisz głos? -spojrzał na mnie zamrażającym wzrokiem. 
-Bo oni mają ważny problem do rozwiązania. Nie radzę przeszkadzać Lilly, bo możesz w ogóle nie dostać tego obiadu, rozumiemy się? 
-W takim razie po prostu wstanę -podniósł zadek - i tam pójdę. 
-Stary. -Harry spojrzał na niego błagalnie. 
-No dobra. -Zayn odpowiedział przegrany, znów rzucając się na kanapę. 
-Lilly! Możemy do jasnej cholery skończyć?! -usłyszałam krzyk Nialla, co wcale nic dobrego nie wróżyło.
-Nie mam zamiaru się tobie spowiadać! -odpowiedziała mu krzykiem, po czym przebiegła przez salon, wbiegając na górę. Niall tylko bezradnie na mnie spojrzał. Nasze wzroki się spotkały, ale nie na długo, bo zaraz po tym ja swój na chwilę opuściłam, czując się winna, że nie z nim nie pogadałam. Niall też z tupotem opuścił salon, udając się na górę. W całym domu można było usłyszeć trzaskanie drzwiami, więc podejrzewam, że zamknął się w swoim pokoju.
-Nie wytrzymam tego! -wydarł się Liam -Idę z nim pogadać. -podniósł się z fotela.
-Pójdę do Lilly. -wstałam z kolan Hazzy i poszłam za Liamem. Drzwi od pokoju Nialla i Lilly znajdowały się koło siebie, więc przed zapukaniem spojrzałam tylko na bruneta i życzyłam mu powodzenia.
*

-I co? -usłyszałam za sobą głos Liama, wychodząc od Lilly.
-Powiedział ci?
-Wszystko. Pewnie i tak nie chciał w sobie tego dusić.
-Chodź. -cofnęłam się i otworzyłam drzwi od sypialni Hazzy i mojej.
-Co powiedział Niall? Nie chcę teraz do niego iść. Po pierwsze mi głupio, bo miałam mu pomagać z Lilly, a po drugie wyżalił się tobie, dobiłabym go tylko. -powiedziałam, siadając na łóżku. Liam zrobił to samo.
-Wiesz jaki jest Niall...
-Wiem, wszystko do niego dociera, szczególnie jeśli chodzi o bliskich.
-Ale ja nie chcę... poprawka nie mogę bawić się w pośrednika. Oni muszą sami ze sobą porozmawiać.
-Liam, przecież wiem. Też sądzę, że obaj są dorośli i powinni takie sprawy załatwiać sami, ale wiem też, że w najbliższym czasie tego nie zrobią, prawda?
-Co zamierzasz? -uniósł brwi.
-Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. Chwilę trzeba poczekać, może akurat się na siebie natkną. Jeśli nie, to później coś wymyślimy.
-Masz rację. A u was wszystko w porządku?
-Na szczęście. -uśmiechnęłam się.
-To dobrze. Cieszę się, że ten idiota w końcu zrozumiał, kto tak naprawdę go kocha. -szeroko wystawił ząbki, lekko mnie ściskając.
-A u ciebie jak wyglądają sprawy sercowe? Nic nie mówisz.
-Bo nadal dziwnie się czuję. Wiem, że związek z Dan zakończyliśmy już dawno temu, ale ja nadal ją kocham. Z resztą, jak można tak po prostu przestać kogoś kochać?
-Nie można Liam.
-No właśnie. No nic, -westchnął -najwyraźniej nie byliśmy sobie pisani.
-Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie? -uniosłam brwi.
-Co? -zapytał zdezorientowany.
-Ty i Danielle to zdecydowanie najbardziej idealna para jaką kiedykolwiek w swoim życiu spotkałam. Byliście, a w zasadzie nadal jesteście, bo widzę, że nie możesz o niej zapomnieć, jak dwie połówki pomarańczy. Dani sama tobie powiedziała, że cię kocha i nie przestanie, prawda? -przytaknął -To się nie poddawaj i o nią walcz. Wiem, co czuje, będąc atakowana przez wszystkie wasze fanki, bo przecież mam to samo. -ciepło się uśmiechnęłam.
-Co mam zrobić?
