sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 19: '...ciocia Lilly zleje dupska!'


-Miałaś dzwonić - usłyszałam Louisa, kiedy tylko odebrałam telefon. No tak, miałam zadzwonić, tym czasem przez ostatnie dwa dni odezwałam się tylko do Lilly i rodziców. 
-Przepraszam. 
-Dobra, dobra. Wybaczę ci, ale masz wpaść dzisiaj. Robimy imprezę. 
-Sylwester jest dopiero jutro. Po drugie nie chcę widzieć... 
-Harrego nie ma - przerwał mi. -Pojechał do Holmes Chapel. Wraca dopiero na trasę. Przyjdź, nie siedź sama w domu. Napijemy się, będzie fajnie. 
-Chcesz trzeźwieć w Sylwestra, a potem narąbać się na nowo? 
-Nie, nie mam zamiaru zaliczyć dziś zgonu -zaśmiałam się pod nosem. -Przyjadę po ciebie za godzinę. 
-Kto będzie? 
-Tylko my. Eleanor jest w Manchesterze, Perrie u rodziców, więc Lilly i my. 
-Harrego nie ma na pewno? - no co? Chciałam się upewnić. 
-Nie, nie ma go -westchnął głośno. -Za godzinę u ciebie -nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo się rozłączył. Nie miałam ochoty na imprezowanie, tym bardziej picie, ale chciałam wyjść trochę z domu, a przede wszystkim pobyć z ludźmi. 
Wskoczyłam szybko pod prysznic, po czym nieco się ogarnęłam. Założyłam czarne rurki i świecącą bluzkę, po czterdziestu minutach będąc już gotowa do wyjścia.  
*
Stwierdzam, że wyjście z domu było w tym momencie dobrą decyzją. Chłopcy faktycznie nie zrobili wielkiej biby, ba, nawet nie było alkoholu. Uszanowali po prostu moją decyzję i ani razu nie wspomnieli o Harrym. Szczerze mówiąc nawet nie musieli tego robić, żebym o nim myślała. Siedzieliśmy sobie razem w salonie gadając na tysiąc jeden tematów. Muszę przyznać, że zżyłam się z nimi. Nawet nie myślałam poważnie, że tak będzie, ale jednak, to prawdziwi przyjaciele. 
Liam odwiózł mnie do domu, kiedy skończyliśmy grać któryś raz z rzędu w twistera. Oczywiście wygrałam, bo kto inny? Niall zjadł tyle paluszków, że szybciej by zwymiotował niż przełożył nogę nad głową Zayna. Louis ze swoim niemałym tyłkiem przygniótł Liama, więc pozostałam ja i Lilly, która końcowo jednak wylądowała na podłodze.
-Dzwoń, jak będziesz czegoś potrzebować -uśmiechnął się, lekko mnie ściskając. -Jutro będę po ciebie po szesnastej. 
-Jasne. Dzięki za wszystko -odwzajemniłam jego uśmiech i pomachałam mu. 
*

Nadszedł Sylwester. Za kilkanaście godzin zaczniemy nowy rok. Nowy rok - nowa ja. Miejmy nadzieję, że lepsza ja. Złe wspomnienia zostawiamy za sobą i wkraczamy do nowej rzeczywistości, tworząc nowe, lepsze. Oczywiście ostatnie niemiłe przeżycie jest najświeższe, dlatego boli najbardziej. Szczerze mówiąc Harry to było do tej pory najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Troszczył się o mnie jak nikt inny, a w tej chwili pewnie nic już dla niego nie znaczę. W jednym momencie wszystko się zmieniło. 
O szesnastej zjawił się Louis, który miał mnie zawieźć do ich domu. Unikał w samochodzie tematu Harrego, ale wiedziałam, że leży mu to na sercu. 
-Powiedz to w końcu -odezwałam się, nie mogąc znieść napięcia. 
-Co? 
-To, co chcesz powiedzieć. Wiem, że Harry chodzi ci po głowie. Miejmy to za sobą. 
-Chciałem tylko powiedzieć, że Styles cię kocha. 
-Widzisz go gdzieś tutaj? -rozłożyłam ręce. -Ja też go kocham, ale nie mam zamiaru przepraszać. Nie wysłuchał mnie to nie chciał. Tyle co do tematu. Za kilka godzin zaczyna się nowy rok i jedyna rzecz, o której będę teraz myśleć to dobra zabawa -próbowałam oszukać nawet siebie. Chyba jednak mi nie wychodziło. Louis przytaknął, ale jestem pewna, że już dawno mnie przejrzał. 
-Zaczynamy! -wydarł się, kiedy tylko przekroczyliśmy próg ich domu. Zdjęłam z siebie płaszcz, wieszając go na wieszaku i udałam się do salonu, gdzie znajdowali się już wszyscy. Lilly karciła Nialla za wyjadanie chipsów, ale on i tak nie przestawał tego robić. Zayn zawzięcie konwersował z Perrie, a Liam oglądał wiadomości. 
-Cudna sukienka. -ścisnęła mnie, uważnie przyglądając się każdemu szczegółowi -Skąd ją masz? 
-Mama wysłała jako prezent świąteczny. -uśmiechnęłam się. 
-Hej. -Pezz pocałowała mnie w policzek lekko przytulając. 
-Cześć, miło cię widzieć. -ciepło się uśmiechnęłam. Rozglądałam się wszędzie za Eleanor, ale Lou zdążył poinformować wszystkich, że jednak jej nie będzie, bo jest uziemiona w Manchesterze z zapaleniem płuc. 

Robiliśmy dosłownie wszystko, z resztą jak zwykle. Mimo tego, że to jednak Sylwester, to wyglądał jak inne imprezy z chłopcami. Mnóstwo rozmów, gier planszowych, tańce i trochę alkoholu. Nic specjalnego, a jednak. To, że spędzam z nimi czas jest specjalne. Wyjątkowe, bo oni są wyjątkowi. To możliwe, żeby w tak krótkim czasie związać się z kimś tak silną więzią? 

Pozostała niecała godzina do rozpoczęcia nowego roku. W między czasie zdążyła zadzwonić moja mama, życząc wszystkiego, co najlepsze. No tak, przecież w Polsce czas różni się o godzinę. Najbardziej jednak zabolało to, że życzyła dużo szczęścia z Harrym. Nic jej nie powiedziałam. Z początku łudziłam się, że może jeszcze da się coś naprawić, ale teraz, kiedy wiem, że to praktycznie nie możliwe, po prostu boję się to zrobić. Usłyszałabym prawdopodobnie od taty: a nie mówiłem? Fakt, mówił, że nie warto wiązać się z kimś takim bo szybko mnie zrani. Prawda jest jednak taka, że Harry wcale mnie nie zranił. Wręcz przeciwnie, robił wszystko, żeby się tak nie stało. Nie mogę też powiedzieć, że to ja go zraniłam. Fakt, z jego perspektywy, myśląc, że w jakiś sposób go zdradziłam, tak to przyjął.
Jeszcze nigdy nie czułam do nikogo nic takiego. Kochałam go, jak nigdy nikogo. I dokładnie wiem, co teraz czuję. Cały czas go kocham. To niemożliwe z momentu na moment przestać. Nasza miłość była inna, nietypowa. Każdy nasz pocałunek był prawdziwy. Każdy uśmiech szczery. Każdy dzień wykorzystywany na sto jeden procent. Kochałam te momenty, kiedy mogliśmy po prostu leżeć razem, wtuleni w siebie, kiedy nawet słowa nie były potrzebne. Kochałam, kiedy mogłam pocałować go bez żadnego powodu, po prostu, potrzebowałam jego ust na moich.
I nadal podtrzymuję moje zdanie, Harry jest idealny. Pod każdym względem. Ale jeśli chciał odejść... to mi nie pozostaje nic innego niż pozwolenie mu na to. Kocham go i chcę jego szczęścia, nawet jeśli ja nie jestem nawet małą jego częścią.

