wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 9: 'Jakby ci to powiedzieć...'


-Skończyłaś już? -Lilly złapała mnie w biegu, kiedy kierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. 
-Tak, idę na chwilę do Hazzy. O której kończysz? 
-Za dwie godziny. Będziesz już w domu, bo nie mam kluczy...
-Postaram się, zadzwoń, jak wyjdziesz. -odpowiedziałam i posłałam jej uśmiech. 
-Jasne -ciepło się uśmiechnęła -Muszę już lecieć. Pa. -pocałowała mnie w policzek i czym prędzej udała się na zajęcia. 
Wyszłam ze szkoły, kierując się w stronę szpitala. Jak zwykle, po około piętnastu minutach, znalazłam się na miejscu.
-Żyjesz? -zapytałam, widząc, że Harry leży bez ruchu na łóżku, odwrócony do mnie dupą. Ani drgnął, dlatego podeszłam otworzyć okno, żeby wpuścić do sali nieco świeżego powietrza, myśląc, że Styles śpi. 
-Żyję. -usłyszałam tą cudowną chrypkę, na co podskoczyłam ze strachu, no bo jednak mnie wystraszył. 
-Widzę refleks szachisty. Pogratulować. -odwróciłam się, spoglądając na niego bokiem. 
-Dziękuję. -przytaknął, ciągle leżąc w tej samej pozycji. 
-Jak się dziś czujesz? -zapytałam, zajmując miejsce na krześle koło łóżka. 
-Zdecydowanie lepiej. -podparł się jedną ręką, nie spuszczając ze mnie wzroku -Chcę w końcu stąd wyjść no! 
-Uspokój się. -odpowiedziałam spokojnie -Trochę poleżysz i wyjdziesz. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Zawsze jesteś tak optymistycznie nastawiona do życia? -zapytał, odwzajemniając mój uśmiech. 
-Nie, tylko czasem mi się zdarza. -zaśmiałam się -Potrzebujesz czegoś? 
-Tak, właściwie to tak. 
-Słucham. -'otworzyłam' się, czekając na zachciankę. 
-To będzie głupie. 
-Okeeeeej. -przeciągnęłam niepewnie. 
-Położysz się koło mnie? -zapytał w końcu, znów robiąc te swoje maślane oczy. 
-Jak bardzo prosisz? -szeroko się uśmiechnęłam. 
-Bardzo, bardzo, bardzo. -powiedział szybko, niczym pięcioletnie dziecko. Jak pewnie się domyślacie, wskoczyłam do łóżka Hazzy, pomimo tego, że to szpital i nie powinnam -Znów. -powiedział po kilku minutach ciszy. Automatycznie podniosłam głowę, spoglądając na niego. 
-Co? -zapytałam zdziwiona. 
-Znów to uczucie. -spojrzał mi w oczy -Czemu ty tak na mnie działasz? -zaczął przyglądać się każdemu szczegółowi mojej twarzy. Miałam wrażenie, że zaczynam się rumienić, dlatego po obdarzeniu Harrego szerokim uśmiechem, znów ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Chłopak mocniej objął mnie ramieniem, ja natomiast zaczęłam 'rysować' palcem różne figury na jego brzuchu. Znów umieliśmy leżeć mnóstwo czasu, nawet nie porozumiewając się słowami. Nasze milczenie przerwał jednak w którymś momencie dźwięk mojego telefonu. 
-Podasz? -zapytałam, jako że stolik nocny znajdował się po drugiej stronie łóżka. Harry sięgnął ręką po mój telefon, po czym mi go podał. Dzwoniła Lilly, więc automatycznie spojrzałam na zegar. Tak, leżałam z Harrym w łóżku ponad godzinę, zapominając o Bożym świecie. 
-I co, jesteś w domu? 
-Nie, w szpitalu. -odpowiedziałam -Przyjdź do nas. 
-Nie, nie powinnam. 
-Lilly przestań marudzić. 
-Lilly siedź cicho i tu przyjdź! -wydarł się leżący obok Harry. Tylko lekko go puknęłam, wywracając oczami. -Ja czekam. 
-Dobra, będę za chwilę. 
-No, i to jest dobra decyzja. -uznałam, po czym się rozłączyłam -To może ja wstanę... 
-Nie, nie, nie. -zaprotestował, przyciągając mnie do siebie. 
-Harry, Lilly tu wejdzie, a ja na tobie leżę. 
-No i co z tego? 
-Styles, ty jesteś zdecydowanie za bardzo uparty. -skwitowałam, wtulając się w niego. 

