sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 13: 'Od kiedy to jesteśmy na kotek?'


Pożegnałyśmy się z chłopcami, udając się do nas. Skacowana Lilly i smutna ja. Tak będzie wyglądał dzisiejszy dzień. W prawdzie Lilly wyzdrowieje, ale mi zostanie na dłużej. Położyłam się na moim łóżku, bezczynnie patrząc w sufit. Nie miałam ochoty na nic. Kompletnie na nic. Potrzebowałam tylko Harrego, jego zapachu, jego bliskości, jego uśmiechu i jego zielonych oczu. Tylko to było mi w tej chwili potrzebne. 
Spędziłam na łóżku połowę soboty, czekając sama nie wiem na co. A może na kogo? To będzie pewnie bardziej trafne, czekałam na kogoś, a dokładniej na Harrego. Czekałam na to, żeby wpadł tu i powiedział, że cały ten jego rak to tylko i wyłącznie kiepski żart. Czekałam na to, żeby przyszedł i powiedział, że też mnie kocha, żeby mnie przytulił i żeby wszystko było w porządku. Wiem, że czekałam na cud, ale cuda czasem się zdarzają, prawda? 
Dlaczego muszą dziać się takie rzeczy, żebym zrozumiała, co tak na prawdę do niego czuję? Dokładnie to samo stało się w szpitalu. Wtedy poczułam, że mi na nim zależy, teraz wiem, że go kocham. Tak, kocham Harrego i nie mam zamiaru dłużej tego ukrywać. Nawet jeśli za kilka miesięcy mam go stracić, to chcę, żeby wiedział. Chcę mieć świadomość, że nie zostanę z tym sama. Chcę zobaczyć, czy istnieje choćby cień szansy, że on czuje do mnie to samo. Obiecałam sobie, że Harry dowie się o moich uczuciach przy naszym następnym spotkaniu.

-Sophie! -usłyszałam zdyszanego Harrego, który wpadł do mojego pokoju z jakimś świstkiem w ręce -Sophie! 
-Co?! -wstałam nerwowo z łóżka, chwytając go za ramiona. 
-Sophie cholera! -wydarł się i zaczął mnie ściskać. 
-Uspokój się i powiedz mi w końcu, o co ci chodzi! -zrobiłam się coraz bardziej nerwowa. Harry odsunął się ode mnie, ujmując moją twarz w swoje dłonie. Wlepił swoje usta w moje, jednocześnie czułam, jak się uśmiecha -Co jest? -spojrzałam mu w oczy. Znowu zobaczyłam w nich te cholerne iskierki, które doprowadzają mnie do szaleństwa. Harry zaczął się śmiać, po czym znowu mnie przytulił. 
-To była pomyłka, rozumiesz? -usłyszałam z tyłu, kiedy to ciągle mnie ściskał. 
-Jak to? -odsunęłam go od siebie i spojrzałam z nadzieją. 
-Przysłali list, pomylili wyniki. 
-Jak to pomylili wyniki? To znaczy, że...? -spojrzał na mnie swoimi zaszklonymi już oczyma i twierdząco pokiwał głową. Uśmiechnęłam się najszerzej jak to było w tej chwili możliwe, a z moich oczu poleciało kilka łez. W tej sytuacji były to łzy szczęścia, takimi nie gardzę. 
-Ale nie płacz mi tu znowu. -teraz to on odsunął mnie od siebie i szeroko się uśmiechnął. 

-Była jeszcze druga sprawa... -zaczęłam, siadając po turecku na moim łóżku. Harry siadł na przeciw. 
-Była. -potwierdził - W zasadzie nadal jest. -chwycił moją rękę -Tylko musisz mi coś obiecać. 
-Obiecuję. -odpowiedziałam bez zastanowienia. 
-Tak od razu? -zapytał zdziwiony. Pokiwałam tylko głową - Okej, więc... 
-Powiesz mi w końcu? -uniosłam brwi, widząc, że Harry nadal się waha.
-Kocham cię. -odpowiedział, przenosząc wzrok z naszych rąk na moje oczy. Tylko szerzej je otworzyłam, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. 
-Powtórz to. 
-Kocham cię. Kocham cię, kocham cię, kocham cię. -powiedział, jakby się z kimś ścigał, jakby myślał, że te słowa są w stanie szybko przeminąć, jakby się bał, że to jedyna szansa, kiedy może to powiedzieć. 
-A więc... idealnie się składa, bo ja też cię kocham. -uśmiechnęłam się, już po chwili lądując na łóżku, gdzie Harry zaczął mnie całować. 
-Tak na serio? -podniósł się na chwilę, podpierając się na łokciach. Twierdząco pokiwałam głową, po czym Harry odgarnął pasemko moich włosów z twarzy. Po kilku sekundach znów poczułam jego wargi na moich.

Razem zeszliśmy na dół, gdzie czekali chłopcy, próbując leczyć ciągle chorą Lilly. Porozsiadali się zarówno na fotelach, jak i na kanapie, więc wspólnie z Harrym udaliśmy się do kuchni. 
-Zjesz coś? -zaproponowałam, siadając na jednym z kuchennych krzeseł. 
-Nie. 
-Ale ja chętnie. -ni stąd, ni z owąd pojawił się Niall, który słowo 'jedzenie' usłyszałby pewnie na końcu świata. 
-Na co masz ochotę? -wywróciłam oczami, otwierając lodówkę. 
-Na ten kawałek ciasta. -wskazał ręką na jabłecznik, który znalazł się jakimś cudem w mojej lodówce. 
-Jasne, masz. -wyciągnęłam go, dając Niallowi kawałek. 
-Kotek, - Harry podszedł do mnie i zaczął szeptać na ucho - to dla niego nic. Mówiąc kawałek, miał na myśli cały ten placek. -puścił mi oczko. Niall tylko wzdrygnął ramionami, wracając do salonu. 
-Od kiedy to jesteśmy na kotek? -stanęłam naprzeciw niego, podnosząc wzrok. 
-Równie dobrze może być słońce, misiek, cukiereczek... -uśmiechnął się, co od razu zostało przeze mnie odwzajemnione. -To jak, które wolisz? - nie odpowiedziałam nic, tylko lekko musnęłam jego wargi, udając się z powrotem do salonu. 
-Gdzie Lil? -zapytałam, widząc, że nie ma jej z chłopcami. 
-Ubikacja. -usłyszałam od Liama. 
-Możemy włączyć telewizję? -zapytał Louis, przegryzając swoją marchewkę. 
-Jasne, czujcie się jak u siebie. Idę do Lilly. -odpowiedziałam, posyłając im ciepłe uśmiechy. Sama natomiast wdrapałam się na górę, pukając do łazienki. Lilly nie odpowiedziała, tylko wyszła po chwili, wyglądając jakby ćpała co najmniej trzy noce z rzędu. 
-Dobrze się czujesz? -zapytałam, widząc ją w tym stanie. 
-A jak wyglądam? 
-Fakt, przepraszam. Idź się połóż do łóżka. Zaraz zrobię ci kawy. -posłusznie rzuciła się na łóżko. Ja znów zeszłam na dół, by zaparzyć jej obiecanej kawy. Mój salon zdecydowanie nie wyglądał już na mój salon. Horan rozsypał swoje żelki dosłownie wszędzie. Liam i Zayn znowu się wygłupiali, tym samym niszcząc moje kwiatki, a Louis siedział w kącie tylko im się przyglądając. Brakowało jednego, mojego jednego. Siedział w kuchni z rękoma podpartymi o blat. 
-Wszystko w porządku? -zapytałam, kładąc mu rękę na ramieniu. Tylko twierdząco pokiwał głową. Wstawiłam wodę i usiadłam koło niego -Czemu tak tu siedzisz? 
-Wciąż nie mogę w to uwierzyć. 
-Skończ o tym myśleć, wszystko już jest okej. -uśmiechnęłam się. 
-I właśnie w to nie mogę uwierzyć. Myślałem, że znowu mnie odtrącisz i że... 
-To źle myślałeś. -czym prędzej mu przerwałam -Skończ gadać takie głupoty, bo się na ciebie obrażę. 
-Nie, nie obrażaj się. -odwrócił mnie w swoją stronę i nie czekając na nic, pocałował mnie. 
-Sophie, masz jeszcze to ciasto? -usłyszałam za sobą głos Nialla -Wiesz, właściwie nie jestem już głodny, nie przeszkadzajcie sobie. -speszył się, po czym wyszedł z kuchni. Usłyszałam jego piski za drzwiami, które mogły znaczyć tylko jedno - powiedział chłopcom, o tym, co właśnie się stało. 
-Powiedział im. -skwitowałam. 
-To źle? -Harry uniósł brwi do góry. 
-Nie, właściwie to nie. Nie mam z tym problemu. -odpowiedziałam, znów łącząc nasze usta w jedność. 
-To prawda? -zjawił się Louis -Jezu ludzie to prawda! -zaczął się drzeć. Potem otwierał każdą szafkę po kolei i szukał czegoś - No gdzie to jest? 
-Może pomogę, wiesz to moja kuchnia... 
-Nie, nie, całuj go. O, jest! -znalazł paczkę ryżu -No dalej, całować się! -najnormalniej w świecie rozdarł paczkę i wysypał ją całą na mnie i Harrego -Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! - czy ja kiedykolwiek zrozumiem tego chłopaka? Nie, to jest chyba niemożliwe. 

