Nie wróciłam do Londynu, nawet nie miałam takiego zamiaru. Za to codziennie wylewałam jeszcze większą ilość łez, wszędzie, gdzie się tylko da. Nie obchodziły mnie tony nieodebranych połączeń na moim telefonie. Nieważne, kto był ich nadawcą. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Ani z mamą, ani z tatą, ani z Lilly, tym bardziej z Harrym.
-Sophie... -moja mama weszła do pokoju, gdzie znalazła mnie, siedzącą na łóżku. -Masz gościa...
-Kogo? -zapytałam obojętnie. Ostatnimi czasy żadne uczucia nie były u mnie widoczne.
-Zostawię was samych -posłała mi na zachętę ciepłe spojrzenie i po chwili oddaliła się. Oddaliła się, by zrobić miejsce komuś innemu.
-Sophie jestem idiotą, palantem, dupkiem, nazwij mnie jak tylko chcesz -podszedł bliżej. -Powinienem myśleć, a nie pić. Powinienem pamiętać, że ty czekasz na mnie, a ja zachowałem się jak ostatni idiota. Wiem, że nie mogę cofnąć czasu, ale jeśli bym mógł, to na pewno teraz bym to zrobił.
-I co, nie poszedłbyś do łóżka z pierwszą lepszą dziwką? Harry jesteś żałosny. Oskarżyłeś mnie o zdradę z twoim najlepszym przyjacielem, chociaż wiedziałeś, że nigdy nie byłoby to możliwe. Ja tobie ufałam i się na tym zawiodłam. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jesteś zdolny do zdrady.
-Sophie, dobrze wiesz, że nie jestem. Nie zdradziłem cię. Opamiętałem się w odpowiednim momencie. Chcieliśmy na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, dlatego poszliśmy do tego cholernego klubu. Nie wiem, co się ze mną stało, nie wiem, co takiego wypiłem, ale nigdy więcej nie wezmę do ust alkoholu. Sam się sobą brzydzę. Nigdy nie chciałem cię zranić. Przepraszam.
-Jedno przepraszam nie jest w stanie nic zmienić-spuściłam głowę. -Harry, nie uważasz, że jest trochę za późno?
-Co mam teraz zrobić? -zapytał bezradnie, siadając na moim łóżku.
-Wrócić do chłopców -odpowiedziałam, wciąż nie patrząc w jego oczy. -Beze mnie -dodałam oschle.
-W tym właśnie tkwi problem. Ja nie chcę bez ciebie.
-To nie jest koncert życzeń. Nie możemy mieć wszystkiego -podniosłam głos.
-Nie chcę wszystkiego. Chcę cię odzyskać. Pamiętasz, jak nie kazałaś mi pozwolić ci odejść? Nie chcę złamać tej obietnicy. Nie pozwolę ci odejść, bo cię kocham.
-Nie łamiesz obietnicy. Nie pozwalasz mi odejść, ale ja nie jestem w stanie tak po prostu po tym wszystkim zapomnieć i odwzajemniać twoich uczuć.
-To koniec, prawda?
-Końce zawsze oznaczają początek czegoś nowego -podniosłam wzrok, by zobaczyć jego zaszklone, zielone tęczówki. Widziałam w nich smutek, bo to oczywiste. Najgorsze jednak było to, że właśnie w tej chwili chciałam im ulec, właśnie teraz chciałam się na niego rzucić i składać niezliczone ilości pocałunków na jego ustach. Ale właśnie teraz też zrozumiałam, że nie byłam dla niego tak ważna jak sądziłam, jeśli gotów był mnie zdradzić. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Chciałam być silna, ale nie potrafiłam. Chciałam rzucić mu się w ramiona, jednocześnie nie chcąc. Chciałam znów go mieć przy sobie, nie wiedząc, czy to słuszne. -Harry, idź już -znowu spuściłam wzrok.
-Tak, pójdę -wstał i zaczął podążać do drzwi -Nie, właściwie poczekaj -odwrócił się. Podniosłam wzrok, choć wiedziałam, że nie powinnam. -Pozwól mi cię pocałować. Ten ostatni raz. Potem zniknę z twojego życia.