-Ubieraj się śpiąca królewno -usłyszałam Zayna, który rzucił we mnie moim płaszczem.
-Pięć minut. Jejciu jaram się! -Louis zaczął skakać, niczym małe dziecko pilnie potrzebujące toalety.
-Ubrani? -zapytała Lilly, niosąc kieliszki z szampanem na tacce. Wszyscy twierdząco pokiwaliśmy głowami, po czym każdy poczęstował się jednym. Razem wyszliśmy na taras, czekając na to, kiedy się zacznie. Już od kilku godzin było słychać fajerwerki, teraz tylko zaczęły się nasilać.
-Kto normalny dzwoni do drzwi dwie minuty przed nowym rokiem? -zapytała zdziwiona Lilly.
-Sophie, otworzysz? -usłyszałam Zayna, który przytulał Perrie.
-Jasne -lekko się uśmiechnęłam. -Zaraz wracam -czym prędzej przemknęłam przez salon, co by to nie spóźnić się na powrót. Wylałam po drodze nieco szampana z mojego kieliszka, ale to nieważne. Otworzyłam drzwi. Nie widziałam twarzy gościa, ale widząc to, czym ją zakrywał, doskonale wiedziałam, kto to. Mój szalik, co równało się z jednym, mój on. Wyszłam z progu i stanęłam bliżej, po czym spuścił szalik i spojrzał na mnie. W jego oczach znów tańczyły miliony iskierek.
-Niall do mnie zadzwonił, przepraszam.
-Czemu nie pójdziesz po prostu do innej dziewczyny, która cię nie zrani? -w moich oczach pewnie nie było widać takich iskierek. Wciąż były przepełnione smutkiem. Za dobrze pamiętałam to, co stało się kilka dni temu.
-Bo tylko tą jedną kocham jak głupek i nie mam zamiaru pozwolić jej odejść -przesunął się jeszcze bliżej, głęboko wbijając we mnie te dwie zielone wiertarki.
-Ona też nie chce tak łatwo odpuścić. -zacisnęłam powieki, a mimo to po moim lewym policzku spłynęła łza. Harry natychmiast ją starł.
-Trzy... -zaczęło się.
-Przepraszam. -wyszeptał.
-Dwa...
-Jeden...
-Kocham cię. -dwa słowa, które zupełnie zmieniają wszystko. Wypowiedziane przez dwie osoby, dokładnie w tej samej milisekundzie, dodatkowo kiedy została jedna taka do nowego roku, sprawiają, że chwila staje się sto razy bardziej magiczna. Nie chciałam dłużej czekać, jedyne, czego pragnęłam to teraz znaleźć się w ramionach Harrego i nigdy go nie puszczać. Zarzuciłam mu ręce na szyi i ścisnęłam, jak jeszcze nigdy. Bałam się, że za chwilę znowu wszystko może się popsuć, ale nie warto było. Lepiej cieszyć się tym, co dzieje się teraz.
-Szczęśliwego nowego roku. -wyswobodził się z moich ramion i szepnął, lekko muskając moje usta. Ich smaku też mi brakowało, dlatego nie pozwoliłam mu się odsunąć, tylko mocniej przyciągnęłam do siebie. Moje ręce jak zwykle spoczęły gdzieś w jego lokach, a on objął mnie w talii. Fajerwerki i krzyki były tylko tłem. Teraz i tu liczyliśmy się my. Tylko my.
-Szczęśliwego nowego roku -uśmiechnęłam się, spoglądając ze łzami w oczach na jego roześmiane tęczówki.
-Kocham cię głupku. -zaśmiałam się przez łzy.
-Sophie! Szczęśliwego... -usłyszałam Lilly, biegającą po salonie -Harry?
-Szczęśliwego Harrego, tak to będzie najlepsze -uśmiechnęłam się najpierw do Lilly, a potem do Hazzy.
-Nowego roku głupole wy moje! I nie kłócić się więcej, bo ciocia Lilly zleje dupska! -zagroziła nam palcem, po czym szeroko się uśmiechnęła i objęła ramionami obu w jednym czasie. Sekundę później wszyscy znaleźliśmy się w środku, składając sobie niezliczone życzenia. Chciałam tylko jednego: chciałam mieć ich wszystkich zawsze pod ręką. Nieważne, co będzie się działo. Według mnie nawet świat może się skończyć nawet dzisiaj, byle tylko kończył się z nimi.

________________________________

Siemka! 
Musiałam nieco zregenerować siły, gdyż pod ostatnim rozdziałem znalazło się ponad dwadzieścia komentarzy, dzięki czemu do dziś leżałam na podłodze. Na serio się tego nie spodziewałam i jeszcze raz bardzo dziękuję :) 
Jeśli chcecie 'przyspieszyć' dwudziesty rozdział, to pod tym musi się znaleźć tym razem co najmniej 25 komentarzy :) Moje odpowiedzi oraz podwójne komentarze nie są brane pod uwagę, ale znając Was na pewno dacie radę :) 
Na kolejny zapraszam w przyszłym tygodniu. 
Jeśli macie jakieś pytania, sugestie, polecam zostawić je w komentarzu lub na moim asku (http://ask.fm/DayDreamx3).
Jeśli chcecie być informowani na twitterze, znajdziecie mnie pod @officialmaartaa 
Jeszcze małe zaproszonko na always-back-for-you.blogspot.com  :)
Tyle ode mnie. Jeszcze raz dziękuję :) 
Paaa xx 

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 18: 'Harry, przecież ja do cholery nic nie zrobiłam!'


-Sophie, jest sprawa. Musisz mi pomóc. -znów przerwał mi naukę Niall i wparował do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na niego pytająco, ale widząc jego zagubioną minę, zamknęłam książkę i skupiłam się na tym, co chce mi powiedzieć. 
-Mów, przecież cię nie zjem. -zaśmiałam się lekko. 
-Chodzi o Lilly... -zaczął niepewnie. 
-Tak, domyślam się. Coś nie tak? 
-No właśnie nie i o to chodzi. Wszystko jest dobrze, ale... ale w tym tkwi problem. Ona uważa mnie za przyjaciela, a nie chcę tego popsuć. -spuścił głowę. 
-Niall nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. -pogłaskałam go po ramieniu. 
-Pogadasz z nią? -przeniósł wzrok na mnie. 
-Niall... 
-Wiem, że sam powinienem to załatwić, ale boję się no. 
-Niall przepraszam, ale nie załatwię tego za ciebie. Mogę ewentualnie powiedzieć ci, co może pomóc. -poruszyłam brwiami ciepło się uśmiechając. 
-Pomóc? 
-Tak. Lilly lubi czerwone róże, facetów w czarnych marynarkach i jeśli pierwsza randka to klasyczna kolacja przy winie i świecach. 
-Mam ją zaprosić na kolację? -pokiwałam twierdząco głową -I co potem? 
-Jak to co? Pogadacie, pośmiejecie się, wypijecie trochę wina i bliżej się poznacie. Jeśli zbyt szybko nie będzie znudzona i nie wyjdzie z lokalu, możesz być pewien, że umówi się na następną randkę. 
-Serio? -w jego oczach pojawiły się iskierki. 
-Serio Niall. -zaśmiałam się pod nosem. 
-Matko Święta, dziękuję! -wydarł się i zaczął mnie całować. W sumie to nie miałabym nic przeciwko jeśli w formie podziękowania dałby mi buziaka w policzek, ale co do ust, to za dużo. 
-Niall! -krzyknęłam.
-Przepraszam. -powiedział pospiesznie, schodząc z łóżka -Jeszcze raz dzięki. -zmieszał się, wychodząc z pokoju. 
-Harry, wszystko w porządku? -zapytałam, widząc, że wchodzi do pokoju poddenerwowany. 
-Może zapytaj Nialla. Dobrze całuje? 
-Harry to nie tak. -westchnęłam głośno. 
-Jasne przecież wszystko nie tak. Czy wszyscy do jasnej cholery muszą mnie ranić?! -zaczął krzyczeć -Miałaś być inna! 
-Miałam? -uniosłam brwi -Czyli już nie jestem? -Harry nie odpowiedział nic, tylko lekko pokręcił głową. Na tyle lekko, żebym widziała, że to był przeczący gest. 
-Wyjdź. -powiedział to tak cicho, jak jeszcze nigdy nic. 
-Słucham? -zapytałam zdziwiona. 
-Sophie nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. 
-Harry przecież do cholery nic nie zrobiłam! -wydarłam się. 
-Jasne, tylko całowałaś się z moim najlepszym przyjacielem! Może zejdź mi z oczu zanim wyrządzisz jeszcze więcej szkód. -w tym momencie moje serce rozpadło się na milion kawałków. Po moim policzku spłynęła łza, po czym wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami i szybko zbiegłam na dół. Bez zbędnych słów wyciągnęłam klucze z szafki przy drzwiach wyjściowych i wkładając na siebie płaszcz, wyszłam z domu. Szłam londyńskimi ulicami, czując łzy, zamarzające na moich policzkach. Przecież nie zrobiłam nic złego, to Niall mnie pocałował, a Harry nawet nie pozwolił mi się wytłumaczyć. Jasna cholera, wszystko zaczyna się układać to prędzej czy później coś musi się spieprzyć. Nie mam jednak zamiaru wracać i przepraszać Harrego. To, co się stało nie jest moją winą. 
Wsadziłam klucz do zamka i po jego przekręceniu weszłam do środka. Pusto jak nigdy, z resztą nie ma się czemu dziwić. Stoją tam tylko gołe meble, bo przecież zabrałyśmy resztę rzeczy. Nawet ten dom, z którym wiąże się tyle wspomnień, stracił swoją duszę. 

-Wróć do domu. -usłyszałam, kiedy odebrałam telefon. 
-Nie Lilly. Harry dał mi do zrozumienia, że nie mam tam już czego szukać. Będziesz tak dobra i przyniesiesz mi chociaż część rzeczy? 
-Sophie... 
-Lilly nie próbuj nawet. Zostań z chłopcami, bo jeden z nich szczególnie tego chce. 
-Sophie na pewno? 
-Tak. Spakuj mi kilka rzeczy i podrzuć, dobrze? 
-Jasne, niedługo przyjdę. 
-Dzięki. -odpowiedziałam obojętnie, rozłączając się. 