Usiedliśmy wszyscy razem w salonie, włączając telewizję. Po jakimś czasie dołączyła do nas również Lilly, która poczuła się wyraźnie lepiej. Zrobiło się późno, ale nawet to nie zniechęciło chłopców do oglądania horrorów. Mówiłam już kiedyś, że ich nienawidzę? Nie? W takim razie powiem to teraz: nie znoszę horrorów. Jak mam oglądać tych strasznych facetów goniących każdego po kolei z piłą łańcuchową to na samą myśl robi mi się niedobrze. 
-Czujcie się jak u siebie. Ja idę na górę. Nie znoszę horrorów. -wstałam z kolan Harrego i zaczęłam podążać na górę. 
-Nie lubisz horrorów? -usłyszałam Stylesa, który wszedł za mną do mojego pokoju. 
-Nienawidzę. 
-W takim razie co będziesz teraz robić? -zapytał, rzucając się na moje łóżko. 
-Myślałam o pójściu spać, czy coś. 
-Czy coś. -ruszył brwiami. 
-Nie, nie. W tym przypadku, chyba jednak pójdę spać. 
-Co masz na myśli? 
-Nic Harry, nic. -uśmiechnęłam się pod nosem, kładąc koło niego. Znowu zaczął bawić się moimi włosami. W sumie wcale mi to nie przeszkadzało, to było nawet przyjemne. Ja natomiast kreśliłam jakieś znaczki na jego brzuchu. Może trochę go to łaskotało, bo co chwilę się chichrał, ale skoro nie narzekał, nie miałam zamiaru przestawać. 

_____________________________________________
Mówiłam, że ten rozdział wywoła uśmiechy na Waszych twarzach. Nie do końca podoba mi się sposób, w jaki go napisałam, ale myślę, że nie jest wybitnie zły. 
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Jeśli tak, to nie obrażę się, jeśli zostawicie po sobie ślad w komentarzu :) 
Dzięki za wszystko, a szczególnie za 6.000 wyświetleń. Jesteście niesamowici. 
Love xx 

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych!

Chciałabym złożyć wszystkim wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Żeby na Waszych twarzach zawsze gościł uśmiech, żebyście zawsze byli sobą i nie rezygnowali z marzeń. Poza tym oczywiście jak najwięcej Harrego, Nialla, Liama, Zayna i Louisa w łóżku, żeby ci idioci również byli z nami do końca.
Tak więc smacznego jajka i do przodu!

P.S. Boo ma dzisiaj urodziny, dlatego jedno wielkie MASSIVE HAPPY BIRTHDAY dla Tomlinsona.

Rozdział 12: 'Styles, masz dobrą dupę!'


Harry i Louis odwieźli mnie do domu, mimo tego, że na zewnątrz wciąż szalała burza. Umówiliśmy się na jutro, bo chłopcy chcą zrobić imprezę. Stwierdzam zgon wszystkich po 15 minutach. Just saying.
-Dzięki za przywiezienie mi świeżych rzeczy. -rzuciłam, gdy tylko zobaczyłam ją, obijającą się na kanapie. 
-Jak miałam ci je niby przywieźć? Nie widzisz, co dzieje się na zewnątrz?! -Lilly właśnie się wydarła. 
-Uspokój się. Co ci jest? Nigdy się tak nie zachowywałaś, przecież wiesz, że nie jestem zła. 
-No to nie rób żadnych problemów! -znów to zrobiła. Stałam jak wryta. Lilly krzyczała, najnormalniej w świecie krzyczała i to ze złością. Nigdy tak nie było. Coś musiało się stać. 

-Lilly, co się stało? -zapytałam, delikatnie uchylając drzwi od jej pokoju, którymi zdążyła wcześniej porządnie trzasnąć. 
-Nie chce o tym gadać, idź sobie. 
-Lilly, chcesz o tym gadać. Nigdzie nie idę. -usiadłam na jej łóżku. 
-Josh mnie zdradził, jeszcze chcesz coś wiedzieć? -rozpłakała się jak małe dziecko. Od początku wiedziałam, że to nie jest chłopak dla niej. Ale co miałam powiedzieć? Nie spotykaj się z nim, bo ja ci nie karzę, przecież to nie miało sensu. Postanowiłam nic nie mówić, tylko z całej siły ją przytulić. Poczekałam dłuższą chwilę, dopóki Lilly nie zasnęła, po czym opuściłam jej pokój, cicho zamykając drzwi. Udałam się do siebie, gdzie zdjęłam ciuchy Harrego i po odświeżeniu mogłam w końcu ubrać swoją piżamę. 

