czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 14: '... to kurde była zła wiadomość, mam cię zabijać za dobre?'


-Całą noc tak się bawiłeś moimi włosami? -zapytałam, otwierając powieki, jednocześnie czując oślepiające mnie światło,które akurat wpadło do pokoju.
-Nie, myślałem. 
-O czym znowu? -odwróciłam się do niego -Przecież już ci mówiłam, wszystko jest okej. 
-Nie o tym głupolu. Myślałem, czy my tak właściwie jesteśmy razem... 
-A, o tym już ty mi powiedz. -uśmiechnęłam się, znów wracając do poprzedniej pozycji. Harry objął mnie ramieniem, kładąc swój podbródek na mojej ręce. 
-A chcesz? -zapytał szeptem. 
-A chcesz? -powtórzyłam jego pytanie. 
-A chcę. 
-A ja też chcę. -uśmiechnęłam się, odwracając do niego -Kocham cię Harry. 
-Ja ciebie mocniej. -wyszeptał mi na ucho, po czym mocniej do siebie przytulił. 
-Sophie, zrób mi śniadanie. -do pokoju wleciał Niall, oczywiście się drąc, bo jak można inaczej. 
-Niall, na dole jest kuchnia, sam sobie zrób. -wyręczył mnie Harry. 
-Nie, jeszcze coś popsuję. -wybuchłam śmiechem. 
-Niall już i tak rozwaliliście mi dom. Nawet nie muszę schodzić na dół, żeby to sprawdzać. Idź na dół, wejdź do kuchni, otwórz lodówkę i wyjmij z niej pierwszą, lepszą rzecz. 
-Nie to nie, idę do Lilly! -wydarł się i z trzaskiem opuścił mój pokój. 
-Co za ludzie. -wywróciłam oczami. 
-Moi ludzie. -usłyszałam chrypkę Hazzy. 
*
Zeszliśmy na dół po jakiejś godzinie, trzymając się za ręce. Oczywiście wszyscy zaczęli patrzeć się jak na jełopów, ale to norma. 
-Musicie się tak gapić? -zapytałam, niewyraźnie na nich patrząc. 
-No, wy jesteście taaaaaacy faaaaajni. -Lilly właśnie zaczęła do nad wzdychać. Promile chyba nadal są w jej żyłach. Olałam ją z uśmiechem na ustach, bo to w sumie było słodkie. W czasie kiedy cztery piąte One Direction demolują mi już nie tylko salon, ale także cały dom, ja postanowiłam udać się z moim chłopakiem (ale to cudownie brzmi *.*) do kuchni. 
-Niall! -wydarłam się, kiedy zobaczyłam otwartą lodówkę. 
-Co znowu? -zjawił się w niecałe pięć sekund. 
-Lodówka jest otwarta, za chwilę nie będziesz miał już w ogóle co jeść. 
-Kazałaś zejść na dół, wejść do kuchni, otworzyć lodówkę i wziąć pierwszą lepszą rzecz. W tym przypadku była to parówka. O zamknięciu lodówki nie było mowy, więc tego nie zrobiłem. A teraz przestań na mnie krzyczeć, bo wykonałem twoje instrukcje. -głośno westchnęłam, bo dosłownie nie mogłam uwierzyć w to, co teraz usłyszałam. Niall to małe, niewychowane dziecko, które myśli tylko i wyłącznie o jedzeniu. Tylko -Nie wzdychaj tak, tylko coś zjedz, to ci pomoże. -uśmiechnął się niewinnie, po czym opuścił kuchnię. 
-Nie przejmuj się nim. Najlepiej przyzwyczaj. -szepnął mi na ucho, z powrotem otwierając lodówkę -Naleśniki? 
-A zrobisz? -usiadłam na krześle. 
-A zrobię. -uśmiechnął się. 
Kilka chwil później siedzieliśmy już razem, zajadając się naleśnikami Hazzy, które swoją drogą były lepsze od naleśników Lilly. Niewielu jeszcze tego dokonało. 
-Czemu nie mówiłeś, że robisz naleśniki? -jak myślicie, kto właśnie z hukiem wparował do kuchni? 
-Niall... -zaczęłam błagalnym tonem. 
-Niall, ona ze mną chodzi! Pierwsze wspólne śniadanie! Do cholery, nie przeszkadzaj nam! -pierwszy raz widziałam takiego Harrego. 