Znalazłyśmy się w domu po 17 i po spożyciu jakiegoś sensownego posiłku, postanowiłyśmy na chwilę siąść do książek. Nie miałam jednak większego zamiaru zakuwać tak, jak przez ostatnie dni, dlatego zeszłam na dół już po pół godzinie. Jak się okazało, w salonie, na sofie leżała Lilly, która prawdopodobnie także ma dosyć nauki. Zajęłam miejsce koło niej, gdzie spędziłyśmy chwilę w milczeniu. 
-Moi rodzice przyjeżdżają w przyszłym tygodniu... -zaczęłam. 
-To chyba dobrze. Ile ich nie widziałaś, dwa miesiące? -zapytała, patrząc na mnie bokiem. 
-Trzy i pół. -posmutniałam.
-Więc będziecie mieli okazję, by w końcu porządnie porozmawiać. -uśmiechnęła się. 
-Racja. -przytaknęłam, odwzajemniając jej uśmiech. 
-Jak Harry? 
-Czuje się lepiej-szeroko się uśmiechnęłam, wiedząc, że nie o to jej chodzi. 
-Serio jesteś aż taka głupia? Wiesz, że nie o to pytam. 
-Wiem. -wystawiłam jej język. 
-Wszystko już między wami okej? 
-Tak. -pokiwałam twierdząco głową -Raczej tak. 

*
Harry w końcu mógł wyjść ze szpitala. Wprawdzie leżał tam ponad dwa tygodnie, ale przynajmniej mamy potwierdzenie, że wszystko z nim w porządku. Chłopcy zajmują się nim jeszcze w domu, na co narzeka Loczuś, mówiąc, że nie ma pięciu lat. Ja natomiast chodzę do szkoły, co nie jest tak zabawne. Dziś w końcu zaczyna się weekend, z którego nie będę jednak mogła w pełni skorzystać, jako że moi rodzice przylatują w odwiedziny. Wróciłam do domu, spuszczając moją torbę na podłogę, po czym rzuciłam się na fotel. Kiedy w końcu trochę odpoczęłam, udałam się do kuchni, w celu skonsumowania jakiegoś ciepłego posiłku. 
Około szesnastej usłyszałam dzwonek do drzwi, w których pojawiła się moja mama. 
-Mamoooooo! -rzuciłam się na nią, kiedy tylko ją zobaczyłam. 
-Dusisz. -powiedziała, cały czas się śmiejąc. 
-Przepraszam. -oderwałam się od niej i zaprosiłam gestem ręki do środka -Stęskniłam się. 
-Ja też kochanie. Wszystko w porządku? -zapytała, siadając na kanapie. 
-Tak. A u was? 
-Też wszystko dobrze. Tata jak widzisz cały czas pracuje. 
-Przyjedzie jeszcze dziś? 
-Tak, za jakąś godzinkę. -uśmiechnęła się -A gdzie masz Lilly? 
-Jestem, jestem! -usłyszałyśmy zbiegającą po schodach Lilly, w tym momencie nasza rozmowa przeszła na język angielski. 
-Cześć. -moja mama wstała, ściskając Lil. 
-Dzień dobry! -odpowiedziała jej entuzjastycznie. Po chwili oby dwie zajęły miejsca na kanapie. 
-Jak w szkole? -zaczęła mama. 
-Dobrze, jakoś sobie radzimy. Niech pani opowiada co tam w Polsce. 
-Po staremu, w sumie nic się nie zmieniło. Jak widzicie, tata cały czas pracuje, ja też staram się znaleźć jakieś zajęcia w domu i tak się kula. -ciepło się uśmiechnęła. 

