piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 7: 'Chcę upewnić się, że nie rozmawiam z byle kim'


-Muszę już iść, Eleanor czeka... -Louis wstał z miejsca. 
-Ja też, za dwie godziny mam samolot do Dublina. Nie obrazisz się, jak już pójdziemy? -Niall także podniósł zadek, zwracając się do Hazzy. 
-Nie, jasne że nie. Idźcie już, wystarczająco długo tu siedzieliście. -odpowiedział mu uśmiechem. 
-Zawiozę cię na lotnisko. -Liam, ty też? Zaczęłam obawiać się sam na sam z Harrym, na szczęście został Zayn, który na razie nigdzie się nie wybierał. 
-Odprowadzę was na dół. -no tak, przecież musiał. 
-Pa Hazziątko, trzymaj się. Pamiętaj, że cię kocham! -Louis krzyknął, posyłając mu buziaki, po czym razem z resztą opuścił salę. 
-Mam pytanie... -zaczął niepewnie. 
-Mów. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-To prawda, że siedziałaś tutaj cały tydzień? -znów mogłam ujrzeć te cudowne iskierki w jego oczach. Tylko szerzej się uśmiechnęłam, twierdząco kiwając głową -Dlaczego? 
-Bo... -przeciągnęłam, po czym uniósł brwi. Stwierdzam, że teraz, albo nigdy. Muszę to w końcu z siebie wydusić. Podążyłam więc na krzesło, stojące obok łóżka, patrząc Harremu głęboko w paczadła -Bo mi na tobie zależy i zdecydowanie nie wybaczyłabym sobie, jeśli coś by ci się stało. Wiem, że powinnam wtedy z tobą pogadać i od razu powiedzieć, co leży mi na sercu. Bałam się... przepraszam. -uff. To tyle ode mnie. W końcu będę mogła spokojnie spojrzeć w lustro. 
-Nie masz za co przepraszać, to ja powinienem coś z tym zrobić. -uśmiechnął się, zmieniając pozycję na siedzącą.
-Połóż się. -wstałam, nachylając się nad nim. 
-A jak nie, to co? -zapytał z dziecięcym uśmieszkiem, przybliżając się do mnie. Dzieliły nas już teraz tylko centymetry, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, poczułam motylki w brzuchu. 
-To wyjdziesz stąd jeszcze później, a ja nie mam zamiaru umawiać się na randki w szpitalu. -odpowiedziałam z tym samym uśmiechem na ustach, jeszcze bardziej się do niego zbliżając. 
-Harry! -usłyszałam wchodzącego do sali Zayna, więc momentalnie podskoczyłam, oddalając się od Hazzy. -Ymm, to ja może wrócę później... -stwierdził speszony, znów wychodząc. 
-Szybko nie wróci, speszył się chłopak. -puścił mi oczko, głośno się śmiejąc. 
-Ale chyba nie powinien, prawda? -uniosłam brwi. 
-Tego już nie wiem. -bezradnie rozłożył ręce. 
-Pójdę po niego. -uznałam jednak. 
*
Zayn przed chwilą pojechał do domu, tym samym znów zostawiając mnie samą z Harrym. W sumie już teraz, kiedy powiedziałam mu, co myślę, mi to nie przeszkadzało. Po odprowadzeniu Zayna, znów wróciłam do sali, w której leżał śpiący już Harry. Weszłam więc w głąb, biorąc tylko swoje rzeczy. Zostawiłam Loczkowi kartkę na jego stoliku nocnym, na której napisałam, że przyjdę z samego rana. Potem ucałowałam jego czoło, na którym ułożyło się kilka loczków i wyszłam z sali. 
W domu czekała już na mnie Lilly, wypytująca o każdy szczegół zdrowia Harrego. Po opowiedzeniu jej już chyba wszystkiego, udałam się na górę, gdzie po szybkim prysznicu wskoczyłam do łóżka. Ustawiłam jeszcze tylko alarm na 7.30 (tak, na 7.30 w sobotę...) i zasnęłam otulając się ciepłą kołderką. 
'Czy ja czułem twoje usta na moim czole, czy tylko mi się wydawało? Przepraszam, musiałem :P xx' -treść sms'a, który właśnie mnie obudził. Mimowolnie się uśmiechnęłam, widząc jednak, że Harry to pierwsze, co spotyka mnie rano. Od razu odpisałam: 
'Nie spałeś? :O xx'. Zaraz po tym spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 9.20. No no, pospałam troszkę, tylko gdzie podział się mój budzik? Albo go nie słyszałam, co w sumie jest prawdopodobne, albo Lilly go wyłączyła. Stawiam jednak na tą pierwszą opcję. Wstałam szybko z łóżka, bo w sumie obiecałam Hazzie, że będę z samego rana, a tu niespodzianka. Pobudka o dwie godziny za późno. 
'Nie, właściwie to tak. Sam nie wiem, coś w rodzaju hibernacji. Odwiedzisz mnie? :) xx' -mój telefon znów zawibrował. Odpowiedziałam, że jak tylko się ogarnę, to do niego przyjadę. Zeszłam więc na dół, spotykając tam Lil. 
-Cześć. -powiedziałam uśmiechnięta. 
-Hej. -odpowiedziała z buzią pełną naleśnika -Te są twoje. -podsunęła mi talerz. 
-Dziękuję. -ciepło się uśmiechnęłam, zajmując miejsce koło niej. 

-Jedziesz do Harrego? -zapytała, kiedy razem pozmywałyśmy naczynia. 
-Tak. Chcesz jechać ze mną? 
-Nie, prawie go nie znam. Nie powinnam. 
-Daj spokój, możesz ze mną jechać. -odpowiedziałam uśmiechnięta. 
-Nie, zobaczymy się popołudniu. -uśmiechnęła się, pewnie nie chcąc robić problemu. 
-Jak wolisz... 
-A nie idziesz do Milkshake City? 
-Jezu na śmierć o tym zapomniałam! -wydarłam się, aż podskakując. 
-Jak to? 
-Normalnie, zapomniałam. -odpowiedziałam zdenerwowana, wsuwając na nogi białe trampki -Muszę już iść. Pogadam z Markiem... 
-Jasne, trzymaj się. -uśmiechnęła się, po czym ucałowała mój policzek na pożegnanie. 
Czym prędzej najpierw poprosiłam taksówkarza o zawiezienie mnie do Milkshake City, gdzie załatwiłam z Markiem chwilową przerwę w pracy. Powiedział, że dadzą sobie radę beze mnie, ale jeśli tylko będę chciała wrócić, to mam dać mu znać. Potem mężczyzna zawiózł mnie pod mury szpitala. Nie było tam już takich tłumów, jak w zeszłym tygodniu, ale fani cały czas dawali o sobie znać. Ochroniarz wpuścił mnie, po tym, jak pokazałam mu się na oczy. Potem pozostał mi tylko wjazd na górę windą. Na szpitalnym korytarzu spotkałam wychodzącą już Gemmę i towarzyszącego jej Louisa. 
-Hej. -rzuciłam jako pierwsza. 
-Cześć. -ciepło się uśmiechnęła. Louis tylko kiwnął głową na powitanie. 
-Jedziesz już? -zapytałam zdziwiona.
-Tak, muszę wracać na uczelnię, a za chwilę mam pociąg. 
-Jasne, rozumiem. Ja pójdę do Harrego. -uśmiechnęłam się. 
-Idź, już nie może się doczekać. -zobaczyłam na jej twarzy ten sam cwaniacki uśmiech, który spotykam u Harrego. To dziedziczne. 
-Jakie poczucie humoru, haha. -powiedziałam ironicznie -Do zobaczenia. -dodałam, ciepło się uśmiechając, po czym pomachałam jej na pożegnanie. 
-Pa. -odpowiedziała, odwzajemniając mój gest.
Podążyłam do sali Hazzy, lekko stukając w drzwi, po czym weszłam do środka. 
-O, kogo ja widzę! -zaśmiał się, odrywając wzrok od telewizora. 
-Sophie we własnej osobie! -rozłożyłam ręce, teatralnie nimi wymachując. Po chwili jednak przestałam robić z siebie głupka i podeszłam do niego, by pocałować w policzek. 
-Tęskniłem za tobą. -spojrzał mi w oczy, chwytając mnie za rękę. Patrzyłam sekundkę w jego cudowne zielone tęczówki, po czym szeroko się uśmiechnęłam. 
-Ja też Harry. -odwzajemnił mój uśmiech.
*
Poniedziałek. Znienawidzony przez wszystkich poniedziałek. Znów pobudka o 6.30, ogarnięcie siebie w kilka minut, szybkie śniadanie i droga do szkoły. Mimo, że przez ostatni tydzień spałam mniej niż całą dzisiejszą noc, to chyba dopiero uświadamiam sobie jaki to był błąd. Ale przecież nie zawalę szkoły, dlatego punktualnie się w niej zjawiłam. 

-Panna Olsen, miło panią widzieć. -moja nauczycielka od angielskiego widocznie się za mną stęskniła. 
-Nawzajem. -odrzekłam z równie ciepłym uśmiechem na ustach. 
-Zajmij miejsce, przejdziemy do zajęć. -przytaknęła, po czym udała się do swojego biurka. 