W końcu burza się uspokoiła i spokojnie mogłam wejść na laptopa, odwiedziłam tylko twittera. Nie sprawdzałam jednak reakcji, bo to jeden wielki spam. Dodałam tylko wpis: 
'Styles ma gruby zadek'. Po chwili na moim telefonie pojawił się sms. 
'Nie jest gruby!!' chyba sami wiecie, od kogo ta wiadomość. Nie miałam zamiaru uświadamiać mu tego, przez sms'y, dlatego wybrałam numer i zadzwoniłam. 
-Masz rację, nie jest gruby, jest ciężki i to jak cholera. -powiedziałam, gdy tylko sygnał oczekiwania ucichł. 
-Sophie? -usłyszałam głos Louisa w słuchawce. 
-Louis! -wydarłam się -Oddaj telefon Hazzie. 
-No dobra, już nie krzycz. Idę... -czekam i czekam - A powiesz mi, o co chodziło? Co jest ciężkie jak cholera? -założę się, że na jego twarzy pojawił się ten cwany uśmieszek. 
-Louis ty zboczuchu! Dawaj Harrego! 
-No już nie drzyj się. Harry, twoja księżniczka dzwoni. -wywróciłam oczami. 
-Louis! -teraz darł się Harry -Przepraszam za niego. 
-Nie masz za co. -uśmiechnęłam się pod nosem. 
-Teraz ty przepraszaj mnie. Cały świat wie, że mam grubą dupę. 
-Harry nie masz grubej dupy. -odpowiedziałam, chichrając się sama do siebie. 
-Sprawdziłaś? -zaczęłam się śmiać. 
-Nie? 
-Przyznaj się. 
-Nie. 
-Oh, no dalej. 
-Harry. -spoważniałam. 
-Powiedz, że mam ładny tyłek i będziesz rozgrzeszona. 
-Nie Harry. 
-Okej, rozłączam się... 
-Nie zrobisz tego. 
-Pik, pik, pik. 
-Harry, wiem, że to ty. Nie rób z siebie głupka. 
-Pik, pik, pik. 
-Styles, masz dobrą dupę! Zadowolony? 
-Cholera, mogłem to nagrać. -znowu zaczęłam się śmiać. 
-Idź lepiej spać. Louis źle na ciebie działa. 
-Zdecydowanie. Ty też się połóż. 
-Widzimy się jutro. 
-Dobranoc. 
-Dobranoc. -odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Poszłam jeszcze sprawdzić, czy z Lilly wszystko w porządku. Kto wie, co mogłaby zrobić. Na szczęście słodko chrapała, więc nie pozostało mi nic innego, jak wrócić do siebie i próbować zasnąć. Poszło szybko, bo po jakiś 10 minutach już spałam. 
*
Wiecie może jak wygląda impreza u One Direction? Nie? To zaraz Wam powiem. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nawet Niall postarał się nie zjeść całej zawartości przygotowanych misek z poczęstunkiem. Sofy poodsuwane na boki, żeby było miejsce do tańca. Barek wyposażony, no bo co to za impreza bez alkoholu. Miejsce dla DJ'a Payna przygotowane. Czyli tak, mamy wszystko oprócz... no właśnie, oprócz czego? Ludzi, tutaj nie ma żadnych ludzi. Nikt o nich nie pomyślał, tak więc w domu na chwilę obecną znajdywali się tylko chłopcy, dziewczyna Zayna, Lilly i ja. Nikt z tych przygłupów nie pomyślał, żeby może zaprosić kogoś jeszcze. Nawet Louis zapomniał o swojej drugiej połówce. Tak to jest, jeśli zostawiamy go sam na sam z Harrym i jedyne, co potrafią robić to zabawa w berka z marchewkami. Na szczęście to pomogło Lilly, bo w końcu zobaczyłam ją uśmiechniętą. Może zapomni o tym palancie i zajmie się sobą? 
Na razie nie miałam ochoty ani na taniec, ani na picie, więc zabrałam bluzę Liama, która leżała na fotelu i udałam się do ogrodu. Tam położyłam się na leżaku i rozkoszowałam cudnym widokiem lampek, których światło odbijało się w wodzie. 
-Co tak sama leżysz? -usłyszałam nad sobą Harrego. 
-Nic, przyszłam pomyśleć. 
-I tak, o czym myślisz? -spojrzał na mnie, siadając na leżaku obok. 
-O wszystkim po trochu. -uśmiechnęłam się. 
-Sophie, chyba musimy pogadać... -zaczął niepewnie. 
-Znów ten sam ton. Harry tak było za ostatnim razem. Tylko mi nie mów, że wyprowadzasz się do Ameryki. 
-Nie, nie chodzi o to tym razem. -lekko uniósł kąciki ust do góry, ale to jednak nie zmieniło smutku w jego oczach. 
-Sophie, możesz mi pomóc? -usłyszałam Lilly. 
-Możemy pogadać później? -zwróciłam się do Harrego. Tylko twierdząco pokiwał głową. Tym sposobem, wróciłam do środka, żeby ratować Liama z opresji Zayna. Głupole szarpali się na podłodze, bo marchewki Louisa zaplątały się w kable od sprzętu Payna, tym samym wylewając drinka na koszulę Zayna. 
-Ludzie uspokójcie się. Zayn zejdź z niego! -wrzasnęłam. 
-Nie, pobrudził mi koszulę. -Malik nie dawał za wygraną. 
-Zayn no! -Perrie też wkroczyła do akcji.
-Zayn zaraz ci ją wypiorę. Po drugie to nie wina Liama. -podeszłam do nich, dźgając Zayna w dupę. 
-Ej, nie pozwalaj sobie koleżanko. -wstał i spojrzał na mnie groźnie. Po chwili jednak razem wybuchliśmy śmiechem. Liam zdążył pozbierać swoje zwłoki z podłogi, a Zayn udał się na górę, żeby się przebrać. 
-Musiałeś przynosić tutaj te marchewki? -zapytałam, spoglądając na Lou 'spod byka'. 
-Smutno było im samym na górze. -wygiął usta w podkówkę. Tylko wywróciłam oczami, udając się z powrotem do ogrodu. Siedział tam już nie tylko Harry, ale też Lilly i Niall. 
-To coś ważnego? -zapytałam szeptem. 
-Może poczekać. -znów lekko się uśmiechnął, co ani trochę nie zmieniło jego oczu. Chyba nie do końca wiedział, że można z nich wyczytać więcej niż mu się wydaje. Położyłam się na leżaku, a do moich myśli doszła jeszcze jedna sprawa, a mianowicie zachowanie Harrego. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Muszę jak najszybciej z nim pogadać, ale rozmowa w towarzystwie kąpiących się w basenie, zalanych w cztery dupy Nialla i Lilly, to chyba zły pomysł. Po chwili do kąpiącej się dwójki dołączył jeszcze Louis. Zayn i Perrie usiedli na huśtawce, gadając ze sobą, a Liam podszedł do mnie i Hazzy. 
-Co jest? -zapytał, pewnie widząc nasze niewyraźne miny. 
-Nic. -odpowiedziałam jak najszybciej -Zamyśliłam się. -posłałam mu niepewny uśmiech. 
-Harry, wszystko okej? 
-Tak, jasne. -wyrwał się z przemyśleń i też wymusił uśmiech. 
-Liam, mogę zostawić wam Lilly na głowie? Pewnie nawet nie dojdzie do domu. -zapytałam, podnosząc się. 
-Pewnie, ty też możesz zostać. -ciepło się uśmiechnął. 
-Nie, ja już pójdę. -odwzajemniłam jego uśmiech -Tu masz bluzę. -zdjęłam ją z siebie, dając chłopakowi -Pa. 
-Na co czekasz? Idź za nią. -znaczący szept Liama, który było słychać pewnie na drugim końcu Londynu. Był skierowany do Harrego, no bo do kogo. Tylko lekko się uśmiechnęłam, wchodząc z powrotem do domu chłopców. 
-Zostań, co? -położył mi głowę na ramieniu, kiedy zatrzymałam się w korytarzu. 
-Nie, jestem trochę zmęczona. Nie będę siedzieć wam na głowie. -uśmiechnęłam się, spoglądając na niego bokiem. 
-Chodź. -chwycił mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić na górę. 
-Harry. Kurde no, nie ciągnij mnie tak! 
-Przepraszam no. Siadaj. -powiedział, kiedy znaleźliśmy się w jego pokoju. Sam poszedł natomiast wygrzebać coś z szafy. Wrócił po kilku chwilach, trzymając w rękach swoją koszulkę. 
-Harry, chciałeś pogadać... 
-Ubierz to. -uśmiechnął się, omijając temat. 
-Harry chciałeś pogadać. -powtórzyłam się -Widzę, że coś jest nie tak. 
-Zmieniłem zdanie, nie chcę o tym rozmawiać. Przebierz się, za chwilę przyjdę. - ucałował mnie w głowę, po czym wyszedł. Westchnęłam głośno, sama do siebie, przebierając się w ciuchy Harrego. Znowu. W sumie, to nie powiem, żeby mi to przeszkadzało -Mogę już? -zapytał, pukając w drzwi po jakimś czasie. 
-Tak. -odpowiedziałam, siadając na łóżku -Powiedz mi o co chodzi. 
-Nie Sophie, nie warto. -posmutniał, siadając obok. 
-Harry, spójrz na mnie. -chłopak posłusznie podniósł głowę, patrząc mi w oczy -Powiedz.              
-Chcesz wiedzieć? -tylko kiwnęłam głową -Okej, więc właściwie są dwie sprawy. Prosto z mostu. -powiedział po cichu, biorąc porządny wdech -Mam raka, chciałem powiedzieć ci wcześniej, ale bałem się twojej reakcji. Po drugie...  
-Co? -przerwałam mu, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. 
-Mam raka. Jest złośliwy. 
-Nie. -zamknęłam powieki, nie pozwalając łzom spłynąć po moich policzkach. To było jednak silniejsze. 
-Tak Sophie. -wstał z łóżka, podchodząc do jego drugiej krawędzi, gdzie siedziałam ja. Przykucnął i spojrzał mi w oczy -Nie płacz, okej? 
-Przecież to jest niemożliwe. Wszyscy, ale nie ty. -nie posłuchałam go i zaczęłam ryczeć. 
-Nie płacz Sophie. -wstał, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Podniosłam się zaraz za nim i nie zważając na nic, po prostu zarzuciłam mu ręce na szyi, ściskając tak jak jeszcze nigdy nikogo. Bałam się, że zaraz go tu nie będzie, że to, że go teraz przytulam to tylko jakaś zjawa, że zaraz się obudzę i nie będzie po nim żadnego śladu, że go stracę. 
-Chłopcy wiedzą? -zapytałam po cichu, kiedy położył się koło mnie. 
-Tylko Louis. 
-Harry powiedz im, zasługują na szczerość. Bardziej niż ja. -znowu zaczął trząść mi się głos. Wtuliłam się mocniej w Harrego i najchętniej nigdy bym go nie puszczała. To w tym momencie zrozumiałam, że jest dla mnie najważniejszy. Zrozumiałam, że go kocham. 
-Wiem, powiem im. -pocałował mnie w głowę, mocniej przytulając. 
Leżeliśmy tak przez dłuższy czas, którego w sumie nie liczyłam. Nie chciałam liczyć. Zastanawiała mnie tylko druga sprawa, o której chciał powiedzieć Harry. Na razie go jednak o to nie zapytałam, bo słysząc równy oddech chłopaka, domyśliłam się, że śpi. Sama też chciałam zasnąć, ale cała ta sytuacja mi na to nie pozwoliła. Zaczęłam po prostu płakać. Myślałam, że wypadek to było coś strasznego. Owszem, było, ale to, o czym dowiedziałam się kilka godzin temu jest jeszcze gorsze. Odwróciłam się w drugą stronę, nie chcąc budzić Harrego i opierając głowę o poduszkę zaczęłam płakać jeszcze mocniej. To nie było jednak rozwiązanie. Mój płacz na pewno nic nie pomoże. 
Rano do pokoju wparował Louis, szukając swoich marchewek. Ja już nie spałam. W sumie już jest w tym zdaniu niepotrzebne. Po prostu, nie spałam. Przez całą noc nie udało mi się zmrużyć oka. 
-Powiedział ci? -zapytał, patrząc na moją zapłakaną twarz. Tylko twierdząco kiwnęłam głową, a z moich oczu poleciało jeszcze więcej łez. 

_______________________________________________
Przepraszam za dość smutny rozdział w dzień, który powinien być radosny :( 
Następny jednak z pewnością wywoła uśmiechy na Waszych twarzach :)
Dzięki za komentarze, jeśli macie jakieś sugestie co do zmiany stylu pisania, to nie bójcie się pisać i po prostu dajcie mi znać w komentarzu. 
Love .xx 

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 11: 'Mogę cię pocałować?'


Obudziłam się po 10 rano, niestety nie zastając w łóżku Harrego. W zamian siedział w garderobie, zawzięcie rozmawiając z kimś przez telefon. Nie miałam ochoty ani na podsłuchiwanie go, ani na bezczynne leżenie, dlatego powoli wymknęłam się z jego pokoju, kierując na dół. Wiedziałam, że w kuchni nie znajdę nic do jedzenia, ale w sumie nie byłam głodna, więc ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam na stole kilka butelek wody. Od razu chwyciłam jedną i opróżniłam prawie połowę.
-Ładnie to tak bez pytania? -poczułam jego ręce na mojej talii, obejmujące mnie od tyłu.  
-Czyli nieładnie? -odwróciłam się, zarzucając mu ręce na szyi. 
-I to jak. -uśmiechnął się, mocniej mnie do siebie przyciągając -Mogę cię pocałować? -zapytał, po kilku minutach wzajemnego patrzenia się sobie w oczy. 
-A musisz pytać? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wlepiając swoje usta w jego. 
-To z grzeczności. -ciepło się uśmiechnął -Po drugie nie chcę, żeby wyszło, jak wtedy.
-Nie wyjdzie. -odwzajemniłam jego uśmiech.