Nim się obejrzałyśmy minęła ponad godzina i zdążył dołączyć do nas ojciec. Po wyściskaniu go, razem usiedliśmy w salonie, popijając herbatę i rozmawiając na różne tematy. Kilka minut później zadzwonił mój telefon. Udałam się więc do kuchni, gdzie aktualnie leżał i bez namysłu odebrałam. 
-Jesteś w domu? -usłyszałam Stylesa po drugiej stronie. 
-Miło cię słyszeć. 
-Przepraszam. Musimy pogadać, jesteś w domu? -wyczułam w jego głosie zdenerwowanie, coś się stało. 
-Jestem, ale... 
-Będę za dziesięć minut. -przerwał mi, po czym po prostu się rozłączył. 
-Kto to? -zapytała mama, kiedy znów zjawiłam się w salonie. 
-Kolega. -spojrzałam znacząco na Lilly, która pewnie już wiedziała, o kogo chodzi -Przepraszam was, ale będzie tu za kilka minut, chciał pogadać. 
-Nie przejmuj się. -mój tata ciepło się uśmiechnął -Zajmiemy się sobą. 
-Jasne, jakoś damy radę. -dodała Lilly. Zmierzyłam ją tylko wzrokiem, żeby dać jej znać, że coś jest nie tak. Od razu wiedziała, o co chodzi. Dobrze, że mam kogoś, kto rozumie mnie, tylko za pomocą jednego spojrzenia. 

-Możemy pogadać? -natychmiast wszedł do naszego domu, kiedy tylko otworzyłam drzwi. 
-Harry, poznaj -spojrzałam na salon, po czym chłopak zrobił to samo - to są moi rodzice. Mamo, tato, to jest Harry. -Styles znów skierował swój wzrok na mnie, jednocześnie próbując mnie nim przeprosić. Tylko lekko się uśmiechnęłam, stwierdzając, że to głupota. 
-Miło państwa poznać. -powiedział, po czym podszedł uścisnąć rękę zarówno mojej mamy, jak i taty. 
-Nawzajem. -odpowiedziała mama, ciepło się do niego uśmiechając. Na kilka chwil zapanowała niezręczna cisza, dlatego postanowiłam ją przerwać. 
-Harry chciałeś pogadać... 
-Tak, możemy na osobności? 
-Jasne, chodź. -pociągnęłam go za rękaw, ciągnąc do mojego pokoju. 
-Przepraszam, trochę głupio wyszło z twoimi rodzicami. -usłyszałam, kiedy już znaleźliśmy się w pomieszczeniu. 
-Spokojnie, to nic takiego. Mów, o czym chciałeś pogadać. -uśmiechnęłam się, siadając na łóżku. 
-Aaa, tak... -zaczął niepewnie -Chodzi o to, że... że... -Harry się jąka, z tego nie wyniknie nic dobrego. 
-To nic miłego, prawda? -zapytałam, spoglądając na jego zakłopotaną twarz. 
-Nie. -pokiwał przecząco głową -Z pewnością nie dla mnie. 
-Powiedz, co się stało. 
-Dobra, i tak w końcu będę musiał to zrobić. -znów zaczął, siadając koło mnie -Jakby ci to powiedzieć... Nasz manager chce, żebyśmy się przeprowadzili... 
-Dokąd? -zapytałam bez żadnych emocji. Londyn to dobre miejsce na rozwijanie kariery, więc manager chcąc otworzyć przed nimi większe drzwi z pewnością nie wybrał Europy. 
-Do Nowego Jorku. -odpowiedział, spuszczając głowę -Oczywiście nie muszę się na to zgadzać.
-Ale chcesz? 
-Tego też nie powiedziałem. Powiesz, co o tym myślisz? 
-Harry to są twoje sprawy i twoje marzenia, jeśli to ma tobie w jakikolwiek sposób pomóc to... 
-Chcesz, żebym jechał? -przerwał mi, właściwie nie pytając. To było stwierdzenie.
-Nie powiedziałam tego Harry. 
-No to powiedz, że nie chcesz. 
-Nie zrobię tego. -powiedziałam, po czym spuściłam głowę. Zdecydowanie nie jestem osobą, która umie załatwiać takie sprawy. Co mam mu powiedzieć? Że owszem, chce, żeby został? I wtedy do końca życia będę obwiniać się za to, że to przeze mnie on nie może spełniać swoich marzeń. Z drugiej strony mam powiedzieć mu, że ma jechać i wyjdzie na to, że kompletnie mi na nim nie zależy? 
-Okej, czyli mam jechać. -stwierdził, po czym wstał z łóżka -Dzięki za pomoc. -odpowiedział oschle, chwytając za klamkę. 
-Harry... -zaczęłam łagodnie.
-Nie Sophie, to nie ma sensu. -otworzył drzwi, najnormalniej w świecie wychodząc z mojego pokoju. Zostawił mnie zdezorientowaną na łóżku, na które już po chwili lały się łzy. Tak płakałam. Co miałam w tej sytuacji zrobić? Przecież nie pójdę do niego i nie zmarnuję kariery. Jeśli mamy wybrać lepsze wyjście, to niech jedzie do tego cholernego Nowego Jorku, spełnia marzenia, niech znajdzie sobie jakąś ładną dziewczynę i zapomni o jednej, nic nieznaczącej Sophie. 
-Sophie, wszystko w porządku? -usłyszałam głos mojej mamy, która po chwili usiadła na łóżku. 
-Tak, przepraszam. Zaraz zejdę. -odpowiedziałam, ścierając łzy, których zaczęło pojawiać się coraz więcej. 
-Nie kochanie. Widzę, że nie jest dobrze. Pójdziemy już. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Jutro zadzwonię i umówimy się na jakąś kawę, dobrze? -nie odpowiedziałam nic, tylko kiwnęłam głową na zgodę -Trzymaj się kochanie. -ucałowała mnie w głowę, po czym opuściła pomieszczenie. Wcale nie zostawiła mnie samej z problemami. Wiedziała, że wolę pogadać z Lilly. Właściwie czytała mi w myślach, bo nie zadawała zbędnych pytań.
Kilka minut później zjawiła się Lilly, pytając, po co przyszedł Harry i dlaczego wkurzony wyszedł z naszego domu. Kogo jak kogo, ale jej nie miałam zamiaru okłamywać. Opowiedziałam jej wszystko, po czym na nowo się rozryczałam. Lilly posiedziała ze mną jeszcze przez długi czas, kiedy to obydwie zasnęłyśmy na moim łóżku. 

