czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 11: 'Mogę cię pocałować?'


Obudziłam się po 10 rano, niestety nie zastając w łóżku Harrego. W zamian siedział w garderobie, zawzięcie rozmawiając z kimś przez telefon. Nie miałam ochoty ani na podsłuchiwanie go, ani na bezczynne leżenie, dlatego powoli wymknęłam się z jego pokoju, kierując na dół. Wiedziałam, że w kuchni nie znajdę nic do jedzenia, ale w sumie nie byłam głodna, więc ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam na stole kilka butelek wody. Od razu chwyciłam jedną i opróżniłam prawie połowę.
-Ładnie to tak bez pytania? -poczułam jego ręce na mojej talii, obejmujące mnie od tyłu.  
-Czyli nieładnie? -odwróciłam się, zarzucając mu ręce na szyi. 
-I to jak. -uśmiechnął się, mocniej mnie do siebie przyciągając -Mogę cię pocałować? -zapytał, po kilku minutach wzajemnego patrzenia się sobie w oczy. 
-A musisz pytać? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wlepiając swoje usta w jego. 
-To z grzeczności. -ciepło się uśmiechnął -Po drugie nie chcę, żeby wyszło, jak wtedy.
-Nie wyjdzie. -odwzajemniłam jego uśmiech.

Po kilku minutach wzajemnego patrzenia się w patrzałki, zdecydowaliśmy się przejść do salonu. Lilly miała mi przywieźć świeże ciuchy na zmianę, ale oczywiście na razie nie da rady, bo jest w szkole. Dzięki Lilly, nie pomagasz. Ułożyłam się więc wygodnie na sofie, czekając na Harrego, który poszedł na górę. Leżałam z zamkniętymi oczami, delektując się dźwiękiem stukających o szyby kropel deszczu. 
Chwilę wytchnienia przerwał Harry, no bo kto inny. Głupol myślał, że jeśli przeskoczy przez oparcie kanapy i wyląduje prosto na mnie, to to nie zaboli. Mylił się i to bardzo. 
-Styles! -wydarłam się, czując, że łamie mi każde żebro po kolei. 
-Co? 
-To boli. Zabierz ten gruby zad z mojej osoby! 
-Nie jest gruby! -oburzył się, wstając z moich zwłok. 
-W każdym razie jest ciężki. -odpowiedziałam mu, powoli podnosząc się. 
-Przepraszam. -spuścił głowę -Żyjesz? 
-Nie, już po mnie. -wywróciłam oczami, znów siadając na kanapie. Nie trwało to długo, bo podskoczyłam jak oparzona, słysząc grzmot. Burza? Nie, tylko nie to! 
-Boisz się burzy? -zapytał zdziwiony. 
-Nie, skądże. -odpowiedziałam niepewnie, po czym znów podskoczyłam, bo usłyszałam jeszcze jeden.
-Nie wcale. -odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem pod nosem -Chodź tu. -pociągnął mnie za nadgarstek, w czego efekcie wylądowałam na jego kolanach -Nie bój się, okej? -objął mnie. 
-Okej, ewentualnie. -uśmiechnęłam się pod nosem -Wiem, że powinnam już iść, nie chce siedzieć ci na głowie. 
-Daj spokój. Po pierwsze i tak nie mam co robić, a po drugie ty i tak nie masz możliwości wyjścia stąd. 
-Dzięki. -odpowiedziałam niepewnie, bo i tak nie wierzyłam w to, co mówił. Ja powinnam siedzieć teraz w szkole, a w zamian leżę sobie na kanapie w domu chłopców i tulę się do Stylesa. 
Jak się okazało burza była tak potężna, że zabrakło prądu. Tak więc cisza spokój, nie ma co robić. Na zewnątrz właśnie chyba zaczął się koniec świata. 
W sumie to mi to nie przeszkadzało. Rozłożyliśmy się na kanapie i leżeliśmy tak, jak wtedy w szpitalu. Harry zaczął bawić się moimi włosami i nucić dobrze znaną mi piosenkę. 
-Your heart's against my chest -zaczęłam śpiewać po cichu. Po chwili dołączył także głos Hazzy - Your lips pressed to my neck I'm falling for your eyes but they don't know me yet.

I tak oto zrobiła się godzina 15. Ciągle grzmi, pada i błyska się. Mówię Wam, koniec świata jest bliski. Ciemno, zimno, a co najgorsze, jestem głodna. Mam chyba prawo, no nie? Nic nie jadłam od rana. 