-Iść i z nią pogadać. Powiedz szczerze, na spokojnie wszystko, co leży tobie na sercu. Bukiet czerwonych róż też nie zaszkodzi.
-Zastanowię się nad tym. -niepewnie się uśmiechnął, wstając z miejsca -Mimo wszystko dziękuję.
-Nie ma sprawy. Jakbyś chciał pogadać, wiesz, gdzie mnie szukać. -jeszcze raz posłałam mu uśmiech.

Kiedy Liam wyszedł, w pokoju zjawił się Hazza.
-Co robisz? -zapytał siadając koło mnie i wpatrując się w ekran laptopa.
-Uszczęśliwiam twoje fanki. -odpowiedziałam, szeroko się uśmiechając.
-To znaczy? -uniósł brwi.
-Odpisuję na ich wiadomości. Nie widzę nic poza tobą na twitterze.
-Wiesz, że nie musisz tego robić.
-Wiem, ale chcę.
-Cudowna jesteś. -cmoknął mnie w policzek.
-Nie jestem.
-Jesteś, oni też tak myślą. -wskazał na wiadomość, która akurat wyświetliła się na ekranie:
'Cieszę się, że Harry wybrał właśnie Ciebie. Powiedz mu, że to był najlepszy wybór w jego całym życiu! Xxx' Zaśmiałam się tylko pod nosem i od razu odpisałam: 'Dziękuję kochanie, wszyscy jesteście tacy mili :') xx'
-Idziemy na łyżwy, chcecie też? -do pokoju wszedł Louis.
-Jasne. -odpowiedziałam, lekko się uśmiechając -Niall i Lilly?
-Lilly idzie, Liam pracuje nad Niallem...

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 20: 'Twój koniec jest bliski'

-Jestem idiotą, wiem -usłyszałam, kiedy w końcu położyłam się koło niego, po czwartej nad ranem. 
-Moim idiotą -poprawiłam go, wygodnie układając głowę na jego nagim torsie, po którym już po chwili zaczął błądzić mój palec. 
-To wyglądało tak, jakbym tobie nie ufał. 
-Nie ufasz? -uniosłam głowę, spoglądając na niego pytająco. 
-Ufam. Na tym opiera się każdy związek, a ja zachowuję się, jak idiota. Przepraszam. Jestem po prostu zazdrosny i nie wyobrażam sobie, żeby kto inny mógłby leżeć tu teraz koło ciebie, wąchać zapach twojego truskawkowego szamponu i słuchać, jak równo oddychasz, kiedy śpisz.  
-To czasem poczekaj na to, co mam ci do powiedzenia. Kocham cię, jasne? Nie zapominaj o tym. Nie pójdę przespać się z pierwszym lepszym kolesiem. 
-Sophie, przecież tego nie powiedziałem. 
-Ale gdzieś tam przeszło ci przez myśl. Nigdy, przenigdy nic takiego bym nie zrobiła. Ufam tobie i oczekuję tego samego w zamian. 
-Ufam ci. Boję się, że mogę cię stracić -spojrzał na mnie smutnymi tym razem oczami, jakby miał się za chwilę rozpłakać, jak małe dziecko. 
-Harry ja... myślisz, że ja się nie boję? Nie wiem, co będzie jutro, pojutrze. Nikt nie wie. Ale kocham cię i to się nie zmieni, jasne? -uniosłam brwi. 
-Też cię kocham -przysunął mnie do siebie ramieniem, całując w głowę, która na nowo spoczęła na jego torsie -Dobranoc -szepnął.  
-Dobranoc -odpowiedziałam łagodnym tonem, mocniej się w niego wtulając. 
*
-Cicho bądź idioto -Harry próbował krzyczeć szeptem -Sophie śpi. 
-Już nie -odpowiedziałam zachrypnięta, wciąż nie unosząc powiek.
-Obudziłeś ją. Twój koniec jest bliski.
-Daj spokój. Nie bądź aż tak opiekuńczy -czyli rozmówcą Hazzy był Zayn. Nadal nie otwierałam oczu, więc poznałam go po głosie. 
-Harry nie miał na myśli siebie. Ja cię zabiję -znów się odezwałam. 