Lilly przyszła już po niecałej godzinie, dając mi rzeczy i laptopa. Nie chciałam jej zatrzymywać, sama też powiedziała, że Niall zabiera ją na kolację. Widać ani on, ani Harry nie powiedzieli nikomu o zajściu, bo w innym razie Lilly nie chciałaby ze mną nawet gadać. 
Rozsiadłam się na kanapie, przykrywając kocem. Myślałam, po prostu myślałam. Jedna chwila może zburzyć wszystko, co było tak starannie budowane. To nierealne. 
Odpaliłam laptopa, którego zostawiła Lilly i weszłam na twittera. Dodałam wpis:
'If you love someone, let them go. If they are meant for you, they will come back to you.'*
Potem zaczęłam przeglądać timeline, na której widziałam wpisy tylko i wyłącznie ludzi, których znam. Zaraz po moim tweecie widziałam jeden od Harrego. Dokładnie taki sam jak mój. Dobra... to było co najmniej dziwne, zważywszy na to, że nie byliśmy wcześniej w stanie widzieć swoich wzajemnych wpisów... Jak to mówią po angielsku: awkward.**
Wyłączyłam więc portal, nie chcąc się dłużej nad tym zastanawiać. Wiedziałam, że w lodówce jest pusto, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nie miałam ochoty na nic, na jedzenie tym bardziej. Położyłam się do łóżka, czekając tylko na koniec tego dnia. Mimo tego wiedziałam, że ani jutro, ani pojutrze, nawet za tydzień czy miesiąc, nie będzie łatwiej. Ba, może być nawet trudniej. Jeśli już mam to wszystko kończyć, to lepiej zrobić to od razu. Postanowiłam, że jutro pójdę do domu chłopców i Lilly i zabiorę resztę swoich rzeczy. Harry nie chce mnie widzieć, więc lepiej załatwić tę sprawę jak najszybciej. 

*
-Gdzieś ty była? -usłyszałam Liama na wejściu. 
-Nawet nie powiedziałaś, gdzie idziesz. -znalazł się też Louis -Mogłaś się chociaż pożegnać, z tego domu nie wychodzi się bez 'pa'. 
-Masz rację, następnym razem to zrobię. -niepewnie się uśmiechnęłam, spoglądając na resztę siedzącą w salonie. Nie było z nimi tylko Harrego, co mogło oznaczać tylko jedno - siedzi w naszym... właściwie już jego pokoju. Zdeterminowana weszłam po schodach, stukając w drzwi. 
-Kimkolwiek jesteś, nie chcę cię widzieć! -miałam rację, był tam. Mimo tego, nie posłuchałam go. Za to bez słowa weszłam do środka -Mówiłem, że... -zaczął, ale widząc mnie, skończył. 
-Nie przeszkadzaj sobie, przyszłam spakować swoje rzeczy. -odpowiedziałam obojętnie, podchodząc do szafy. Chwilę później wyciągnęłam z niej walizkę i zaczęłam wrzucać wszystkie swoje rzeczy. Po piętnastu minutach wszystko było już spakowane, poza jedną rzeczą; ramka leżąca na stoliku nocnym po mojej stronie, a w środku zdjęcie: moje i Harrego. W jeden dzień zakochani rzucamy się śnieżkami w parku, a w drugi przychodzę pakować swoje rzeczy. Przez chwilę zastanawiałam się, co z nią zrobić, ale jednak nie podeszłam, by ją zabrać. 
-A z tym -wskazałam na ramkę -zrób już, co uważasz za stosowne. -Harry wciąż leżał bez ruchu na łóżku, bezcelowo gapiąc się w sufit. Nie odpowiedział nic, dlatego postanowiłam się oddalić. 
-Co ty robisz? -zapytał Louis, widząc mnie, staczającą wielką walizkę ze schodów. 
-Sophie? -Zayn posłał mi pytające spojrzenie. 
-Tak będzie lepiej. -smutno się uśmiechnęłam, wkładając na siebie płaszcz. 
-Dla kogo? -znów usłyszałam Louisa. 
-Harry pewnie niedługo wyjaśni ci wszystko ze swojej perspektywy. -przeniosłam wzrok na podłogę -Chodź tu, bo nie wychodzimy z tego domu bez 'pa'. -smutno się uśmiechnęłam, mocno go ściskając. 
Po chwili podeszła też reszta. Przytulili mnie wszyscy, został tylko Niall. 
-Przepraszam, wiem, że to moja wina. Chciałem z nim pogadać, ale... 
-Niall skończ. Nie obwiniaj się. Harry nie dorósł do poważnych rozmów, coś o tym wiem. -poklepałam go po ramieniu, po czym lekko przytuliłam. 
-Daj tą walizkę, odwiozę cię. -zaczął Boo, zakładając szalik. 
-Nie, nie musisz. 
-Daj spokój. -machnął ręką -Poczekaj, jeszcze tylko płaszcz, gdzie on jest? -zaczął się rozglądać. W między czasie Harry zdążył pojawić się na schodach, pewnie myśląc, że już mnie nie ma. Szybko spuściłam wzrok, zaciskając powieki. Nie chciałam, żeby ktokolwiek z nich widział jak płaczę, w szczególności Harry. Lilly wyczuła zakłopotanie i zaczęła głaskać mnie po plecach. 
-Możemy już iść? -zapytał Louis, zabierając moją walizkę. Niepewnie podniosłam wzrok i spojrzałam na Harrego, który cały czas stał na schodach. Nasze oczy się spotkały, ale nie mogłam z tego nic wyczytać. W cudownych zielonych tęczówkach, które miały być moje do końca świata, nie było nic. Kompletnie nic. Żadnych uczuć, nawet smutku. Były zimne, choć nadal głębokie jak niejeden ocean. Mimo tego dość szybko się opamiętałam, wracając wzrokiem do Louisa. 
-Tak, chodźmy już. Trzymajcie się. -lekko uniosłam kąciki ust, spoglądając na każdego. Na każdego, tylko nie na niego. 
-Powiesz mi, co się stało? -zapytał, po zajęciu swojego miejsca. 
-Harry pewnie ci powie, jak go poprosisz. 
-Daj spokój, Styles wszystko wyolbrzymi. Co się stało? 
-Louis... 
-Sophie. -powiedział stanowczym tonem. 
-Po prostu, Harry zobaczył, jak całuję się z Niallem i nawet nie dał mi dojść do słowa. 
-Jak to z Niallem, przecież on buja się w Lilly. 
-No i właśnie o to chodzi. Pomogłam mu z Lilly i chciał mi podziękować. Trochę go poniosło i nie trafił w policzek. Harry oczywiście musiał się tam znaleźć i to wszystko zobaczyć. 
-I tak po prostu odpuszczasz? -uniósł brwi, spoglądając na mnie od boku. 
-Co mam zrobić? -rozłożyłam ręce -Harry wyraźnie dał mi do zrozumienia, że jestem jedną z osób, które go ranią, a właściwie byłam, dlatego nie będę zmuszać go do mojego widoku. 
-Człowieku, przecież ty go kochasz. 
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. -spuściłam głowę, pozwalając łzie spłynąć po moim policzku. 
-Chcesz wrócić? Pogadaj z nim. 
-Nie Louis. Nie będę z nim rozmawiać. Powinien chociaż mnie wysłuchać. Jeśli tak miałby wyglądać nasz związek, to od razu się wypisuję. 
-Jesteś pewna, że nie mam zawrócić? 
-Zawieź mnie prosto do domu. -odpowiedziałam zdecydowanie. 
-Twoja decyzja. -skwitował na końcu, po czym siedział cicho, z resztą tak, jak ja, dopóki nie zaparkował przed moim domem -Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, jakby co dzwoń. -wyciągnął walizkę, po czym jeszcze raz mnie przytulił. 
-Dzięki. -niepewnie się uśmiechnęłam. 
-Będę już leciał. Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała. Albo nie, zadzwoń nawet jeśli nie będziesz nic potrzebowała. -uśmiechnął się, wracając do samochodu. Pomachałam mu, po czym weszłam do środka. 
Nie było kompletnie nic, czym mogłabym się zająć, dlatego udałam się na górę, rozpakować swoje rzeczy. Kiedy w końcu moja szafa z powrotem się wypełniła, rzuciłam się na łóżko, gapiąc w sufit. Dokładnie tak samo bezcelowo, jak Harry. Nie zauważyłam nawet, kiedy z moich oczu zaczęły lać się łzy. Tak, jak wtedy w nocy, kiedy powiedział mi, że ma raka. Na szczęście w tamtym przypadku nie okazało się to prawdą. W tym taki cud pewnie się nie stanie. Ale jeśli tak miało być, to co ja na to poradzę? Los od początku planuje całe nasze życie. Szkoda tylko, że mojego nie spędzę u boku Harrego. Może to dziwne, ale czasem myślałam, jak będzie wyglądał nasz ślub, gdzie pojedziemy w podróż poślubną, czy jakie imiona wybierzemy dla dzieci. Wiem, że to chore, ale byłam tak szczęśliwa, że wtedy o tym nie myślałam. Żyłam chwilą, bo tak należało zrobić. Wierzyłam tylko w to, że pobędę z Harrym dłużej. Tym czasem rok jeszcze się nie skończył, a my już jesteśmy osobno. 

