sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 34: 'Więcej nie pamiętam...'


-Idę z Harrym na miasto, chcesz iść z nami? -w pokoju znalazł się Louis, przerywając tym samym moją naukę.
-Jasne, czemu nie -odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
-Za dziesięć minut na dole? -uniósł brwi.
-Zaraz zejdę -przytaknęłam i wstałam, by odłożyć książkę na biurko. Szybko udałam się też do szafy, stwierdzając, że pokazanie się na zewnątrz w dresie i rozciągniętej koszulce Harrego, nie byłoby dobrym pomysłem. Wybrałam dość dziewczęcy zestaw w postaci sukienki w kwiaty, do której dobrałam delikatne oksfordki. Machnęłam też rzęsy kilka razy tuszem.
-Możemy już iść? -zapytał Louis, widząc, że schodzę po schodach.
-Tak -odpowiedziałam, uśmiechając się. -Gdzie mnie zabieracie?
-Właściwie to nie miałem żadnych większych planów... Chcecie coś zjeść? - Harry spojrzał na mnie szczerze mówiąc dziwnym wzrokiem. Muszę jednak przyznać, że jeśli bym się uparła, to znalazłabym kilka iskierek w tych pięknych zielonych tęczówkach. Znów na chwilę zapomniałam o Bożym świecie, nawet mu nie odpowiadając.
-Pewnie -Louis przerwał naszą 'chwilę'.
-Jasne -ocknęłam się.
-Nando's, pizza, chińszczyzna?
-Nando's -odpowiedziałam równo z Louisem. Harry nie powiedział nic, tylko spuścił głowę, robiąc się nieco smutnym. Spojrzałam wymownie na Lou, nie wiedząc, czym go uraziliśmy.
-Wszystko w porządku? -dotknęłam jego ramienia.
-Tak... -odpowiedział niepewnie. -Po prostu wy wszystko o sobie wiecie, a ja jak na razie do was nie pasuję. Chciałbym wszystko sobie przypomnieć, ale nie jestem w stanie, przepraszam was.
-Harry, przecież to nie twoja wina -zaczęłam łagodnie. -Nikt nie ma ci niczego za złe. Niedługo wszystko sobie przypomnisz i będzie jak dawniej -spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął, co od razu zostało przeze mnie odwzajemnione.
-Dziękuję -cmoknął mnie w policzek. Na chwilę przymknęłam oczy, skupiając się tylko i wyłącznie na ciepłym dreszczu, który właśnie przeszedł przez całe moje ciało od góry do dołu i z powrotem. 
-Nie masz za co.
*
-Co jeszcze powinienem wiedzieć? -zapytał, wsadzając kolejną frytkę do buzi. 
-Na przykład to, że zawsze kradnę tobie frytki z talerza -wzięłam jedną i zdążyłam zjeść zanim wyrwał mi ją z rąk. Zaczął śmiać się pod nosem, chyba lekko chcąc to przede mną ukryć. 
-Chyba najważniejsze już ci powiedzieliśmy... Nie wiem, co jeszcze... -Louis zaczął drapać się po głowie. Nie trwało to jednak długo, bo z jego kieszeni zaczął wydobywać się dźwięk telefonu. -Tak? -odebrał w końcu. -Już? ... No dobra ... Nie wiem, poczekaj... Dojadę do ciebie metrem. Będę za jakieś piętnaście minut -odłożył telefon na stół. -Muszę iść -westchnął. 
-Coś się stało? -zapytałam. 
-Nie, umówiłem się, że odbiorę Eleanor z dworca, a ta przyjechała wcześniejszym pociągiem -wywrócił oczami. -Spotkamy się w domu -lekko się uśmiechnął. 
-Jasne, pa -odpowiedziałam i 'odebrałam' od niego buziaka w policzek. 
-Na razie stary. 
-Do potem -kiwnął jeszcze ręką i wyszedł z lokalu. 
-Eleanor to jego dziewczyna, tak? -twierdząco kiwnęłam głową. -A ja? 
-Słucham? -zapytałam zdezorientowana. -Co ty? Jesteś zazdrosny o Lou? -zaśmiałam się. 
-Nie -odwzajemnił mój chichot. -Chodziło mi bardziej o to, czy wiesz... spotykałem się z kimś -trafił. Trafił w punkt. CO JA MAM MU POWIEDZIEĆ?! CHOLERA. HALO, JESTEM W KROPCE, POMOCY! Uciec, zostać? A może wylać napój na sukienkę? Nie, to nie przejdzie, była za droga. Może kelner? Nikogo nie ma jak potrzeba, shit
-Nie wiem... Szczerze mówiąc nie zwierzałeś mi się -okłamałam go. Idiotka. 
-Głupie pytanie, przepraszam. 
-Nie, daj spokój. Masz prawo pytać. Jeśli masz jakieś wątpliwości, to strzelaj. Po to tu jestem -uśmiechnęłam się, kradnąc mu jeszcze jedną frytkę. 
-Jak to jest, że ciebie nie pamiętam? -spojrzał na mnie tajemniczo. -O wszystkich coś, mniej więcej pamiętałem. O tobie nic, dlaczego? -chwycił moją rękę. 
-Nie wiem, też chciałabym wiedzieć -spuściłam wzrok i zamrugałam kilka razy, żeby z moich oczu nie poleciały łzy. -Może... chciałbyś pójść do Milkshake City? 
-Znam to miejsce? 
-Tam się poznaliśmy... -znów spuściłam głowę.
-Przepraszam, na prawdę nie pamiętam. Wiem, że cię ranię tą niewiedzą.
-Nie Harry -pokręciłam głową. -Nie musisz mnie przepraszać, wynagrodzisz mi wszystko, jak sobie mnie przypomnisz -lekko się uśmiechnęłam.
-Chodź na shake'a -odwzajemnił mój uśmiech, kładąc gotówkę na stół.
-Ja płacę za siebie Styles -wyciągnęłam z torebki portfel.
-Możesz powtórzyć? -dziwnie na mnie spojrzał.
-Ale co? -nerwowo się zaśmiałam.
-Powiedz do mnie po nazwisku.
-Styles?
-Nie, w ten inny sposób...
-Co ty kombinujesz Styles? -uniosłam brwi.
-Coś mi to przypomina. Często tak mówiłaś?
-Czasem, jak udawałam, że jestem na ciebie zła. Wszystko okej? -położyłam mu rękę na ramieniu.
-Tak, chodźmy już -westchnął i po tym, jak położyłam pieniądze na stoliku, wyszliśmy.
*
-To tutaj -zatrzymałam się na środku chodnika, w dobrze znanym mi miejscu.

'-Jezu, przepraszam. -zaczęłam, spoglądając na burzę loków, zbierającą swoje zwłoki z chodnika -Wszystko w porządku?
-Tak tak, powinnaś trochę bardziej uważać -pouczył mnie zielonooki, wysoki chłopak, otrzepując swoje spodnie.
-Wiem, jeszcze raz przepraszam -powiedziałam przepraszającym tonem, wyrzucając do śmieci kubek, który kilka chwil wcześniej wylądował na ziemi.'

Nadal mogłam przywołać wspomnienie bólu w ramieniu, upadku, wylewającego się shake'a i loków, które starały się pozbierać się z ziemi. Wszystko wróciło. Tyle że pamiętałam o tym tylko ja. Nie Harry.
-Tu na ciebie wpadłam. Gapa ze mnie. 
-Nic się nie stało skoro nadal żyję -zaśmiał się. 
-Od tamtej pory tak jakby nie odstępujemy siebie na krok. 
-Od tamtej pory, czyli...? -uniósł brwi. 
-Od dwudziestego piątego sierpnia -przytaknęłam. 
-Wszystkie daty tak pamiętasz? -ups, znowu łapie mnie za słówka. Muszę uważać. 
-Nie... -odpowiedziałam niepewnie. -Po prostu to tamtego dnia dostałam też pracę w Milkshake City, dlatego tak jakoś zostało mi w głowie -uśmiechnęłam się. 
-Czyli pracujesz tutaj? 
-Nie, już nie -przecząco pokiwałam głową. -Może chodź do środka -pociągnęłam go za rękaw. 
-Sophie, Harry, wy żyjecie? -zapytał Mark. 
-Taaaaak? Harry, to jest Mark -Harry podał mu rękę. -Mark, sprawa wygląda tak, że Harry ma amnezję i nie wszystko i nie wszystkich pamięta... Powoli sobie przypomina, także poznajcie się na nowo -lekko się uśmiechnęłam. 
-Jasne, rozumiem... Co dla was?
-Dwa waniliowe -uśmiechnęłam się.
-Skąd wiesz? -szturchnął mnie w ramię.
-Nie lubisz czekoladowych -wytknęłam mu język. -Ile? -wróciłam wzrokiem do Marka.
-Na koszt firmy -przytaknął, uśmiechając się.
-Dzięki -odwzajemniłam uśmiech, odbierając napoje od Amelii. -Idziemy się przejść, czy chcesz usiąść?
-Możemy iść -lekko się uśmiechnął, zabierając swojego shake'a.
-Do zobaczenia! -krzyknęłam do Amelii i Marka, lekko im machając.
-Drugi raz poznaliśmy się przy ladzie, co? -niewyraźnie spojrzał na mnie od boku.
-Pamiętasz? -zakrztusiłam się napojem, który właśnie piłam.
-Tak -zamrugał kilka razy. -Potem byliśmy w kinie i na rurkach z kremem. Później poznałaś też chłopców. Chciałem cię pocałować, ale mnie odtrąciłaś...
-Tak -odpowiedziałam niepewnie.
-To wszystko. Więcej nie pamiętam... Co było później?
-Chodźmy do domu -spojrzałam mu w oczy, ale tylko na chwilę. Zaraz po tym spuściłam wzrok. Nie chciałam go okłamać, ale nie mogłam powiedzieć prawdy. Sam musiał do niej dojść.

____________________
Hej, zajrzałam tylko na chwilę, by dodać nowy rozdział i już spadam, bo niedługo zaczyna się moja mała impreza urodzinowa :)
Także happy birthday to me i do zobaczenia później :)
Paaa :) x 

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 33: 'To nie będzie trwać w nieskończoność'


Obudziłam się na szpitalnym krześle, sama nie wiem kiedy. Wiem tylko, że Harrego nie było już na podłodze. Nialla także nie widziałam. Siedział koło mnie natomiast Zayn, trzymając w ręku plastikowy kubeczek z wodą.
-Gdzie Harry? -zapytałam zdenerwowana, podnosząc się z krzesła.
-Spokojnie, nie miałaś na razie wstawać -przytrzymał mnie, znowu sadzając na krześle. -Napij się -podał mi wodę.
-Zayn, gdzie jest Harry?! -wrzasnęłam, będąc coraz to bardziej zaniepokojona i wbrew temu, co powiedział Zayn, wstałam. Zaczęłam rozglądać się po korytarzu, ale nie było tam nikogo, oprócz nas.
-Uspokój się i usiądź -podszedł do mnie i chwycił za ramiona. -Chcesz zaraz znowu zemdleć? -wlepił we mnie swoje czekoladowe tęczówki. -Usiądź -powtórzył spokojnie, lekko popychając mnie na krzesło.
-Powiedz mi, gdzie jest Harry -zaczął trząść mi się głos, a już po chwili po moich policzkach zaczęły płynąć pierwsze łzy.
-Zabrali go na badania, nieźle uderzył się w głowę. Będzie dobrze, tylko się uspokój -kucnął przy mnie, kładąc dłoń na moje kolano.
-A Niall i Lilly?
-Są w sali, chcesz do nich iść? -twierdząco pokiwałam głową, wstając z miejsca.
-Już wszystko w porządku? -zapytała Lilly, lekko się podnosząc.
-Tak. Powiecie mi, co dokładnie z Harrym? -spojrzałam na każdego po kolei, lecz żaden z nich nie chciał wymienić ze mną spojrzeń. Za to niepewnie spoglądali na siebie Zayn i Niall.
-Upadł na podłogę i mocno uderzył się w głowę... -zaczął mulat. -Ma wstrząs mózgu...
-I amnezję... -dokończył Niall.
-Nie pamięta nas? -zapytałam, patrząc na niego ze strachem w oczach. Tylko przecząco pokiwał głową.
-Przepraszam, państwo od pana Stylesa? -do sali wszedł lekarz, szybko przeniosłam na niego wzrok i twierdząco pokiwałam głową. -Musimy porozmawiać -siadł na wolnym krześle. -Harry przeszedł wstrząs mózgu. Dość poważny. Wszystko jest w porządku, więc na dobrą sprawę mógłby wyjść ze szpitala. Jest tylko jeden problem... -niepewnie na nas spojrzał. -Ma przebłyski pamięci, więc nie będzie wiedział wszystkiego. Powoli, małymi krokami mogą państwo pokazywać mu rzeczy, zdjęcia, pamiątki, które będą stopniowo przypominać mu, kim jest. Nie może jednak przeżywać żadnych szoków. Jeśli państwa nie pamięta, nie możecie tak po prostu powiedzieć mu, że jesteście jego przyjaciółmi. Jego pamięć przyjdzie z czasem. Chcemy tylko uniknąć szoku pourazowego. Powoli, ze spokojem. Nic nagłego, rozumiemy się? -uniósł brwi.
*
-Harry? -zapytał niepewnie Zayn, wchodząc do sali Harrego. Ten natomiast przeniósł wzrok i spojrzał na nas. 
-Poczekaj... -zaczął Harry -Przypomnę sobie -zaczął drapać się po głowie. -To jest Niall, prawda? -wskazał na blondasa. 
-Tak. 
-Zayn? -zmrużył oczy. 
-Tak, pamiętasz nas? -zapytał uśmiechnięty. 
-Jest jeszcze Lou i Liam, prawda? 
-Yup -'odpowiedział' Niall. 
-Pamiętasz mnie? -spojrzałam na niego niepewnie. Przeniósł wzrok na mnie. Jego zielone tęczówki znów spotkały się z moimi, lecz nie było między nami żadnego uczucia. Nie czułam nic, poza strachem. Strachem, że mnie nie pamięta, że nic sobie nie przypomni. 
-Nie, przepraszam. Jak masz na imię? -lekko się uśmiechnął. 
-Sophie -podeszłam bliżej i uścisnęłam jego rękę. 
-Harry, ale to pewnie wiesz. 
-Wiem -spuściłam wzrok. -Wiecie, pójdę do Lilly, pogadajcie sobie. 
-Pa Sophie! -zawołał ochoczo, po czym mi pokiwał. Wyszłam na korytarz, gdzie znalazłam Liama i Louisa. 
-Gdzie Harry? -podbiegli do mnie i zapytali nerwowo. 
-W dwudziestce. Was pamięta. 
-Jak to nas, co z tobą? -zapytał Louis, chwytając mnie za ramiona. 
-Nie pamięta mnie, rozumiesz? -zaczęłam płakać. -Nie wiedział nawet jak mam na imię, a najgorsze jest to, że nie mogę mu nic powiedzieć. 
-Będzie dobrze -przytulił mnie i lekko pogłaskał po plecach. 
-Idźcie do niego, czeka na was -odkleiłam się od niego i przetarłam łzy. 
*
Wróciłam do domu i spakowałam swoje rzeczy, przenosząc je do pokoju gościnnego. Nie mogłam pozwolić na to, żeby po powrocie Harrego znalazł u siebie nasze wspólne zdjęcia, kiedy się całujemy. Chciałam, ale nie mogłam.
Siedziałam właśnie w salonie, udając, że interesuje mnie zawartość mojego podręcznika od astronomii. Nie interesowała. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, co czytam. Cały czas myślałam o Harrym. Co jeśli on nic sobie nie przypomni? Co jeśli do końca życia będę musiała udawać? Co wtedy? Wiem, że nic nie mogę mu powiedzieć. Wszystko dla jego dobra.
Posiedziałam tak może jeszcze z pięć minut, po czym w domu zjawili się wszyscy chłopcy razem z Lilly.
-Hej -Harry z daleka mi pokiwał i szeroko się uśmiechnął. -Słyszałem, że mieszkasz z nami.
-Tak -sztucznie odwzajemniłam jego uśmiech i lekko przytaknęłam.
-Uczysz się? -zapytała Lil, podchodząc bliżej.
-Nie, szczerze mówiąc nawet nie wiem, o czym to jest -spuściłam wzrok.
-Chodź, pogadamy -chwyciła mnie za rękaw i zaczęła ciągnąć na górę.
-Zejdźcie za pół godziny na kolację -Liam posłał nam ciepły uśmiech i powędrował do kuchni.
-Sophie, dobrze wiesz, że nie możemy mu powiedzieć -usiadłyśmy na jej łóżku.
-Wiem, ale to cholernie boli, nie rozumiesz? On nic nie pamięta -zaczęłam płakać. -Odzyskałam go, a teraz znowu straciłam. To nawet nie jest mój Harry, a ja już nie jestem jego Sophie.
-Spokojnie -cicho westchnęła pod nosem i zaczęła gładzić mnie po ramieniu. -To nie będzie trwać w nieskończoność. Przypomni sobie.
-Mam nadzieję... Powiedz lepiej jak się czujesz.
-Szczerze?
-Nie no, możesz kłamać -odpowiedziałam ironicznie, wywracając oczami.
-Wiem, że co się stało to się nie odstanie, więc po prostu pójdę dalej. Mam ciebie, mam Nialla, więc jakoś dam radę. Jak nie sama to z wami.
-Zaczęłaś w końcu mądrze myśleć głupolu -zaśmiałam się przez łzy.
-Lilly, możemy pogadać? -Niall lekko zapukał do drzwi, po czym wszedł do środka. -Sorki, zapomniałem, że gadacie. Przyjdę potem...
-Nie, zaczekaj -przerwałam mu. -Ja już pójdę. Wszystko sobie wyjaśniłyśmy.
-Sophie... to właściwie po części dotyczy ciebie...
-Mów w takim razie -zachęciłam go ciepłym uśmiechem, wcześniej zdążając zetrzeć resztki łez.
-Wiesz, że nie możemy nic powiedzieć Harremu. Sam musi do wszystkiego dojść...
-Niall... -głośno westchnęłam -Jestem już zmęczona, jasne? Jeśli chodzi o mnie, to nic mu nie powiem.
-Ja nie...
-Niall, nie jestem głupia -przerwałam mu. -Wiem, że myślicie, że pod wpływem impulsu coś mu powiem. Nie bójcie się. Kocham go i wiem, że to dla jego dobra. Nic mu nie powiem -rzuciłam nieco oschle i wyszłam z pokoju Lilly.
-Wszystko w porządku? -zapytał Harry, którego spotkałam na korytarzu.
-Tak, jasne -odpowiedziałam, udając uśmiech. Miałam wrażenie, że rozmawiam z zupełnie obcą mi osobą. Nie czułam od niego takiego ciepła, jak zwykle. Nie widziałam ani jednej iskierki w jego oczach. Nic, zero. -Wiesz... chyba pójdę do siebie... -dodałam, nie czekając na odpowiedź z jego strony. Udałam się 'do siebie', kładąc na łóżku. Myślałam co może jakoś przypomnieć o mnie Hazzie, tyle że nic nie potrafiło przyjść mi do głowy. Chwilę później zasnęłam, chcąc obudzić się, kiedy już będzie po wszystkim. Kiedy mój Harry wróci.