-Ale ja potrzebuję jego pomocy! 
-Możesz przestać krzyczeć? -zacisnęłam powieki. 
-Masz kaca? -zapytał zdziwiony Harry. 
-Nie. Nie lubię jak mnie ktoś budzi, a krzyki z rana jeszcze to pogarszają. Czego chcesz Zayn? 
-Przepisu na naleśniki -Harry wybuchł śmiechem. 
-Żartujesz sobie ze mnie? -nie przestawał śmiać się tym swoich cwaniackim śmiechem. 
-Nie no stary, nie bądź taki. 
-Nie! Nikt tego ode mnie nie wyciągnie! 
-Harry kurde! -wydarłam się. 
-Co?! -wrzasnęli oboje. 
-Zamknijcie się! Zayn, idź zapytać Lilly o przepis -zakryłam głowę poduszką. 
-Dzięki! -usłyszałam Zayna, który na dodatek jeszcze trzasnął drzwiami, wychodząc.
-Wstajemy! -'zrzucił' mnie z siebie, tym samym lądując nade mną.
-Nie Styles, ja śpię -nie odrywałam poduszki od swojej twarzy.
-Nie Sophie, ty wstajesz -zdjął ze mnie poduszkę i zostałam oślepiona przez promienie światła, które wkradły się do pokoju -Dzień dobry -ujrzałam na jego ustach najpiękniejszy uśmiech jakim kiedykolwiek mnie obdarował.
-Dzień dobry -dłużej nie mogłam marudzić. Jego dołeczki w policzkach to moja pięta Achillesowa. Temu nie da się oprzeć. Harry przez dłuższą chwilę nie przestawał patrzeć głęboko w moje oczy. To było dziwne, ale za razem podniecające. Nie wiem, dlaczego ten chłopak wywołuje we mnie takie emocje, ale nie mam z tym najmniejszego problemu.
-Kocham cię, wiesz? -lekko się uśmiechnął.
-Dziwny zbieg okoliczności, nie? -zaśmiałam się.
-Nie, dlaczego? -zapytał, udając zdziwienie.
-Też cię kocham głupolu. Nigdy więcej takich scenek, rozumiemy się? -odwróciłam się, więc teraz to ja leżałam na nim.
-Tak jest, sir -pocałował mnie w sam czubek nosa. 
*
Po dwóch dniach znów przeniosłam swoje rzeczy do 'nowego' domu i znów mogłam nazwać sypialnię naszą wspólną. Nie zmieniło to jednak faktu, że cały czas muszę ślęczeć nad książkami, bo jutro zdaję połowę egzaminów. Pojutrze drugą połowę i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (zdam), to będę mogła zostać na takim 'układzie' do końca roku. Z resztą Lilly też. 
-Mogę wejść? -usłyszałam pukanie, po czym Niall wsadził swoją głowę w uchylone drzwi. 
-Jasne, wchodź -ciepło się uśmiechnęłam, odkładając książkę na bok. 
-Sophie przepraszam -usiadł na drugim końcu łóżka, jakby się bał, że zaraz wejdzie Harry i tak zbije mu mordę, że go matka w domu nie pozna. -Całe to zamieszanie z Harrym to tylko i wyłącznie moja wina. 
-Niall daj już spokój. Wszystko w porządku. Powiedz lepiej, co z Lilly. 
-Pewnie wszystko wiesz -spuścił głowę. 
-Wiem wszystko z perspektywy Lilly. Powiedz mi, co ty o tym myślisz. 
-Sam nie wiem. Albo Lilly nie chce się spieszyć, albo nie chce w ogóle tego zaczynać -nadal nie podnosił głowy. 
-Niall... Niall spójrz na mnie -niepewnie podniósł głowę -Nie pomagałabym tobie, jeśli to nie miałoby sensu. Lilly mówi mi o pewnych sprawach, o których tobie nie mogę powiedzieć, ale jeśli na serio nie chciałaby nic z tobą zaczynać, to wiedziałbyś to jako pierwszy. 
-Nie mam się poddawać? 
-Nie -uśmiechnęłam się. -Z pewnością nie. 
-Dzięki -w końcu się uśmiechnął. -A gdzie Styles? 