___________________________
*'Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść. Jeśli jest tobie przeznaczony to do ciebie wróci'
**niezręczne 

Było 15 komentarzy, więc dodaję nieco wcześniej. Niżej znajdziecie notkę dotyczącą właśnie komentowania. Nie będę do tego wracać, bo to nie ma sensu. Tak więc jeśli chcecie, aby rozdział dziewiętnasty pojawił się szybciej, tym razem także czekam na piętnastkę :) 
Do później! :) x 

EDIT: Zapomniałam o najważniejszym! WCZORAJ PRZEBILIŚCIE 10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! 
Jesteście serio niesamowici. Nie myślałam, że to opowiadanie odniesie większy sukces od poprzednich, a tu proszę. Jeszcze raz dzięki! :) xx 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Komentarze

Kochani, właśnie sprawdziłam komentarze pod siedemnastym rozdziałem. Nie dodam nowego, bo anonim skomentował to bodajże 6 razy. Od dzisiaj zostaną też zablokowane komentarze od niezalogowanych użytkowników, ponieważ to nie jest dla mnie w żadnym stopniu motywacja. Proszę osobę, która w ten sposób 'wyraża' swoją opinię o zalogowanie się do bloggera. Wam zależy na nowych rozdziałach, a mi na opinii - proste. Jeśli chcecie, żebym szybciej dodawała rozdziały, róbcie to na przykład poprzez polecenie bloga znajomym. Nie chcę, żebyście teraz pomyśleli, że jestem zła, czy coś. To już druga taka sytuacja, dlatego od dziś blokuję komentarze.
Tyle ode mnie. Zapraszam na nowy rozdział koło czwartku :)

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 17: 'Louis zabrał koc, którym byłaś przykryta.'


Czas pożegnać się ze starym domem i zacząć nowy rozdział w nowym. Chyba obie z Lilly będziemy tęsknić za tym miejscem, bo to tutaj tak naprawdę kwitnęła nasza przyjaźń. W razie czego jednak, nie sprzedajemy niczego, co znajduje się w środku, ani nie wynajmujemy domu. Postanowiłyśmy, że będzie tam na razie stał, potem się zobaczy. Chłopcy już przenieśli swoje rzeczy do nowej posiadłości, a my nawet nie wiemy, gdzie to jest. Tak więc Harry z Louisem i Niallem przed chwilą po nas przyjechali i pomogli nam z walizkami. 

Wielka brama, oddzielająca szare ulice Londynu od pięknych choinek przysypanych białym puchem na terenie jednego z domów. Zaczyna się nieźle. W prawdzie jest zima, ale ogród rozpracujemy, jak zrobi się cieplej. Harry zaparkował samochód na jednym z miejsc parkingowych, znajdujących się przed domem. Następnie chłopcy wzięli to, co znajdowało się w bagażniku i pozwolili oficjalnie przekroczyć nam próg naszego nowego, wspólnego mieszkanka. Pierwsza reakcja, jaką zauważyłam u Lilly to 'wow', u mnie w sumie było podobnie. Cudowna atmosfera, jasne ściany i meble, salon połączony z kuchnią, szerokie schody, prowadzące na pierwsze piętro i wielkie okna, przez które cały dom stawał się jeszcze przytulniejszy. Ktoś może powiedzieć, że nowocześnie urządzone mieszkanie ani trochę nie jest przyjemne. Dla mnie jednak nie liczy się to, jak dom wygląda, ale jaka panuje w nim atmosfera. W naszym przypadku chyba nie będzie dnia, kiedy ktoś nie będzie się tu śmiał. Sami przyznajcie, czy z tymi chłopakami da się wytrzymać chociaż minutę bez uśmiechu na twarzy? No właśnie. 
-Jak się podoba? -poczułam ręce Harrego na mojej talii, po czym usłyszałam jego szept w uchu. 
-Jest cudownie. -odwróciłam się i mocno go ścisnęłam. 
-Okej, w takim razie widzę, że wam się podoba. Harry idź pokazać Sophie wasz pokój. Lilly idziesz ze mną. -Niall chwycił ją za rękę, po czym się zarumieniła. To było takie słodkie. Razem udali się na górę. 
-Nasz pokój? -uniosłam brwi. 
-Nasz pokój. -szeroko się uśmiechnął, muskając moje usta -Chodź. -chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w ślady Lil i Nialla. 
Mnóstwo miejsca, jasnobeżowe ściany, wielkie brązowe łóżko z jasną pościelą i duże okno, służące jednocześnie jako wyjście na balkon.
-Ty na serio jesteś idealny. 
-Nie jestem, mówiłem już. -uśmiechnął się, dzięki czemu mogłam zobaczyć dwa cudowne dołeczki w jego policzkach. 
*
Razem z Lilly zrobiłyśmy sobie także małą wycieczkę po reszcie domu. Oczywiście ona pokazała mi swój pokój, który wyglądał cuuuudownie. Ciemne panele na podłodze, miętowe ściany i białe meble. Jestem ciekawa, kto to wszystko urządził, bo nie uwierzę, że chłopcy. Nie, że w nich wątpię, czy coś, ale spójrzmy prawdzie w oczy... 
Wracając do domu, w pokojach reszty chłopców już zdążył zapanować bałagan. Tylko u Liama można było zauważyć chociaż skrawek podłogi. U Nialla, którego pokój swoją drogą jest zaraz koło pokoju Lilly... mniejsza, u Nialla w łóżku przygotowane zapasy jak na rok, u Louisa wszędzie koszyki z marchewkami, a u Zayna wszystko, co tylko da się wetrzeć, wpryskać, czy wmasować we włosy. Przecież nawet Lilly i ja razem wzięte tyle tego nie mamy. Znalazłyśmy też jeden dodatkowy pokój, pewnie gościnny, bo to taka mała sypialnia. Na dole, jak już wspominałam, wielki salon, połączony z kuchnią, mnóstwo przestrzeni. Doszło do tego jeszcze jedno pomieszczenie. Coś w stylu 'pokoju rekreacyjnego'. Gry, książki, nawet zabawkowe marchewki. To pewnie akurat sprawka Lou.

-Zejdziecie na dół? -Harry zapukał do drzwi, tym samym przerywając moją rozmowę z Lilly.
-Jasne. -ciepło się uśmiechnęłam. 
-Lilly? -uniósł brwi. 
-Pewnie. Już idę. -wstała z łóżka, po czym ja zrobiłam to samo. 
-Sophie, dzwoniła Gem, powiedziała, że zostawiłaś w Holmes Chapel swój czerwony szalik, pytała, kiedy po niego przyjedziemy. 
-Spokojnie, -ciepło się uśmiechnęłam - na razie nie jest mi potrzebny. 

Zeszliśmy na dół, gdzie znajdowali się już wszyscy chłopcy, śpiewając do dźwięków gitary Nialla. Dzięki ogniu w kominku, ciepłym kocom, którymi byliśmy przykryci i gorącej czekoladzie, przygotowanej przez Liama, wytworzyła się cudna atmosfera. Czułam się dokładnie jak w domu. Śpiewaliśmy wszystko, co możliwe. Począwszy od kolęd, skończywszy na piosenkach One Direction. Jednak po 'One Thing' Niall stwierdził, że musi iść coś zjeść. No tak, nasz Horanek grał na gitarze, więc nie był zajęty jedzeniem. Nic dziwnego, że zrobił się głodny. Poszedł do kuchni i nie wracał przez dłuższą chwilę. 
-Niall no! Ja chcę śpiewać! -zaczął drzeć się Boo. 
-Zagraj coś. -Lilly szepnęła mi na ucho, po czym przecząco pokiwałam głową. 
-Umiesz grać? -zapytał Liam, który widocznie musiał słyszeć Lil. Spojrzałam na niego niewyraźnie, nie chcąc się do tego przyznawać -No dalej, masz. -podał mi gitarę Nialla. 
-Grasz? -zjawił się Horan, przegryzając ciastko nad moim uchem -Nie krępuj się. -uśmiechnął się szeroko, więc wszyscy mogli zobaczyć kawałki między jego zębami. Wywróciłam tylko oczami i zaczęłam brzdąkać, co przychodziło mi do głowy. 
-Nie mówiłaś, że umiesz grać. -w między czasie zdążyłam usłyszeć Zayna. 
-Bo nie pytaliście. -ciepło się uśmiechnęłam, nie przestając rwać strun.  
-Zagraaaaj What Makes You Beautifuuuul. -Louis zrobił minę małego pieska, tuląc się do moich nóg. 
-Nie znam tego. -sprzeciwiłam się. 
-Nie znasz naszych piosenek? -zapytał zdziwiony Zayn. 
-Nie, nie znam chwytów. 
-Daj spokój, -Niall spojrzał na mnie z błaganiem -widzę, że jesteś dobra. Grasz ze słuchu. -poruszył brwiami. Skąd on tyle wie? To na serio tak widać? 
-Oh no dobra. -poddałam się, wywracając oczami. Doskonale znałam muzykę do WMYB. Chyba każdy na świecie ją znał. Umiałam też grać ze słuchu, mój tata uczył mnie wszystkiego od małego. Zaczęłam więc szarpać struny, jednocześnie pozwalając wszystkim zgromadzonym usłyszeć dźwięki piosenki. 
-Miałem rację! -Niall zaczął tańczyć cziken dens, wywołując śmiech na twarzach każdego z nas. 
*
-Dzień dobry. -usłyszałam, otwierając oczy, jednocześnie mając przed sobą widok uśmiechniętego Harrego, czekającego na mnie ze śniadaniem. 
-Dzień dobry. -od razu się uśmiechnęłam. 
-Śniadanie. -pocałował mnie w czoło, wskazując na naleśniki. 
-Dziękuję. -szerzej wystawiłam ząbki, siadając -Właściwie to chyba zasnęliśmy na dole...
-Jak wszyscy. Stwierdziłem jednak, że wygodniej będzie tutaj, po pierwsze, bo to pierwsza twoja noc w tym domu, a po drugie Louis zabrał koc, którym byłaś przykryta. -powiedział, popijając sok. 
-Jak na razie nie ma żadnych argumentów przeciw temu, że jednak jesteś idealny. -wsadziłam do buzi kawałek naleśnika -Plus te naleśniki, które tylko to potwierdzają. 
-Daj sobie spokój, bo się zarumienię. -zrobił słodką minkę. 
-Kiedy to sama prawda. 
-Nie. 
-Tak Harry. 
-Jedz, bo wystygną. -zmienił temat, nie przestając na mnie patrzeć. 
-Nie patrz tak na mnie, bo się krępuję. 
-Nie musisz. -puścił mi oczko. 
-Co nie zmienia faktu, że nadal dziwnie na mnie patrzysz. Coś nie tak? -zmrużyłam oczy. 
-Nie, wszystko w porządku. -ciepło się uśmiechnął. 
-No dalej, mów. 
-No ale wszystko w porządku. -rozłożył ręce -Jesteś po prostu tu, koło mnie. Siedzisz, jesz moje śniadanie, masz na sobie moją bluzę, byle jak upięte włosy, na twarzy zero makijażu. 
-Dzięki Styles, miły jesteś od rana. -spuściłam wzrok, udając obrażoną. 
-Nie, nie, nie! -wyrwał jak najszybciej, chwytając mój podbródek, po czym uniósł moją głowę -Właśnie o to chodzi. -uśmiechnął się -Chcę cię widzieć taką codziennie. 
-Jeśli ty nie masz nic przeciwko i to -wskazałam na swoją twarz, jednocześnie wydziwiając jakieś durne miny -ci nie przeszkadza, to ja mogę tu zostać. -uśmiechnęłam się, wbijając swój wzrok w jego tęczówki. 
-Będzie mi bardzo miło. -siadł koło mnie, całując w policzek. 