Skończyłam zajęcia o 14, musząc jeszcze zahaczyć o gabinet nauczyciela śpiewu, który wyraźnie nie był zadowolony z mojej nieobecności. 
-Przykro mi, ale cała klasa zdała już swoje solówki, nie będę na panią czekał. Przejdźmy do tego teraz. 
-Teraz? -zapytałam zdziwiona. 
-Coś nie tak? 
-Panie profesorze, ja nawet nie dostałam tekstu. 
-W takim razie zaśpiewaj to, co ci pasuje. Musisz zaliczyć śpiew z przepony. Chcę się upewnić, że nie rozmawiam na zajęciach z byle kim. -w mojej głowie pojawiło się coś na wzór 'WTF?'. Nie chcąc jednak robić sobie większych problemów, zaczęłam śpiewać piosenkę, która akurat siedziała mi w głowie:


stones taught me to fly
love taught me to lie
life taught me to die
so it’s not hard to fall
when you float like a cannonball


-W końcu ktoś, kto robi to sam z siebie. -odetchnął z ulgą, kiedy skończyłam. 
-Słucham? -zapytałam, nie wiedząc, o co chodzi. 
-Nie ważne. -ciepło się uśmiechnął. No właśnie ciepło się uśmiechnął, to jeszcze nigdy się nie zdarzyło... -Zaliczyła pani śpiew. Jutro widzimy się na zajęciach. Proszę zgłosić się do mojego gabinetu z samego rana, wręczę pani solówkę na przyszłotygodniowy koncert. 
-Mamy koncert w przyszłym tygodniu? 
-Tak, jutro podam szczegóły. Zapraszam rano. -znów się uśmiechnął. 
-Tak, oczywiście. Dziękuję. -odpowiedziałam i zdezorientowana wyszłam z sali. 
Wyciągnęłam z torebki telefon, kierując się do wyjścia. Na ekranie zobaczyłam 2 nieodebrane połączenia od Hazzy i wiadomość od Lilly. Postanowiłam najpierw załatwić 'to drugie'. 
'Nie czekaj na mnie, jestem u Ash :) xx'
Wiadomość od Lilly i tak mnie nie zdziwiła, bo wspomniała wczoraj, że idzie do naszej koleżanki. Zadzwoniłam więc do Harrego. 
-No w końcu. Czemu nie odbierasz? -usłyszałam, gdy tylko umilkł dźwięk oczekiwania. 
-Cześć, też miło cię słyszeć. -odpowiedziałam, wywracając oczami. 
-Martwiłem się, mogłaś odebrać. 
-Musiałam jeszcze coś załatwić w szkole, przepraszam. Chcesz, żebym przyjechała? 
-Chcę i to bardzo, ale jak nie możesz, to nie musisz. Ucz się. 
-I tak wiesz, że nie będę się uczyć. -uśmiechnęłam się pod nosem -Wpadnę na chwilę. Właśnie wyszłam ze szkoły, więc za jakieś piętnaście minut powinnam u ciebie być. 
-Dzięki. W takim razie czekam, paaaaaaaaaaa! 
-Paaaaaaaaa! -też przeciągnęłam, po czym rozłączyłam się, chowając telefon. 
Po przejściu kilkunastu ulic Londynu, w końcu znalazłam się pod szpitalem. 
-Sophie, mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? -zapytała obca mi dziewczyna. 
-Dlaczego? -zapytałam zdziwiona. 
-Jak to dlaczego, przyjaźnisz się z One Direction. 
-Nie, przepraszam. Zdecydowanie jestem ostatnią osobą, która powinna robić sobie zdjęcia z innymi. -uśmiechnęłam się, powoli chcąc się oddalić. 
-Tak, rozumiem. Może ty nam chociaż powiesz, jak czuje się Harry? 
-Lepiej. Coraz lepiej. Przepraszam was, ale muszę już iść. -odpowiedziałam, tym razem już się oddalając. 
-Do zobaczenia! -krzyknęła dziewczyna, machając mi. Tylko odwróciłam głowę, posyłając jej ciepły uśmiech. 

_________________________________________________________
Obiecałam, że jeśli będzie 10 komentarzy to dodam. Robię to, bo nie lubię łamać obietnic. Mimo tego wiem, że większość komentarzy została dodana przez jedną osobę. Kochani to widać... 
Jeśli na serio zależy Wam na nowych to szepnijcie na ucho swoim znajomym, niech tutaj wpadną i skomentują. 
Trochę gorzkiej prawdy, a teraz zapraszam do czytania. Od tej chwili nie robię żadnych wyjątków i rozdziały będą pojawiać się tak, jak to będzie zaplanowane. Mam nadzieję, że nie macie mi niczego za złe. 
Kocham każdego z Was i nie zapominajcie o tym. 
Love x

środa, 28 listopada 2012

Rozdział 6: 'To może jeszcze trochę potrwać'


Obudziłam się, rozłożona na trzech krzesłach w tym samym miejscu, gdzie znajdowałam się wczoraj. Czyli to jednak nie zły sen, nadal jestem w szpitalu. Obok mnie zastałam nieśpiącego Liama i leżącego na jego ramieniu Zayna. Louis natomiast siedział na tym samym miejscu, co w nocy. Nialla nigdzie nie było widać. 
-Która godzina? -zapytałam szeptem, automatycznie się podnosząc. 
-7.40 - Liam odpowiedział na moje pytanie. 
-Możemy już do niego wejść? 
-Nie, pielęgniarka powiedziała, że za jakieś pół godziny. 
-Jasne. A gdzie Niall, miał jechać do domu z Louisem. 
-Tak samo jak i ty. -posłał mi uśmiech - Poszedł na dół, bo zadzwoniła mama Harrego. 
-Przyjedzie tu? 
-Nie, jest w Afryce, wspina się po górach, zbierając pieniądze dla fundacji. Siostra Harrego będzie wieczorem, albo jutro. 
-Jasne. -odpowiedziałam, znów przenosząc wzrok na podłogę. 
Czas dłuży się niemiłosiernie jeśli czekasz na coś, na czym bardzo Ci zależy. Zdecydowanie, kiedy chodzi o kogoś... 
Punktualnie o 8.00 rano podeszła do nas pielęgniarka, mówiąc, że dwójkami będziemy mogli wchodzić do sali Harrego. Bez wahania pozwoliłam wejść chłopcom, oni jednak nalegali, żebym to ja, wraz z Louisem weszli jako pierwsi. Moje kroki z początku były niepewne, ale myśl o tym, że w końcu go zobaczę, dodawała mi otuchy. Harry bez ruchu leżał na szpitalnym łóżku, podłączony kabelkami do przeróżnych urządzeń. Jego idealne loki opadały na twarz, ani trochę nie tracąc swojego uroku. Na łuku brwiowym miał przyklejony wielki plaster, który zakrywał szwy. Ramię całe posiniaczone, a na ustach i nosie aparatura pomagająca mu oddychać. Ten widok nie tylko przyprawił mnie o dreszcze, ale sprawił, że sama z siebie zaczęłam po prostu płakać. To smutne, że dopiero takie sytuacje sprawiają, że uświadamiamy sobie, jak ważni są dla nas inni. Nie potrzebowałam żadnych zbędnych słów, żeby wiedzieć, że Louis stojący obok czuje dokładnie to samo. Przytuliłam więc go najmocniej, jak tylko w tej chwili umiałam, tym samym pozwalając kilku moim łzom pomoczyć jego koszulkę. 
Po wizycie Zayna, Liama i Nialla w sali Harrego, wszyscy znów spotkaliśmy się na szpitalnym korytarzu.
*
-Nie idziesz do szkoły? -zapytała, kiedy zaczęłam wkładać na nogi swoje trampki. 
-Nie, jadę do Harrego. -odpowiedziałam stanowczo. 
-Przecież chłopcy siedzą u niego cały czas. To, że będziesz tam siedzieć i się zamartwiać na razie nic nie pomoże. 
-Lilly nie dam rady skupić się teraz na nauce, nie rozumiesz? 
-Rób, co chcesz. -skwitowała i udała się na górę. Nie pozostało mi nic innego, jak wzruszyć ramionami i 'robić, co chcę'. 
Udałam się do szpitala, by znów ujrzeć smutne twarze Louisa, Nialla, Liama i Zayna. Wszyscy siedzieli w dokładnie takich samych pozycjach, jak wczoraj, nie odzywając się ani słowem. 
-Nic nowego? -zapytałam, z nadzieją, że może odpowiedzą coś innego niż 'nie'. Nie powiedzieli natomiast nic, tylko przecząco pokiwali głowami -Leży tak już tydzień. Coś musi być nie tak. -zdenerwowałam się i zaczęłam mówić trzęsącym się głosem. 
-Musimy czekać. -powiedział troskliwie Liam i podszedł mnie przytulić. 
-To mnie już zabija. Dlaczego nie mogą tu po prostu przyjść i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że Harry zaraz się obudzi i jutro nie będziemy już o tym pamiętać. Dlaczego? -z moich oczu zaczęło kapać coraz więcej łez. 
-Sophie wiesz, że to nie jest takie proste. -zaczął Zayn, wstając i podchodząc do naszej dwójki -Nam też jest ciężko. -teraz mnie przytulił. 
*
Kolejna godzina za godziną spędzona w szpitalu, żeby cały czas słyszeć od pielęgniarek: 'Niech państwo idą do domu odpocząć', 'To może jeszcze trochę potrwać'... No właśnie trochę. Ile to trochę w tym szpitalu? Dzień, dwa, miesiąc czy rok? Od ponad tygodnia słyszymy to samo. Harry natomiast jeszcze się nie obudził, a najgorsze jest to, że ani ja, ani żaden z chłopców nic nie możemy na to poradzić. 
-Pojadę do domu, trochę się przespać. -Zayn wstał z miejsca, przerywając panującą między nami ciszę. -Jedziecie ze mną? -Louis i ja przecząco pokiwaliśmy głowami. 
-Louis, nie spałeś od trzech dni, jedź. -powiedziałam, spoglądając na niego. 
-Nie chcę. Nie mam ochoty na sen. -sprzeciwił się, wciąż nie odrywając wzroku od podłogi. 
-Lou, Sophie ma rację. -zaczął łagodnie Liam. -Zostaniemy tutaj, a wy jedźcie do domu. Prześpisz się chwilę i wrócisz wieczorem. Będę dzwonić jakby co. 
-Na pewno zadzwonisz? 
-Tak, na pewno. -odpowiedział Liam, smutno się do niego uśmiechając. 
-W takim razie ja też pojadę. Dzwońcie jakby co. -Niall wstał z krzesła, podchodząc do Louisa. -Chodź stary. 
-Tak, idę. -odpowiedział obojętnie, razem z Zaynem i Niallem udając się do windy. 

Siedzieliśmy z Liamem sami na korytarzu już jakieś dwie godziny, wymieniając jedynie pojedyncze zdania, czy spojrzenia. Po chwili podeszła do nas jednak pielęgniarka, informując, że idzie zmienić Harremu kroplówkę, po czym będziemy mogli na chwilę do niego wejść. 

-Proszę jeszcze chwilkę poczekać, muszę ustalić coś z lekarzem. -jej zachowanie było dość dziwne po wyjściu z sali, ale nie zamierzałam się odzywać, tylko spokojnie czekać. Pielęgniarka złapała lekarza opiekującego się Harrym i zaczęła szeptać coś do jego ucha. Ten jakby zdziwiony odskoczył od niej, po czym razem udali się do Loczka. Wstałam nerwowo z miejsca, widząc, że Liam robi to samo. Momentalnie podeszliśmy do szyby, niestety nie mogliśmy zobaczyć Harrego, bo zasłaniała nam pielęgniarka. Po jakiś 10 minutach oboje wyszli z sali, mówiąc, że możemy tam wejść, tylko proszą o nie męczenie pacjenta. 