-Harry, ja nie... Nie -przecząco pokiwałam głową, spuszczając wzrok.
-Kocham cię Sophie. Nie zapomnij o tym -zacisnął powieki i wyszedł z mojego pokoju. Chciałam w tym momencie rzucić się na łóżko i wypłakać tyle łez, ile tylko możliwe. Nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie. Siedziałam cały czas w tym samym miejscu, próbując zdać sobie sprawę z tego, że straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk zamykania frontowych drzwi, co oznaczało jedno: Harry wyszedł i nie wróci.
-Wszystko w porządku? -tata wszedł do pokoju, wcześniej lekko stukając w drzwi.
-Nie -odpowiedziałam nadal nie podnosząc wzroku.
-Sophie, nie jestem dobry w takich rozmowach, a mama już się położyła. Harry chciał tylko, żeby ci to przekazać -podał mi kopertę. Niepewnie ją chwyciłam. -Zostawię cię samą.
-Tato... -zaczęłam, przed jego wyjściem, -dziękuję -lekko się uśmiechnęłam.
-Nie masz za co kochanie -odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł, zamykając drzwi. Znów niepewnie spojrzałam na kopertę, nie wiedząc, co się w niej znajduje. Uchyliłam kawałek papieru, po czym zdecydowałam się jednak, na ujrzenie całości. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie biletu do Londynu. Lot za trzy godziny i dopisek od Harrego:
'Kocham Cię i wiem, że nawet jeśli nie chcesz tego powiedzieć, to Ty też mnie kochasz. Wróć ze mną do Londynu. Nie zrobię nic, czego nie chciałabyś, żebym zrobił. Czekam na lotnisku. Harry .x'
W moich oczach znowu uformowały się łzy i znowu ani jedna nie chciała kapnąć na dół.
*
-Nie możemy jechać szybciej?! -zaczęłam się wydzierać. -Mam pół godziny!
-Sophie, robię co mogę -tata też zaczął się denerwować.
-Cholera! -krzyknęłam i zakładając ręce na piersiach mocniej wbiłam się w fotel. -Dobra, to nie ma sensu, szybciej będę tam na pieszo.
-Zależy ci na nim, co? -zapytał łagodnym głosem. Nie odpowiedziałam nic. -Przez park będzie szybciej -tym razem jako odpowiedź posłałam mu uśmiech.
-Dzięki za wszystko. Zadzwonię, jak będę na miejscu.
-Trzymaj się -odwzajemnił mój uśmiech. Pospiesznie wysiadłam z samochodu i wyciągając małą torbę, w której były spakowane moje rzeczy, udałam się na lotnisko. Według moich obliczeń droga powinna zająć dwadzieścia minut. Jako, że tempo mojego poruszania się to z pewnością nie spacerek, doszłam tam już po niecałych piętnastu. Przemknęłam przez wszystko, co stanęło mi na drodze, by znaleźć się w samolocie równo z ogłoszeniem stewardesy: 'Proszę zapiąć pasy'.
-Przyszłaś? -zapytał zdziwiony wstając z miejsca.
-Harry, to nie...
-Proszę usiąść i zapiąć pasy, za chwilę startujemy -przerwała mi stewardesa.
-Tak, oczywiście -odpowiedziałam pospiesznie i zajęłam wyznaczone miejsce.
-Sophie przyszłaś. To znaczy, że...
-Nie Harry -spojrzałam na niego, by po chwili snów spuścić wzrok. -To nic między nami nie zmienia. Czego ty tak właściwie ode mnie oczekujesz? Sądzisz, że przyjdziesz, przeprosisz i wszystko będzie okej? Nie Harry, na to potrzeba czasu.
-Wcale tego od ciebie nie oczekuję. Rozumiem, że potrzebujesz czasu. Ja poczekam. Tydzień, miesiąc, rok, ale poczekam. Nie jestem w stanie stracić kogoś tak ważnego -uniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w moje oczy. Znów chciał mnie nimi zahipnotyzować. Znów chciał, żebym uległa. Ja natomiast nie byłam w stanie. Nie chciałam być w stanie tego zrobić. Kocham go, jak nikogo innego, ale to niełatwe kochać i jednocześnie mieć świadomość tego, co stało się tak niedawno.