Po kilku minutach wzajemnego patrzenia się w patrzałki, zdecydowaliśmy się przejść do salonu. Lilly miała mi przywieźć świeże ciuchy na zmianę, ale oczywiście na razie nie da rady, bo jest w szkole. Dzięki Lilly, nie pomagasz. Ułożyłam się więc wygodnie na sofie, czekając na Harrego, który poszedł na górę. Leżałam z zamkniętymi oczami, delektując się dźwiękiem stukających o szyby kropel deszczu. 
Chwilę wytchnienia przerwał Harry, no bo kto inny. Głupol myślał, że jeśli przeskoczy przez oparcie kanapy i wyląduje prosto na mnie, to to nie zaboli. Mylił się i to bardzo. 
-Styles! -wydarłam się, czując, że łamie mi każde żebro po kolei. 
-Co? 
-To boli. Zabierz ten gruby zad z mojej osoby! 
-Nie jest gruby! -oburzył się, wstając z moich zwłok. 
-W każdym razie jest ciężki. -odpowiedziałam mu, powoli podnosząc się. 
-Przepraszam. -spuścił głowę -Żyjesz? 
-Nie, już po mnie. -wywróciłam oczami, znów siadając na kanapie. Nie trwało to długo, bo podskoczyłam jak oparzona, słysząc grzmot. Burza? Nie, tylko nie to! 
-Boisz się burzy? -zapytał zdziwiony. 
-Nie, skądże. -odpowiedziałam niepewnie, po czym znów podskoczyłam, bo usłyszałam jeszcze jeden.
-Nie wcale. -odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem pod nosem -Chodź tu. -pociągnął mnie za nadgarstek, w czego efekcie wylądowałam na jego kolanach -Nie bój się, okej? -objął mnie. 
-Okej, ewentualnie. -uśmiechnęłam się pod nosem -Wiem, że powinnam już iść, nie chce siedzieć ci na głowie. 
-Daj spokój. Po pierwsze i tak nie mam co robić, a po drugie ty i tak nie masz możliwości wyjścia stąd. 
-Dzięki. -odpowiedziałam niepewnie, bo i tak nie wierzyłam w to, co mówił. Ja powinnam siedzieć teraz w szkole, a w zamian leżę sobie na kanapie w domu chłopców i tulę się do Stylesa. 
Jak się okazało burza była tak potężna, że zabrakło prądu. Tak więc cisza spokój, nie ma co robić. Na zewnątrz właśnie chyba zaczął się koniec świata. 
W sumie to mi to nie przeszkadzało. Rozłożyliśmy się na kanapie i leżeliśmy tak, jak wtedy w szpitalu. Harry zaczął bawić się moimi włosami i nucić dobrze znaną mi piosenkę. 
-Your heart's against my chest -zaczęłam śpiewać po cichu. Po chwili dołączył także głos Hazzy - Your lips pressed to my neck I'm falling for your eyes but they don't know me yet.

I tak oto zrobiła się godzina 15. Ciągle grzmi, pada i błyska się. Mówię Wam, koniec świata jest bliski. Ciemno, zimno, a co najgorsze, jestem głodna. Mam chyba prawo, no nie? Nic nie jadłam od rana. 

-Kiedy wracają chłopcy? -zapytałam. 
-Jutro wieczorem. 
-Harry... -zaczęłam niepewnie. 
-Hm? - 'zapytał'. 
-Jestem głodna... 
-Czemu nic nie mówisz? 
-No przecież mówię. -zaczął drapać się po głowie. Wiedziałam przecież, że ich lodówka świeci pustkami, a wyjście na zewnątrz równało się ze śmiercią. Nagle jakby go oświeciło. 
-Chodź ze mną. -wstał z kanapy, podając mi rękę. Nie czekając na nic, udałam się razem z nim, sama nie wiem dokąd -Niall musiał tu przecież coś zostawić... -zaczął schodzić po schodach w dół. Pewnie do piwnicy, no bo co może znajdować się na dole? 
Nic nie było widać, więc Harry zaczął potykać się dosłownie o wszystko, co napotkał na swojej drodze. Jednocześnie czyścił ścieżkę mnie, co sprawiło, że zaczęłam chichrać się pod nosem. 
-Nie śmiej się ze mnie! -wydarł się, odwracając w moją stronę. 
-Bo co? -zapytałam, wybuchając jeszcze głośniejszym śmiechem. 
-Widzisz moją twarz? 
-Nie i właśnie w tym tkwi problem. -zachichotałam. 
-Wiedz, że jestem bardzo smutny i mam minę zbitego psa. -powiedział jak małe dziecko, szantażujące swoich rodziców. Zaczęłam jeszcze głośniej się śmiać, po czym przyciągnęłam go do siebie za koszulkę. Odwrócił się i spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi paczadłami. Widziałam je, mimo tego, że było ciemno. Uśmiechnęłam się pod nosem i lekko musnęłam jego usta. 
-Przepraszam. 
-Nie przepraszaj, też zacząłbym się śmiać. Fajtłapa ze mnie. 
-Skończ się nad sobą użalać. 

W piwnicy znalazło się pełno słoików z jakimiś bzdetami, które Niall dostał od swojej mamy. Tak więc nadeszło moje zbawienie. Razem z Hazzą zabraliśmy się za zjedzenie pierwszej lepszej zawartości słoika. Okazało się, że jest tam kapusta. Kapusta? No dobra, muszę się tym zadowolić.

-Prawie jak bigos. -stwierdziłam, biorąc trochę na widelec -Swoją drogą dobry bigos. 
-Bigos? -zapytał z tym swoim śmiesznym akcentem. Zaczęłam się z niego śmiać. Zawsze brytyjski akcent u ludzi mówiących po polsku wywoływał uśmiech na mojej twarzy. 
-Nie zrozumiesz. 
-Czyżby? -uniósł brwi. 
-Mówię, że nie zrozumiesz. Nie jesteś Polakiem. 
-Okej. -obraził się, wiedziałam. Wstał od stołu, jednocześnie zabierając swoją miskę. 
-No ej, no. Nie obrażaj się. 
-Nie obrażam się. -stwierdził stanowczo. 
-A mi tu kaktus rośnie. 
-A rośnie? -odwrócił się i wytrzeszczył oczy. 
-Nie, nie rośnie. -uśmiechnęłam się szeroko. Wtem do domu wparował nie kto inny, jak Louis Tomlinson. Louis The Tommo Tomlinson w stylu Supermana. Stęsknił się pewnie. Ale zdecydowanie nie za mną... 
-Haziątko!! -zaczął się drzeć i podbiegł do Harrego, całując go na każdy możliwy sposób -Sophie? -speszył się, kiedy w końcu mnie zobaczył. 
-Nie przeszkadzajcie sobie. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Skąd się tu wzięłaś? 
-UFO mnie porwało i wyrzuciło w twoim ogródku. 
-Serio? -zapytał zdziwiony -A te ludziki były niebieskie, czy zielone? 
-Różowe Louis, różowe. -Harry poklepał go po ramieniu. 

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 10: 'Mam z tobą spać?'


'ONE DIRECTION OFICJALNIE PRZEPROWADZAJĄ SIĘ DO NOWEGO JORKU. ZESPÓŁ SZCZĘŚLIWIE WYLĄDOWAŁ NA ZIEMI AMERYKAŃSKIEJ' - taki oto artykuł powitał mnie w rannej, poniedziałkowej prasie. Chłopcy wyjechali, nie dając żadnego znaku. Nawet się nie pożegnali. Szłam szkolnym korytarzem, wpatrując się w roześmianą twarz Harrego, która widniała pod artykułem, zmieszczonym w gazecie. Jeśli już mieliśmy oficjalnie się żegnać, to takiego chciałabym go zapamiętać. Jedyne, co mi zostało, to jego niepewna, smutna twarz, opuszczająca mój pokój. Jednak nadal nie zmieniłam zdania, co do tego, co mu powiedziałam. Do końca to była jego decyzja i nikt nie mógł podjąć jej w zamian. 
-I co, jednak Harry cię zostawił? -usłyszałam za sobą ten cwany głos Victorii -Nie mówiłam ci, żebyś się w to nie pakowała? 
-Zajmij się swoimi tipsami, co? -wywróciłam oczami, po czym udałam się do klasy. 
-Proszę siadać, musimy zaczynać. -powiedział donośnie pan Smith, uciszając całą klasę -W środę wieczorem macie koncert, jak pewnie wiecie. -cholera, na śmierć o tym zapomniałam... -Mam nadzieję, że każdy zna tekst? -wszyscy twierdząco pokiwaliśmy głowami -Świetnie, w takim razie widzimy się dziś o 18 na hali, gdzie odbędzie się próba. Sophie, Victoria, Mary i Will, wy musicie być obowiązkowo, macie solówki, to oczywiste.
*
-Wszystko okej? -zapytała Lilly, kiedy wróciłam do domu. 
-Nie. Mam 99 problemów, Harry to 98 z nich, a Victoria to pozostały jeden. 
-Co znowu zrobiła? 
-Nic, po prostu zatrzymuje mnie ciągle na korytarzu, mówiąc jaka to jestem beznadziejna bo zaufałam Harremu, a on mnie zostawił. Mam tego serdecznie dość! 
-Spokojnie, wiesz, że to wytapetowana dziwka, która powie wszystko, żeby kogoś zranić. -położyła mi rękę na ramieniu. 
-Pójdę na górę. -nie miałam najmniejszej ochoty z nikim gadać, nawet z Lilly. Zrzuciłam się na swoje łóżko, cały czas nie mogąc pogodzić się z tym, że tak jakby straciłam Harrego. Nie mieliśmy w prawdzie okazji, żeby porządnie wszystkiego się o sobie dowiedzieć, ale nikt nie potrafi wmówić mi, że nie zbliżyliśmy się do siebie. Codzienne spędzanie u niego w szpitalu po kilka godzin, wspólna nauka, bo chcieliśmy spędzić ten czas razem i wspólne leżenie w szpitalnym łóżku, bez żadnego słowa. To nie może się tak skończyć... 