-Ludzie oni ze sobą są! -oczywiście, jak zwykle. 
-Zrobiłeś to specjalnie. -stwierdziłam, spoglądając na Hazziątko. 
-Tak. -odpowiedział zdecydowanie, wpijając się w moje usta. I jak tu go nie kochać? 
-Harry, to prawda? - no patrzcie, mamy też Louisa. 
-Harry, to prawda? -Liam. 
-Harry? -Zayn. 
-Sophie? -o, jakaś odmiana, ktoś w końcu zapytał o to mnie. 
-Tak! -wydarliśmy się razem. 
-Ale faaaaajnie. -Liam podszedł do nas oby dwu i zaczął ściskać, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej dwa lata. 
-Wy jesteście razem tacy słodcy, że normalnie moje marchewki się czerwienią. -wybuchłam śmiechem, z resztą nie tylko ja, kiedy Louis to powiedział. 
*
-Gdzie idzieeeeeesz? Zostawiasz mnieeeee? -zaczęła śpiewać mi pod nosem, kiedy zakładałam trampki. 
-Umówiłaaaaam się z Harrymmmm. -czy ja właśnie robię to samo, co ona? 
-Jesteście taaaacy słodcyyy. Miłooooość kwitnieeee! -Lilly zachowuje się właśnie jak pijany menel pod monopolowym. 
-Idź do Nialla, czerwienić się na jego widok. -poruszyłam brwiami, klepiąc ją lekko po ramieniu. 
-Nieeee! -nadal ciągnęła swój śpiew. 
-Taaaak! Zadzwoń po niego. -puściłam jej oczko. 
-Idź już, bo Harry umrze z tęsknoty. 
-Już nie śpiewasz? -zapytałam zdziwiona, na co tylko odpowiedziała uśmiechem. 
-Harry, teraz. -rozkazała, wskazując na drzwi, w których stronę kilka sekund później zaczęła mnie pchać - Harry ona cię kooooooochaaaaaa! -teraz zaczęła wydurniać się przed Hazzą, super, nie? 
-Wieeeeeeem! -on też robi mi wstyd? 
-Bawcie się dobrze. -na chwilę znormalniała, 'żegnając' nas obu. Harry chwycił mnie za rękę i po chwili spacerowaliśmy już po londyńskich chodnikach. 
-O nie. -odwróciłam wzrok, widząc tą siksę, idącą w naszym kierunku. 
-Co? -stanął i spojrzał na mnie jak na dziwaka. 
-Nic, nieważne. Taka jedna tu idzie i nie będzie za ciekawie... -nie zdążyłam dokończyć, bo już zjawiła się koło nas. 
-O Sophie, jak miło cię widzieć. -fałszywość nie zna granic, co? - Dawno nie gadałyśmy, co u ciebie? 
-Cześć Victoria, normalnie z tydzień cię nie widziałam. Już wszystko okej z tipsami? -zapytałam ironicznie. 
-Tak, nawet zafundowałam sobie solarium wczoraj. -ona serio jest taka głupia, czy tylko udaje? -Może przedstawisz mi swojego kolegę. 
-Nie pamiętasz? -zapytałam, udając zdziwienie -To Harry, ten któremu zaufałam i mnie zostawił. Na serio nic sobie nie przypominasz? 
-Sophie, co ty bredzisz? -zaczęła mną trząść. 
-Nie zbliżaj się nawet. -wyswobodziłam się z jej uścisku, szukając wzroku Harrego.
-Pójdziemy już, co? -zapytał, lekko się uśmiechając. Pokiwałam twierdząco głową. 
-Victoria, było tak miło w końcu cię zobaczyć, że zaraz rzygnę tęczą, zejdź mi z oczu. -powiedziałam to, cały czas sztucznie się uśmiechając, po czym chwyciłam rękę Harrego i razem oddaliliśmy się od tego 'czegoś'. 
-Niezły sarkazm i ironia, muszę się tego od ciebie nauczyć. -zaśmiał się, kładąc rękę na mojej talii. 
-Chyba znajdę czas na darmowe lekcje. -ciepło się uśmiechnęłam, po czym otrzymałam buziaka w czoło. 