-Harry... -oderwałam swoją twarz od jego ręki, - nie lecę do Londynu ze względu na ciebie. Chcę pożegnać się z resztą. Zostaję w Polsce.
-Jak to zostajesz w Polsce?! -podniósł głos.
-Tak będzie lepiej Harry -odpowiedziałam łagodnie, chwytając jego rękę.
*
-Kiedy się zobaczymy? -zapytała, ocierając łzy z policzków.
-Lilly, nie płacz. Proszę cię, nie utrudniaj mi tego -odpowiedziałam, mocno ją przytulając.
-Pamiętaj, że możesz dzwonić kiedy tylko chcesz. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Wiem kochanie, ty na mnie też -uśmiechnęłam się przez łzy.
-Nie odpędzisz się od nas. Znajdę cię nawet na jakimś zadupiu w tej zasranej Polsce, jak się stęsknię. Pamiętaj o tym -Tomlinson zagroził mi palcem i mocno ścisnął.
-Będę tęsknić -Niall 'wyrwał' mnie z rąk Louisa i objął swoimi ramionami.
-Ja też Niall -odpowiedziałam, kiedy to z moich oczu zaczęło kapać coraz więcej łez.
-Dzięki za wszystko -usłyszałam szept Liama, po moim uścisku z Niallem.
-Nie musisz mi dziękować.
-Muszę. Gdyby nie ty, na pewno nie poszedłbym do Danielle.
-Zrobiłbyś to Liam. Jak nie teraz to później. Z miłości jest się w stanie zrobić wszystko -uśmiechnęłam się, ściskając go.
-Ja biorę stronę Louisa. Nieważne, gdzie będziesz, my i tak cię znajdziemy -Zayn poruszył brwiami i rozłożył ramiona, czekając bym się w nich znalazła.
-Pożegnałaś się z Harrym? -zapytała Lilly.
-Nie -odpowiedział za mnie, schodząc po schodach. -Pożegnamy się na lotnisku.
-Co? -zapytałam zdziwiona.
-Zawiozę cię.
-Nie Harry -sprzeciwiłam się. -Zamówiłam taksówkę.
-Nie przyjedzie. Ubieraj się -podał mi kurtkę. W co ten chłopak pogrywa?
*
-To koniec, prawda? -zapytał, głośno wzdychając.
-Harry, będąc moim chłopakiem, byłeś jednocześnie przyjacielem. To się nie zmieni. Nadal możesz dzwonić, pisać. Nie chcę tracić z tobą kontaktu. Naprawdę nie chcę, to dla mnie jak na razie po prostu za wiele.
-Sophie rozumiem. Przepraszam za wszystko. Nie tylko za to, co stało się ostatnio. Przepraszam za każdą sytuację, która cię zraniła. Przepraszam. -pierwsze słowo po polsku, jakie kiedykolwiek usłyszałam z jego ust (no może poza 'bigos', ale kto by to pamiętał). Z moich oczu kapnęło kilka łez, nawet jeśli nie chciałam płakać -Nie płacz. Nie jestem tego wart -mocno mnie przytulił. Zaciągnęłam się jego perfumami najmocniej, jak tylko potrafiłam, zdając sobie sprawę z tego, że przez długi, bardzo długi czas już ich nie poczuję. O ile jeszcze kiedykolwiek będę mogła je poczuć.
-Pasażerowie lotu 144...
__________________________________________
Cześć !
Bardzo Was przepraszam, że rozdział pojawiał się dopiero dzisiaj, a nie wczoraj, tak jak obiecałam mojej nowej czytelniczce z twittera. Jednak nie miałam dostępu do komputera, na którym mam zapisanie kolejne rozdziały.
Bardzo dziękuję za te 17 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i przypominam, że 20 komentarzy przybliża Was do nowego rozdziału. Dla Was to tylko chwilka, a dla mnie ma to znaczenie. :)
Jeśli mam dodać kogoś do informowanych na twitterze to zostawcie nazwę na dole lub piszcie na @OfficialMaartaa :)
Dzięki za wszystko xx