W końcu nadeszła środa. Wyczekiwany przez wszystkich występ. Przez wszystkich, tylko nie przeze mnie. Ba, nawet mi już na tym nie zależało. Chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w domu, w łóżku. 
Wszystkie ostatnie klasy zaczęły wychodzić na środek hali, kiedy z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze nuty naszego szkolnego hymnu. Każdy z nas doskonale znał słowa, mówiące, że nawet po opuszczeniu szkoły, to ciągle będziemy my. To tutaj poznaje się prawdziwych przyjaciół, pierwsze miłości i to tutaj uczymy się życia. 
Po wspólnym odśpiewaniu hymnu, nadszedł czas na występy klasowe. Moja szła na pierwszy ogień. Każdy po kolei zaczął śpiewać swoje solówki, kiedy przyszła kolej na mnie. Niepewnym krokiem udałam się na środek sceny, kołysząc w rytm muzyki. 

I just wanna hold you close 
Feel your heart so close to mine 
And just stay here in this moment 
For all the rest of time  


Wyśpiewałam dokładnie każdą nutkę, jak było w planie. Po usłyszeniu owacji, całą klasą zeszliśmy ze sceny. Większość udała się na górę, by zająć miejsca na trybunach. No właśnie, piszę większość, bo brak jednej osoby to już nie całość. Ja postanowiłam zostać na dole i podpierać ścianę. Oglądałam występy innych klas, które swoją drogą były świetne. 
-Byłaś niesamowita. -bezczelnie przerwał mi najbardziej melodyczny głos na świecie, a przede mną pojawiła się czerwona róża. Jednym ruchem odwróciłam się, mając przed sobą widok cudownych zielonych tęczówek. Patrzyły na mnie tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz oficjalnie poznaliśmy się w Milkshake City.
-Wróciłeś? -zapytałam z nadzieją, nie przestając na niego patrzeć. Tylko się uśmiechnął i przytulił mnie, tym samym pozwalając mi poczuć jego perfumy, za którymi tak tęskniłam. 
-Chodź na zewnątrz, głośno tu. -powiedział, odklejając się ode mnie, po czym razem wyszliśmy przed szkołę. Właściwie to nie musiałam już tam wracać, więc zabrałam wszystkie swoje rzeczy i razem z Harrym udaliśmy się do pobliskiego parku. Spacerowaliśmy kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt chwil w milczeniu, po czasie jednak zajmując jedną z ławek. 
-Dlaczego wróciłeś? -przerwałam ciszę zagłuszaną tylko biciem naszych serc. 
-Szczerze? -odwrócił się w moją stronę, głęboko zaglądając mi w oczy. 
-Tylko szczerze. 
-Bo za tobą tęskniłem. Nie wiem, co ty ze mną robisz, ale nie mogę bez ciebie żyć i to w zasadzie tyle. 
-To w zasadzie tyle? -powtórzyłam jego słowa, stawiając tylko na końcu znak zapytania. Chłopak zaczął wahać się, czy dalej ma ciągnąć tę rozmowę. Trwało to tak długo, że z chmur, aktualnie wiszących nad Londynem, zaczęły kapać pojedyncze krople. 
-Nie, to w sumie nie wszystko. Chciałem ci coś powiedzieć. 
-To mów. -uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam przymykać oczy, bo napływało do nich coraz więcej kropel deszczu. 
-Chcę zacząć od nowa, ostatnia nasza rozmowa nie skończyła się sukcesywnie, dlatego mam nadzieję, że zgodzisz się zacząć jeszcze raz. To jak? -zapytał z tym swoim cudownym uśmiechem na ustach. 
-Świetny pomysł, ale raczej nie zaczynajmy od nowa, chorując razem. Wiesz, spędzenie tego wieczoru w strugach deszczu może się źle skończyć. -uśmiechnęłam się, próbując unikać coraz to większej ilości spadających na mnie kropel. 
-Fakt, nawet nie zwróciłem na to uwagi. -uśmiechnął się przepraszająco, wstając z ławki. Momentalnie podał mi rękę, pomagając mi się podnieść. Co mnie zdziwiło, to to, że po tym, jak stanęłam na nogi, nie puścił jej, tylko ścisnął jeszcze mocniej. Czym prędzej ściągnęłam z nóg szpilki i nawet pomimo tego, że moje nogi były gołe, pobiegliśmy z Harrym na najbliższy, na szczęście zadaszony przystanek autobusowy.
-Więc... będziemy tu tak siedzieć? 
-Nie, -uśmiechnął się -równie dobrze możemy leżeć, albo stać.
-Nie o to mi chodzi. W sumie robi się zimno, a po drugie to jest Londyn, będzie padać całą noc. 
-Ale ja jestem głupi. -puknął się w czoło -Trzymaj to. -zdjął z siebie kurtkę, zarzucając ją na moje ramiona. 
-Znowu nie pozwalasz na to, żebym marzła. -uśmiechnęłam się pod nosem. Harry nic nie odpowiedział, tylko usiadł bliżej mnie i mocno przytulił -Chcesz tu siedzieć tak przez całą noc? -zapytałam, przerywając ciszę. 
-Na razie nie mamy innego wyjścia. Ewentualnie możemy pobiec do nas do domu, to zajmie jakieś 10 minut. 
-W sumie to chyba i tak lepszy pomysł niż siedzenie tutaj, nie? Już i tak jesteśmy cali mokrzy... 
-Tylko uprzedzam, że tam nikogo nie ma. -uśmiechnął się, patrząc na mnie bokiem. 
-Chyba nic mi nie zrobisz... 
-Zależy, czy będziesz grzeczna. -wystawił mi język, po czym wstał -Idziemy? -wyciągnął do mnie rękę. 
-Idziemy. -chwyciłam ją, wstając. 
Styles stwierdził, że nie będę biegała na boso po Londynie późnym wieczorem, więc gdy tylko znów zdjęłam buty, najnormalniej w świecie wziął mnie na ręce. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało, ewentualnie jemu mogło być ciężko, ale w sumie to była jego decyzja.
Po niecałych dziesięciu minutach znaleźliśmy się na werandzie domu chłopców. Harry w końcu raczył odstawić mnie na ziemię i zaczął szukać kluczy po kieszeniach. 
-Gdzie one do cholery są?! -wydarł się. 
-Sprawdź w tylnej. -odpowiedziałam spokojnie, puszczając do niego oczko. Wiedziałam, że tam będą, bo widziałam, jak przekładał je, razem z telefonem, biorąc mnie na ręce. 
-Skąd to... 
-Talent wrodzony Styles. -cwaniacko się uśmiechnęłam. 
-Wchodź. -otworzył drzwi, jednocześnie mnie w nich przepuszczając. 
-Gdzie oni wszyscy są? -zapytałam, zapalając światło i widząc kompletną pustkę panującą w domu chłopców. 
-Mówiłem, że nikogo nie ma. Chodź na górę. -chwycił mnie za rękę. Posłusznie poszłam z nim, gdzie wprowadził mnie do pokoju, znajdującego się na końcu korytarza -Masz. -rzucił we mnie swoją koszulką. Skąd wiem, że była jego? Proste, ten zapach jest tak rozpoznawalny... przynajmniej dla mnie. 
-Co ty taki niemiły? 
-Jak to niemiły? Jestem bardzo miły. Łazienka jest naprzeciwko, idź się przebrać. -twierdząco pokiwałam głową, udając się w wyznaczone miejsce. To, co zobaczyłam w lustrze przyprawiło mnie o zawroty głowy. Dosłownie. Tusz do rzęs w każdym zakamarku mojej twarzyDo tego włosy, wyglądające jakbym najpierw je natapirowała, potem zakręciła lokówką, a potem jeszcze wyprasowała żelazkiem. Natychmiast zdjęłam z siebie mokre ciuchy i założyłam rzeczy Hazzy. Potem zostało mi tylko obmycie twarzy wodą i zrobienie czegoś z szopą na głowie. Na szczęście na mojej ręce jak zwykle znajdowała się gumka do włosów, więc po ich rozczesaniu, czym prędzej je związałam. Wyszłam z łazienki, udając się do pokoju, w którym znajdowaliśmy się wcześniej. Zastałam tam siedzącego na łóżku, już przebranego Harrego, grzebiącego w laptopie. 
-Już? -zapytał, kiedy zobaczył mnie w drzwiach. Twierdząco pokiwałam głową, uśmiechając się. 
-Co będziemy teraz robić? -zapytałam, siadając na jego łóżku. 
-Na co masz ochotę? 
-Szczerze mówiąc... jestem głodna, ale pewnie nie masz nic w lodówce. -spojrzałam na niego krzywo. 
-Fakt, o tym nie pomyślałem... Zamówmy pizzę. 
-Ktoś jeszcze dowozi jedzenie o tej porze? 
-No pewnie! -zawołał ochoczo, po czym sięgnął po telefon -Na co masz ochotę? 
-Cokolwiek. -uśmiechnęłam się ciepło. 
Harry wstał z łóżka i poszedł zamówić dla nas coś do jedzenia, jako że jego laptop wciąż był otwarty, pozwoliłam sobie do niego zajrzeć. Akurat pojawił się jego profil na twitterze. Wiedziałam, że uszczęśliwię kilka fanek, klikając follow na ich profilach, dlatego postanowiłam takową czynność wykonać, natykając się na każdą z nich. 
-Co tam szperasz? -usłyszałam za sobą jego głos. 
-Nieważne. -odwróciłam się -Poczekaj, zadzwonię do Lilly. -zupełnie o niej zapomniałam. 
Czym prędzej wybrałam numer do przyjaciółki i powiadomiłam ją o tym, że nie wracam na noc. Nie obyło się bez jej : 'Niech mi z tego dzieci nie będzie', ale w końcu za coś ją trzeba kochać, nie? 