-Harry! Harry! -usłyszeliśmy za sobą, po czym pewna dziewczyna stanęła przed nami jak wryta -O, a co to za dziewczyna, którą trzymasz za rękę? -zapytała zdziwiona. Moim skromnym zdaniem jeszcze powinna trochę powiedzieć w psychiatryku -Ale czemu kradniesz mi Harrego? -przeniosła wzrok na mnie. Spojrzałam wymownie na Stylesa, nie wiedząc, co robić -No przecież Harry, z nią się spotykasz? -ta dziewczyna własnie mnie wyśmiała? -Zobacz, te włosy -dotknęła jednego z moich pasemek - i ta bluzka... -kiedy pociągnęła materiał, nie wytrzymałam. 
-Nie przesadzaj. -spojrzałam na nią tak, że gdyby była możliwość zabijania wzrokiem, już byłaby po drugiej stronie. 
-Koleżanko, trochę się zapędzasz. -Harry odsunął ode mnie jej dłoń -Myślę, że powinnaś już iść. 
-Harry pamiętaj, nie wybaczę ci tego. -zagroziła mu palcem i ze łzami w oczach, zaczęła się oddalać -Nigdy! -krzyknęła na odchodne, po czym już jej nie było.  
-Okeeeeej, to było dziwne. -wyszczerzyłam oczy i zaczęłam wędrować wzrokiem dosłownie w każdą stronę.
-Przepraszam. -spuścił głowę, czekając pewnie na moją reakcję. 
-Harry, daj spokój, to nie twoja wina. -ciepło się uśmiechnęłam, unosząc jego podbródek -Nie mam zamiaru się tym przejmować. 
-Nie, to nigdy nie powinno się stać. -spojrzał na mnie przepraszająco. 
-Ty masz zamiar się tym przejmować, ty? Daj spokój, wszystko jest w porządku, a ja nie dam jakiejś jednej, przypadkowej dziewczynie tego popsuć. Jasne? -uniosłam brwi. 
-Jesteś najlepsza. -mocno mnie do siebie przytulił, głaskając lekko moje plecy. 
-Nie jestem. -stwierdziłam z uśmiechem, chwytając jego rękę. 

*Dwa tygodnie później* 
-Więc tak. -zamknął drzwi i usiadł na moim łóżku -Są dwie sprawy. Zła i dobra, która najpierw? 
-Zła. -odpowiedziałam, siadając koło niego. 
-Taaaak. -powiedział niepewnie - Serio chcesz wiedzieć? 
-Nie Harry, przyszedłeś tu o siódmej rano, żeby sobie posiedzieć. -wywróciłam oczami.
-Ale przecież ty mnie zabijesz. 
-To się jeszcze okaże. Mów, bo zrobię to szybciej niż się spodziewasz. -groźnie na niego spojrzałam. 
-No dobra, musimy jechać w trasę do USA i nie będzie nas aż do świąt.  
-Za to mam cię zabić? -zapytałam zdziwiona -Przecież to część tego, co robicie. -ciepło się uśmiechnęłam, chwytając go za rękę. 
-Nie, nie do końca za to... 
-Harry, przecież to kurde była zła wiadomość, mam cię zabijać za dobre? 
-Ale kurde dobra jest taka, że jedziesz ze mną. 
-Ale kurde ja przecież mam szkołę. 
-No i kurde własnie za to mnie zabijesz. -przeniósł wzrok na nasze ręce. 
-Coś ty zrobił Styles? 
-Chodzi głównie o to... że... 
-Wykrztuś to. 
-No bo... ja tak jakby... byłem u ciebie w szkole... i no... załatwiłem wszystko... no i możesz ze mną jechać... 
-To znaczy? 
-To znaczy, że ty i Lilly jedziecie z nami i będziecie się po prostu uczyć tam, a potem w styczniu zdacie wszystkie potrzebne egzaminy. -jeszcze nie odważył się spojrzeć mi w oczy. 
-Spójrz mi w oczy. -powiedziałam to tonem, którym w sumie nie chciałam. Pewnie zabrzmiałam jak porządnie wkurwiona na niego siksa, co wcale nie było prawdą. Harry natomiast nie bał się przyjąć tego na klatę i od razu wykonał, to, co mu kazałam. 
-Przepraszam. -jedyne, co z siebie wydobył. 
-Czemu ty jesteś taki idealny? 
-Co? -'ocknął' się. 
-Pytałam, czemu jesteś taki idealny. 
-Nie jestem. 
-Jesteś. Dla mnie jesteś. -poprawiłam się, zbliżając do siebie nasze ciała. 
-Nie jesteś zła? -zapytał, głęboko wpatrując się w moje oczy. 