-Kąpie się. Lilly się uczy? 
-Tak, musiałem ją przypilnować. Jakby co jej laptop jest u mnie, ale ona tego nie wie. 
-Jasne -zaśmiałam się. 
-Ty też się ucz -wstał z łóżka. -Jeszcze raz przepraszam. I dzięki -ciepło się uśmiechnęłam, przytakując, po czym wróciłam do książek. 
-Co ty tam tak długo robisz?! -wydarłam się, jako że Harry siedział w wannie już od ponad godziny. Jako odpowiedź usłyszałam ciszę. Kompletną ciszę. -Styles? -nadal nic. -Harry?! -wstałam zdenerwowana z łóżka, pukając w drzwi od łazienki. Wciąż się nie odzywał. -Harry kurde! -mocniej walnęłam. W końcu nie wytrzymałam i w obawie, że coś mu się stało, po prostu weszłam do łazienki. Nadal siedział w wannie, ze słuchawkami na uszach. -Idioto! Już myślałam, że coś ci się stało! 
-Mówiłaś coś? -zapytał zdezorientowany, wyciągając jedną ze słuchawek. 
-Nie -wywróciłam oczami, cofając się. -Wyciągnij słuchawki z uszu, bo padnę na zawał, jasne? 
-Zrobiłem coś nie tak? 
-Nie, po prostu wyciągnij te słuchawki. 
-Jasne -słodko się uśmiechnął, wykonując moją prośbę. Wyszłam z łazienki, głęboko wdychając. Styles tak mnie wystraszył, że moje serce na kilka chwil przestało bić. 
Wróciłam do nauki, dowiadując się kilku nowych rzeczy o artystach angielskich, co na pewno było mi bardzo potrzebne (sarkazm). 
-W końcu -westchnęłam, kiedy tylko drzwi od łazienki się otworzyły. Stanął w nich Harry w samym ręczniku. Patrzyłam na niego z przygryzioną wargą chyba jednak dłużej, niż powinnam. 
-Coś nie tak? 
-Nie -w końcu się ocknęłam. -Nie, wszystko okej. 
-Krępuję cię, tak? -uniósł brwi. 
-Nie o to chodzi -pokręciłam głową. -To dziwne, że nie mogę przestać na ciebie patrzeć? Poprawka, nie chcę przestać na ciebie patrzeć? 
-Nie -uśmiechnął się. -Jestem pewien, że jeśli wyszłabyś z łazienki w samym ręczniku, byłbym w tej samej sytuacji. 
-Chcesz coś przez to powiedzieć? -trzasnęłam książką, zamykając ją jednym ruchem. 
-Nie wiem. Jeśli myślisz, że chcę coś przez to powiedzieć, to sama sobie to dopowiedz w myślach -puścił mi oczko. Zaśmiałam się tylko pod nosem. 
*
-Nie ucz się. Już teraz i tak nic to nie da -zamknął książkę, z którą stałam przy drzwiach, czekając na Lilly. 
-Zayn! Która to strona, która to strona? -zaczęłam się denerwować, przewracając kartki. 
-Sophie -zaśmiał się. -Jestem Liam -poklepał mnie po ramieniu. 
-Tak Niall, nie przeszkadzaj mi -odpowiedziałam, lekko waląc go w bok. -Lilly dalej, bo zaraz zsikam się ze strachu!
-Już idę, chwila! -usłyszałam ją, po chwili stała już na dole.
-Możemy jechać? -zapytał Harry.
-Tak -odpowiedziałyśmy razem.
-Nie denerwuj się tak -chwycił moją dłoń i zaczął gładzić ją swoim kciukiem. -Będzie dobrze -posłał mi ten swój nieziemski uśmiech, jednocześnie sprawiając, że nieco się uspokoiłam.