Pizza została dostarczona po jakiejś pół godzinie. Od razu się na nią rzuciliśmy, widać nie tylko ja byłam głodna. Po tym, jak stwierdziliśmy, że jesteśmy najedzeni, postanowiliśmy pójść spać. 
-Pokój Louisa jest obok, możesz się tam położyć. -uśmiechnął się. 
-Nie, to nie fair, nie będę spać w jego łóżku. -oburzyłam się, krzyżując ręce na piersiach. 
-To zostań tu, ja idę do niego. -wstał z łóżka, udając się do drzwi. 
-Harry głupolu, chodź tu. -powiedziałam, błagalnie na niego spoglądając. 
-Mam z tobą spać? -zapytał zdziwiony. 
-Sama się boję. 
-Okej, mi to nie przeszkadza. -odpowiedział, po czym wskoczył pod kołdrę. Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić to samo. Przytuliłam się do niego, jak za każdym razem w szpitalu i kładąc się na jego klatce piersiowej, próbowałam zasnąć. Właśnie, próbowałam. Nie wychodziło, za żadne skarby. 
-Śpisz? -zapytałam szeptem po prawie pół godzinie. 
-Nie. -odpowiedział równie cicho -Nie mogę zasnąć. 
-Ja też nie. 
-Chcesz pogadać? 
-Chcę. -uśmiechnęłam się pod nosem -Powiesz mi w końcu, gdzie są chłopcy? 
-Liam u rodziców, Niall w Irlandii, Louis z Eleanor, a Zayn w Bradford. 
-Czyli już nie mieszkacie w Nowym Jorku? -podniosłam się, spoglądając na niego, co w sumie było głupim pomysłem, gdyż jest środek nocy i jak się pewnie domyślacie, nic nie widać. 
-Nie. -odpowiedział od razu -To nie dla nas. Wiem, że może tracimy jakąś szansę, ale jeśli ta cholerna przeprowadzka ma niszczyć to, co jest między tobą, a mną, to ja się wypisuję. -mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Wszystko jest w porządku.
-Wszystko? -zapytał z lekkim zdziwieniem w głosie. Nawet pomimo tego, że było ciemno jak w d... sami wiecie, gdzie, to wiedziałam, że w jego oczach pojawiły się iskierki, uniósł brwi i lekko rozstawił wargi. Dłużej nie mogłam wytrzymać i nie obchodzą mnie moje idiotyczne reguły. Po prostu, wiedziałam, gdzie w tej chwili znajdują się jego usta, dlatego czym prędzej złączyłam je z moimi. 
-Wszystko. -wyszeptałam, znów wracając do poprzedniej pozycji. Na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech. Poczułam jeszcze tylko rękę Harrego na moim ramieniu, po czym mocniej mnie objął. 
-Dobranoc. -szepnął, całując mnie w głowę. 
-Dobranoc. -odpowiedziałam, lekko kładąc swoją głowę na jego ciele. 



wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 9: 'Jakby ci to powiedzieć...'


-Skończyłaś już? -Lilly złapała mnie w biegu, kiedy kierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. 
-Tak, idę na chwilę do Hazzy. O której kończysz? 
-Za dwie godziny. Będziesz już w domu, bo nie mam kluczy...
-Postaram się, zadzwoń, jak wyjdziesz. -odpowiedziałam i posłałam jej uśmiech. 
-Jasne -ciepło się uśmiechnęła -Muszę już lecieć. Pa. -pocałowała mnie w policzek i czym prędzej udała się na zajęcia. 
Wyszłam ze szkoły, kierując się w stronę szpitala. Jak zwykle, po około piętnastu minutach, znalazłam się na miejscu.
-Żyjesz? -zapytałam, widząc, że Harry leży bez ruchu na łóżku, odwrócony do mnie dupą. Ani drgnął, dlatego podeszłam otworzyć okno, żeby wpuścić do sali nieco świeżego powietrza, myśląc, że Styles śpi. 
-Żyję. -usłyszałam tą cudowną chrypkę, na co podskoczyłam ze strachu, no bo jednak mnie wystraszył. 
-Widzę refleks szachisty. Pogratulować. -odwróciłam się, spoglądając na niego bokiem. 
-Dziękuję. -przytaknął, ciągle leżąc w tej samej pozycji. 
-Jak się dziś czujesz? -zapytałam, zajmując miejsce na krześle koło łóżka. 
-Zdecydowanie lepiej. -podparł się jedną ręką, nie spuszczając ze mnie wzroku -Chcę w końcu stąd wyjść no! 
-Uspokój się. -odpowiedziałam spokojnie -Trochę poleżysz i wyjdziesz. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Zawsze jesteś tak optymistycznie nastawiona do życia? -zapytał, odwzajemniając mój uśmiech. 
-Nie, tylko czasem mi się zdarza. -zaśmiałam się -Potrzebujesz czegoś? 
-Tak, właściwie to tak. 
-Słucham. -'otworzyłam' się, czekając na zachciankę. 
-To będzie głupie. 
-Okeeeeej. -przeciągnęłam niepewnie. 
-Położysz się koło mnie? -zapytał w końcu, znów robiąc te swoje maślane oczy. 
-Jak bardzo prosisz? -szeroko się uśmiechnęłam. 
-Bardzo, bardzo, bardzo. -powiedział szybko, niczym pięcioletnie dziecko. Jak pewnie się domyślacie, wskoczyłam do łóżka Hazzy, pomimo tego, że to szpital i nie powinnam -Znów. -powiedział po kilku minutach ciszy. Automatycznie podniosłam głowę, spoglądając na niego. 
-Co? -zapytałam zdziwiona. 
-Znów to uczucie. -spojrzał mi w oczy -Czemu ty tak na mnie działasz? -zaczął przyglądać się każdemu szczegółowi mojej twarzy. Miałam wrażenie, że zaczynam się rumienić, dlatego po obdarzeniu Harrego szerokim uśmiechem, znów ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Chłopak mocniej objął mnie ramieniem, ja natomiast zaczęłam 'rysować' palcem różne figury na jego brzuchu. Znów umieliśmy leżeć mnóstwo czasu, nawet nie porozumiewając się słowami. Nasze milczenie przerwał jednak w którymś momencie dźwięk mojego telefonu. 
-Podasz? -zapytałam, jako że stolik nocny znajdował się po drugiej stronie łóżka. Harry sięgnął ręką po mój telefon, po czym mi go podał. Dzwoniła Lilly, więc automatycznie spojrzałam na zegar. Tak, leżałam z Harrym w łóżku ponad godzinę, zapominając o Bożym świecie. 
-I co, jesteś w domu? 
-Nie, w szpitalu. -odpowiedziałam -Przyjdź do nas. 
-Nie, nie powinnam. 
-Lilly przestań marudzić. 
-Lilly siedź cicho i tu przyjdź! -wydarł się leżący obok Harry. Tylko lekko go puknęłam, wywracając oczami. -Ja czekam. 
-Dobra, będę za chwilę. 
-No, i to jest dobra decyzja. -uznałam, po czym się rozłączyłam -To może ja wstanę... 
-Nie, nie, nie. -zaprotestował, przyciągając mnie do siebie. 
-Harry, Lilly tu wejdzie, a ja na tobie leżę. 
-No i co z tego? 
-Styles, ty jesteś zdecydowanie za bardzo uparty. -skwitowałam, wtulając się w niego. 

Znalazłyśmy się w domu po 17 i po spożyciu jakiegoś sensownego posiłku, postanowiłyśmy na chwilę siąść do książek. Nie miałam jednak większego zamiaru zakuwać tak, jak przez ostatnie dni, dlatego zeszłam na dół już po pół godzinie. Jak się okazało, w salonie, na sofie leżała Lilly, która prawdopodobnie także ma dosyć nauki. Zajęłam miejsce koło niej, gdzie spędziłyśmy chwilę w milczeniu. 
-Moi rodzice przyjeżdżają w przyszłym tygodniu... -zaczęłam. 
-To chyba dobrze. Ile ich nie widziałaś, dwa miesiące? -zapytała, patrząc na mnie bokiem. 
-Trzy i pół. -posmutniałam.
-Więc będziecie mieli okazję, by w końcu porządnie porozmawiać. -uśmiechnęła się. 
-Racja. -przytaknęłam, odwzajemniając jej uśmiech. 
-Jak Harry? 
-Czuje się lepiej-szeroko się uśmiechnęłam, wiedząc, że nie o to jej chodzi. 
-Serio jesteś aż taka głupia? Wiesz, że nie o to pytam. 
-Wiem. -wystawiłam jej język. 
-Wszystko już między wami okej? 
-Tak. -pokiwałam twierdząco głową -Raczej tak. 