*
Zeszłam na dół, sprawdzić, czy aby nikt nie porwał naszych małych krasnoludków. Na szczęście nie. Wszyscy leżeli w jakiś dziwnych pozycjach, w efekcie tuląc się do siebie nawzajem. Louis, jak się okazało zabrał koc nie tylko mnie, ale także wszystkim innym, oczywiście samemu się nim nie okrywając. Pstryknęłam im szybko zdjęcie, udając się do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy i wlałam nieco do szklanki. 
*
-Jedziesz z nami po zakupy? -w moim pokoju znalazł się Horan. 
-Z nami, to znaczy? -uniosłam brwi. 
-Z Harrym i ze mną. 
-W takim razie mogę jechać i tak mam dosyć tych książek. -wstałam z łóżka -Poczekacie chwilę? 
-Jasne, za pięć minut na dole. -uśmiechnął się, zamykając drzwi. Podeszłam szybko do szafy i wyciągnęłam z niej ciepły sweter. Tegoroczna zima nieźle daje nam popalić, co jest dziwne, bo nigdy tak nie było. 
Zeszłam na dół kilka minut później, gdzie czekali już gotowi chłopcy. Oczywiście reszta ganiała się po salonie, pewnie z jakiś durnych powodów, ale zignorowałam ich, wywracając oczami i lekko uśmiechając się pod nosem. 

Stałam sobie spokojnie z boku, patrząc na to, co właśnie wyczyniają Niall z Hazzą. Czy to normalne, żeby wrzucać do wózka dosłownie wszystko, co znajduje się na sklepowych półkach? Oni nawet potrafili na siebie wskakiwać, żeby sięgnąć to, co stało na samej górze. Matko Święta, z kim ja żyję? Stałam i stałam, ciągle nie mogąc uwierzyć w widok, który przed sobą miałam. 
Nagle jednak coś małego na mnie wpadło, krzycząc tylko 'mama, mama'. Kucnęłam przy małej dziewczynce, ubranej w różowy płaszczyk, która najwyraźniej się zgubiła. 
-Hej, -powiedziałam łagodnym głosem, chwytając ją za rączki -spokojnie.
-Dzień dobjy, ja źgubiłam moją mamę. -spojrzała na mnie ze łzami w oczach. 
-Spokojnie, jak masz na imię? -pojawił się uśmiechnięty Harry, który także przy nas kucnął. 
-Rose. -odpowiedziała wystraszona -Zabierzcie mnie do mamy. 
-Nie płacz Rose, znajdziemy mamę. -Harry wstał i zabrał małą na ręce. -Niall zostań tu i nigdzie, ale to nigdzie nie idź. -zagroził mu palcem. 
-Rose, jak wygląda twoja mama? -zapytałam, spoglądając na dziewczynkę. 
-Ma taki czejwony sialik i czejwoną ciapę no i ma taki dłuuuugi czajny płaść. -ona była taka słodka, że normalnie spakować ją do torby i zabrać do domu. 
-A przyszłaś tylko z mamą? 
-Nje, jeśce siostja, ale oh. -głośno westchnęła, co było w sumie komiczne, dlatego zaśmiałam się pod nosem -Moja siostja to tylko o jednym. Ja nawet nje wiem, jak to się nazywa, ale taki źeśpół i tam jeśt taki Hajjy i ona cały ciaś o nich gada. -zaczęłam śmiać się pod nosem. 
-Twoja siostra musi być bardzo fajna. -Harry uśmiechnął się do niej, po czym przeniósł wzrok na mnie i nim skarcił. 
-Rose! -usłyszeliśmy za sobą, dlatego obydwoje się odwróciliśmy.
-Mama! -wydarła się Rose. Kobieta od razu do nas podbiegła i odebrała małą z rąk Harrego. 
-Bardzo państwu dziękuję, mała cały czas gdzieś ucieka. 
-Żaden problem. -posłałam jej ciepły uśmiech. 
-Mamo... -to chyba siostra Rose, zaczęła ciągnąć kobietę za rękaw -mamo, przecież to... -tak, to zdecydowanie ona -mamo to Harry. -wyglądała jak przestraszona. 
-Przepraszam, córka musiała kogoś pomylić. -spojrzała na nas przepraszającym wzrokiem. 
-Harry to ty, prawda? -jej oczy zamieniły się w pięciozłotówki. Harry tylko przytaknął, lekko uśmiechając się pod nosem -Zrobisz sobie ze mną zdjęcie? -słodko się uśmiechnęła. 
-Jasne. -odpowiedział niepewnie, po czym przepraszająco na mnie spojrzał. 
-Daj spokój. -powiedziałam po cichu, popychając go w stronę dziewczyny. Jej mama pstryknęła zdjęcie obydwóm, po czym wszystkie zaczęły się oddalać. 
-Nie moja wina, że wszystkie laski na mnie lecą, no. -'zarzucił grzywą'. Nie odpowiedziałam nic -Ale ty nie jesteś zła, prawda? -zatrzymał zarówno siebie, jak i mnie. 
-Nie, pewnie, że nie. -wywróciłam oczami -Za co mam być zła? 
-Nie wiem, bo to w sumie dziwne. 
-Harry. -spojrzałam na niego błagalnie -Przestań się obwiniać, okej? 
-Okej. -szybko cmoknął mnie w usta, po czym poszliśmy szukać Horana. Na szczęście stał, tam gdzie miał i w ogóle się nie ruszał. Pewnie gdyby Harry nic nie powiedział, to już gonilibyśmy go po całym markecie. 
-Stałeś tu tak cały czas? -zapytał zdziwiony Styles.
-Kazałeś. 
-Robisz postępy Niall, jestem dumny. 
-Dziękuję, dziękuję. -zaczął teatralnie się kłaniać -Nie trzeba. 

__________________
Przepraszam, że tak późno, niestety kilka rzeczy pokrzyżowało moje plany. 
Macie już 17. (!) rozdział. Może nie jest najfajniejszy, ale nieskromnie powiem, że podobał mi się pomysł z dziewczynką w sklepie xd 
Następny jak zwykle za pięć dni. Jeśli chcecie jednak trochę to przyspieszyć, tym razem proszę o 15 komentarzy :) 
Tyle ode mnie, jeśli chcecie być powiadomieni, zostawcie w komentarzu swoje twittery, albo numery gg :) 
Paa xx

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 16: 'Nie mam prawa cię całować?'