8 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam i warto było! Z niecierpliwością czekam na kolejny:)Dodaj szybciej bo nie wiem czy wytrzymam ;D

    M

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczny rozdział! Z niecierpliwością wyczekuję następnego:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebista notka :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :) :* ciekawa jestem co napiszesz dalej, dlatego dodawaj szybciej te notki :) :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Się zaczyna dziać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dodasz nowy jeszcze w tym tygodniu? Bardzo mi zależy...
    Jakie żebranie o rozdział XD
    Dzięki za info na fb :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że tak. Dopracuję jeszcze kolejny rozdział i postaram się dodać w sobotę.
      Nie ma sprawy :) x

      Usuń
  6. Świetnie piszesz ;) Bardzo spodobał mi się twój blog :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No, niedawno (czyt. dziś) tu wpadłam i przeczytałam wszystko. Szczerze? Podoba mi się. Początkowo widziałam tu ten utarty schemat, ale z rozdziału na rozdział upewniałam się, że masz na to opowiadanie pewien, całkiem dobry, zamysł. Cieszy mnie poprawność, z którą piszesz, ale momentami brak mi opisów. I o ile naprawdę dobrze opisujesz relacje Sophie-Harry, o tyle Lily-Sophie wychodzi już nieco gorzej.
    Nie będę w tym komentarzu wracać do poprzednich rozdziałów, bo zajęłoby mi to naprawdę dużo czasu. Powiem, że ten rozdział również był dobry, aczkolwiek reakcja Harry'ego chyba nieco przesadzona. W sensie, rozumiem jego ból, ale myślę, że ja na jego miejscu zrozumiałabym słowa Sophie jako "nie mogę stawać na drodze do Twojego szczęścia". Mam jednak nadzieję, że chłopcy wyjadą - to nieco uatrakcyjni akcję.
    Poza tym cieszy mnie to, że Sophie od razu nie rzuciła się w ramiona Hazzy - to takie straszne w tylu opowiadaniach o 1D...

    Pozdrawiam, wanilia.
    www.voice-on-tape.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń