-Co jeszcze powiesz? -zapytała Lilly.
-Właśnie wychodzę z domu. Jak tam u mamy?
-W porządku. Wracając do tematu, zadzwonisz do Harrego?
-Nie wiem sama. Co ty o tym myślisz?
-Chyba nie zaszkodzi spróbować, nie? Pewnie gdyby miał twój numer już dawno by zadzwonił.
-Jezu mógł go sobie zapisać, byłoby mi teraz łatwiej. -głośno westchnęłam.
-Znam cię nie od dziś i wiem, że chcesz się z nim umówić. Zadzwoń.
-Pomyślę nad tym jeszcze. Zdzwonimy się później.
-Jasne, pa.
-Pa. -odpowiedziałam i rozłączyłam się.
W Milkshake City jak zwykle tłumy, zamawiające niezliczone ilości shake'ow. Znowu pełno nastolatek zachwycających się 1D Shake. Nic specjalnego w czasie mojej dzisiejszej zmiany sienie działo. Wyszłam więc planowo z lokalu o 15, udając się prosto do domu.
Po długich, naprawdę długich zastanowieniach postanowiłam jednak zadzwonić do Harrego.
-Słucham? -usłyszałam w końcu, po kilku sygnałach oczekiwania.
-Cześć, tu Sophie... -powiedziałam niepewnie.
-Sophie?! -wydarł się do słuchawki. Od razu uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie tak głośno, bo ogłuchnę. -zaśmiałam się.
-Tak, przepraszam. -odpowiedział pospiesznie.
-Nie ma sprawy. To co, nasze coś nadal jest aktualne?
-Zawsze. Może spotkamy się jutro?
-Chętnie. O 15 kończę zmianę w Milkshake City.
-Świetnie, wpadnę po ciebie.
-Okej, w takim razie do jutra, pa.
-Pa. -odpowiedział szybko, po czym rozłączył się.
Dumna z mojego posunięcia ruszyłam w stronę pobliskiego marketu, w którym zaopatrzę się w coś do wypełnienia pustej lodówki.
Wracając znów zadzwoniłam do Lilly, by poinformować ją o tym, że jednak zdobyłam się na odwagę by zadzwonić do Harolda. Moja przyjaciółka wyraźnie była z tego faktu zdumiona, wyrażając to poprzez śmiechy i krzyki do słuchawki.
No cóż, nikt nie chce wysłuchać moich próśb, bo cały czas słyszę dźwięk wiertarki.
Nie mając więc nic lepszego do zrobienia, zwlekłam się z łóżka, udając na dół. Sięgnęłam do lodówki po karton z sokiem pomarańczowym, nalewając nieco do szklanki. Później zdecydowałam się także na bardziej pożyteczne śniadanie w postaci naleśników. Poziom mojej nudy musiał faktycznie osiągnąć maksimum, jako że zdążyłam też posprzątać cały dom. Po bardzo pożytecznym poranku, przyszedł czas także na pracę. Wyciągnęłam więc z szafy moje ulubione rurki, dobierając do tego luźny, jasny top. Popołudniu czeka mnie też spotkanie z Harrym, czym nieco się stresuję. W każdym razie, uważam, że ten zestaw będzie pasował zarówno na randkę(?), jak i na pracowity dzień w Milkshake City.
Ruszyłam więc w stronę mojego miejsca pracy, wcześniej zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i zakluczając dom. Na miejscu zastałam już Marka, który nadzwyczaj dziwnie na mnie patrzył, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
-Coś nie tak? -zapytałam.
-Nie, skądże. Wszystko w porządku.
-Taa. -skwitowałam sarkastycznie, udając się na zaplecze. Jak to bywa w Milkshake City, trzeba ubierać na sobie koszulki z jakże słitaśnymi krowami, więc nie pozostało mi nic innego, jak własnie to uczynić.
*
7.30 to zdecydowanie niedobra pora na pobudkę, szczególnie w wakacje. Dlaczego komukolwiek chce się robić remont o tej porze? Ludzie kochani dajcie mi się w końcu najnormalniej w świecie wyspać! No cóż, nikt nie chce wysłuchać moich próśb, bo cały czas słyszę dźwięk wiertarki.
Nie mając więc nic lepszego do zrobienia, zwlekłam się z łóżka, udając na dół. Sięgnęłam do lodówki po karton z sokiem pomarańczowym, nalewając nieco do szklanki. Później zdecydowałam się także na bardziej pożyteczne śniadanie w postaci naleśników. Poziom mojej nudy musiał faktycznie osiągnąć maksimum, jako że zdążyłam też posprzątać cały dom. Po bardzo pożytecznym poranku, przyszedł czas także na pracę. Wyciągnęłam więc z szafy moje ulubione rurki, dobierając do tego luźny, jasny top. Popołudniu czeka mnie też spotkanie z Harrym, czym nieco się stresuję. W każdym razie, uważam, że ten zestaw będzie pasował zarówno na randkę(?), jak i na pracowity dzień w Milkshake City.
Ruszyłam więc w stronę mojego miejsca pracy, wcześniej zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i zakluczając dom. Na miejscu zastałam już Marka, który nadzwyczaj dziwnie na mnie patrzył, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
-Coś nie tak? -zapytałam.
-Nie, skądże. Wszystko w porządku.
-Taa. -skwitowałam sarkastycznie, udając się na zaplecze. Jak to bywa w Milkshake City, trzeba ubierać na sobie koszulki z jakże słitaśnymi krowami, więc nie pozostało mi nic innego, jak własnie to uczynić.
*
Coraz bliżej do spotkania z Harrym i coraz bardziej się denerwuję. Ten chłopak zaczął wywoływać we mnie dziwne emocje na samą myśl o nim. Kiedy w końcu zjawił się Milkshake City, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Od razu odwzajemniłam jego gest, szerzej wystawiając ząbki. Na szczęście byłam już przebrana w swoje ciuchy, więc oszczędziłam Harremu widoku mojej cudnej koszuleczki. Właściwie to chyba muszę pogadać z Markiem o tej całej tradycji tego lokalu. Białe fartuszki z różowymi krowami chyba byłyby lepszym pomysłem.
Wracając do teraźniejszości...
-Hej. -odezwał się w końcu, podchodząc bliżej i całując mnie w policzek.
-Hej. -uśmiechnęłam się szerzej.
-Możemy już iść?
-Tak, jasne. Do jutra. -odwróciłam się, żegnając pozostałych.
-Pa. -usłyszałam zgrany chór Kylie, Amelii i Marka.
-To... gdzie mnie zabierasz?
-Zależy od ciebie. Wolisz iść do kina, czy poznać resztę głupoli? -zapytał, otwierając przede mną drzwi.
-Chyba nie jestem gotowa na poznanie reszty, a kinem nie pogardzę. -szeroko się uśmiechnęłam.
-W takim razie zapraszam. -kulturalnie otworzył mi drzwi od swojego samochodu, pozwalając tym samym wsiąść.
Cudowna ciemna tapicerka, wyczyszczona po brzegi i miś wiszący na lusterku - to jako pierwsze zwróciło moją uwagę. Nie mogłam się powstrzymać, przed dotknięciem zabawki, jak to ja oczywiście.
-To prezent od Louisa. -powiedział, zajmując swoje miejsce.
-Od Louisa? -zapytałam zdziwiona.
-Tak, nie pytaj. -wywrócił oczami - Panuje między nami coś w rodzaju braterskiej relacji. Traktuje mnie trochę jak swojego chłopaka połączonego z dzieckiem. -zaśmiał się pod nosem.
-Pewnie po prostu się troszczy.
-Tak i za to go kocham, ale czasem jest po prostu nachalny. W każdym razie jest jak mój brat, więc akceptuję jego wady. -odpalił silnik.
-I o to chodzi. -kiwnęłam głową.
-O nie, tylko nie to! -wydarł się, kiedy z głośników wydobyły się pierwsze nuty 'What Makes You Beautiful'.
-Nie, to jest dobre! -zaśmiałam się, podgłaśniając.
-Lubisz to? -spojrzał na mnie z nieziemskimi iskierkami w oczach.
-Patrz na drogę. -ominęłam temat, wsłuchując się w każdą nutę. Spojrzałam ukradkiem na Harrego, któremu na twarzy malował się cudny uśmiech pod nosem, którego pewnie starał się nie zdradzić. Pewnie teraz pomyśli, że jestem jakąś napaloną fanką. Nie, nie, co to, to nie.
Wracając do teraźniejszości...
-Hej. -odezwał się w końcu, podchodząc bliżej i całując mnie w policzek.
-Hej. -uśmiechnęłam się szerzej.
-Możemy już iść?
-Tak, jasne. Do jutra. -odwróciłam się, żegnając pozostałych.
-Pa. -usłyszałam zgrany chór Kylie, Amelii i Marka.
-To... gdzie mnie zabierasz?