Trzy godziny później znaleźliśmy się w Holmes Chapel. Czekała nas już tylko droga do domu Hazzy. 
-Tak właściwie, to skąd wiedziałeś, że jestem w Londynie? 
-Lilly do mnie zadzwoniła. Tylko jej nie mów. -lekko się uśmiechnął. 
-I tak ją zabiję. 
-To później, jesteśmy na miejscu. -zaparkował na podjeździe, a mi zrobiło się słabo. Przecież jeśli jego mama mnie nie polubi to jestem w czarnej... Sami dobrze wiecie. Harry wyszedł z samochodu, podchodząc do drzwi z mojej strony. 
-Nie bój się, nikt cię nie zje. -szeroko się uśmiechnął, chwytając moją rękę -Mamo, już jesteśmy! -krzyknął, przekraczając próg domu. Po chwili podbiegła do nas kobieta średniego wzrostu o zniewalających ciemnych włosach. To z pewnością mama Harrego, mają takie same uśmiechy. 
-Tak miło w końcu cię poznać. Harry ciągle o tobie opowiadał. -mocno mnie ścisnęła, co było pierwszym miłym zaskoczeniem. 
-Mnie także. -ciepło się uśmiechnęłam, odwzajemniając jej uścisk. 
-Sophie, Harry już jesteście! -usłyszałam Gemmę, zbiegającą po schodach. Zaraz po tym, jak Anne wypuściła mnie ze swojego uścisku, znalazłam się w ramionach siostry Stylesa. 
-A gdzie Rob? -zapytał Harry, rozglądając się dookoła. 
-Chodź, wszystko ci wyjaśnię. -odpowiedziała, tajemniczo na mnie patrząc, po czym lekko się uśmiechnęła i pociągnęła Harrego do kuchni. 
-Coś nie tak? -zapytała Gemma, widząc pewnie moją zdezorientowaną minę. 
-Nie, wszystko w porządku. -'ocknęłam' się. 
-W takim razie chodź ze mną, poznasz kogoś jeszcze. -ciepło się uśmiechnęła, ciągnąc mnie za rękę. Wszyscy Stylesi tak mają? 
Gemma zaprowadziła mnie na górę, stukając w jedne ze znajdujących się tam drzwi. Po usłyszeniu kobiecego głosu, mówiącego 'Proszę', obie weszłyśmy do środka. Na fotelu siedziała długowłosa szatynka, trzymająca na rękach uroczą małą istotkę. 
-Sophie, poznaj. To jest ciocia Kim i mała Ellie. -ciepło się uśmiechnęłam, witając się z kobietą -Ciociu, to jest dziewczyna Harrego, Sophie. 
-Miło cię poznać. -odwzajemniła mój uśmiech -Wcale się nie dziwię, że Harry wybrał właśnie ciebie. Jesteś taka śliczna. -na mojej twarzy chyba pojawiły się dwa porządne rumieńce, bo dawno nie słyszałam takiego komplementu. Zyskał on jeszcze na wartości, gdyż padł z ust członka rodziny mojego chłopaka. 
-O! Tu jesteście. -w pokoju zjawił się Harry.
-Nie krzycz. -ciocia skarciła go wzrokiem -Ellie śpi. 
-Spokojnie. Ja tylko przyszedłem porwać Sophie. -uśmiechnął się tak szeroko, że na jego policzkach pojawiły się dwa cudne dołeczki -Chodź. -chwycił mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. 
-Styles, przestań mnie ciągnąć. 
-No już, uspokój się. Tu mieszkasz. -uśmiechnął się, otwierając drzwi od następnego pokoju, jednocześnie pozwalając mi tam wejść. 
Jasne, zielone ściany, duże, podwójne łóżko na środku i okno, przez które wpadały promyki słońca. Co mnie zdziwiło? Jak na pokój gościnny trochę dużo zdjęć Hazzy i chłopaków. 
-Ja też tu mieszkam. -szepnął mi do ucha, kładąc ręce na mojej talii. 
-A co na to twoja mama? -zapytałam równie cicho, odwracając się w jego stronę. 
-Nie ma nic przeciwko. -puścił mi oczko, wpijając się w moje usta. 

Dzień spędzony na przygotowaniach do kolacji, dekorowanie puddingu, ostatnie poprawki przy stole. Kiedy wszyscy wspólnie stwierdziliśmy, że wszystko już gotowe, każdy udał się do swojego pokoju, by ubrać się bardziej odświętnie. Postawiłam na bordową sukienkę, dodając kilka złotych dodatków. Widząc Harrego w swoim czarnym garniturze, uznałam, że do siebie pasujemy. 
-Wyglądasz pięknie. -usłyszałam po wyjściu z łazienki. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, bo to już kolejny raz, kiedy to słyszę. 
-Ty też niczego sobie. -uśmiechnęłam się, składając na jego ustach lekki pocałunek. 
-Gotowa? -chwycił mnie za rękę. Tylko twierdząco kiwnęłam głową. 

Na dole czekali już wszyscy, pewnie nieco się niecierpliwiąc. Po niewielkich przeprosinach za spóźnienie ze strony Hazzy i mojej, wszyscy usiedliśmy przy stole. Głos zabrała Anne. 
-Wiem Sophie, że w Polsce święta wyglądają nieco inaczej, a my chcemy, żebyś czuła się jak u siebie, dlatego w tym roku zmienimy lekko naszą tradycję. Rob zdążył w ostatniej chwili załatwić opłatki. -spojrzałam na nią z zaszklonymi oczami. Oni na prawdę wszyscy są tacy idealni? 
-Nie trzeba było... -odezwałam się w końcu, nie przestając być zdumiona. 
-Oj, nie przesadzaj. -Anne posłała w moją stronę swój ciepły uśmiech.
Po chwili wszyscy wstali, dzieląc się nawzajem opłatkiem. Kiedy złożyłam życzenia całej rodzinie Stylesów, został tylko mój osobisty Styles. Podszedł do mnie i ujął moją dłoń. 
-Chciałbym życzyć ci tylko tyle, żebyś wytrzymała ze mną jak długo się tylko da. Żebyś nigdy nie miała dosyć reszty głupków, żebyś codziennie zdawała sobie sprawę z tego, że jesteś największym powodem dla uśmiechu na moich ustach. I żebyś kochała mnie tak mocno, jak ja kocham ciebie. 
-Wiesz, że kocham cię każdego dnia coraz bardziej? Ja też chciałabym życzyć tobie, żebyś wytrzymał ze mną całą wieczność i dzień dłużej i żebyś znosił wszystkie moje humorki. -ułamałam kawałek jego opłatka, wkładając go do ust. Po chwili Harry zrobił to samo, po czym złożył na moich ustach subtelny pocałunek. 
*
Obudziłam się, czując lekkie pocałunki, składane przez Harrego na moim ramieniu. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Dzień dobry. -szepnął mi do ucha, pewnie widząc, że się obudziłam. 
-Dzień dobry. -odpowiedziałam zachrypnięta, jak to zwykle rano bywa, odwracając się w jego stronę. Patrzyłam w jego zielone oczy, nawet nie licząc czasu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jest mój. Ja go kocham, on to odwzajemnia. Czy może być coś piękniejszego od miłości? 
-Dziękuję. -wyszeptałam. 
-Nie masz za co dziękować. Zrobię dla ciebie wszystko. -uśmiechnął się, gładząc kciukiem moje plecy. 
-Wszystko to za dużo. Tylko bądź obok. -odwzajemniłam jego uśmiech. Harry zaczął składać niezliczoną ilość pocałunków na moich ustach, co wywoływało tylko jeszcze szerszy uśmiech. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, to było bardzo przyjemne. W końcu oderwał się ode mnie, cmokając lekko mój nos. Lekko zachichotałam, podnosząc się z łóżka. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. 
-Proszę. -odpowiedział na głos, tą swoją zniewalającą chrypką, tuląc się do poduszki. 
-Sophie, Harry, to ja. -Anne lekko uchyliła drzwi, zaglądając do środka -Zejdziecie na śniadanie? 
-Tak, jasne. Daj nam chwilkę. -oderwał się od poduszki, lekko się do niej uśmiechając. 
Weszłam do łazienki, wsuwając na siebie ciemne jeansy, do których dobrałam miętowy sweterek. Ogarnęłam też lekko swoją twarz, a włosom pozwoliłam zostać w ich naturalnej postaci. W sumie nie wyglądały źle, mogłam nawet powiedzieć, że wyjątkowo były ładne. 
Na dole zastaliśmy wszystkich, już dawno zajadających się śniadaniem. Razem z Harrym zajęliśmy miejsca przy stole, częstując się tym, co przygotowała Anne. 
-Długo będziecie w Holmes Chapel? -zapytała Gemma, spoglądając na mnie i Harrego. 
-Niestety nie, niedługo muszę wracać do Londynu... 
-Dziękuję Anne, było pyszne. -Kim wstała i pocałowała ją w policzek -Teraz was przepraszam, pójdę z małą na spacer. -lekko się uśmiechnęła. 
-Nie, poczekaj. -zatrzymał ją Harry -My pójdziemy. -spojrzał na mnie. Kim niepewnie skierowała swój wzrok w moją stronę, jednocześnie chcąc się upewnić, czy to nie kłopot. Twierdząco pokiwałam głową, szeroko się uśmiechając. 
-W takim razie pójdę przebrać jej pieluszkę. Dajcie znać jak będziecie gotowi. -odwzajemniła uśmiech i udała się na górę. 
Po lekkim ogarnięciu stołu i pomocy Anne w zmywaniu, udałam się na górę, gdzie czekał na mnie Harry. 
-Zapomniałem, że mam dla ciebie prezent świąteczny. -dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoniach małe, czerwone pudełko z kokardką po środku. 
-Ja też. -puknęłam się w czoło, sięgając do walizki. 
-Nie miałaś mi nic kupować. -wstał i skarcił mnie wzrokiem. 
-I kto to mówi. -wytknęłam mu język -Wesołych świąt! -uśmiechnęłam się szeroko, dając mu mój prezent. 
-Wesołych świąt! -odpowiedział, lekko całując mnie w policzek. Najpierw pozwoliłam jemu otworzyć pudełko, po czym zobaczyłam, jak jego oczy zamieniają się w wielkość pięciozłotówek -Zegarek? 
-Nie, to tylko taki sprzęt, jak u Power Rangers'ów. Będziesz mógł się kontaktować z resztą. -odpowiedziałam z uśmiechem na ustach, wywracając oczami. 
-Dziękuję. -stanął bliżej i cmoknął mnie w usta -Teraz otwórz swój. -niepewnie sięgnęłam po pudełko od Hazzy. W środku znajdowały się klucze, tak klucze. Dokładniej dwa, złączone brelokiem w kształcie serca. 
-Co się nimi otwiera? -zapytałam, unosząc brwi. 
-Tego dowiesz się dopiero w Londynie. -rzucił się na mnie, tym samym razem wylądowaliśmy na łóżku, gdzie już po chwili składał na moich ustach z milion pocałunków. 
-Styles, za chwile ktoś tu wejdzie. 
-No i co? Nie mam prawa cię całować? -oderwał się na chwilę, po czym znów wrócił do poprzedniego zajęcia. 
-Masz, ale zapewne nikt nie chciałby przeszkodzić i dziwnie się czuć. Wstajemy. -odepchnęłam go od siebie -Spacer z Ellie czeka. -szeroko się uśmiechnęłam, podając mu rękę. Po chwili zastanowienia jednak ją chwycił i podniósł się z łóżka. 
*