-Kiedy wracają chłopcy? -zapytałam. 
-Jutro wieczorem. 
-Harry... -zaczęłam niepewnie. 
-Hm? - 'zapytał'. 
-Jestem głodna... 
-Czemu nic nie mówisz? 
-No przecież mówię. -zaczął drapać się po głowie. Wiedziałam przecież, że ich lodówka świeci pustkami, a wyjście na zewnątrz równało się ze śmiercią. Nagle jakby go oświeciło. 
-Chodź ze mną. -wstał z kanapy, podając mi rękę. Nie czekając na nic, udałam się razem z nim, sama nie wiem dokąd -Niall musiał tu przecież coś zostawić... -zaczął schodzić po schodach w dół. Pewnie do piwnicy, no bo co może znajdować się na dole? 
Nic nie było widać, więc Harry zaczął potykać się dosłownie o wszystko, co napotkał na swojej drodze. Jednocześnie czyścił ścieżkę mnie, co sprawiło, że zaczęłam chichrać się pod nosem. 
-Nie śmiej się ze mnie! -wydarł się, odwracając w moją stronę. 
-Bo co? -zapytałam, wybuchając jeszcze głośniejszym śmiechem. 
-Widzisz moją twarz? 
-Nie i właśnie w tym tkwi problem. -zachichotałam. 
-Wiedz, że jestem bardzo smutny i mam minę zbitego psa. -powiedział jak małe dziecko, szantażujące swoich rodziców. Zaczęłam jeszcze głośniej się śmiać, po czym przyciągnęłam go do siebie za koszulkę. Odwrócił się i spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi paczadłami. Widziałam je, mimo tego, że było ciemno. Uśmiechnęłam się pod nosem i lekko musnęłam jego usta. 
-Przepraszam. 
-Nie przepraszaj, też zacząłbym się śmiać. Fajtłapa ze mnie. 
-Skończ się nad sobą użalać. 

W piwnicy znalazło się pełno słoików z jakimiś bzdetami, które Niall dostał od swojej mamy. Tak więc nadeszło moje zbawienie. Razem z Hazzą zabraliśmy się za zjedzenie pierwszej lepszej zawartości słoika. Okazało się, że jest tam kapusta. Kapusta? No dobra, muszę się tym zadowolić.

-Prawie jak bigos. -stwierdziłam, biorąc trochę na widelec -Swoją drogą dobry bigos. 
-Bigos? -zapytał z tym swoim śmiesznym akcentem. Zaczęłam się z niego śmiać. Zawsze brytyjski akcent u ludzi mówiących po polsku wywoływał uśmiech na mojej twarzy. 
-Nie zrozumiesz. 
-Czyżby? -uniósł brwi. 
-Mówię, że nie zrozumiesz. Nie jesteś Polakiem. 
-Okej. -obraził się, wiedziałam. Wstał od stołu, jednocześnie zabierając swoją miskę. 
-No ej, no. Nie obrażaj się. 
-Nie obrażam się. -stwierdził stanowczo. 
-A mi tu kaktus rośnie. 
-A rośnie? -odwrócił się i wytrzeszczył oczy. 
-Nie, nie rośnie. -uśmiechnęłam się szeroko. Wtem do domu wparował nie kto inny, jak Louis Tomlinson. Louis The Tommo Tomlinson w stylu Supermana. Stęsknił się pewnie. Ale zdecydowanie nie za mną... 
-Haziątko!! -zaczął się drzeć i podbiegł do Harrego, całując go na każdy możliwy sposób -Sophie? -speszył się, kiedy w końcu mnie zobaczył. 
-Nie przeszkadzajcie sobie. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Skąd się tu wzięłaś? 
-UFO mnie porwało i wyrzuciło w twoim ogródku. 
-Serio? -zapytał zdziwiony -A te ludziki były niebieskie, czy zielone? 
-Różowe Louis, różowe. -Harry poklepał go po ramieniu. 

6 komentarzy:

  1. Świetnie piszesz *o* Już nie mogę się doczekać następnego :3 Kiedy będzie ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe rozdziały pojawiają się mniej więcej co pięć dni. Myślę, że razem z życzeniami świątecznymi dodam nowy w poniedziałek :)

      Usuń
  2. Dziękuję za miłe rozpoczęcie weekendu z nowym rozdziałem:) masz talent!:)Wesołych i spokojnych Świąt!

    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh dziękuję :)
      Będę jeszcze na pewno składać Wam wszystkim życzenia w Wigilię, ale jeśli już odpisuję to też chciałabym życzyć Tobie Wesołych Świąt i bogatego Gwiazdora.
      Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  3. Łał ;) Podoba mi się bardzo! :D
    Czekam na kolejny :) xx.

    http://everythingaboutyou-od.blogspot.com/ zapraszam ^^ xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaał. To jest cooś. :D
    Czeekam na kolejny rozdział jak większość.

    http://daj-mi-zyc.blogspot.com/2012/12/postacie.html zapraszaam. ^^ xxx

    OdpowiedzUsuń