-Zależy od ciebie. Wolisz iść do kina, czy poznać resztę głupoli? -zapytał, otwierając przede mną drzwi.
-Chyba nie jestem gotowa na poznanie reszty, a kinem nie pogardzę. -szeroko się uśmiechnęłam.
-W takim razie zapraszam. -kulturalnie otworzył mi drzwi od swojego samochodu, pozwalając tym samym wsiąść.
Cudowna ciemna tapicerka, wyczyszczona po brzegi i miś wiszący na lusterku - to jako pierwsze zwróciło moją uwagę. Nie mogłam się powstrzymać, przed dotknięciem zabawki, jak to ja oczywiście.
-To prezent od Louisa. -powiedział, zajmując swoje miejsce.
-Od Louisa? -zapytałam zdziwiona.
-Tak, nie pytaj. -wywrócił oczami - Panuje między nami coś w rodzaju braterskiej relacji. Traktuje mnie trochę jak swojego chłopaka połączonego z dzieckiem. -zaśmiał się pod nosem.
-Pewnie po prostu się troszczy.
-Tak i za to go kocham, ale czasem jest po prostu nachalny. W każdym razie jest jak mój brat, więc akceptuję jego wady. -odpalił silnik.
-I o to chodzi. -kiwnęłam głową.
-O nie, tylko nie to! -wydarł się, kiedy z głośników wydobyły się pierwsze nuty 'What Makes You Beautiful'.
-Nie, to jest dobre! -zaśmiałam się, podgłaśniając.
-Lubisz to? -spojrzał na mnie z nieziemskimi iskierkami w oczach.
-Patrz na drogę. -ominęłam temat, wsłuchując się w każdą nutę. Spojrzałam ukradkiem na Harrego, któremu na twarzy malował się cudny uśmiech pod nosem, którego pewnie starał się nie zdradzić. Pewnie teraz pomyśli, że jestem jakąś napaloną fanką. Nie, nie, co to, to nie.
*
-Czemu nie odbierałaś?! -wydarła się do słuchawki, kiedy tylko odebrałam telefon.
-Kochanie, mówiłam, że wychodzę z Harrym?
-Jezu, ale ze mnie idiotka. Przeszkodziłam, nie?
-Dobrze, że się do tego przyznajesz. Nie, tylko mój telefon wibrował w kinie, co jakieś pięć minut. Opamiętaj się kobieto!
-Sory no. -usłyszałam ten jej ton.
-Nie ma sory no. -odpowiedziałam w jej stylu.
-Opowiadaj.
-Ale co?
-Nie udawaj, chcę wiedzieć wszystko. Każdy szczególik.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie mówili tobie?
-Oh no dalej, wyduś to z siebie.
-Ale nic ciekawego się nie stało.
-Byłaś na randce z samym Harrym Stylesem, jak to nic się nie stało?
-Czy ty na serio myślisz, że jego nazwisko, albo pieniądze robią na mnie jakieś wrażenie? -uniosłam brwi do góry, nawet jeśli Lilly nie mogła tego zobaczyć.
-Nie, jasne, że nie. Chcę wiedzieć co robiliście.
-Co robiliśmy, tak?
-Nie no, tylko czy się całowaliście. -wiedziałam, że to w tym momencie na jej twarzy pojawił się dość znaczący uśmiech.
-Nie, nie całowaliśmy się Lilly, skąd w tobie taka ciekawość?
-Zawsze taka byłam. Nie udawaj, że tego nie wiesz.
-No dobra, dobra. Wiem.
-Co jeszcze robiliście?
-Byliśmy w kinie, swoją drogą dobra komedia, potem tylko poszliśmy na rurki z kremem, w sumie bardziej krem z rurką, więc byłam cała w śmietanie. Z resztą Harry też, więc nie mam się czego wstydzić. No a potem tylko odwiózł mnie do domu i jestem, gadając z tobą.
-Na serio się nie całowaliście? Wiesz, tak jak to jest w tych filmach, chłopak odwozi cię do domu, stajecie przed drzwiami i kiss kiss. - wywróciłam oczami.
-Nie Lilly, nie całowaliśmy się. Nawet jeśli Harry zdobyłby się na coś takiego, to i tak bym mu nie pozwoliła.
-Tak, tak wiem. Ty i te twoje reguły, chcesz bliżej go poznać...
-No zobacz jaka mądra jesteś! -powiedziałam ironicznie - Lilly ktoś puka, zdzwonimy się jutro. Pa. -rozłączyłam się, nie czekając na jej odpowiedź, czym prędzej udając się na dół, by sprawdzić, kto postanowił mnie odwiedzić po 19.