-Jak mogłabym być na ciebie zła? -lekko się uśmiechnęłam. Harry nie odpowiedział nic, tylko wlepił się w moje usta. 
Kocham te momenty, kiedy jesteśmy tylko my. W powietrzu wytwarza się magiczna aura, która nie pozwala nikomu tego przerwać. Zupełnie nikomu. 
-Zaraz. -odsunęłam go od siebie -To Lilly wiedziała? 
-Horan jej powiedział. To nie moja wina! 
-No dobra już, nie drzyj się. 
-Oni tam czekają na dole. 
-Harry jest chwilę po siódmej. Serio zeszliście się tu wszyscy? 
-Tak, jutro wieczorem wylatujemy. Horan pewnie i tak by ze mną przyszedł, bo moim skromnym zdaniem leci na Lilly, Louis wstał, bo stwierdził, że za tobą tęskni i musi cię zobaczyć. Swoją drogą na pewno nie tęsknił tak bardzo jak ja, a Liam i Zayn przyszli, bo nie chcieli być gorsi. No i tak to wygląda. 
-Też myślisz, że Niall leci na Lilly? 
-Widziałaś może, żeby dzielił się jedzeniem z kimś innym? -uniósł brwi. Szeroko się uśmiechnęłam, przecząco kiwając głową. 
Zeszliśmy na dół, gdzie cała banda demolowała nam dom. Myślałam, że Lilly jakoś ich ogarnie, ona natomiast chyba się w to nieźle wkręciła. Teraz nie tylko Niall rozsypywał chrupki po całym salonie. 
-Sophie! -Louis się wydarł, momentalnie znajdując się przy mnie -Gdzieś ty była, milion lat cię nie widziałem! Jesteś cała? Schudłaś? Coś mizernie wyglądasz. -zaczął trząść mną, przyglądając mi się od góry do dołu. 
-Louis, ja żyję. Nic mi nie jest. Po drugie, nie schudłam, może tobie oczka zmalały. -poklepałam go po ramieniu, udając się na sofę. Zajęłam miejsce na kolanach Liasia, jako że nigdzie indziej nie było po prostu miejsca. 
-Harry będzie zazdrosny. -usłyszałam szept Zayna w moim uchu. 
-Liam, czemu kradniesz mi dziewczynę? -Harry się 'przysiadł', czyt. usiadł na kolanach Zayna. 
-Sama się kradnie. -odpowiedział mu Liam, po czym wybuchłam śmiechem. 
-Sophie, ale najważniejsze! -znowu usłyszałam Louisa -Jedziesz z nami? Jedziesz z nami? Ale powiedz, że jedziesz. -zaczął wydurniać się jak mała dziewczynka, błagająca mamę o lalkę w sklepie. 
-Jedzie Louis, jedzie. Uspokój się już, bo zaraz się rozmyśli. -Harry zmroził go wzrokiem. 
-Ale to dobrze, że jedzie. Przynajmniej nie będziesz się smucić. Puci puci Hazziątko. -chwycił go za policzki i zaczął targać w każdą możliwą stronę. 
-Louis! -Harry w końcu nie wytrzymał i się wydarł. Louis chyba serio się wystraszył, bo zaczął przed nim uciekać. Mój chłopak jednak nie pozostał dłużny i zerwał się z kolan Zayna, tym samym rozpoczynając pościg za Lou. 
-Gdzie właściwie jest Lilly i Niall? -zapytałam zdziwiona, widząc, że już nie ma ich koło nas. Liam i Zayn tylko wzdrygnęli ramionami, na znak, że również nie mają pojęcia. Zostawiając ich samych na kanapie oraz Louisa i Harrego goniących się po salonie, udałam się do kuchni, zaczerpnąć czegoś do picia. Kogo tam zastałam? No jasne, przecież to było do przewidzenia. Lilly i Niall. Coś było jednak nie tak... Ani się nie karmili, ani nic nie gotowali. Oni po prostu siedzieli naprzeciw siebie, trzymając się za ręce i gapiąc się sobie wzajemnie w patrzałki. Lilly i Niall najnormalniej w świecie patrzyli sobie w patrzałki, a co było najlepsze, że oni nie widzieli poza sobą świata. Nawet nie wiedzieli, że weszłam własnie do kuchni. Postanowiłam jednak im nie przeszkadzać i po cichu się stamtąd wycofałam. 