_____________________
Hejka, co tu dużo pisać. Mam nadzieję, że tak. Jeśli czytacie to liczę o komentarz na dole :) Pamiętajcie, 20 zbliża Was do kolejnego rozdziału :)
Dzięki za wszystko .xx


wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 32: 'Zawsze już tak będzie?'


-Jesteś piękna - takie słowa przywitały mnie następnego dnia. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem, po czym otworzyłam oczy. -Przepraszam, myślałem ze śpisz...
-W sumie cieszę się, że nie spałam. Dziękuje za komplement panie Styles.
-Nie ma za co, przyszła pani Styles -uśmiechnął się, na co odpowiedziałam tylko lekkim chichotem.
Naszą chwilową sielankę przerwał dźwięk telefonu Harrego.
-Odbierz -powiedziałam, zauważając, że Hazza nie ma najmniejszego zamiaru tego robić.
-Nie chcę, żeby nam przeszkadzali -odpowiedział, całując moje ramię.
-To ja odbiorę -odpowiedziałam, cwaniacko się do niego uśmiechając, po czym przeskoczyłam nad nim i sięgnęłam po telefon leżący na stoliku nocnym.
-Sophie? -usłyszałam wystraszonego Nialla.
-Co się stało? -zapytałam zdenerwowana, siadając na Harrym.
-Lilly...
-Co Lilly? -zaczęłam coraz bardziej się denerwować. Coś się stało. Inaczej Niall by nie zadzwonił, a co ważniejsze, jego głos by tak nie brzmiał.
-Lilly jest w szpitalu...
-Matko Święta, co się stało?
-Nie wiem, chciałem, żeby zeszła na śniadanie, a potem znalazłem ją nieprzytomną. Możesz tu przyjechać?
-Jasne, już jadę -zaczęłam się podnosić.
-Muszę kończyć...
-Co się stało? -Harry spojrzał na mnie wystraszony, także wychodząc spod kołdry.
-Niall znalazł nieprzytomną Lilly. Jest w szpitalu -powiedziałam łamiącym głosem, po czym Harry podszedł, by mnie przytulić.
*
Znaleźliśmy się w szpitalu niedługo, bo już dwadzieścia minut później. Pech chciał, że winda na nas nie poczekała. Razem z Harrym nie chcieliśmy natomiast tracić czasu, więc ruszyliśmy schodami. Na trzecim piętrze znaleźliśmy Liama i Nialla, rozmawiających z lekarzem.
-Państwo też do Lilly Stewart? -zapytał, kiedy podeszliśmy bliżej.
-Tak, co z nią? -chciałam się odezwać, niestety przerwał mi Harry.
-Już wszystko wytłumaczyłem państwa kolegom. Przepraszam, muszę wracać do reszty pacjentów...
-Co z nią? -spojrzałam na Nialla, kiedy lekarz odszedł. Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie z zaszklonymi oczyma, po czym objął, kładąc swoją głowę w zagłębienie między moją szyją, a ramieniem.
-Straciła dziecko... -powiedział przez łzy, bardziej 'wbijając' we mnie swoją twarz.
-Spokojnie, będzie dobrze -odpowiedziałam, sama chwilowo w to nie wierząc, po czym pogłaskałam go lekko po plecach. -Możemy do niej wejść?
-Tak -odkleił się ode mnie i przetarł łzy z policzków.
-To chodź, chyba nie chcesz tu tak stać? -smutno się uśmiechnęłam.
-Masz rację -otarł ostatnią łzę, która zdążyła jeszcze przemknąć po jego policzku. Nie czekałam ani za Liamem, ani za Harrym, więc zaraz po Niallu, ruszyłam w stronę sali, gdzie leżała Lil.
-Ja... przepraszam -spojrzała na nas niepewnie, po czym odwróciła głowę w drugą stronę.
-Lilly, to nie twoja wina. Wszystko będzie dobrze -podeszłam bliżej, chwytając jej rękę.
-Przepraszam, że przeze mnie nie możecie mieć normalnego, spokojnego życia -znów spojrzała na mnie, po czym przeniosła wzrok na Nialla.
-Lilly kochanie, nie gadaj bzdur. To dzięki tobie moje życie jest takie, jakie jest i nie chciałbym nic w nim zmienić -uśmiechnął się do niej, podchodząc z drugiej strony łóżka.
-Chcecie porozmawiać? -zapytałam, spoglądając na oby dwu. Niall lekko kiwnął głową, więc postanowiłam się oddalić. -Zostawię was -wychodząc, pociągnęłam za sobą Harrego i Liama, tym samym zamykając drzwi.
-Co teraz? -zapytał Liam.
-Jak to co?
-W sensie, co teraz będzie?
-Co ma być? Będzie dobrze, musi być. Zostaniemy tu tak długo, jak będzie potrzeba, a potem pomożemy Lilly dojść do siebie.
-Myślisz, że Lilly będzie zła, jak pójdę? Umówiłem się z Danielle, już i tak jestem spóźniony.. -powiedział, patrząc na mnie przepraszająco.
-Idź, wszystko jej wytłumaczę -ciepło się do niego uśmiechnęłam.
-Dzięki -odwzajemnił mój uśmiech, po czym cmoknął mnie w policzek. Przybił jeszcze piątkę z Harrym, po czym się oddalił.
-Wszystko okej? -zapytał Styles, sadzając mnie na swoich kolanach.
-Było okej, to musiało się spieprzyć. Zawsze tak już będzie?
-Nie. Obiecuję, że od dzisiaj wszystko będzie łatwiejsze -uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Chwilę później z sali, w której przebywała Lilly wyszedł Niall, prosząc, bym to ja tam weszła, gdyż dziewczyna chce ze mną porozmawiać na osobności.
-Jak się czujesz? -zapytałam, przekraczając próg.
-Lepiej, chociaż wciąż słabo. Dzięki, że przyjechałaś. Harry chciał pobyć z tobą na osobności...
-Na razie twoje zdrowie jest ważniejsze. Zdążyliśmy się sobą nacieszyć -uśmiechnęłam się, siadając obok. Lilly nie chciała rozmawiać o niczym związanym z dzieckiem, czy nawet jej samopoczuciem, dlatego unikałam wszystkiego, co mogło ją urazić. Chciałam poruszyć temat związku z Niallem, niestety przeszkodziły nam krzyki dochodzące z korytarza. Wstałam, uspokajając Lilly i udałam się w tamtym kierunku.
Widok nie tylko mnie zdziwił, ale także przeraził. Josh bijący się z Niallem i Harry próbujący ich rozdzielić.
-Zostaw go! -wydarłam się i podbiegłam bliżej.
-Sophie odsuń się -Harry spojrzał na mnie groźnie i zabronił mi ręką podchodzić bliżej.
-Ta dziwka też tu jest? -słowa Josha, skierowane do mnie. Zabolało i to cholernie. Nie posłuchałam Harrego i wściekła podeszłam bliżej, by mu za to zapłacić.
-Nigdy więcej nie waż się tak do niej powiedzieć -Harry zacisnął zęby i ścisnął rękę w pięść.
-Harry nie... -powiedziałam łagodnym głosem, jednak mnie nie posłuchał. Wycelował prosto w Josha, nieźle obijając mu twarz.
-Pożałujesz tego pieprzona gwiazdeczko -syknął przez zęby.
-Co się tutaj dzieje?! -usłyszałam zdenerwowanego lekarza, więc odwróciłam się, by wszystko mu wytłumaczyć.
-Harry! -przerażony krzyk Nialla... W moich oczach pojawiły się wszystkie złe emocje. Strach, przerażenie, jednocześnie ból. Niepewnie odwróciłam się w tamtą stronę, widząc uciekającego Josha i Nialla pochylającego się nad leżącym na ziemi Harrym. Zrobiło mi się słabo, potem już tylko dziura w pamięci. Musiałam zemdleć.
_______
Hej, przepraszam, że dodaję tak późno, ale nie mam swojego laptopa i dodaję z komputera taty. W najbliższym czasie nie będę też mogła poinformować czytelników na twitterze. Mam nadzieję, że wybaczycie. Co do rozdziału, małe zamieszanie, jednak nie zdradzę nic więcej. Jeśli chodzi o moją opinię to czegoś mi w nim brakuje. Nie chcę jednak, żebyście czuli się zaniedbani, dlatego postanowiłam się z Wami tym podzielić.
Przypominam, że 20 komentarzy przyspiesza następny :)
Dzięki za wszystko, pa :) x