*
Harry w końcu mógł wyjść ze szpitala. Wprawdzie leżał tam ponad dwa tygodnie, ale przynajmniej mamy potwierdzenie, że wszystko z nim w porządku. Chłopcy zajmują się nim jeszcze w domu, na co narzeka Loczuś, mówiąc, że nie ma pięciu lat. Ja natomiast chodzę do szkoły, co nie jest tak zabawne. Dziś w końcu zaczyna się weekend, z którego nie będę jednak mogła w pełni skorzystać, jako że moi rodzice przylatują w odwiedziny. Wróciłam do domu, spuszczając moją torbę na podłogę, po czym rzuciłam się na fotel. Kiedy w końcu trochę odpoczęłam, udałam się do kuchni, w celu skonsumowania jakiegoś ciepłego posiłku. 
Około szesnastej usłyszałam dzwonek do drzwi, w których pojawiła się moja mama. 
-Mamoooooo! -rzuciłam się na nią, kiedy tylko ją zobaczyłam. 
-Dusisz. -powiedziała, cały czas się śmiejąc. 
-Przepraszam. -oderwałam się od niej i zaprosiłam gestem ręki do środka -Stęskniłam się. 
-Ja też kochanie. Wszystko w porządku? -zapytała, siadając na kanapie. 
-Tak. A u was? 
-Też wszystko dobrze. Tata jak widzisz cały czas pracuje. 
-Przyjedzie jeszcze dziś? 
-Tak, za jakąś godzinkę. -uśmiechnęła się -A gdzie masz Lilly? 
-Jestem, jestem! -usłyszałyśmy zbiegającą po schodach Lilly, w tym momencie nasza rozmowa przeszła na język angielski. 
-Cześć. -moja mama wstała, ściskając Lil. 
-Dzień dobry! -odpowiedziała jej entuzjastycznie. Po chwili oby dwie zajęły miejsca na kanapie. 
-Jak w szkole? -zaczęła mama. 
-Dobrze, jakoś sobie radzimy. Niech pani opowiada co tam w Polsce. 
-Po staremu, w sumie nic się nie zmieniło. Jak widzicie, tata cały czas pracuje, ja też staram się znaleźć jakieś zajęcia w domu i tak się kula. -ciepło się uśmiechnęła. 

Nim się obejrzałyśmy minęła ponad godzina i zdążył dołączyć do nas ojciec. Po wyściskaniu go, razem usiedliśmy w salonie, popijając herbatę i rozmawiając na różne tematy. Kilka minut później zadzwonił mój telefon. Udałam się więc do kuchni, gdzie aktualnie leżał i bez namysłu odebrałam. 
-Jesteś w domu? -usłyszałam Stylesa po drugiej stronie. 
-Miło cię słyszeć. 
-Przepraszam. Musimy pogadać, jesteś w domu? -wyczułam w jego głosie zdenerwowanie, coś się stało. 
-Jestem, ale... 
-Będę za dziesięć minut. -przerwał mi, po czym po prostu się rozłączył. 
-Kto to? -zapytała mama, kiedy znów zjawiłam się w salonie. 
-Kolega. -spojrzałam znacząco na Lilly, która pewnie już wiedziała, o kogo chodzi -Przepraszam was, ale będzie tu za kilka minut, chciał pogadać. 
-Nie przejmuj się. -mój tata ciepło się uśmiechnął -Zajmiemy się sobą. 
-Jasne, jakoś damy radę. -dodała Lilly. Zmierzyłam ją tylko wzrokiem, żeby dać jej znać, że coś jest nie tak. Od razu wiedziała, o co chodzi. Dobrze, że mam kogoś, kto rozumie mnie, tylko za pomocą jednego spojrzenia. 

-Możemy pogadać? -natychmiast wszedł do naszego domu, kiedy tylko otworzyłam drzwi. 
-Harry, poznaj -spojrzałam na salon, po czym chłopak zrobił to samo - to są moi rodzice. Mamo, tato, to jest Harry. -Styles znów skierował swój wzrok na mnie, jednocześnie próbując mnie nim przeprosić. Tylko lekko się uśmiechnęłam, stwierdzając, że to głupota. 
-Miło państwa poznać. -powiedział, po czym podszedł uścisnąć rękę zarówno mojej mamy, jak i taty. 
-Nawzajem. -odpowiedziała mama, ciepło się do niego uśmiechając. Na kilka chwil zapanowała niezręczna cisza, dlatego postanowiłam ją przerwać. 
-Harry chciałeś pogadać... 
-Tak, możemy na osobności? 
-Jasne, chodź. -pociągnęłam go za rękaw, ciągnąc do mojego pokoju. 
-Przepraszam, trochę głupio wyszło z twoimi rodzicami. -usłyszałam, kiedy już znaleźliśmy się w pomieszczeniu. 
-Spokojnie, to nic takiego. Mów, o czym chciałeś pogadać. -uśmiechnęłam się, siadając na łóżku. 
-Aaa, tak... -zaczął niepewnie -Chodzi o to, że... że... -Harry się jąka, z tego nie wyniknie nic dobrego. 
-To nic miłego, prawda? -zapytałam, spoglądając na jego zakłopotaną twarz. 
-Nie. -pokiwał przecząco głową -Z pewnością nie dla mnie. 
-Powiedz, co się stało. 
-Dobra, i tak w końcu będę musiał to zrobić. -znów zaczął, siadając koło mnie -Jakby ci to powiedzieć... Nasz manager chce, żebyśmy się przeprowadzili... 
-Dokąd? -zapytałam bez żadnych emocji. Londyn to dobre miejsce na rozwijanie kariery, więc manager chcąc otworzyć przed nimi większe drzwi z pewnością nie wybrał Europy. 
-Do Nowego Jorku. -odpowiedział, spuszczając głowę -Oczywiście nie muszę się na to zgadzać.
-Ale chcesz? 
-Tego też nie powiedziałem. Powiesz, co o tym myślisz? 
-Harry to są twoje sprawy i twoje marzenia, jeśli to ma tobie w jakikolwiek sposób pomóc to... 
-Chcesz, żebym jechał? -przerwał mi, właściwie nie pytając. To było stwierdzenie.
-Nie powiedziałam tego Harry. 
-No to powiedz, że nie chcesz. 
-Nie zrobię tego. -powiedziałam, po czym spuściłam głowę. Zdecydowanie nie jestem osobą, która umie załatwiać takie sprawy. Co mam mu powiedzieć? Że owszem, chce, żeby został? I wtedy do końca życia będę obwiniać się za to, że to przeze mnie on nie może spełniać swoich marzeń. Z drugiej strony mam powiedzieć mu, że ma jechać i wyjdzie na to, że kompletnie mi na nim nie zależy? 
-Okej, czyli mam jechać. -stwierdził, po czym wstał z łóżka -Dzięki za pomoc. -odpowiedział oschle, chwytając za klamkę. 
-Harry... -zaczęłam łagodnie.
-Nie Sophie, to nie ma sensu. -otworzył drzwi, najnormalniej w świecie wychodząc z mojego pokoju. Zostawił mnie zdezorientowaną na łóżku, na które już po chwili lały się łzy. Tak płakałam. Co miałam w tej sytuacji zrobić? Przecież nie pójdę do niego i nie zmarnuję kariery. Jeśli mamy wybrać lepsze wyjście, to niech jedzie do tego cholernego Nowego Jorku, spełnia marzenia, niech znajdzie sobie jakąś ładną dziewczynę i zapomni o jednej, nic nieznaczącej Sophie. 
-Sophie, wszystko w porządku? -usłyszałam głos mojej mamy, która po chwili usiadła na łóżku. 
-Tak, przepraszam. Zaraz zejdę. -odpowiedziałam, ścierając łzy, których zaczęło pojawiać się coraz więcej. 
-Nie kochanie. Widzę, że nie jest dobrze. Pójdziemy już. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Jutro zadzwonię i umówimy się na jakąś kawę, dobrze? -nie odpowiedziałam nic, tylko kiwnęłam głową na zgodę -Trzymaj się kochanie. -ucałowała mnie w głowę, po czym opuściła pomieszczenie. Wcale nie zostawiła mnie samej z problemami. Wiedziała, że wolę pogadać z Lilly. Właściwie czytała mi w myślach, bo nie zadawała zbędnych pytań.
Kilka minut później zjawiła się Lilly, pytając, po co przyszedł Harry i dlaczego wkurzony wyszedł z naszego domu. Kogo jak kogo, ale jej nie miałam zamiaru okłamywać. Opowiedziałam jej wszystko, po czym na nowo się rozryczałam. Lilly posiedziała ze mną jeszcze przez długi czas, kiedy to obydwie zasnęłyśmy na moim łóżku. 

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 8: 'Zrobię problem, bo się martwię'


-Hej. -uśmiechnęłam się, kiedy tylko go zobaczyłam. 
-Hej. -odwzajemnił uśmiech. 
-Sam jesteś? -zapytałam, rozglądając się dookoła. 
-Yhym... -'odpowiedział', robiąc smutną minkę. 
-Już nie. -poruszyłam brwiami. Siadając na krześle -Jak się czujesz? 
-Bywało lepiej, ale nie narzekam. -znów wystawił ząbki. 
-Wiesz już kiedy wyjdziesz? -nic nie odpowiedział, tylko bezradnie pokręcił głową. 
-Panie Styles, jak się dziś czujemy? -w sali znalazł się lekarz. 
-Nieźle... -odpowiedział niepewnie Harry. 
-Bóle, albo zawroty głowy? 
-Tylko lekkie bóle, ale to nic takiego. -znów odezwał się Harry. 
-Harry, nie trzymamy w szpitalu ludzi, którym dolega 'nic takiego'. Jutro zabierzemy cię jeszcze na badania i sprawdzimy wyniki. Odpoczywaj. -ciepło się uśmiechnął, znów opuszczając pomieszczenie.
-Czemu nie mówisz, że boli cię głowa? -zapytałam, unosząc brwi. 
-Bo zaraz zrobisz z tego wielki problem, jakby się paliło. To nic takiego. 
-Zrobię problem, bo się martwię. Zrozum to. -spojrzałam na niego, po czym tylko się uśmiechnął. 
-Chodź tu. -powiedział troskliwie, wyciągając do mnie rękę. Chwyciłam ją, po czym Harry przyciągnął mnie do siebie. Znalazłam się na łóżku koło niego, gdzie mocno mnie przytulił. W końcu poczułam, że między nami wszystko wraca do normy. 
-Przepraszam. -wyszeptałam, mocniej się w niego wtulając. 
-Nie masz za co przepraszać. -usłyszałam jego cudowną chrypkę nad swoim uchem. 
-Nawet jeśli to i tak przepraszam. 

Potrafiliśmy leżeć w milczeniu przez ponad pół godziny, a i tak słyszałam głos Hazzy w swojej głowie. Cudowne uczucie spędzić tyle czasu z osobą, która rozumie cię bez słów. Moje powieki jednak przestały odmawiać mi posłuszeństwa, co było pewnie efektem moich ostatnich nieprzespanych nocy. Zasnęłam więc w objęciach Harrego. 
Obudził mnie dźwięk telefonu mojego 'sąsiada' z łóżka. Po chwili otworzyłam oczy, by zorientować się w sytuacji. 
-To Louis, będą za godzinę. -uśmiechnął się, kiedy na niego spojrzałam. 
-Mogłeś mnie obudzić... -zaczęłam wstawać. 
-Ale nie chciałem. -z powrotem mnie do siebie przyciągnął, dlatego wylądowałam na jego klatce piersiowej. 
-Okej, mi to nie przeszkadza, mogę tu leżeć. -uśmiechnęłam się, spoglądając na niego bokiem. 
-Możesz. -odwzajemnił mój uśmiech. Znów leżeliśmy razem na łóżku, tym razem jednak nie koło siebie. Zajęłam miejsce na torsie Harrego, a nogi oparłam na krześle. Chłopak zaczął bawić się moimi włosami, dziwnie na mnie patrząc. 
-Czemu się tak patrzysz? -zapytałam, lekko się uśmiechając. 
-Bo dziwnie się czuję. -odpowiedział spokojnie, ciągle patrząc mi w oczy. 
-To znaczy? 
-Sam nie wiem. Kiedy tylko jesteś w pobliżu, czuję, jakby coś się zmieniało. To jest dziwne do opisania, nawet nie wiem jak to nazwać, ale... Nie, to głupie. -pokręcił głową, rozmyślając się. 
-Nie, to wcale nie jest głupie. -spojrzałam na niego -Mam to samo, wiem, o co ci chodzi. -szeroko się uśmiechnęłam. Harry znów zaczął bawić się jednym z moich loków, tym samym cały czas cudownie się uśmiechając. 

*
-Złaź z tego łóżka, teraz moja kolej! -krzyknął Louis, zjawiając się w progu. 
-Bardzo, ale to bardzo miło cię widzieć. -wywróciłam oczami, schodząc z Harrego. Po chwili przywitałam się też z Zaynem, Niallem i Liamem. 
-Wiesz już kiedy wyjdziesz? -zapytał Payne, na co Harry przecząco pokręcił głową. 
-Niech już cię stąd wypuszczą... Tęsknię za tobą i mam koszmary w nocy. -powiedział Tommo, czochrając loki Hazzy. 
-To idź do Liama. -odpowiedział Styles, próbując 'uwolnić' się od Lou. 
-Nie męcz pacjenta Tommo. -odpowiedziałam, śmiejąc się z nich dwóch. 
-Ja mogę. -wystawił mi język, wracając do Harrego. Wywróciłam oczami, przenosząc wzrok na Nialla. 
-Jak w Irlandii? 
-Po staremu. -odpowiedział ciepło się uśmiechając. 
-Właśnie, apropos Irlandii, -zaczął coś dzisiaj cichy Zayn -za tydzień jest podpisywanie płyt. Mamy to przełożyć? -spojrzał na Harrego. 
-Ja mogę jechać nawet i dziś. Idź zapytać lekarza. -odpowiedział, bezradnie rozkładając ręce. 
-Liam, idziesz ze mną? -zapytał mulat, patrząc na Payna. 
-Tak. -odpowiedział zdecydowanie, wstając z miejsca. 
-Ja też pójdę, muszę iść do domu... -też wstałam. 
-Poczekaj, odprowadzę cię. -Tomlinson nagle wstał z łóżka Hazzy i podążył w moją stronę. 
-Nie, dam sobie radę. -zaprzeczyłam. 
-Daj spokój. 
-Dobra, jak chcesz. Pa Niall -ciepło się uśmiechnęłam, przytulając go. 
-Na razie. -odwzajemnił mój uśmiech. 
-Pa. -zwróciłam się do Harrego, pochylając się i składając buziaka na jego policzku. 
-Przyjdziesz jutro? -zdążył złapać jeszcze moją rękę, robiąc oczy szczenięce oczka. 
-Przyjdę, ale tylko na chwilę... -po kilku minutach patrzenia na jego ślepia jednak się zgodziłam -Muszę zakuwać...
-Jasne, rozumiem. Jak nie możesz, to nie przychodź, dam sobie radę. 
-Spokojnie. -ciepło się uśmiechnęłam -Jakoś sobie poradzę. Najwyżej będziesz się ze mną uczyć tutaj. -zaśmiałam się. 
-Okej, pasuje mi. -odwzajemnił uśmiech. 
-Chodźmy już. -Louis zaczął ciągnąć mnie za rękę. 
-Spokojnie Tomlinson. -odpowiedziałam, jednak nie przestał mnie ciągnąć -Przepraszam, muszę już iść. -poprosiłam o wyrozumienie i zaczęłam się oddalać, jednak nie był to mój wybór. 
-Pa. -usłyszałam głos Harrego i Nialla, po czym tylko się uśmiechnęłam. Tomlinson dotargał mnie do korytarza i w końcu puścił moją rękę. 
-Przepraszam, musiałem to zrobić. Żegnałabyś się jeszcze dwie godziny. -tylko spojrzałam na niego bokiem i wywróciłam oczami. 

Louis dosłownie wsadził mnie do swojego samochodu i odwiózł do domu. W środku nie zastałam nikogo, bo zapomniałam, że Lilly jest u Ash. Jak powiedziała, idzie się uczyć. Moim zdaniem i tak wyjdzie na to, że zrobią jakąś imprezę, bez zaglądania do jakiejkolwiek książki. Udałam się więc na górę, gdzie spędziłam trochę (dużo) czasu nad jakimiś bezsensownymi lekturami. Po 20 moją naukę przerwał dźwięk telefonu. Sięgnęłam po niego do stolika nocnego i po zobaczeniu na wyświetlaczu, że dzwoni moja mama, postanowiłam odebrać. 

-Cześć, co tam słychać? -zapytałam. 
-Cześć. Wszystko w porządku, a u ciebie? 
-Też jakoś się kula. Mam mnóstwo nauki, ale jakoś daję radę. 
-Kotku, mam do ciebie pytanko. 
-Tak?
-Tata w przyszłym tygodniu ma parę spraw do załatwienia w Londynie. Co powiesz na to, że przyjadę z nim i zostaniemy kilka dni? 
-Pewnie, czemu nie. Ale nic nie obiecuję, wiesz, że mamy razem z Lilly mnóstwo rzeczy na głowie...
-Spokojnie, nie martw się. Zatrzymamy się w hotelu, więc nie będziemy siedzieć wam na głowie. Poza tym to raczej będzie weekend, więc będziesz miała chwilę oddechu. 
-Jasne... -odpowiedziałam niepewnie -Mamo muszę już kończyć, naprawdę jestem zajęta. 
-Jasne kochanie. Trzymaj się. Kocham cię. 
-Ja ciebie też mamo. -odpowiedziałam, po czym usłyszałam kilka dźwięków w słuchawce, co oznaczało, że mama się rozłączyła. 
Postanowiłam jednak nie wracać do książek, a w zamian wziąć długą, odprężającą kąpiel. Napuściłam więc do wanny gorącej wody, uzupełniając ją dużą ilością piany. Rozkoszowałam się wonią pachnących olejków, kiedy to moją oazę spokoju zaburzył dźwięk sms'a. 
'Co robisz? Xxx' - wiadomość od Hazzy. 
'Siedzę w wannie XD' -odpisałam szybko, po czym postanowiłam zakończyć moje spotkanie z wanną. Wyszłam więc, owijając się w ręcznik, po czym usiadłam na łóżku. W między czasie zdążył przyjść jeszcze jeden sms. 
'Powiedzmy, że nie chcesz wiedzieć, o czym teraz pomyślałem... Anyway wracając do tematu, żartowałem z tymi odwiedzinami jutro. Rozumiem, że masz szkołę...' 
'Daj spokój, na chwilę mogę wpaść :) xxx' 
'Weź książki, pouczę się z Tobą. Nie mogę pozwolić na to, że przeze mnie zawalisz szkołę :) xx' -mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaczęłam czuć, że Harry się o mnie troszczy, to takie słodkie... 
'Wezmę panie profesorze :P Widzimy się jutro, teraz idę spać .xx' -odpisałam szybko, po czym wsunęłam na siebie piżamę. Wskoczyłam pod kołderkę, gdzie od razu ugrzałam nogi, po czym dostałam następnego sms'a. 
'Dzięki. Za wszystko. Kolorowych snów xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx' -znów się uśmiechnęłam. 
'Oszczędź sobie tego xxxxxxxx, zobaczymy się jutro :) xxx' 
'Nie :P xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx' -wywróciłam oczami, wciąż się śmiejąc, ale zdecydowałam się na nie odpisywanie, by nie ciągnąć tej rozmowy w nieskończoność. Wygodnie ułożyłam głowę na poduszce, już po kilku minutach padając w objęciach Morfeusza.