Zaraz, nie męcze... czy to znaczy, że... - Właśnie tak wyglądały w tej chwili moje myśli. Po wymienieniu spojrzeń z Liamem, oboje niepewnie zmierzyliśmy do środka. 
-Harry? -zapytałam niepewnie, widząc odwróconą głowę chłopaka. Momentalnie widok loczków zmienił się na jego twarz. Łza mimowolnie spłynęła po moim policzku, bo poczułam, że coś już zostało zwalczone. Jakaś przeszkoda, trudność. Już jest za nami. 
-Nie płacz. -powiedział słabiutkim głosem, wyciągając do mnie rękę. Szybkim krokiem podeszłam do niego i ją chwyciłam, po chwili siadając na krześle, które podał mi Liam. 
-Przepraszam. -wydusiłam z siebie, ciągle patrząc w jego oczy. 
-Nie masz za co. -wystawił ząbki, co sprawiło mu widoczną trudność. 
-Jak się czujesz? -zapytał Liam, chyba zauważając, że to trudny temat do rozmów. 
-Bywało lepiej stary. Gdzie reszta? 
-Pojechali do domu, w końcu się wyspać. Louis siedział tu bite trzy dni, żyjąc tylko na kofeinie. -tłumaczył dalej, siadając koło mnie -Poczekaj, zadzwonię po nich, obiecałem. 
-Jasne. -odpowiedział Harry, przytakując. Liam natomiast wyszedł z sali, wykonując telefon. -Wszystko w porządku? -zapytał, kiedy zostaliśmy już sami. 
-Teraz już tak. -uśmiechnęłam się, mocniej ściskając jego dłoń -Przepraszam cię, powinniśmy o tym pogadać. Jestem idiotką, bo boję się wziąć na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność. 
-Nie mów tak. 
-Harry, ale to prawda. 
-Nie, to nie prawda. Ja też powinienem wtedy z tobą pogadać, a nie uciekać jak tchórz. 
-Dobra, nie gadajmy o tym. -pokręciłam głową -Najważniejsze, że nic ci nie jest. -znów się uśmiechnęłam. 
-Chłopcy już jadą. -zjawił się Liam -Gemma powiedziała, że postara się wpaść jutro, zależy, o której skończy zajęcia. Właśnie, apropos zajęć, nie powinnaś być w szkole? -spojrzał na mnie, unosząc brwi.
-Nieee. -odpowiedziałam niepewnie, przenosząc wzrok z Harrego na Liama. 
-Do szkoły! -wydarł się, wskazując mi drzwi. 
-Nie rozkazuj mi. 
-To ja tu jestem tatuś. Musisz mnie słuchać. 
-Chłopcy muszą cię słuchać, nie ja. -wystawiłam mu język. 
-Ty już teraz też, sorki. -usłyszałam Harrego -Jesteś częścią rodzinki. -uśmiechnął się. 
-Dzięki, pogrążyłeś mnie. -znów na niego spojrzałam. Ten natomiast tylko wzruszył ramionami, robiąc przepraszającą minkę. 
-Obiecaj, że jutro pójdziesz do szkoły. 
-Jutro sobota. -spojrzałam na niego z cwaniackim uśmieszkiem. 
-Zaraz, to znaczy, że nie byłaś tam cały tydzień? -zapytał zdziwiony. 
-Przepraszam, tak wyszło. -spuściłam głowę -Przeproszę was na chwilę, zadzwonię do Lilly. -czym prędzej wstałam z miejsca, puszczając dłoń Hazzy. Na korytarzu spotkałam wściekle pędzącego Louisa, za którym biegli Zayn i Niall. Wszyscy po kolei posłali mi uśmiechy, po czym jak stado wlecieli do sali Harrego. Zadzwoniłam do Lilly i powiedziałam jej, że w końcu nadszedł długo oczekiwany moment. Głośno odetchnęła z ulgą, po czym rozłączyła się, mówiąc, że musi wrócić na uczelnię. Udałam się z powrotem do sali Harrego, lecz nie weszłam do niej, kiedy zobaczyłam uchylone lekko drzwi. 
-Na serio siedziała tu przez cały tydzień? -usłyszałam zdziwiony głos Harrego. 
-Stary nawet czasem dłużej niż Louis. -to z pewnością był Zayn. Jako, że nie chciałam bawić się w podsłuchiwanie, lekko stuknęłam w drzwi, wchodząc. 
-Lilly pozdrawia. -ciepło się uśmiechnęłam, potrząsając telefonem nadal znajdującym się w mojej dłoni. 
-Dzięki, też ją pozdrów. -Harry odpowiedział mi takim samym uśmiechem. Na 'moim' krześle siedział Lou, więc postanowiłam oprzeć się o parapet, podobnie do stojącego już tam Zayna. 


_________________________________________________________________________________
Jak pewnie widzicie, rozdziały pojawiają się co jakieś 5 dni. Tak też będę starała się je dodawać. Oczywiście zależy to też od Waszych komentarzy. Jeśli już czytacie (nie musi Wam się podobać) to zostawcie komentarz :)
Lots of love x 

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 5: 'Miał wypadek, jest w szpitalu!'


Pomyślałam, że dziś to ja zrewanżuję się Harremu i wyślę mu sms'a na pobudkę. Równo o 8.47 powędrowała do niego wiadomość: 
'Dziś to ja jestem budzikiem! Czas wstawać, nowy dzień czeka. Twoja bluza ma się świetnie, ale za Tobą tęskni.. :( Muszę ją chyba zwrócić... :( Do zobaczenia! Xxx' 
Po chwili mój telefon wydał z siebie dźwięk. Spojrzałam na telefon, gdzie znajdowała się wiadomość. Oczywiście wiadomo, kto był jej nadawcą. 
'Od: cheeky little curly head: 
Nie śpię już... Dziś budzik musiał zadzwonić dużo wcześniej. Od rana siedzę z chłopakami w studio. Pozdrów moją bluzę i powiedz, że też za nią tęsknię. Zadzwonię później, nie mogę pisać.. :( xxx' 
Wzdrygnęłam tylko ramionami. Po kilku chwilach leniuchowania w łóżku, postanowiłam jednak wstać i zrobić sobie jakieś śniadanie, bo mój brzuch wyraźnie się tego domagał. 

*Tydzień później*
Uff, nareszcie chwila odpoczynku. Ledwo zaczął się pierwszy tydzień, a ja już muszę zakuwać. Kto to wymyślił? Na szczęście dziś mam wolny wieczór. No dobra, nie do końca, Harry zabiera mnie na kolację. Fakt, trochę się do siebie zbliżyliśmy w ostatnim czasie, ale nie potrafię do końca zdeklarować się, kim dla mnie jest. Chodzimy na randki i szczerze mówiąc widać, że na prawdę się stara, ale ja po prostu nie chce dawać mu złudnych nadziei. Nie chce go skrzywdzić... Lubię go, ale to chyba jednak za mało. 
-Zejdziesz? Zrobiłam lasagne. -weszła do mojego pokoju, wcześniej lekko stukając w drzwi. 
-Nie, za chwilę wychodzę z Harrym... -powiedziałam zrezygnowana, cały czas myśląc. 
-Coś nie tak? -podeszła bliżej. 
-Nie...-skłamałam.
-Nie udawaj, mów. -usiadła obok. 
-Chodzi o to, że nie wiem, co z Harrym. Niby się dogadujemy, chodzimy na randki, jest fajnie, ale boję się, że to i tak za mało. 
-Ale na razie żadne z was nie wykonało jakiegoś dodatkowego kroku, tak?
-Tak.
-No to z Harrym pewnie jest podobnie. On też na pewno chce cię najpierw lepiej poznać. Nie odtrącaj go od razu. -ciepło się uśmiechnęła, głaskając mnie po ramieniu. 
-Dzięki. -wymusiłam uśmiech, wciąż nie będąc niczego pewna. 
*
-Harry już jest. -weszła do pokoju, tym razem bez pukania. 
-Już idę. -zerwałam się z krzesła, chwytając w rękę tylko torbę i telefon. 
-Hej. -przywitał się, całując mnie w policzek. 
-Hej. -ciepło się uśmiechnęłam -Do później. -pokiwałam Lilly, udając się do wyjścia. 

-Gdzie jesteśmy? -zapytałam, kiedy wysiedliśmy z samochodu.  
-Co powiesz na kolację? -odpowiedział pytaniem na pytanie. 
-Szczerze mówiąc jestem głodna, bo odmówiłam Lilly jej lasagne. 
-To trafiłem w punkt! -objął mnie w talii, po czym razem weszliśmy do restauracji. W środku czekał już na nas zamówiony przez Harrego stolik.  

-Może powiesz mi w końcu coś o sobie? -przerwał dość niezręczną ciszę. 
-Wiesz, że nie lubię o sobie mówić...
-No dalej, przecież cię nie zjem. -wystawił ząbki. 
-Powiedz mi może wprost co chcesz wiedzieć, będzie mi łatwiej. -odwzajemniłam uśmiech. 
-Dlaczego mieszkasz w Anglii? 
-Przez kilka lat mieszkałam tutaj z rodzicami, potem tata mógł jednak wrócić do pracy w Polsce, a ja jako że raczej nie miałam tam czego szukać, zostałam tutaj. -wymusiłam uśmiech, wzdrygając ramionami. 
-Jak to? -zmrużył oczy. 
-Po prostu. -przeniosłam wzrok na swoje ręce -Przecież jestem córką tego bogatego idioty, która dostaje wszystko, co chce. Nie ma się czemu dziwić, że nikt mnie nie lubi... -na moją sukienkę spadła pojedyncza łza. 
-Ej spokojnie... -powiedział łagodnym głosem, wstając i kucając zaraz obok mojego krzesła -Ja cię lubię. -uśmiechnął się szeroko, chwytając mnie za rękę. 

-Przepraszam, zaraz tobie też popsuję humor... -powiedziałam, kiedy już wrócił na swoje miejsce. 