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 31: 'Zatańczy pani?'

Piosenka za piosenką mijała aż w końcu nadszedł ten moment. Stałam pod samą sceną, czekając na to, co powie Harry. Z resztą nie tylko ja. Razem ze mną kilkanaście tysięcy ludzi, oglądających koncert na żywo. To teraz miał ostatecznie powiedzieć: 'To koniec'. Moje serce z każdą nadchodzącą sekundą przyspieszało, aż w końcu zrozumiałam, że Harry potrafi wybrać. Nie chodzi o marzenia moje, chłopców, czy tych wszystkich ludzi. Chodzi tylko o niego. O to, czego on chce. Jeśli jest szczęśliwy, to ja też.
-Pewnie wiecie, co jest teraz w planie... -zaczął, jednak nikt nie ważył się mu przerwać. W całej arenie nastała grobowa cisza. -Przez kilka ostatnich miesięcy działy się różne rzeczy, wybaczcie też jeśli zachowywałem się niewłaściwie, czy po prostu was ignorowałem. Nie chciałem tego robić. Wiecie... człowiek przestaje normalnie funkcjonować, jeśli z jego życia znika ktoś ważny. Bardzo ważny. Najważniejszy -spojrzał na mnie. Mimo, iż dzieliło nas kilkanaście metrów, a on stał na środku sceny, wiedział, gdzie się znajduję. Skierował na mnie swoje zielone tęczówki, które w blasku tych wszystkich reflektorów świeciły jeszcze jaśniej. -Ona wróciła. Wróciła i uświadomiła mi, że miłość zawsze wygra. Nie zawsze było łatwo. Ale pozwólcie, że zacytuję najważniejszą osobę w moim życiu: 'Właśnie to, że miłość nie jest idealna, automatycznie ją taką czyni'. Sophie uświadomiła mi jeszcze jedną rzecz, wiecie jaką? -znów spojrzał na tłum. Kiwał głową w te i we wte. Miałam wrażenie, że chce utrzymać kontakt wzrokowy z każdym, chociażby na sekundę. - Uświadomiła mi, a właściwie kazała zawsze słuchać głosu serca. Rozum podejmie właściwą decyzję. Właściwą tylko na moment, później będziecie jej żałować. A serce? Serce, chociaż czasem zaprowadzi nas w ślepą uliczkę, poczeka do odpowiedniego momentu, by dać światło, które oświetli wszystkie, nawet najciemniejsze zakamarki. Dlatego poszedłem za głosem serca. Ci czterej idioci stojący za mną -odwrócił się i wymienił spojrzenia z każdym z chłopców -są dla mnie ważni i to bardzo. Nie chcę zawieść ani ich, ani Sophie, ani was, bo wy jesteście częścią tego, co robię. Chciałem od tego uciec, ale to nie miałoby żadnego sensu. Wiem, że się nie da. Przepraszam za całe zamieszanie, jakie wywołało to całe idiotyczne odejście. Przepraszam za moje zachowanie. Przepraszam za to, że was zraniłem. Przepraszam -spuścił głowę, lecz po kilku sekundach znów ją podniósł. -Chłopcy, -odwrócił się - chyba jednak pomęczycie się ze mną jeszcze trochę -uśmiechnęłam się na te słowa szerzej niż kiedykolwiek. Założę się, że Harry zrobił to samo, choć nie widziałam w tym momencie jego twarzy. Chyba lekko niepewnych krokiem ruszył w stronę stojących dalej chłopców. Nie musiałam długo czekać, żeby zobaczyć ich zbiorowego 'miśka'. Na arenie jednak cały czas panowała niezręczna cisza. Nie wiem, czy może większość zgromadzonych tam dziewczyn nie pomdlała z wrażenia. Postanowiłam coś z tym zrobić i zaczęłam klaskać. Po chwili dołączyła do mnie Lilly, a za nią każda kolejna osoba, aż oklaski rozniosły się wokół całej hali.
*
Chłopcy skończyli występ wspólnym ukłonem jakieś dwadzieścia minut później. Widząc ich, schodzących ze sceny, udałam się biegiem w tamtym kierunku, nie zważając na to, czy Lilly biegnie za mną, czy nie. Nie liczyło się nic. Harry kątem oka zauważył, że się zbliżam, dlatego wyswobodził się z uścisku chłopców i otworzył ramiona, bym kilka sekund później mogła znaleźć się w nich ja. Znalazłam się nad ziemią, uginając kolana i unosząc nogi do góry. Harry zaczął kręcić się wokół własnej osi, dzięki czemu razem wykonaliśmy jeden wielki piruet. Kiedy w końcu odstawił mnie na ziemię, znów wbił swoje tęczówki w moje i zaczął dziwnie na mnie patrzeć.
-Co jest? -zachichotałam.
-Nic -uśmiechnął się. -Jesteś jedyną osobą, która potrafi wywrócić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Kocham cię Sophie.