-Ale się za wami stęskniłem! -usłyszałam Boo, zaraz po przekroczeniu progu domu chłopców. Czekała tam także reszta. Uściskałam wszystkich po kolei, wzrokiem szukając Lilly. Siedziała na kanapie, skąd chyba jednak nie miała zamiaru wstawać. 
-A ty się ze mną nie przywitasz? -wygięłam usta w podkówkę, siadając koło niej. 
-Nic mi nie powiedziałaś. Przecież zabrałabym cię do siebie. -odpowiedziała smutno. 
-Daj spokój, ja też mogłabym cię teraz zabić. Powiedziałaś wszystko Hazzie. 
-Źle ci było w Holmes Chapel? -uniosła brwi, cwaniacko się uśmiechając. Na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech, po czym mocno ją ścisnęłam. Wprawdzie nie widziałyśmy się tylko pięć dni, ale to wystarczyło, żebym za nią stęskniła się najbardziej. 
-Dobra, a teraz niespodzianka! -wydarł się Horan, podchodząc do nas -Obie dostałyście swoje prezenty, prawda? -spojrzałam na Lilly, która twierdząco kiwnęła głową. Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić to samo. 
-W takim razie... -pojawił się Liam -jutro możecie pakować swoje manatki. 
-To znaczy? -zapytała zdziwiona Lilly. 
-To znaczy, że będziecie od teraz mieszkać z nami. Yay! -wydarł się Zayn, mocno nas ściskając. 
-Jak to? Tutaj? 
-Nie. -zjawił się Louis -Trochę inna okolica. W każdym razie klucze, które dostałyście są właśnie od tamtego domu. Fajnie będzie nie? -wytrzeszczył oczy i zaczął po nas skakać. 
-Louis! -w końcu przerwała mu Lilly -Zejdź z nas do cholery! 
-Może bądź trochę milsza? -wygiął usta w podkówkę i z udawanym płaczem udał się na górę. 
-Boże, z kim ja żyję? -Malik złożył ręce i spojrzał w niebo. W sumie mu się nie dziwię, Louis to chyba najdziwniejsza osoba, którą znam. 
-Pójdę do niego. -jednak Harry się pofatygował. 
Pozostali rozsiedli się w salonie, wbijając wzrok w ekran telewizora. Harry po kilku minutach wrócił razem z Louisem, który jednak stwierdził, że nie usiądzie koło Lilly, dlatego zajął miejsce na podłodze. Przypomniał mi się wieczór, kiedy poznałam ich wszystkich. Boo leżał dokładnie w tym samym miejscu, identycznie sytuując swoje nogi. Zaczęłam chichrać się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że moje życie byłoby milion razy nudniejsze, gdyby nie te sześć przygłupów. 
-Co cię tak śmieszy? To moja dupa, tak? Wiedziałem, że prędzej, czy później ktoś mnie za nią znienawidzi. -Louis znowu zaczął 'płakać'. 
-Louis... -głośno westchnęłam -Nie chodzi mi o twoje dupsko, jasne? 
-Tak? W takim razie dlaczego się śmiejesz? Przecież nie z loków Hazzy. 
-Louis kurde. Chodzi o to, że leżałeś dokładnie w takiej samej pozycji, jak byłam tu za pierwszym razem. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że moje życie bez was nie miałoby żadnego sensu. 
-Aww. -usłyszałam słitaśny głos Nialla, siedzącego obok mnie. 
-Aww. -Louis to powtórzył i podszedł mnie przytulić -Jesteś taka słodziutka, że normalnie tylko cię ściskać i całować. 
-Uspokój się Tomlinson. Ściskać pozwalam z całowaniem będzie gorzej. -Harry spojrzał na niego z groźną miną, po czym wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem. 
-Zazdrosne Hazziątko. Aww. -Louis zaczął teraz ściskać Hazzę. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 15: 'Chodzi o święta...'


Kto mi powie, kiedy minęły ostatnie dwa miesiące? Pamiętam, jak Harry przyszedł powiedzieć mi, że jadę z nim w trasę, a za chwilę wracamy już do domu. Jak. To. Się. Stało? 
Jutro mamy razem z Lilly samolot do Londynu, potem czeka mnie jeszcze podróż do Polski. W końcu spędzę trochę czasu z rodzicami. Nie mogę uwierzyć, że Boże Narodzenie za pasem. Umówiliśmy się wszyscy, że nie robimy sobie żadnych prezentów, bo to nie ma sensu. Z resztą obie z Lilly nigdy tego nie robiłyśmy, same jesteśmy dla siebie najlepszymi prezentami. Mam tylko w planach kupić coś małego dla Harrego i rodziców. 
Ostatnia szansa na jakiekolwiek zakupy, dlatego razem z Lil wybieramy się do galerii, kiedy to chłopcy mają ostatnie próby do koncertu. 
Nieco się ogarnęłam i po założeniu luźnej bluzy zaczęłam szukać Lilly. Jak się okazało wciąż próbowała zdecydować się na to, co włożyć. Poleciłam jej ten zestaw, bo nie oszukujmy się, nie chciała tylko dobrze wyglądać, chciała utkwić w pamięci Niallowi. Zbliżyli się do siebie i to widać, ale jak to oni, nie potrafią ani nikomu o tym powiedzieć, ani przede wszystkim otworzyć się sobie nawzajem. 
W każdym razie, udałyśmy się do jednego z pobliskich centrów handlowych, poszukać czegoś, co nadałoby się na prezenty świąteczne. Kupiłam swojej mamie srebrną bransoletkę z napisem 'Love you mummy', natomiast tata dostanie krawat ze świętym Mikołajem. Wiem, że to nic wielkiego, ale w sumie stwierdzam, że spędzenie wspólnie świąt jest ważniejsze od prezentów. Został jeszcze tylko podarunek dla Harrego. Nie miałam żadnego pomysłu, więc chodziłam wraz z Lilly po centrum handlowym, czekając aż coś samo rzuci mi się w oczy. Nic, kompletnie nic, dopóki nie zatrzymałyśmy się przed wystawą jednego ze sklepów jubilerskich. Pełno bzdetek, zawieszek, bransoletek i... zegarków. Harry zgubił wczoraj swój zegarek, więc... mamy to! Ten, który wpadł mi w oko był bardzo podobny do tego, który zginął, dlatego bez namysłu go kupiłam. Tak więc świąteczne zakupy udane, możemy wracać do hotelu. Nie, w sumie przyda się jakaś kawa. I tak nie miałyśmy co robić, dlatego siadłyśmy w pobliskim Starbucks, czekając na nasze zamówienie. W czasie, kiedy zafundowałyśmy sobie małą pogawędkę, zadzwonił mój telefon. Mama. 
-Hej słońce, musimy porozmawiać... -niepewny głos mamy, jakby się czegoś bała. Super, jeszcze tego mi potrzeba. 
-Cześć mamo, mów. 
-Chodzi o święta... -no pięknie -Ciocia Mela jest w szpitalu... -cudownie. Wyczujcie ten sarkazm. -Będziemy musieli lecieć do Kanady. 
-Wiesz, że ja tam nie pojadę, prawda? -złe wspomnienia, zbyt złe wspomnienia, żeby kiedykolwiek znów tam jechać. 
-Wiem kochanie, bardzo cię przepraszam, ale dopiero przed chwilą się dowiedziałam. Co mam zrobić? -zapytała tym swoim bezradnym tonem. 
-Nic mamo, nie przejmuj się. Jakoś dam sobie radę. - a co miałam powiedzieć? 
-Kochanie porozmawiaj z Lilly i jedź do niej. Tylko mi nie siedź sama, rozumiemy się? 
-Mamo, jakoś dam radę. 
-Kochanie, wiesz, że cię kocham, prawda? 
-Ja ciebie też mamo. Muszę już kończyć. Zadzwoń później. 
-Dziękuję kochanie. Obiecuję, że jakoś to nadrobimy. 
-Jasne. -odpowiedziałam, sama w to nie wierząc -Pa. 
-Kto to? -zapytała Lilly, kiedy już się rozłączyłam. No tak, przecież nic nie rozumiała... 
-Moja mama. Ciocia Mela jest w szpitalu. -przecież jej nie okłamałam, po prostu nie powiedziałam całej prawdy. 
-Przykro mi. 
-Daj spokój. -ciepło się uśmiechnęłam -To pewnie nic poważnego. Wróćmy do hotelu, chłopcy już pewnie tam są. -zaproponowałam, biorąc kawę ze stołu. 
-Tak, jasne. -na jej twarzy pojawił się uśmiech, po czym także wstała z miejsca. 
Nie myliłam się, chłopcy czekali już w pokoju, a co gorsze był to pokój Lilly i mój. Wprawdzie dostanie się do niego nie było trudne, gdyż musieli tylko otworzyć drzwi, łączące nasz apartament z ich, ale stwierdzam, że rozrzucenie staników po całym pomieszczeniu potrzebowało większego wysiłku.
-Louis! -krzyknęłam, widząc go, przymierzającego na siebie mój różowy stanik. 
-No co? -zapytał zdziwiony -Harry już go pewnie widział, ja też chciałem. -otworzyłam usta z wrażenia, po czym parsknęłam niepohamowanym śmiechem. 
-Harry go nie widział głupku. -puknęłam go w czoło, po czym zerwałam z niego mój stanik. Lilly zaczęła zbierać swoje z podłogi i lampy, a Louis powoli zaczął się wymykać. 
-Tomlinson, zapłacisz za to! -wydarła się Lilly, widząc, jak Louis zamyka drzwi łączące nasze pokoje. Zayn natomiast zaczął wyłaniać się zza łóżka, pewni myśląc, że go nie widzę. 
-Cześć Zaynuś, ty też tutaj? -chyba go wystraszyłam, bo podskoczył. Szybko tylko wymsknęło mu się 'ups', po czym równie szybko opuścił pokój. 
-Z kim ja żyję? -Lilly wywróciła oczami, pakując swoją bieliznę. 
-O, cześć, słyszałem, że już jesteście. -Harry zjawił się koło mnie, dając mi buziaka w policzek -To twoje? -podniósł tym razem czarny stanik z podłogi i zaczął się jemu dokładnie przyglądać. 
-Oddawaj to! -wyrwałam mu go z rąk. 
-Ej. -oburzył się, marszcząc brwi -Ładny. -lekko się uśmiechnął. Wywróciłam oczami, pakując wszystko do torby. 
-Harry! Musimy jechać! Paul czeka już na dole! -Liam zaczął się drzeć. Przecież przesunąć zadek o 2 metry i przyjść to normalnie powiedzieć, to takie trudne, nie? 
-Jedziecie z nami, czy będziecie później? -Harry zapytał, lekko muskając moje usta. 
-Ogarniemy się trochę i przyjedziemy później. -lekko się uśmiechnęłam. 
-Okej, w takim razie ja już pójdę. -cmoknął mnie w czoło i zaczął się oddalać -Kocham cię. 
-Ja ciebie też. -szerzej się uśmiechnęłam, machając mu. 