-O nie, teraz tam nie wejdziesz. -zatrzymałam Zayna, który chciał wbić do kuchni. 
-A bo co? -uniósł brwi, próbując się siłować. 
-Nie Zayn, nie idź tam. 
-Chcę coś do picia no. Nic nie ukradnę. 
-Zayn, Lilly i Niall tam są, no. Nie przeszkadzaj im, co? 
-Mogłaś tak od razu. -ciepło się uśmiechnął -Niall! Idę do sklepu! -zaczął się drzeć. 
-Zayn, ty idioto! -wydarłam się, wiedząc, że przerywa im sielankę. 
Co zdziwiło nas obu, to to, że Niall nie zjawił się, jak to ma w zwyczaju, po 5 sekundach. Ba, on nie zjawił się w ogóle. Co się stało z tym chłopakiem? Sophie, debilu, on się zakochał. 
Wzdrygnęłam ramionami, widząc minę przegranego Zayna i zostawiłam go zdezorientowanego, sama udając się z powrotem do salonu. 
-Co się tam dzieje? -zapytał Liam, widząc, że siadam koło niego. 
-Lilly i Niall się na siebie gapią. 
-Pierdolisz? 
-Liam! -wytrzeszczyłam oczy -Jak ty się wyrażasz? 
-Przepraszam, żartujesz? -zaśmiał się. Tylko przecząco pokiwałam głową -Ale fajnieee! -zaczął się jarać jak mała dziewczynka. 
-Ja ci nic nie powiedziałam. -zagroziłam mu palcem -Lilly mnie zabije. 
-Spokojnie. -puścił mi oczko -Nikomu nie powiem. 
-Czego nikomu nie powiesz? -zjawił się Harry, obejmując mnie ramieniem.
-Powiedziałem, że nie powiem, więc nie powiem. -wytknął mu język. 
-Kotek, czego Liam mi nie powie? -usłyszałam jego cudowną chrypkę w swoim uchu. 
-Nie powiem ci. -odwróciłam się w jego stronę, cwaniacko się uśmiechając -Co zrobiłeś z Louisem? 
-Zamknąłem go na balkonie, niech tam siedzi. -wzruszył ramionami, przełączając program w telewizji. 
-Żartujesz? Zamarznie tam. -Liam wstał z miejsca i zaczął panikować -Trzeba go uwolnić! -spojrzałam na niego jak na idiotę, jednak nic sobie z tego nie zrobił i ruszył na górę w stylu Supeman'a, ratować Louisa. Wywróciłam tylko oczami, opierając się o Hazzę. 

_____________________________
Dziś trochę ogłoszeń duszpasterskich xd
Pierwsze z nich to jedno wielkie dzięki za 7 tysięcy odsłon! (Nie mam pojęcia jak to robicie, ale jesteście niesamowici!!!)
Drugie; nie wiem, jak będzie u mnie z dodawaniem rozdziałów w przyszłym tygodniu, ponieważ mogę być nieobecna. Myślę jednak, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i na początku tygodnia pojawi się nowy :) (chciałam tylko uprzedzić, byście się nie zdziwili jakby co :))
Trzecie; chciałabym zaprosić na bloga twitterowej @ComeToPoland1D - http://ohh-my-my.blogspot.com/  Zaczyna się świetnie i jestem pewna, że historia urzeknie mnie tak samo jak poprzednie :)
To tyle ode mnie. Jeśli macie jakieś pytania/sugestie, bądź chcecie być informowani, zostawcie w komentarzu swój numer gg, twittera, facebooka, maila, cokolwiek :)
Dzięki za wszystko :) x

9 komentarzy:

  1. Wow!! To jest po prostu świetne!!! Tak bardzo mi się podoba twój blog :) I zapraszam na mojego: tak-trudno-jest-kochac.blogspot.com i czarownica-z-piekla-rodem.blogspot.com
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział:);)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział:) dziękuje:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś świetna! Nie przestawaj pisać;D

    OdpowiedzUsuń
  5. AAA BOSKIE ! zapraszam do mnie : http://everything-has-change.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. od fajek, narkotyków, seksu czy teledysku do Kiss You? xD

      Usuń
  7. Puci puci Hazziątko. -chwycił go za policzki i zaczął targać w każdą możliwą stronę. - najlepszy moment :)
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  8. te dziesięć tysięcy, to też moja zasługa Myszko! :D ♥

    OdpowiedzUsuń