-Daj spokój, jeśli chcesz się wygadać, to mów. 
-Nie Harry, nie będę cię tym obarczać. -powiedziałam stanowczo -Lepiej powiedz mi coś o sobie, wolę zmienić temat... 
-Jasne, rozumiem. Więc tak, jestem z Cheshire, jakieś dwa lata temu zająłem trzecie miejsce w X Factorze, razem z czterema głupkami, których tam spotkałem. Od tamtego czasu nie odstępujemy siebie na krok i to w zasadzie tyle. 
*
-Przepraszam, że w sumie zmarnowałam twój wieczór. -wydusiłam, kiedy wysiedliśmy pod moim domem.
-Nie żartuj, cieszę się, że mogłem go z tobą spędzić. -uśmiechnął się ciepło, tym samym nieco się przybliżając. Chwilę patrzył w moje oczy, po czym zdecydował się na pocałunek. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam jednak go odtrącając.
-Harry, przepraszam. Nie, nie teraz. -przecząco pokiwałam głową, odsuwając się od niego. 
-Nie, to ja przepraszam. -spuścił głowę -Muszę już iść. -powiedział wyraźnie smutny, po czym po prostu się oddalił. Nie zdążyłam nawet się z nim pożegnać. Jezu jaką ja jestem idiotką. 
*
Kolejny nudny dzień spędzony na uczelni, a co ważniejsze, żadnej wiadomości od Harrego. Z pewnością obraził się na mnie za to, że go wczoraj odtrąciłam. Z drugiej strony sama nie chcę robić czegoś wbrew sobie. Lilly mi nie pomoże, bo nic nie wie. Wczorajszy wieczór przeleżałam praktycznie cały w łóżku, myśląc o tym, co się stało. Harry jest świetnym facetem, ale ja nie jestem dla niego odpowiednią dziewczyną. Przecież on zasługuje na kogoś... kogoś innego, lepszego. 
-Zjesz coś? -usłyszałam przez drzwi. 
-Nie, nie jestem głodna. 
-Cały dzień zakuwasz, zejdź na dół... -otworzyła je, tym samym wchodząc do mojego pokoju.
-Jak widzisz, nie zakuwam. -uśmiechnęłam się, rozkładając ręce. 
-Tak, faktycznie. Siedzenie przy komputerze jest równie pożyteczne. 
-Zaraz zejdę. -odpowiedziałam, by w końcu dała mi spokój. 
Tak też zrobiłam, po chwili znalazłam się już na dole, jednocześnie znajdując Lilly wylegującą się na kanapie. 
-Widzę, że bardzo pożytecznie spędzasz czas. -uniosłam brwi, stając nad nią. 
-Nie widzisz? Czekam tu na ciebie od dwóch godzin. Brakuje mi tego leniuchowania na kanapie przez cały dzień i gadania z tobą o wszystkim. Coś jest nie tak i nie próbuj udawać, powiesz mi w końcu? -wiedziałam, że okłamanie jej nie wchodzi w grę. To Lilly zna mnie jak nikt inny. Położyłam się więc koło niej, tym samym opowiadając o tym, co cały czas mnie męczy. Nie powiedziała nic, kiedy zauważyła, że moje oczy się zaszkliły, tylko mnie przytuliła. 
-Wiem, jestem idiotką. -powiedziałam trzęsącym się głosem. 
-Tak, fakt, czy ty nie widzisz, że mu na tobie zależy?! -wydarła się. 
-Co? -zapytałam zdziwiona, nie z powodu tego, co właśnie powiedziała, raczej dlatego, że Lilly właśnie na mnie nakrzyczała i sama stwierdziła, że jestem idiotką.
-Zależy mu na tobie! -niemalże wydrukowała mi to prosto w twarz. 
-I co w związku z tym?! -zaczęłam odpowiadać jej krzykiem. 
-Nie odtrącaj go! On cię lubi i to nawet bardzo! 
-Skończmy krzyczeć, co? -zapytałam spokojnie -Co sugerujesz? Mam iść do niego, rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że go kocham, nawet jeśli nie, tak? 
-Nie, ale pokaż mu, że tobie też zależy. W sensie, nie jesteś tego pewna, ale chcesz go bliżej poznać, prawda? -kiwnęłam głową, na 'tak' -No to spotkaj się z nim, pogadaj, powiedz, że też go lubisz, ale nie chcesz się spieszyć... 
-To nie jest takie łatwe... 
-Owszem jest. Idź dzwonić! -znów się wydarła. 

Próbowałam dodzwonić się do Harrego jakieś pięć razy, ciągle to samo - zostaw wiadomość po sygnale, bla, bla, bla. Nie pozostało mi więc nic innego, jak walnąć się na łóżku i czekać aż oddzwoni. 
-Jezu Sophie! -zaczęła się drzeć -Harry! 
-Co? -zdenerwowałam się, widząc jej minę. 
-Harry jest w szpitalu! 
-Co?! 
-Miał wypadek, jest w szpitalu! -cały czas krzyczała, panicznie przy tym reagując. 
-Lilly uspokój się, gdzie jest? W którym szpitalu? 
-W St. Thomas' Hospital. 
-Zamów mi taksówkę, na teraz. -zeszłam na dół, wkładając na siebie sweter i buty. 

Po prawie pół godzinie znalazłam się na miejscu. Przed szpitalem znajdowało się nie tylko mnóstwo fotoreporterów, ale płaczące fanki, błagające ochronę o wpuszczenie ich do środka. Pewnie sama tam nie wejdę, bo wezmą mnie za jedną z nich. Sięgnęłam więc po telefon do kieszeni, wybierając numer do Louisa. Zostałam odrzucona, dzięki Louis, nie pomagasz. Spróbowałam więc do Nialla. 
-Niall, jestem przed szpitalem, dasz radę jakoś mnie wciągnąć do środka? -powiedziałam nerwowo, kiedy tylko odebrał. 
-Jasne, już idę. -po tych słowach rozłączyłam się, starając dostać jak najbliżej wejścia. Oczywiście ochrona mi nie uwierzyła, więc pozostało tylko czekać na Nialla. Kiedy tylko pojawił się, wśród tłumu można było usłyszeć jeszcze większy szum. Niestety nie ma teraz czasu na myślenie o tym, dlatego zaraz po tym, jak Niall wciągnął mnie za rękę do szpitala, udałam się biegiem na górę. 
-Co mu jest? -zapytałam nerwowo, niemalże wbiegając do widy. 
-Miał wypadek. Ciężarówka wjechała w jego samochód, jest nieprzytomny. 
-Ile to potrwa? 
-Nie wiadomo. -bezradnie pokręcił głową. Schowałam twarz we własne dłonie, zaczynając szlochać. Czy do cholery musiało stać się coś takiego, żebym zrozumiała, że jest dla mnie ważny? -To tutaj. -powiedział Niall, kiedy drzwi windy się otworzyły. Czym prędzej udałam się na oddział. 
-Po co tutaj przyszłaś? -zapytał wyraźnie niemiły Louis. 
-Wybacz, ale Harry jest nie tylko twoim przyjacielem. Mogę tam wejść? -zapytałam reszty chłopców, wskazując na salę. 
-Nie, na razie nikt nie może... -odezwał się Liam, cały czas siedząc ze spuszczoną głową. Usadowiłam zadek na krześle koło niego, chowając twarz w dłonie. 
Czekanie ciągnęło się dobrych parę godzin, kiedy w końcu pielęgniarka wyszła z sali Harrego. 
-Co z nim?! -zerwał się Louis, natychmiast do niej podbiegając. Nie pozostałam mu dłużna i ruszyłam za nim. 
-Jest w ciężkim stanie, nie mogą państwo do niego wejść, przepraszam. 
-Jak to nie możemy wejść? -zapytał Liam. 
-Pacjent naprawdę jest w ciężkim stanie i nie możemy go narażać. Wizyta będzie możliwa najwcześniej jutro rano. Proszę iść do domu, odpocząć. Nic już mu nie grozi. Przepraszam państwa, muszę wracać do pozostałych pacjentów. 
-Idźcie do domu, ja zostanę, a rano się zmienimy. -powiedział Louis, wracając na swoje miejsce. 
-Zostanę z tobą. -odpowiedział Niall -Liam, weź Sophie i Zayna i jedźcie do domu. -zwrócił się do ciemnowłosego. 
-Macie rację, chodźcie. -Liam spojrzał na mnie, po czym przeniósł wzrok na Zayna. 
-Sophie chodź, odwieziemy cię. -Zayn wstał z krzesła i podszedł do mnie. 
-Nie, dzięki. Zostanę. 
-Na pewno? 
-Tak. -odpowiedziałam stanowczo. 
-W takim razie widzimy się później. Dzwońcie, jeśli coś by się działo. Cześć. 
-Cześć. -odpowiedzieli zgranie Niall i Louis. Mi natomiast nie było ani do rozmów, ani do niczego innego. Chciałam tylko, żeby ten cały szpital i wypadek zamieniły się w jeden, wielki, zły sen i żebym w końcu mogła zobaczyć Harrego w innych okolicznościach niż przez szybę na szpitalnym korytarzu. Usiadłam na krześle, czekając. Czekając sama nie wiem na co. Obrałam sobie jeden punkt, na którym skupił się mój wzrok. Nie obchodziło mnie teraz zupełnie nic, poza zdrowiem Harrego. 
-Sophie, halo? -nie zaczęłam reagować, bo po prostu go nie słyszałam, w głowie cały czas biłam się z własnymi myślami. Zwróciłam uwagę na Nialla, dopiero, kiedy zaczął machać mi przed oczami. 
-Tak? -zapytałam zdezorientowana.
-Pytałem, czy chcesz kawę? Idę na dół do bufetu załatwić dla siebie i Louisa. 
-Nie, dzięki. -odpowiedziałam, znów wbijając wzrok w podłogę. 
-W takim razie ja zaraz wrócę. -zignorowałam jego odpowiedź, po czym zobaczyłam, że zaczyna się oddalać. 
-Obiecałaś... -usłyszałam zawiedziony ton Louisa, który siedział naprzeciw mnie -Obiecałaś, że go nie zranisz... -podniosłam na niego wzrok, ale zaraz po spojrzeniu w jego oczy znów go spuściłam. Nawet tego nie jestem w stanie zrobić. 
-Louis, ja nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Zależy mi na Harrym, tylko po prostu nie chcę się spieszyć. Chciałam z nim pogadać, ale uciekł, zanim cokolwiek powiedziałam. Przepraszam jeśli uraziłam też ciebie. -mój wzrok znów spotkał się z jego. 
-Wiem jaki jest Harry i wiem, że boi się mówić o swoich uczuciach. Myślałem tylko, że to tobie nie zależy... 
-Zależy i to bardzo. -smutno się uśmiechnęłam. 