-Powodzenia! -Louis wystawił dwa kciuki do góry, uśmiechając się jak małe dziecko. Właściwie to nie rozumiem, dlaczego wszyscy wpakowali się do samochodu, chcąc jechać z nami. W każdym razie nie mam czasu na te przemyślenia, bo za chwilę rozegra się walka o moje życie. Po kolei dostałyśmy  kopniaka w tyłek od każdego z chłopców, po czym wszyscy razem krzyknęli 'Powodzenia!'. Jeden wielki wdech i trzymając się za ręce, razem weszłyśmy do budynku. Wyglądało to mniej więcej jak w filmach, każdy na nas spojrzał i wszyscy rozeszli się na boki, tworząc nam 'wybieg'. Nie powiem, to było co najmniej dziwne. Postanowiłam jednak nie robić z siebie nie wiadomo kogo i pociągnęłam Lilly w prawo, żeby dostać się do gabinetu profesora na około. Szłyśmy mniej tłocznym korytarzem, cały czas trzymając się za ręce.
-Umrę, po prostu umrę -usłyszałam ją, kiedy oparłyśmy się o ścianę, czekając na pozwolenie wejścia.
-Proszę, możecie już wejść -zobaczyłyśmy nauczycielkę od angielskiego, otwierającą przed nami drzwi. Wzięłam jeden głęboki wdech i przekroczyłam próg. W środku czekali na nas święta trójca, czyli dyrektor, profesor od śpiewu i oczywiście nauczycielka od angielskiego.
-Tutaj są wasze karty pracy -wskazał na dwa osobne stoły, na których leżały już egzaminy. -Macie dziewięćdziesiąt minut. Kiedy skończycie, proszę podnieść rękę. Później pan Smith zabierze was do swojego gabinetu i tam zdacie śpiew. Wszystko jasne? Panno Olsen?
-Tak, tak. Oczywiście -ocknęłam się i czym prędzej przytaknęłam.
-Zaczynamy w takim razie. Powodzenia -ciepło się uśmiechnęła, siadając za biurkiem.
-Powodzenia -wyszeptałam, siadając na swoim miejscu.
-Powodzenia -usłyszałam też Lilly.
*
-Czekaliście tu cały ten czas? -zapytałam zdziwiona, widząc ich rzucających się śnieżkami przed samochodem Lou. 
-Sophie! -wydarł się Hazza, podbiegając do mnie -Jak poszło? -chwycił mnie za ramiona. 
-Chyba nieźle -niepewnie się uśmiechnęłam. -Śpiew zdałam -nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. 
-Jestem z ciebie dumny -szepnął mi na ucho, po czym odkleił się ode mnie i wpił w moje usta. 
-A gdzie Lilly? -zapytał Niall.
-Śpiewa sobie -uśmiechnęłam się.
-Nie mówiła, jak jej poszło?
-Nie, nie miałyśmy nawet czasu pogadać. Zaraz powinna przyjść.
-Co śpiewałaś? -pojawił się Louis.
-Jakieś klasztorne pieśni, to było okropne -zrobiłam zniesmaczoną minę.
-Wyciągasz takie dźwięki? -wytrzeszczył oczy.
-Nie, chodzę z radyjkiem i udaję, że ja to śpiewam -mrugnęłam do niego.
-Serio? -zapytał zdziwiony. -Muszę to czasem wypróbować -zaczął drapać się po głowie. Wywróciłam tylko oczami.
-Lilly! -krzyknął Niall. Po chwili już go nie było, więc stwierdzam, że do niej pobiegł.
-Jak poszło?! -zapytałam, kiedy tylko obaj znaleźli się koło nas. Tylko spuściła głowę.
-Nie zdałam -pokiwała przecząco głową, -Bo zdałam śpiewająco! -wykrzyczała mi prosto w twarz, po czym mocno ścisnęła. Razem zaczęłyśmy tańczyć, nie przejmując się tym, że byłyśmy w środku zainteresowania każdego dookoła.

_______________________
Nie mogę uwierzyć, że to już dwudziesty rozdział ! 
Chciałabym jeszcze raz podziękować, że ze mną wytrzymujecie i staracie się zostawić po sobie komentarz. 
Dziś pierwszy dzień lutego, co oznacza... URODZINY STYLESA! 
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie on nadal jest 16-sto letnim chłopakiem z uroczymi lokami i pracuje w piekarni. Chciałabym Mu życzyć, żeby nadal spełniał swoje marzenia i żeby nigdy się nie zmienił. 
To wszystko ode mnie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, jeśli tak, to wiecie, co robić ;) 
Jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO HARRY. 
Paa xx