-Ja też cię kocham Harry -odwzajemniłam jego uśmiech i czym prędzej złączyłam nasze wargi. 
*
Lilly i chłopcy postanowili udać się do klubu, by uczcić to, że Harry jednak zostaje w zespole. Mój chłopak miał chyba jednak nieco inne plany...
Taksówka zawiozła nas pod jeden z londyńskich hoteli. Harry po zapłaceniu kierowcy, wyszedł z pojazdu, po czym podszedł do 'moich' drzwi i je przede mną otworzył. 
-Kolacja czeka -słodko się uśmiechnął, podając mi rękę.
Weszliśmy do środka, od razu kierując się do windy. Ta zawiozła nas na siedemnaste piętro. Jak się okazało, Styles wynajął je całe. Kiedy winda się otworzyła, ujrzałam cały hol, obsypany płatkami róż, które jednym, zgranym szlakiem prowadziły do pokoju numer 2508. Niepewnym krokiem udałam się w tamtym kierunku, cały czas czując rękę Harrego, ściskającą moją.
-Dlaczego akurat 2508? -odwróciłam się i pytająco na niego spojrzałam. 
-25 to dzień, 8 to miesiąc. 
-Dwudziesty piąty sierpnia -spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Już teraz wszystko było jasne. Przecież to wtedy wpadłam na niego pod Milkshake City. 
-Dwudziesty piąty sierpnia -powtórzył po mnie, także lekko się uśmiechając, po czym złożył na moich ustach lekki pocałunek. -Zapraszam na kolację -otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. W środku spotkało mnie jeszcze więcej płatków róż, które tym razem 'kazały' wyjść mi na balkon. Szłam więc wyznaczonym szlakiem, po chwili znajdując się już na tarasie, gdzie porozstawiane były małe świeczki i stolik dla dwóch osób. Do tego ciemność, oświetlana milionami światełek, pochodzących z budynków cudownego o tej porze Londynu. 
-Wiedziałeś, że kocham takie widoki, co? -znów się do niego odwróciłam. 
-Miałem lekką nadzieję, że bardziej kochasz mnie, ale tak, masz rację, wiedziałem -szeroko się uśmiechnął. Wtedy to zaczęła lecieć muzyka. Wolna, spokojna, taka, jaką uwielbiam. Nie mam zielonego pojęcia, skąd się wydobywała. Szczerze mówiąc, nie bardzo mnie to obchodziło. Wszystko było takie idealne. 
*
Kolacja była pyszna. Muzyka była cudowna. Londyn jak zwykle uroczy. Harry dżentelmeński, zresztą on zawsze taki jest. 
-Zatańczy pani? -wstał i wyciągnął do mnie dłoń. Oczywiście przytaknęłam, nie umiejąc odmówić. Ręka Harrego spoczęła na mojej talii, ja natomiast swoją umieściłam na jego ramieniu. Mocniej się do siebie zbliżyliśmy, już po chwili kołysząc w rytm muzyki. Oparłam głowę na klatce piersiowej Harrego, słuchając równego bicia jego serca. Znów miałam wrażenie, że bije tylko dla mnie. To było cudowne. Mój towarzysz jednak na chwilę przystanął i lekko mnie od siebie odsunął.
-Kocham cię -wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Podniosłam wzrok, patrząc w jego cudowne, zielone tęczówki.
-Też cię kocham -uśmiechnęłam się, złączając nasze wargi. Nie trwało to jednak długo, bo z nieba zaczęły sączyć się pojedyncze krople deszczu. Zdążyliśmy tylko odstawić stolik pod daszek, sami również się pod nim chowając, gdy kapuśniaczek zamienił się w większą ulewę. Stałam oparta o okno od naszego pokoju, delektując się zapachem deszczu, który od zawsze uwielbiałam. Harry stanął po chwili naprzeciw mnie i znów głęboko spojrzał mi w oczy. Bez najmniejszego słowa znów złączył nasze wargi, po chwili pozwalając naszym językom wykonywać jeden, wspólny taniec. Zostałam bardziej przyparta do okna, już wiedząc, co za chwilę się stanie. Nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, chciałam, żebyśmy to właśnie dziś stali się jednością.
Kilkanaście sekund później znaleźliśmy się w środku apartamentu, wywracając wszystko, co stanęło nam na drodze, ani razu nie przerywając przy tym pocałunku.
Do tej pory robiłam to tylko raz i Harry doskonale o tym wiedział. Wiedział, że się bałam. Tej nocy było jednak inaczej. Był delikatny, starał się, bym czuła się jak księżniczka. Jego księżniczka. Tak własnie było. Liczył się tylko on i ja. My. On był moim prywatnym księciem, a ja jego księżniczką.

_______________________
Hejka!
Z góry przepraszam, że dodałam rozdział dopiero dziś, ale pod ostatnią częścią nie pojawiła się ilość komentarzy, która była w stanie to jakkolwiek przyspieszyć. Mam nadzieję, że nie macie mi niczego za złe...
Na następny rozdział zapraszam za tydzień, chyba że będzie powyżej 20 komentarzy :)
Dzięki za wszystko i do później :) .xx

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 30: 'Mamy problem'


Silne ramiona, nie pozwalające mi wstać, miliony pocałunków składanych na mojej szyi i cudowna chrypka witająca mnie w połączeniu z zielonymi tęczówkami - to wróciło. To wróciło, a na dodatek spotykało mnie każdego dnia. Nikt nie dał mi 'potwierdzenia', że jestem dziewczyną Harrego. On sam o to nie zapytał. Wydaje mi się, że oboje się obawialiśmy. Ważniejsze było dla mnie jednak to, że miałam go przy sobie. Nie obchodziło mnie, jak na niego mówię. To mój Harry i nikomu nie chcę go oddać. Spędzaliśmy ze sobą dosłownie całe dnie, a ja nadal nie miałam dosyć. Wręcz przeciwnie, chciałam jeszcze więcej. Brakowało mi nie tylko Harrego, ale także reszty. Po powrocie do Londynu znów miałam ich przy sobie i czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Odzyskałam ich.
Jedyna sprawa, która nie została rozwiązana, to odejście Harrego z One Direction. Nadal upiera się, że to koniec. Mi natomiast nie zostało dużo czasu na przekonanie go, bo to dziś chłopcy grają koncert, kończący trasę po Europie. To dziś Harry oficjalnie deklaruje swoje odejście na scenie. To dziś One Direction przestaje istnieć.
Nie chcę, żeby to robił, ale mnie nie słucha. Od kilku dni staram się uświadomić mu, że damy sobie radę, ale jak zwykle, wie lepiej. Styles zawsze był uparty, ale odejście z zespołu to jednak 'big deal', nie? 
Siedziałam na łóżku, gdzie próbowałam wymyślić, co jeszcze można zrobić, żeby wybić mu z głowy tak głupi pomysł. Niestety na marne. Po chwili jednak przerwał mi pukający do drzwi Niall.
-Mamy problem -nerwowo podszedł do łóżka, dziwnie na mnie patrząc.
-Jaki znowu? -wywróciłam oczami, domyślając się, że jeśli nie chodzi o zjedzone chipsy, to zapewne nie może zdecydować się, jaki kolor bokserek na siebie włożyć.
-Lilly.
-Co Lilly?
-Nie wiem, nie rozmawia ze mną -bezradnie rozłożył ręce.
-No to mi powiedz, co zrobiłeś.
-Nic nie zrobiłem. Nic, na co ona by się nie zgodziła.
-I tak po prostu z tobą nie rozmawia? -uniosłam brwi.
-Nie wiem, co zrobiłem nie tak -wzruszył ramionami. -To znaczy... -spuścił wzrok.
-Mów -głośno westchnęłam.
-No bo chyba wiesz, że nie jesteśmy razem, tak?
-Tak? -znowu uniosłam brwi.
-Dobra, powiem ci wszystko na jednym wdechu, bo inaczej nie umiem. Tylko błagam, nie przerywaj.
-Niall kurde! O co chodzi do cholery?
-Pamiętasz imprezę, jak wróciłaś z Polski kilka dni temu? -kiwnęłam głową na 'tak'. -To o tamtą noc chodzi. Oboje byliśmy trochę pijani i...
-Nie kończ -przymknęłam oczy i przecząco pokiwałam głową.
-Ale ona nie rozmawia ze mną dopiero od wczoraj. Sophie, pogadaj z nią błagam cię.
-Niall kurde, nie jestem waszym pośrednikiem. Sami musicie załatwiać swoje sprawy.
-Ale mi na niej zależy! -wydarł mi się prosto w twarz. -Przez ostatnie pół roku bawiliśmy się w kotka i myszkę, tyle że ja nie chcę dłużej tego ciągnąć. Kocham ją, dlatego dzisiaj na koncercie pytam ją, czy chce ze mną być i tyle. Jeśli powie nie, to ja już nie wiem, co ze mną jest nie tak -wstał z łóżka i znów udał się do drzwi.
-Niall... -nawet nie zareagował. Po prostu wyszedł z pomieszczenia.
Chciałam zostawić tę sprawę do rozwiązania Niallowi i Lilly, ale nie potrafię. Szybko wstałam z łóżka, bo rozmowa z Lil była po prostu konieczna.
-Co się stało, czemu krzyczeliście? -minęłam się w drzwiach ze zdezorientowanym Harrym.
-Nic, nieważne -niepewnie się uśmiechnęłam. -Widziałeś może Lilly?
-Przed chwilą wyszła. Coś się stało?
-Nie, to znaczy... Opowiem ci wszystko później -cmoknęłam go w usta i szybko zeszłam na dół. 