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 4: '...nie marudź, tylko przyjdź'


Obudził mnie dźwięk sms'a, dokładnie o 9.38. 
-Kto raczy mi przerywać sen?! -krzyknęłam sama do siebie, i tak zdając sobie sprawę z tego, że nikt mnie nie słyszy. Spojrzałam na wyświetlacz: 
'Od: Cheeky little curly head :
Wstajemy! Wstajemy! Nowy dzień się zaczął! :) x'
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Harry wydaje się być taki opiekuńczy... Jednocześnie jest słodki i te dołeczki... - o tak, rozmarzyłam się. Odpowiedziałam jednak na jego wiadomość: 
'Dzięki za pobudkę :) Miłego dnia! :) x' 
Po chwili mój telefon wydał z siebie dźwięk po raz kolejny. Znów wiadomość od Harrego. 
'Obudziłem Cię? Przepraszam.. :( ' 
Odpowiedziałam jak najszybciej: 
'Nie musisz, za chwilę i tak bym wstawała :)' 
Zwlekłam się z łóżka, udając do łazienki, gdzie nieco się ogarnęłam. Później postanowiłam wciągnąć na siebie jakiś stosowny strój. Po staniu pół godziny przed szafą wybrałam jednak to. 
Zjadłam jakieś musli na śniadanie i o 10.45 gotowa byłam opuścić dom. 
-Wóz już czeka. -usłyszałam za sobą. Byłam tak wystraszona, że aż podskoczyłam. Automatycznie się odwróciłam, gdzie ujrzałam Harrego, trzymającego czerwoną różę w ręku. Szeroko się uśmiechnęłam, wracając do wyciągnięcia kluczy z zamka. 
-Jaki wóz? 
-Mój dla ścisłości, dziś zawiezie cię do pracy. - wystawił ząbki, wręczając mi kwiat. 
-To dla mnie? -spojrzałam mu w oczy. 
-A jak myślisz? - nadal nie przestawał uzależniać mnie swoimi zielonymi tęczówkami. Nie wiem ile w nie patrzyłam. Nie chciałam liczyć czasu, bo to było cudowne. Ta chwila mogła trwać w nieskończoność. 
-Yyy, przepraszam. - w końcu się opamiętałam i mrugnęłam. 
-Za co? -zaśmiał się.
-A nie ważne z resztą. -spuściłam głowę, uśmiechając się pod nosem -Przepraszam, ale muszę już iść...
-Przecież powiedziałem, że cię zawiozę. -sprzeciwił się, chwytając mnie za nadgarstek. Po chwili jednak chyba nieco się speszył, bo pospiesznie znów go puścił. 
-Nie, nie musisz. - odpowiedziałam z uśmiechem. 
-Ale chcę. Myślisz, że przyjechałbym tutaj specjalnie, żebyś odesłała mnie ze świstkiem? Nie, więc wsiadaj. 
-Prędzej, czy później i tak mnie zmusisz, nie? 
-Tak. -odpowiedział cwaniacko, po czym słodko się uśmiechnął -Wsiadaj. -otworzył mi drzwi. 
-Dziękuję. -posłałam mu ciepły uśmiech, wsiadając do samochodu. 
-Masz jakieś plany na wieczór? -zapytał, siadając za kierownicą. 
-Zależy kto pyta. -puściłam mu oczko. 
-Harry Styles. Chciałby cię zaprosić do siebie, żebyś w końcu mogła poznać jego przyjaciół. 
-Harry nie jestem pewna... Co jeśli oni.. no wiesz... nie polubią mnie? 
-Daj spokój. Ciebie? 
-Tak mnie. -odpowiedziałam stanowczo -Nie chcę wam się narzucać. 
-Ale nie narzucasz się. To ja cię zapraszam, więc nie marudź, tylko przyjdź. 
-Na pewno? -uniosłam brwi. 
-Na pewno. -odpowiedział bez zastanowienia. 
Po kilku minutach znaleźliśmy się przed Milkshake City. Harry wysiadł z samochodu i jako gentelman otworzył mi drzwi. 
-Wpadnę po ciebie o 18, pasuje? 
-Pasuje. -odpowiedziałam niepewnie. 
-Do później. -uśmiechnął się, całując mnie w policzek. 
-Pa. -odpowiedziałam, wchodząc do lokalu. 
-Dwie minuty spóźnienia, ale wybaczam. Miłość, to miłość. -Mark jak zwykle radosny. 
-Chcesz shake'a na twoje idealnie ułożone włosy? -odpowiedziałam, zmrażając go wzrokiem . 
-Mówię, co widzę. -zaczął się bronić. 
-To chyba przetrzyj okulary. - mrugnęłam do niego, udając się na zaplecze. Nie założyłam tam jednak mojego 'stroju pracy', ale postanowiłam wynegocjować z Markiem mój fartuszkowy pomysł. Bez większych przeszkód zgodził się, pewnie uznając, że mój jest lepszy. Tak więc, nie zakładam tej ohydnej koszulki, nawet jeśli mieliby mi dopłacić. 
*
-No hej, co tam? -postanowiłam jako pierwsza się odezwać, dzwoniąc zaraz po powrocie do domu. 
-Hej, dobrze. Niedługo muszę zacząć się pakować. Jutro mam pociąg o 10.15. Odbierzesz mnie? 
-Nie, nie dam rady. Zapomniałaś, że jestem w Milkshake City? 
-A no tak. Racja. Dobra, jakoś dam sobie radę. Opowiadaj, co u ciebie? Jak w pracy? 
-Dobrze. Wszystko w porządku. 
-Jesteś w domu? Słyszę jakieś szumy... 
-Tak. Właśnie wróciłam.
-Nieważne, pewnie coś z połączeniem. Masz jakieś plany?
-A ty nie za dużo pytań zadajesz? 
-Czyli masz. -skwitowała mnie Lilly. 
-No mam, mam. 
-Gdzie tym razem zabiera cię Harold? 
-Skąd wiesz, że idę z nim? 
-Intuicja. -pewnie teraz poruszyła brwiami. Zdecydowanie za dobrze ją znam. 
-Tak, tak. -wywróciłam oczami. 
-To gdzie idziecie? 
-Do nich. Harry nalega, żebym poznała resztę...
-Czemu się nie cieszysz? 
-Nie jestem pewna... Nie wiem, czy oni chcą mnie poznać i czy mnie polubią...
-Ciebie wszyscy lubią.  -mimowolnie się uśmiechnęłam -Tylko nie ten koleś ze stacji benzynowej, któremu zwymiotowałaś na nogi. -wybuchłam śmiechem. 
-To był jeden, jedyny raz. Nie trzeba mnie było brać na tą imprezę. Wiesz, że nie trawię alkoholu. -powiedziałam przez śmiech. 
-Tak, tak. -odpowiedziała z ironią w głosie -Muszę już iść, mama mnie woła. Do jutra. 
-Do jutra, trzymaj się. -rozłączyłam się. 
Postanowiłam udać się na górę i wybrać, w czym udam się do chłopców. W końcu padło na bardziej elegancki zestaw. Różowa bluzka, nieco wpadająca w pomarańcz, do tego moje ulubione jeansy i baleriny (link). Wskoczyłam jeszcze na chwilkę pod prysznic, by się odświeżyć. Po wykonaniu tej czynności nałożyłam lekki makijaż, składający się tylko z tuszu do rzęs i różu na policzkach. 
Za piętnaście szósta czekałam już w salonie, na przyjazd Harrego. Nie spóźnił się ani minuty, bo równo o 18.00 zabrzmiał dzwonek do drzwi. 
-Wyglądasz cudnie. -przybliżył się, by zaraz po tym złożyć pocałunek na moim policzku. 
-Dziękuję. -chyba zaczęłam się rumienić, a róż na mojej twarzy tylko to wzbogacał. 
*
-Gotowa? -zapytał, kiedy stanęliśmy przed drzwiami. 
-Nie. -odpowiedziałam zdenerwowana. 
-Cóż, nie masz innego wyjścia. -cwaniacko się uśmiechnął, otwierając drzwi -Zapraszam. -zrobił mi przejście, wskazując drogę. 
-Czeeeeeść! -natychmiast znalazł się przy mnie Louis, mocno ściskając.
-Chcesz mnie udusić? -zapytałam, uwalniając się z jego uścisku. 
-Nie, nie, nie. Oczywiście, że nie. Harry by mi tego nie wybaczył. -puścił mu oczko, po czym Loczek się zaczerwienił. 
-Chodźmy już lepiej. Reszta czeka. -uznał Harry, tym samym udając się wgłąb domu. 
-No idź, nie patrz tak na jego tyłeczek. -usłyszałam szept Louisa w moim uchu. Dostał ode mnie tylko w ramię, na znak, że mógłby darować sobie takie teksty. 
Przemknęliśmy przez salon, jak mniemam, gdyż znajdowały się tam jasne meble oraz duży telewizor na ścianie, następnie udając się na zewnątrz. Zaczynało robić się szaro, więc lampki porozwieszane po całym ogrodzie wywoływały naprawdę cudowną atmosferę. 
-Sophie, proszę poznaj, to jest Zayn. -Harry wskazał na mulata, stojącego w pobliżu basenu. Ten szeroko się uśmiechnął, kiwając mi. Oczywiście odwzajemniłam jego gest - To Liam. -ten chłopak akurat pofatygował się i podszedł do mnie, ściskając moją dłoń. 
-Miło cię w końcu poznać. Tyle o tobie słyszeliśmy. -powiedział, uśmiechając się. 
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. -odwzajemniłam uśmiech.
-I to jak! -nagle koło mnie znalazł się jeszcze jeden, tym razem blondyn -Niall, miło mi. -wystawił ząbki. 
-Sophie, mnie również. - znów szeroko się uśmiechnęłam. 
-Zjemy coś? -zapytał blondasek -Sophie jesteś głodna? 
-Właściwie... 
-Z resztą, po co ja pytam, siadajmy. 
-Cały Niall. -usłyszałam szept Liama. 
-Słyszałem, nie martw się. -odpowiedział mu Niall.
-Siadaj, może ktoś cię w końcu obsłuży. -zjawił się koło mnie Zayn, odsuwając krzesło od stołu. 
-Dziękuję. -posłałam mu ciepły uśmiech. Zayn zajął miejsce po mojej lewej stronie, Louis natomiast siedział po prawej. Chłopcy przygotowali masę jedzenia, od której na sam widok robiłam się głodna. 
-Powiedz coś o sobie. -zaproponował Niall, cały czas trzymając w ustach kurczaka. 
-Niall, może najpierw przełknij. -pouczył go siedzący obok Harry.
-Spokojnie, dam sobie sam radę, TATO. Sophie mów.
-Nie, to raczej nudne. Pozwólcie, że posłucham o was. -uśmiechnęłam się. 
-Jest jeszcze coś, czego nie piszą w internecie? -Liam wytrzeszczył oczy, pewnie będąc zdziwionym. Zaśmiałam się tylko pod nosem. 
-Nie wiem, wy mi powiedzcie. -wzruszyłam ramionami. 
*
Po zjedzeniu kolacji, udaliśmy się do salonu, by obejrzeć film. Chłopcy wybrali jakąś komedię romantyczną. Skąd u facetów bierze się ochota na oglądanie takich filmów? 
W każdym razie zajęłam miejsce na kanapie, zaraz koło Nialla, już zajadającego się popcornem. Louis usiadł na jednej z poduszek, leżących na podłodze, Zayn po mojej drugiej stronie, a Harry i Liam zajęli dwa fotele. 
Po oglądaniu tak nudnego filmu, nawet nie dziwię się, że chłopcy po prostu zasnęli. Niall przytulał swoją miskę, Zayn oparł się o róg kanapy, Liam wyglądał jak małe dziecko, skulone w kłębek, Louis rozłożył się jak długi na środku podłogi, a Harry miał tylko zamknięte oczy. Nie chciałam budzić żadnego z nich, kiedy to spojrzałam na zegarek, wskazujący kilka minut do 22. Wstałam więc najciszej, jak tylko potrafiłam, by nawet nie zaszeleścić i udałam się do przedpokoju, gdzie zostawiłam torebkę. 
-A ty gdzie? -usłyszałam szept Harrego. 
-Do domu, już późno. -odpowiedziałam równie cicho, lekko się uśmiechając.
-Możesz zostać jeśli chcesz. 
-Nie, pójdę już. Było mi naprawdę miło. 
-Poczekaj, przecież nie pójdziesz sama. Odwiozę cię. -chwycił kluczyki ze stołka. 
-Nie, nie musisz, zajmij się nimi. 
-Żartujesz? -uniósł brwi -A jak coś ci się stanie? Poczekaj sekundkę, wskoczę tylko po bluzę. -nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zniknął mi z pola widzenia -Masz, jedna dla ciebie. -uśmiechnął się, wręczając mi swoją bluzę -Na dworze jest pewnie zimno. 
-Dziękuję. -ciepło się uśmiechnęłam -Powiedz im rano, że świetnie się bawiłam.
-Jasne, nie ma sprawy. -wyszliśmy z domu, udając się do samochodu. Bluza Harrego bardzo się przydała, bo ja głupia zapomniałam o jakimś swetrze, czy nakryciu. 
*
-No to jesteśmy. -powiedział, gasząc silnik. 
-Dziękuję, jeszcze raz, było świetnie. -otworzyłam drzwi od samochodu. Harry odprowadził mnie do samych drzwi -Aa, twoja bluza -zaczęłam odpinać zamek -nie, właściwie przypadła mi do gustu. -zaśmiałam się. 
-Feel free, możesz ją zatrzymać. 
-Nie no co ty. Masz. -odpięłam ją do końca, chcąc zdjąć. 
-To nie był żart, na serio możesz ją wziąć. Zapinaj się. -zaczął sam zapinać zamek od swojej bluzy, która chwilowo znajdywała się na mnie -Będziemy mieli przynajmniej pretekst, żeby spotkać się jutro. -uśmiechnął się. 
-Wiesz, sądzę, że nawet bez bluzy bym się z tobą spotkała, ale jeśli nalegasz... -odwzajemniłam uśmiech. 
-Będę już leciał, trzymaj się. -pocałował mnie w policzek i zaczął się oddalać. 
-Jeszcze raz dziękuję. -krzyknęłam najciszej, jak tylko umiałam. Harry tylko spojrzał na mnie od tyłu, jeszcze szerzej wystawiając ząbki. Przekręciłam klucz w drzwiach i zapalając światło, weszłam do środka. Nie powiem, byłam zmęczona, dlatego po lekkim odświeżeniu się, od razu znalazłam się w łóżku, po chwili zasypiając. 