-Dobry wieczór, przesyłka do Sophie Olsen. -zobaczyłam przed sobą kuriera.
-O tej porze pan jeszcze pracuje? -zapytałam, odbierając kopertę.
-Niestety. -odpowiedział zrezygnowany - Proszę tutaj podpisać. -wręczył mi kartkę i długopis, na której nabazgrałam swoje nazwisko.
-Dziękuję.
-Dziękuję i miłego wieczoru życzę. -odpowiedział uśmiechnięty, oddalając się. Zamknęłam za nim drzwi, jednocześnie zakluczając, co by to mnie nikt nie porwał. Usiadłam na kanapie, otwierając kopertę. List z mojej szkoły. Tylko dlaczego oni wysyłając takie rzeczy kurierem? Dobra, mniejsza. Otworzyłam, chwila skupienia, bo co przecież może w nim być?
'Serdecznie przypominamy, że z dniem 1 września zaczyna Pani naukę w naszej szkole. Mamy nadzieję, że nasza współpraca będzie miła i owocna. Chcieli byśmy także poinformować, że każdy uczeń zobowiązany jest do ukończenia dwumiesięcznych praktyk w jednej z uczelni wyższych lub na stanowisku związanym z kierunkiem, jaki obrał on do kształcenia. Zaświadczenie o odbyciu praktyk prosimy dostarczyć do dyrekcji do dnia 30 maja. Z poważaniem dyrekcja.'
Po co ci ludzie marnują drzewa, przysyłając mi te błahostki? Każdy wie o praktykach i o tym, że szkoła zaczyna się 1 września chyba też, nie? Ja żyję w tym roku na 'chill out 'cie', bo praktyki zostały ukończone. Tak jestem z siebie dumna. Chociaż muszę przyznać, śpiewanie prawie każdego wieczoru, przez dwa miesiące było męczące. Dzięki Bogu, że mam to za sobą. Ostatni rok nauki w college przede mną. Mam jeszcze dokładnie cztery dni wolnego, a oni już mnie stresują. Oh no, co za ludzie. Wstałam więc z sofy, nie widząc większego sensu w siedzeniu na niej i poszłam na górę, wziąć prysznic. Po pół godzinie byłam już czyściutka, siedząc na łóżku w mojej piżamce. Włączyłam laptopa, sprawdzając najświeższe informacje. Potem przyszła kolej na twittera. Dlaczego przybyło mi o kilka... naście tysięcy followujących? Moje interreakcje w większości składały się z:
'Dlaczego mi go kradniesz?'
'Zabiję cię'
'Cudnie razem wyglądacie'
'Jesteś z Harrym?'
'Pokaż się z nim jeszcze raz to cię matka w domu nie pozna'.
A no tak. Rozwścieczony fandom Directioners. Zawsze wiedziałam, że te dziewczyny jest stać dosłownie na wszystko. Tylko jakim cudem one wiedziały, że to akurat mój profil. Zaraz, przecież zapomniałam, ktoś kiedyś powiedział, że są lepsze od FBI. Nie ma się w takim bądź razie niczemu dziwić. Nie miałam najmniejszego zamiaru przejmować się dziewczynami które najchętniej w tym momencie wysłałyby mnie do piekła, dlatego wylogowałam się z twittera, wracając do czytania wiadomości. Koło 23, kiedy moje oczy same zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, postanowiłam dać im trochę odpocząć, odkładając na bok laptopa, po chwili już odpływając.
* * *
Trójeczka. Jak widzicie powoli zaczynamy się rozkręcać. Jeśli chodzi o publikowanie rozdziałów, będą się one pojawiały co jakieś 4-5 dni (oczywiście, jeśli nie opuści mnie wena). Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Jeżeli tak, to zostawcie komentarz pod spodem :)
Lots of love .xx
* * *
Trójeczka. Jak widzicie powoli zaczynamy się rozkręcać. Jeśli chodzi o publikowanie rozdziałów, będą się one pojawiały co jakieś 4-5 dni (oczywiście, jeśli nie opuści mnie wena). Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Jeżeli tak, to zostawcie komentarz pod spodem :)
Lots of love .xx
Fajny blog, super rozdział ;) Będę tu częstym gościem ;)
OdpowiedzUsuńhttp://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/
Super :)
OdpowiedzUsuńhttp://jestem-z-1d.blog.pl/ Zapraszam na mojego bloga :)
miodzio xx
lots of love xx <3 1D
OdpowiedzUsuń