Szukanie Lilly po okolicy nie miało żadnego sensu. Jak kamień w wodę. Nigdzie jej nie widziałam, nie odbierała telefonu, a co gorsze, nie wiedziałam, gdzie jej szukać.
-Niall, gdzie ona może być? -zadzwoniłam do blondyna, cały czas szwędając się po ulicach Londynu. 
-Nie wiem -odpowiedział oschle. -Jeśli już ją znajdziesz to do mnie zadzwoń. Muszę iść, mamy próbę. Cześć -rozłączył się. Moją jedyną reakcją na zachowanie Nialla było głośne westchnięcie. Nigdy się tak nie zachowywał. Poprawka, nie zachowywał się tak, kiedy mieszkałam w Londynie. Na razie nie jestem tutaj na tyle długo, żeby to wywnioskować, chociaż oboje z Lilly się zmienili. Nadal mogę na nich liczyć i oboje nadal są moimi przyjaciółmi, ale między nimi nie ma już tej 'iskierki', która była od samego początku.
Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mogła znajdować się Lilly. Czasu na przeszukanie całego Londynu także nie było. Usiadłam na jednej z ławek w parku, mając nadzieję, że może tam wpadnie mi do głowy miejsce, gdzie się schowała. Nie było inaczej, już po chwili przypomniało mi się, czego jeszcze nie sprawdziłam.
Jak to w ogóle mogło nie przejść mi przez myśl? To powinno być pierwsze miejsce, jakie odwiedzę. Małe jeziorko znajdujące się w jednym z londyńskich parków. Nie było znane, bo schowane głęboko w lesie. Ale to tam Lilly spędziła najwięcej czasu ze swoim tatą, który zmarł kilka lat temu. Zawsze szła tam, gdy chciała być sama. Chciała być sama, choć nie do końca. Podświadomie cały czas czekała, by ktoś przyszedł i ją przytulił. Nie potrzebowała nic innego. Wiedziałam, że tam jest, nawet przed wejściem do parku. Nie myliłam się. Siedziała w tym samym miejscu, gdy za każdym poprzednim razem. Kiedy tylko podeszłam bliżej, podkurczyła kolana i objęła je ramionami.
-Lilly... -zaczęłam łagodnie.
-Dziękuję -przerwała mi, mówiąc przez łzy, po czym tylko przytuliła. Wiedziałam, że płakała, nie znając jednak powodu. Odwzajemniłam jej uścisk, gładząc przy tym jej kasztanowe włosy -Powinnam raczej powiedzieć przepraszam... -nie przestawała szlochać.
-Spokojnie, będzie dobrze. Powiedz, co się stało -ciągle odpowiadałam jej łagodnym głosem. Bałam się, że tak krucha istotka, jaką jest Lilly, może rozpaść się na malutkie kawałeczki. Nie chciałam tego za żadne skarby.
-Sophie, ja... -odkleiła się ode mnie i niepewnie spojrzała w moje oczy -Ja przepraszam -spuściła głowę. -Przepraszam za to, że żyję. Przepraszam. Nie zasługuję ani na twoją przyjaźń, ani w najmniejszym stopniu na to, co czuje do mnie Niall, przepraszam.
-Lilly, co ty bredzisz? 
-Sophie, on.. ja... my...
-Wiem Lilly, wiem -znów ją przytuliłam.
-Sophie, ja... jestem w ciąży -powiedziała niepewnie, nie przestając moczyć mojego rękawa. Szczerze mówiąc, wiedziałam o tym, do czego właśnie się przyznała. Inaczej nie uciekłaby od Nialla. Wręcz przeciwnie, byłaby w siódmym niebie.
-Tak, wiem. Powinnam teraz zacząć prawić ci kazania na temat prezerwatyw? -uniosłam brwi.
-Co? -zapytała zdezorientowana, ocierając łzy.
-Wiem, że jesteś w ciąży.
-Dobra, to teraz mi dowal. Powiedz, jaka to jestem beznadziejna.
-Mogłabym to zrobić, ale... nie. -pokręciłam głową. -Jesteś moją przyjaciółką, jasne? Zawsze ci pomogę i nawet nie staraj się myśleć, że jest inaczej. Zasługujesz na wszystko, co masz. Niall cię kocha, więc pokocha też to dziecko. Nie bądź głupia i powiedz mu zanim się rozmyśli.
-Która godzina? -wstała pospiesznie, otrzepując spodnie.
-Siedemnasta, koncert zaczyna się za dwie godziny.
-Wiem, chodź -chwyciła moją rękę i zaczęła biec, ciągnąć mnie za sobą.
*
W przeciągu godziny udało nam się ogarnąć wszystko, co potrzebne. Ubrałyśmy uszykowane wcześniej sukienki i po spakowaniu dupereli do torebek, mogłyśmy udać się do areny. Droga zajęła nam niecałe dwadzieścia minut, po czym po przemknięciu przez kilka korytarzy, znalazłyśmy się w garderobie chłopców. 
-Ty -wskazałam na Nialla - i ty -chwyciłam Lilly za rękę -ze mną. Z moich dotychczasowych informacji wynika, że za dziesięć minut rozpoczynasz koncert -przeniosłam wzrok na zdezorientowanego Nialla, który tylko lekko kiwnął głową. -Cudownie, w takim razie macie całe dziesięć minut, żeby ze sobą porozmawiać. To ja nie przeszkadzam -cwaniacko się uśmiechnęłam i zaczęłam podążać z powrotem do osobnego pomieszczenia -Dziewięć pięćdziesiąt osiem, pięćdziesiąt siedem. 
-Oj zamknij się wreszcie -usłyszałam wrzask Lilly, dlatego czym prędzej zamknęłam za sobą drzwi, tym samym znowu lądując w pokoju razem z Liamem, Louisem, Zaynem i Hazzą. 
-Wszystko w porządku? -zapytał mulat.
-Teoretycznie powinnam się martwić, praktycznie jednak czuję, że wszystko będzie okej.
-Coś się stało? -zapytał, a raczej stwierdził Louis.
-Tak -odpowiedziałam niepewnie. -Ale o tym później. To, czy Lilly wam powie, to tylko jej decyzja. Przepraszam... Harry, moglibyśmy chwilę porozmawiać?
-Tak? -dziwnie na mnie spojrzał. -Chodź -chwycił mnie za rękę i zaprowadził w bardziej ustronny kąt pomieszczenia.
-Wiem, że dłuższe namawianie cię na zostanie w zespole nie ma sensu, dlatego chciałam powiedzieć ci tylko jedno. Nieważne, co będzie się działo, rób to, co karze ci serce. Rozum sprawi, że prędzej, czy później będziesz żałować swojej decyzji. Serce jest ważniejsze. To między innymi dlatego dzisiaj tutaj stoję. -lekko uniosłam kąciki do góry - Kocham cię, wiesz?
-Nie powiedziałaś tego jeszcze odkąd tu jesteś -odwzajemnił mój niepewny uśmiech i przez chwilę głęboko patrzył w moje oczy.-Jestem największym szczęściarzem chodzącym po świecie, wiesz?
-Wiem, dlatego tego nie zmarnuj -zarzuciłam mu ręce na szyi i mocno do siebie przytuliłam.
-Harry, idziemy! -wykrzyknął Louis, powoli udając się na scenę zaraz za resztą. Jeśli wszyscy już idą... to znaczy, że Niall musiał skończyć rozmawiać z Lilly. Jeszcze raz zaciągnęłam się perfumami Hazzy i chwytając jego rękę, pociągnęłam za sobą do wyjścia. Miałam rację. Niall i Lil skończyli rozmawiać. W zamian się całowali. Ręce Stewartówny na szyi Horana, a on mocno ściskający ją w talii. Taki obrazek pojawił mi się przed oczami. W końcu jest szczęśliwa. Wiem, że dziecko na razie sprawia jej problem, ale jeśli nie pogodzi się z tym, co się stało w czasie ciąży, jestem pewna, że chwytając na ręce małą istotkę, zrozumie, że kocha ją najbardziej na świecie.

__________________