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 3: 'Kiss, kiss'


-Co jeszcze powiesz? -zapytała Lilly.
-Właśnie wychodzę z domu. Jak tam u mamy? 
-W porządku. Wracając do tematu, zadzwonisz do Harrego?
-Nie wiem sama. Co ty o tym myślisz?
-Chyba nie zaszkodzi spróbować, nie? Pewnie gdyby miał twój numer już dawno by zadzwonił.
-Jezu mógł go sobie zapisać, byłoby mi teraz łatwiej. -głośno westchnęłam.
-Znam cię nie od dziś i wiem, że chcesz się z nim umówić. Zadzwoń.
-Pomyślę nad tym jeszcze. Zdzwonimy się później.
-Jasne, pa.
-Pa. -odpowiedziałam i rozłączyłam się.

W Milkshake City jak zwykle tłumy, zamawiające niezliczone ilości shake'ow. Znowu pełno nastolatek zachwycających się 1D Shake. Nic specjalnego w czasie mojej dzisiejszej zmiany sienie działo. Wyszłam więc planowo z lokalu o 15, udając się prosto do domu. 
Po długich, naprawdę długich zastanowieniach postanowiłam jednak zadzwonić do Harrego.
-Słucham? -usłyszałam w końcu, po kilku sygnałach oczekiwania.
-Cześć, tu Sophie... -powiedziałam niepewnie.
-Sophie?! -wydarł się do słuchawki. Od razu uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie tak głośno, bo ogłuchnę. -zaśmiałam się.
-Tak, przepraszam. -odpowiedział pospiesznie.
-Nie ma sprawy. To co, nasze coś nadal jest aktualne?
-Zawsze. Może spotkamy się jutro?
-Chętnie. O 15 kończę zmianę w Milkshake City.
-Świetnie, wpadnę po ciebie.
-Okej, w takim razie do jutra, pa.
-Pa. -odpowiedział szybko, po czym rozłączył się.

Dumna z mojego posunięcia ruszyłam w stronę pobliskiego marketu, w którym zaopatrzę się w coś do wypełnienia pustej lodówki.
Wracając znów zadzwoniłam do Lilly, by poinformować ją o tym, że jednak zdobyłam się na odwagę by zadzwonić do Harolda. Moja przyjaciółka wyraźnie była z tego faktu zdumiona, wyrażając to poprzez śmiechy i krzyki do słuchawki.
*
7.30 to zdecydowanie niedobra pora na pobudkę, szczególnie w wakacje. Dlaczego komukolwiek chce się robić remont o tej porze? Ludzie kochani dajcie mi się w końcu najnormalniej w świecie wyspać! 
No cóż, nikt nie chce wysłuchać moich próśb, bo cały czas słyszę dźwięk wiertarki.
Nie mając więc nic lepszego do zrobienia, zwlekłam się z łóżka, udając na dół. Sięgnęłam do lodówki po karton z sokiem pomarańczowym, nalewając nieco do szklanki. Później zdecydowałam się także na bardziej pożyteczne śniadanie w postaci naleśników. Poziom mojej nudy musiał faktycznie osiągnąć maksimum, jako że zdążyłam też posprzątać cały dom. Po bardzo pożytecznym poranku, przyszedł czas także na pracę. Wyciągnęłam więc z szafy moje ulubione rurki, dobierając do tego luźny, jasny top. Popołudniu czeka mnie też spotkanie z Harrym, czym nieco się stresuję. W każdym razie, uważam, że ten zestaw będzie pasował zarówno na randkę(?), jak i na pracowity dzień w Milkshake City. 
Ruszyłam więc w stronę mojego miejsca pracy, wcześniej zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i zakluczając dom. Na miejscu zastałam już Marka, który nadzwyczaj dziwnie na mnie patrzył, jednocześnie śmiejąc się pod nosem. 
-Coś nie tak? -zapytałam.
-Nie, skądże. Wszystko w porządku. 
-Taa. -skwitowałam sarkastycznie, udając się na zaplecze. Jak to bywa w Milkshake City, trzeba ubierać na sobie koszulki z jakże słitaśnymi krowami, więc nie pozostało mi nic innego, jak własnie to uczynić. 
*
Coraz bliżej do spotkania z Harrym i coraz bardziej się denerwuję. Ten chłopak zaczął wywoływać we mnie dziwne emocje na samą myśl o nim. Kiedy w końcu zjawił się Milkshake City, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Od razu odwzajemniłam jego gest, szerzej wystawiając ząbki. Na szczęście byłam już przebrana w swoje ciuchy, więc oszczędziłam Harremu widoku mojej cudnej koszuleczki. Właściwie to chyba muszę pogadać z Markiem o tej całej tradycji tego lokalu. Białe fartuszki z różowymi krowami chyba byłyby lepszym pomysłem. 
Wracając do teraźniejszości...
-Hej. -odezwał się w końcu, podchodząc bliżej i całując mnie w policzek. 
-Hej. -uśmiechnęłam się szerzej. 
-Możemy już iść? 
-Tak, jasne. Do jutra. -odwróciłam się, żegnając pozostałych. 
-Pa. -usłyszałam zgrany chór Kylie, Amelii i Marka. 
-To... gdzie mnie zabierasz? 
-Zależy od ciebie. Wolisz iść do kina, czy poznać resztę głupoli? -zapytał, otwierając przede mną drzwi. 
-Chyba nie jestem gotowa na poznanie reszty, a kinem nie pogardzę. -szeroko się uśmiechnęłam. 
-W takim razie zapraszam. -kulturalnie otworzył mi drzwi od swojego samochodu, pozwalając tym samym wsiąść. 
Cudowna ciemna tapicerka, wyczyszczona po brzegi i miś wiszący na lusterku - to jako pierwsze zwróciło moją uwagę. Nie mogłam się powstrzymać, przed dotknięciem zabawki, jak to ja oczywiście.
-To prezent od Louisa. -powiedział, zajmując swoje miejsce. 
-Od Louisa? -zapytałam zdziwiona. 
-Tak, nie pytaj. -wywrócił oczami - Panuje między nami coś w rodzaju braterskiej relacji. Traktuje mnie trochę jak swojego chłopaka połączonego z dzieckiem. -zaśmiał się pod nosem. 
-Pewnie po prostu się troszczy. 
-Tak i za to go kocham, ale czasem jest po prostu nachalny. W każdym razie jest jak mój brat, więc akceptuję jego wady. -odpalił silnik. 
-I o to chodzi. -kiwnęłam głową. 
-O nie, tylko nie to! -wydarł się, kiedy z głośników wydobyły się pierwsze nuty 'What Makes You Beautiful'.
-Nie, to jest dobre! -zaśmiałam się, podgłaśniając. 
-Lubisz to? -spojrzał na mnie z nieziemskimi iskierkami w oczach. 
-Patrz na drogę. -ominęłam temat, wsłuchując się w każdą nutę. Spojrzałam ukradkiem na Harrego, któremu na twarzy malował się cudny uśmiech pod nosem, którego pewnie starał się nie zdradzić. Pewnie teraz pomyśli, że jestem jakąś napaloną fanką. Nie, nie, co to, to nie.
*
-Czemu nie odbierałaś?! -wydarła się do słuchawki, kiedy tylko odebrałam telefon. 
-Kochanie, mówiłam, że wychodzę z Harrym? 
-Jezu, ale ze mnie idiotka. Przeszkodziłam, nie? 
-Dobrze, że się do tego przyznajesz. Nie, tylko mój telefon wibrował w kinie, co jakieś pięć minut. Opamiętaj się kobieto! 
-Sory no. -usłyszałam ten jej ton. 
-Nie ma sory no. -odpowiedziałam w jej stylu. 
-Opowiadaj. 
-Ale co?
-Nie udawaj, chcę wiedzieć wszystko. Każdy szczególik. 
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie mówili tobie? 
-Oh no dalej, wyduś to z siebie. 
-Ale nic ciekawego się nie stało.
-Byłaś na randce z samym Harrym Stylesem, jak to nic się nie stało?
-Czy ty na serio myślisz, że jego nazwisko, albo pieniądze robią na mnie jakieś wrażenie? -uniosłam brwi do góry, nawet jeśli Lilly nie mogła tego zobaczyć. 
-Nie, jasne, że nie. Chcę wiedzieć co robiliście. 
-Co robiliśmy, tak? 
-Nie no, tylko czy się całowaliście. -wiedziałam, że to w tym momencie na jej twarzy pojawił się dość znaczący uśmiech. 
-Nie, nie całowaliśmy się Lilly, skąd w tobie taka ciekawość? 
-Zawsze taka byłam. Nie udawaj, że tego nie wiesz. 
-No dobra, dobra. Wiem. 
-Co jeszcze robiliście? 
-Byliśmy w kinie, swoją drogą dobra komedia, potem tylko poszliśmy na rurki z kremem, w sumie bardziej krem z rurką, więc byłam cała w śmietanie. Z resztą Harry też, więc nie mam się czego wstydzić. No a potem tylko odwiózł mnie do domu i jestem, gadając z tobą. 
-Na serio się nie całowaliście? Wiesz, tak jak to jest w tych filmach, chłopak odwozi cię do domu, stajecie przed drzwiami i kiss kiss. - wywróciłam oczami. 
-Nie Lilly, nie całowaliśmy się. Nawet jeśli Harry zdobyłby się na coś takiego, to i tak bym mu nie pozwoliła. 
-Tak, tak wiem. Ty i te twoje reguły, chcesz bliżej go poznać...
-No zobacz jaka mądra jesteś! -powiedziałam ironicznie - Lilly ktoś puka, zdzwonimy się jutro. Pa. -rozłączyłam się, nie czekając na jej odpowiedź, czym prędzej udając się na dół, by sprawdzić, kto postanowił mnie odwiedzić po 19. 
-Dobry wieczór, przesyłka do Sophie Olsen. -zobaczyłam przed sobą kuriera. 
-O tej porze pan jeszcze pracuje? -zapytałam, odbierając kopertę. 
-Niestety. -odpowiedział zrezygnowany - Proszę tutaj podpisać. -wręczył mi kartkę i długopis, na której nabazgrałam swoje nazwisko. 
-Dziękuję. 
-Dziękuję i miłego wieczoru życzę. -odpowiedział uśmiechnięty, oddalając się. Zamknęłam za nim drzwi, jednocześnie zakluczając, co by to mnie nikt nie porwał. Usiadłam na kanapie, otwierając kopertę. List z mojej szkoły. Tylko dlaczego oni wysyłając takie rzeczy kurierem? Dobra, mniejsza. Otworzyłam, chwila skupienia, bo co przecież może w nim być? 
'Serdecznie przypominamy, że z dniem 1 września zaczyna Pani naukę w naszej szkole. Mamy nadzieję, że nasza współpraca będzie miła i owocna. Chcieli byśmy także poinformować, że każdy uczeń zobowiązany jest do ukończenia dwumiesięcznych praktyk w jednej z uczelni wyższych lub na stanowisku związanym z kierunkiem, jaki obrał on do kształcenia. Zaświadczenie o odbyciu praktyk prosimy dostarczyć do dyrekcji do dnia 30 maja. Z poważaniem dyrekcja.' 
Po co ci ludzie marnują drzewa, przysyłając mi te błahostki? Każdy wie o praktykach i o tym, że szkoła zaczyna się 1 września chyba też, nie? Ja żyję w tym roku na 'chill out 'cie', bo praktyki zostały ukończone. Tak jestem z siebie dumna. Chociaż muszę przyznać, śpiewanie prawie każdego wieczoru, przez dwa miesiące było męczące. Dzięki Bogu, że mam to za sobą. Ostatni rok nauki w college przede mną. Mam jeszcze dokładnie cztery dni wolnego, a oni już mnie stresują. Oh no, co za ludzie. Wstałam więc z sofy, nie widząc większego sensu w siedzeniu na niej i poszłam na górę, wziąć prysznic. Po pół godzinie byłam już czyściutka, siedząc na łóżku w mojej piżamce. Włączyłam laptopa, sprawdzając najświeższe informacje. Potem przyszła kolej na twittera. Dlaczego przybyło mi o kilka... naście tysięcy followujących? Moje interreakcje w większości składały się z: 
'Dlaczego mi go kradniesz?' 
'Zabiję cię' 
'Cudnie razem wyglądacie' 
'Jesteś z Harrym?' 
'Pokaż się z nim jeszcze raz to cię matka w domu nie pozna'. 
A no tak. Rozwścieczony fandom Directioners. Zawsze wiedziałam, że te dziewczyny jest stać dosłownie na wszystko. Tylko jakim cudem one wiedziały, że to akurat mój profil. Zaraz, przecież zapomniałam, ktoś kiedyś powiedział, że są lepsze od FBI. Nie ma się w takim bądź razie niczemu dziwić. Nie miałam najmniejszego zamiaru przejmować się dziewczynami które najchętniej w tym momencie wysłałyby mnie do piekła, dlatego wylogowałam się z twittera, wracając do czytania wiadomości. Koło 23, kiedy moje oczy same zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, postanowiłam dać im trochę odpocząć, odkładając na bok laptopa, po chwili już odpływając. 

* * *
Trójeczka. Jak widzicie powoli zaczynamy się rozkręcać. Jeśli chodzi o publikowanie rozdziałów, będą się one pojawiały co jakieś 4-5 dni (oczywiście, jeśli nie opuści mnie wena). Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Jeżeli tak, to zostawcie komentarz pod spodem :) 
Lots of love .xx 





czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 2: 'Nie, uprowadzą mnie małe krasnoludki spod twojego łóżka'


Punktualnie o 10.45 zjawiłam się w Milkshake City, by obgadać szczegóły mojej pracy z Markiem. Szef widząc mnie, otworzył zamknięte jeszcze przed klientami drzwi i wpuścił do wnętrza lokalu. Na zapleczu ustaliliśmy kilka zasad i godziny pracy, a mianowicie od poniedziałku do piątku w godzinach od jedenastej do piętnastej, a kiedy zacznie się rok szkolny pracowite będą tylko weekendy.
O 11 drzwi Milkshake City otworzyły się, ale na razie nie było widać wielu klientów. Przychodziły tylko pojedyncze osoby, biorąc shake'i na wynos. Mogłam więc spokojnie siedzieć na zapleczu, czytając swoją ulubiona książkę. Około 13 do lokalu zaczęły się schodzić liczniejsze grupy osób, najczęściej składające się z samych nastolatek, proszących o jedno - 1D Shake. Nie wiem, co tych pięciu chłopaków przez ostatnie 2 lata zrobiło z całym światem, w każdym bądź razie ja wciąż jestem normalna. Wracając na ziemię, kiedy w końcu trochę się uspokoiło, do lokalu zawitali następni klienci, mianowicie dwóch chłopaków, zakamuflowanych kapturami, jakby chcieli nas wszystkich za chwilę pozabijać. Po krótkiej konwersacji przy stoliku, jeden w końcu wstał i podszedł do kasy, najpierw zamawiając swoje napoje, a potem dziwnie na mnie spoglądając. Widziałam, że przy okazji pogawędki z Kylie chłopak wskazał na mnie ręka, niestety nie wiedziałam, o co chodzi, bo nie byłam w dość bliskiej odległości. W czasie, gdy osobnik cały czas patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, a ja nie wiedziałam, co robić, podeszła do mnie Kylie, mówiąc ze Louis (więc już są na ty, szybka jest) chce ze mną porozmawiać. Nie byłam do końca pewna, co powinnam w owej sytuacji zrobić ale bez namysłu wykonałam polecenie klienta, podchodząc do lady.