Ogarnęłyśmy z Lilly nasze walizki, które w większości już są spakowane. Rano dorzucimy tylko resztę rzeczy i będziemy gotowe do odlotu. Spięłyśmy więc zadki i po lekkim wystrojeniu postanowiłyśmy udać się na koncert. Lil postawiła na szpilki i zwiewną sukienkę, ja natomiast nie chciałam wyglądać aż tak galowo, bo w sumie nie miałam do wyrwania żadnego chłopaka, w przeciwieństwie do niej. Postawiłam więc na bardziej luźny strój, zakładając spodnie i marynarkę

Pół godziny później samochód, którym jechałyśmy, zaparkował na parkingu areny. Razem z ochroniarzem udałyśmy się na backstage, gdzie chłopcy przygotowywali się do występu. 
-Powodzenia. -uśmiechnęłam się, składając na jego ustach lekki pocałunek. 
-Harry idziemy! -Louis pociągnął go za koszulkę, tym samym przerywając naszego buziaka -Piątka Sophie! -spojrzałam na niego z groźną miną, po chwili jednak klepiąc jego rękę. Oczywiście razem z Lilly wykonałyśmy ten sam gest w stronę reszty chłopców. 
*
-Sophie, musimy już iść. -Lilly zaczęła mnie poganiać, pewnie nie chcąc spóźnić się na lot. 
-Wiem, jeszcze sekundka. -odpowiedziałam jej, wracając do Harrego -Będę tęsknić. -wygięłam usta w podkówkę.
-Ja też. -zrobił to samo -Napisz, jak wylądujesz. Będę w Londynie zaraz po świętach... z resztą zadzwonię. -uśmiechnął się, mocno mnie przytulając. 
-Kocham cię, uważaj na siebie. -powiedziałam lekko trzęsącym się głosem, nadal nie przestając go ściskać. 
-Ja ciebie też. -odsunął się ode mnie i złożył na moich ustach lekki pocałunek. 
Więc wszyscy chłopcy pożegnani, możemy wsiadać na pokład. Nie mam serca tak ich zostawiać, jednocześnie okłamując. Ale co mam zrobić? Przecież nie zniszczę świąt ani Harremu, ani Lilly. Oboje bardzo się cieszą na spotkania z rodzinami, że po prostu nie mam prawa tego robić. 
Pokiwałyśmy jeszcze tylko wszystkim, chwilę później zajmując swoje miejsca. 
*
Równe 10 godzin później znalazłyśmy się na lotnisku Heathrow, odbierając swoje bagaże. Jak było w planach, udałyśmy się do domu, by tam zabrać kilka dodatkowych rzeczy, skąd później każda z nas miała jechać w inną stronę. 
Lilly zabrała, co potrzebne i udała się na dworzec. Jak ja mogę ją okłamywać? Powiedziałam, że mam samolot do Polski za dwie godziny, ale to przecież kłamstwo. Zostanę w Londynie i będę tu sama jak palec. Taka prawda. Z drugiej strony, święta są po to, żeby spędzić je z rodziną i obce osoby nie powinny w tym przeszkadzać. Wiem, że może nie do końca jestem obca, ale nie należę do ich rodzin, więc nie będę robić nic, co by na to wskazywało. 
Poszłam na górę, rozpakować swoje rzeczy, po czym zadzwoniłam zarówno do Harrego, jak i do mamy, żeby powiedzieć, że jestem w Londynie. Wzięłam też odprężającą kąpiel i przebrałam się w piżamę. Jako że nie bardzo miałam co robić, poszłam spać, stwierdzając, że to najlepsza z dostępnych opcji. 
*
Tak więc oficjalnie rozpoczęła się Wigilia. To także dzień urodzin Louisa, dlatego z samego rana zadzwoniłam do niego, życząc przede wszystkim zdrowia, szczęścia, dużo miłości i pełnego kosza marchewek. Zarówno Louis, jak i ja specjalnie nie rwaliśmy się do rozmowy, więc po usłyszeniu, że wszystko w porządku, rozłączył się. Na dworze słychać dzieciaki biegające po ulicach i dzwoniące najprzeróżniejszymi dzwoneczkami, płatki śniegu cały czas spadają z nieba, tworząc coraz to większe zaspy, a ja? A ja siedzę na kanapie delektując się lodami piernikowymi, które nawet w małej części nie są w stanie zastąpić prawdziwych pierników mojej mamy. W tym roku nie wyciągnęłam też choinki i lampek z piwnicy, bo to dołowałoby mnie jeszcze bardziej. Siedzę po prostu w salonie, oglądając 'Kevina samego w domu' już po raz dziesiąty w ciągu dwóch dni. Chyba potrafię nawet wyrecytować to na pamięć. 
Nagle dzwonek do drzwi, to pewnie kolędnicy, na których widok się rozpłaczę, kiedy coś mi zaśpiewają. Nie mam jednak serca zostawiać ich na dworze, więc podniosłam zadek z kanapy i podeszłam do drzwi. Po ich otwarciu doleciało do mnie zimno, panujące na zewnątrz. Zaraz, tylko dlaczego przede mną nie stoi gromadka dzieci, tylko jest on jeden? I do tego loki sterczące spod wełnianej czapki. 
-Harry? -zapytałam, sama nie wierząc w to, że własnie przede mną stoi. Tylko twierdząco pokiwał głową, wtulając się we mnie. 
-Czemu nic mi nie powiedziałaś? -zapytał smutno, odwieszając płaszcz, na którym roztapiały się ostatnie płatki śniegu. 
-Nie chciałam psuć wam świąt. -spuściłam głowę. 
-Nie popsujesz nikomu świąt, idź się spakować. -uniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w oczy. 
-Co? 
-Przecież nie przyjechałem tutaj, żeby sobie posiedzieć. -lekko się uśmiechnął -Moja mama karze ci przyjechać. Nie radzę jej odmawiać. -uniósł brwi. 
-Harry, to są wasze święta, powinniście być razem, nie chcę wam przeszkadzać. Po drugie nic dla nich nie mam. -spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. 
-Nie będziesz nikomu przeszkadzać, jasne? Jeśli chodzi o prezenty to nikt nic nie potrzebuje. Najważniejsze, żebyś była z nami. Spakuj się. 
-Jesteś pewien? 
-Tak. -odpowiedział pospiesznie. 
Nie pozostało mi nic innego, jak zabranie kilku rzeczy i wsadzenie ich do walizki. W zasadzie to ciekawa jestem, jak Harry dowiedział się o tym, że jednak jestem w Londynie. Mniejsza, nie mam zamiaru się tym przejmować. Spędzę święta w jego towarzystwie, więc nic innego się nie liczy.