-To ty wczoraj na niego wpadłaś, co? -zapytał, wskazując na drugiego chłopaka, siedzącego do nas tyłem, którego loki poznałabym na końcu świata.
-Skąd wiesz? -zapytałam zdziwiona.
-Cały wieczór o tobie gada i nie może przestać. Może coś z tym zrobisz? Już mnie wkurza, bo stwierdził ze nigdy więcej cie nie spotka i nawet nie dowie się jak masz na imię. - zabrał swoje napoje z lady i zaczął podążać w stronę stolika - A i zapomniałbym, Harry coś dla ciebie ma, nieprawda Harold?-zapytał z głupawym uśmieszkiem na ustach, spoglądając na znajomego mi Lokacza.
-Taa -odpowiedział niepewnie, wstając z miejsca i odwracając się w moją stronę -to twój telefon, musiał wypaść przy naszym małym wypadku. -niewinnie się uśmiechnął.
-Dziękuję- w końcu przemówiłam, nie przestając patrzeć w te cudowne zielone tęczówki - Wszędzie go szukałam, jeszcze raz dziękuję -ciepło się uśmiechnęłam, odbierając od niego telefon.
-Nie ma sprawy. -odwzajemnił uśmiech -Jestem Harry. -podał mi rękę.
-Sophie. -uścisnęłam jego dłoń, wciąż będąc uzależniona od zielonych oczu chłopaka.
-A ja jestem Louis. -pojawił się ciemnowłosy, dlatego musiałam przenieść wzrok na niego, jednocześnie wciąż co chwilę ukradkiem spoglądając na Harrego.
-Miło was poznać. - znów ciepło się do oby dwu uśmiechnęłam.
-Sophie, dzwoni Lilly, chce z tobą rozmawiać, możesz podejść do telefonu? - usłyszałam głos Marka z zaplecza.
-Jasne, już idę.- odpowiedziałam głośniej, po czym znów zwróciłam się do chłopców - Jeszcze raz bardzo miło było was poznać. Do zobaczenia. -pomachałam im i czym prędzej udałam się w osobne pomieszczenie, by porozmawiać z przyjaciółką -Przeszkadzasz mi -stwierdziłam, gdy tylko Mark podał mi słuchawkę.
-W czym tym razem? -usłyszałam Lilly po drugiej stronie.
-W zapoznaniu znajomego Lokacza. Nie, w sumie to nie było zbyt mądre zdanie. W każdym bądź razie jestem w pracy. Chcesz coś ważnego?
-Nic ważnego, tylko dać ci znać że nie będzie mnie kilka dni, bo jadę do mamy. Wrócę pewnie w piątek albo w sobotę, dasz sobie radę do tego czasu?
-Nie, uprowadzą mnie małe krasnoludki spod twojego łóżka -powiedziałam sarkastycznie, śmiejąc się pod nosem - Zadzwonię do ciebie jak skończę pracę. Muszę już lecieć, widzimy się niedługo. -jak najszybciej się rozłączyłam,wracając do pracy. Przy jednym ze stolików wciąż siedział Harry razem z Louisem, co w sumie nieco mnie rozpraszało. Dlaczego czułam na sobie wzrok oby dwu, serwując shake'i do stolików obok? W każdym razie siedzieli tak może jeszcze z godzinę, cały czas zawzięcie o czymś konwersując.
Moja zmiana zgodnie z planem skończyła się o 15, kiedy to przebrałam się w swoje rzeczy, co by to nie latać w różowiutkiej koszulce z jakże uroczą krowa na piersiach i wyszłam z lokalu.
-Sophie! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Od razu odwróciłam się, w celu sprawdzenia, o co chodzi.
-Tak?
-Tak sobie myślałem, no wiesz...-'zaciął' się.
-Nie, nie wiem. - ciepło się uśmiechnęłam.
-Zastanawiałem się, czy może nie chciałabyś pójść kiedyś ze mną na kawę, czy coś? -słodko się uśmiechnął.
-Zdecydowałabym się na coś. -puściłam mu oczko, na co odpowiedział tylko jeszcze większym uśmiechem.
-Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz wolna.- znów posłał mi ten nieziemski uśmiech, sprawiając, że w jego policzkach pojawiły się dwa cudowne dołeczki i powoli zaczął się oddalać.
-Hej zaraz! -krzyknęłam -Przecież nie mam twojego numeru...
-Sprawdź jeszcze raz kontakty w telefonie. - puścił mi oczko i wrócił do lokalu. W moim telefonie faktycznie znalazł się jeden nowy kontakt pod nazwa: 'cheeky little curly head'. O mało nie wybuchłam ze śmiechu wciąż gapiąc się w ekran mojego telefonu, ale muszę przyznać że nazwa jak najbardziej trafna...

Wróciłam do domu, po drodze zahaczając jeszcze o kawiarnię, w celu skonsumowania kawy, która była w tym momencie bardzo potrzebna.
Później zeszłam na dół, bo naszła mnie ochota na ciasto francuskie, którego jednak nie znalazłam w kuchni. Nie wiem, skąd te zachcianki, w ciąży nie jestem. Wciągnęłam więc na nogi ulubione sandałki, udając się w stronę najbliższego TESCO. Weszłam do działu z mrożonkami, wyciągając z lodówki gotowe ciasto francuskie.
-Sophie! -usłyszałam głos Louisa, wołającego mnie chyba z drugiego końca sklepu. Po chwili ni stad ni z owad znalazł się koło mnie. -Cześć - powiedział nadzwyczaj dziwnie.
-Czeeeeść? -odpowiedziałam niepewnie.
-Jak tam? Co tu robisz?
-Naszła mnie ochota na ciasto francuskie, więc jestem. -ciepło się uśmiechnęłam.
-Skąd te dziwne ochoty? -wytrzeszczył oczy.
-Sama nie wiem. Tak wyszło. -znów się uśmiechnęłam.
-Mam pomysł. Odłóżmy to ciasto z powrotem. -najnormalniej w świecie wyciągnął paczkę z mojego wózka i wsadził do lodówki - Zapraszam cie na kawę i croissanta. Co ty na to?
-Nie pogardzę. Jeśli zapraszasz...-wystawiłam ząbki.
-Chodźmy więc.
Odłożyliśmy koszyki na miejsce, udając się do wcześniej zaplanowanego miejsca. Moja ochota na ciasto francuskie została zaspokojona, jako że Louis zamówił dla nas po rogaliku. Swoją droga był na prawdę pyszny.
-Więc.. -zaczęłam, przerywając dość niezręczna ciszę.
-Więc, powiedz coś o sobie. -zaproponował.
-Jestem Sophie, ale to już wiesz. Jestem Polką, ale mieszkam w Londynie. Jak już pewnie się zorientowałeś pracuje w Milkshake City. Poza tym moje życie jest raczej nudne, więc mów ty.
-Szczerze, jak wpiszesz w Google to wszystkiego się dowiesz - zaśmialiśmy się.
-Taa, sławny boyband One Direction...
-Nie lubisz naszej muzyki? -zapytał chyba lekko zdziwiony.
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie jaram się wami jak połowa świata. Tylko tyle. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza....
-Wręcz przeciwnie. Wiesz kiedy ostatnio mogłem wyjść z domu bez usłyszenia pisku, krzyku czy płaczu? Taa, nie pamiętam. -wywrócił oczami.
-Męczące?
-Wiem, że nie powinienem tego mówić, bo to dzięki tym ludziom zaszliśmy tak daleko, ale chciałbym chociaż chwilę odpocząć. -bezradnie rozłożył ręce.
-Na twoim miejscu bym nie narzekała. Podróżujesz po całym świecie, widząc miliony twarzy, których nie jesteś nawet w stanie zapamiętać. Ty widzisz ich jako tłumy, ale one skupiają się tylko na tobie, bo w danym momencie jesteś dla nich najważniejszy...
-Nie myślałem tak o tym...
-Podejrzewam. -ciepło się uśmiechnęłam - To tylko punkt widzenia waszych fanek. Ale to chyba nie jest dla ciebie wygodny temat do rozmów. Powiedz coś o twoich kolegach z zespołu. -upiłam kolejny łyk mojej latte.
-A więc, Liam to tatuś, martwi się o wszystko, opiekuje się nami i krzyczy jak trzeba. Zayn to cichy typ, który lubi posiedzieć w kącie i posłuchać dobrej muzyki, ale kiedy trzeba jest obok i zawsze można z nim pogadać. Niall to wiecznie głodna bestia, śmiejąca się dosłownie ze wszystkiego, ale czasem umie być poważny. Harrego już poznałaś i jeśli zdążyłaś się kapnąć to już wiesz, że się w tobie zadłużył. -poruszył brwiami.
-Co?
-Nie udawaj, nie musisz. -pokiwał głowa, popijając kawę.
-No dobra, może, ale Harry? W kimś takim jak ja?
-A co w tobie jest nie tak?
-Proszę cię, - zrobiłam błagalna minę - my żyjemy w dwóch rożnych światach.
-Myślisz ze na serio tak jest? - zapytał, na co tylko twierdząco pokiwałam głowa, dopijając już końcówkę kawy - Nie żartuj. Harry to normalny chłopak z normalnymi wadami i zaletami. Nikt nie jest idealny, a to, że on spełnia swoje marzenia i to, że miał trochę szczęścia nie oznacza, że nie możecie się spotykać.
-Hej, hej, hej. Kto tu mówi o jakimś spotykaniu się? To ze wpadłam na niego na ulicy i poznaliśmy się dzisiaj, nie znaczy chyba ze z nim jestem. -krzywo na niego spojrzałam.
-Nie no, jasne że nie. -ciepło się uśmiechnął - Chce ci tylko powiedzieć, że mu zależy. Znam go nie od dziś i wiem, że będzie czekał na telefon.
-Jeśli mu zależy to dlaczego sam nie zadzwoni?
-On nie ma twojego numeru kochanie, -klepnął mnie po ramieniu - dlatego chce sprawdzić czy to w ogóle ma jakiś sens, bo jeśli ty nie zadzwonisz wtedy da sobie spokój. Obiecaj mi, że go nie zawiedziesz i zadzwonisz.
-Zależy ci na tym, co?
-Zależy mi na nim, bo to mój najlepszy przyjaciel i nie pozwolę nikomu go skrzywdzić. 
-Louis, nie wiem, czy powinnam to robić. Harry to naprawdę miły chłopak, ale wątpię czy ja będę dla niego odpowiednia...
-Nie gadaj bzdur. Ty tez nie możesz mu się oprzeć. Więc zadzwoń do niego i ucałuj ode mnie te zacne loki. -wywróciłam oczami, cały czas się śmiejąc.
-Chyba już pójdę... -odsunęłam krzesło, wstając.
-Tak, ja tez trochę się zasiedzieliśmy... -powtórzył mój ruch i położył pieniądze na stół.
*
Wróciłam do domu, rzucając się na kanapę i zajmując się bliżej mówiąc niczym. Właściwie to po głowie cały czas chodziła mi rozmowa z Louisem. Może faktycznie zaryzykować i zadzwonić do Harrego... Czy lepiej w nic na razie się nie pakować i zając sobą?
Postanowiłam się z tym przespać i pomyśleć rano. Poszłam więc do swojego pokoju i po kąpieli wskoczyłam do łóżka. Chwilę później odpłynęłam już do krainy snów.

* * * 
Rozdział drugi! 
Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. :)
Love ya! Xxx